Rozgadał nam się Chłopiec na potęgę. Nie zdążam z
zapisywaniem nowych słów, choć bardzo się staram, żeby nie umknęły. Także tym
razem lista jest dość długa, ale fajnie będzie kiedyś poczytać, jak zaskakująco
wymawiał Tygrys niektóre słowa i to mnie chyba motywuje do ciągłego notowania.
Przybyło nam sporo zwierzątek w słowniku:
- kucik:
kogucik, robi jiku
- małpi(a): małpy(a)
- kecik: krecik
- kowa: krowa
- let/łew: lew
- ziów: żółw
- ziub: żubr
- cimak: slimak
- obak: robak
- joń/toń:
dołączyło do bombika, czyli słonika
- jet: jeż
- jojib:
wieloryb
- meba: mewa
I całe mnóstwo innych słów:
- bodi: body
- lina
- dzim: dym
- piecy: plecy
- ebek: chlebek
- nic tu nie ma (uf, dobrze, że nie powiedział kuzia,
czyli kurz; tym razem pod łóżkiem było czysto :)
-akupi: nie nie okapi, a zakupy
- pi (wymawiane krótko i brzmiące inaczej
niż pi pi na odgłos myszy czy kurczaka): śpi
- agórek: ogórek wrócił do słownika
- t(cz)ajnik: czajnik
- kepuk: keczup
- pama:
plama
- tenta:
tęcza
- kociki:
kolczyki
- kiwi
- zipua: zupa
- bigot: bigos
- moka:
mąka
- gzibek:
grezybek
- ata: lata
- den:
dzień; mama den zdarzyło mi się usłyszeć, na szczęście nie o 5 rano, bo bym nie
uwierzyła, a przy zabawie w chowanego lub udawanie spania
- a jak dzień to i
not
- tata jeda:
tata jedzie
- dlugi
- duzi
- siam,
jeszcze nie nadużywane
- nioga:
noga
- gonek:
ogonek
- tani tani
- pojaj:
polar
- koc(t)ek:
klocek
- tolik: stolik
- cieś: cześć
- dzidzia
- siusiak, który
oczywiście mają wszyscy, mama i babcia też
- i słowo, którego nie potrafię zapisać, ale brzmi,
jak strażak. My przynajmniej wiemy, o co chodzi.
- chcie mlieka:
zdanie które pojawiło się jednorazowo, w poranek po zmianie czasu, oczywiście o
godzinie mało przychylnej dla rodziców :)
Tygrys zaczął wymawiać imiona nie tylko nasze, ale obu
Babć, Dziadka, Cioci, psa. Sam jest nadal ja. I najbardziej urocze
dla nas słowa w tym miesiącu, zdrobnienia. Zaczęło się od Taciku, a potem
poszło: Mamiku, Dziadziku, Babiku. Jak słyszę, to się rozpływam.
Najczęściej powtarzanym słowem jest mama i tata.
Wiadomo :). Ale od jakiegoś czasu pojawiają się w zestawieniu z goła mama
i goły tata i wszyscy inni też. I nie to, że biegamy przy nim na golasa.
Zdarza nam się ubierać/przebierać przy Chłopaku i może zauważyć kawałek
pośladka, ale nie epatujemy golizną, ale też nie robimy z tego czegoś
wstydliwego. Natomiast Synek nie lubi być rozebrany, a my najlepiej, żebyśmy
chodzili ubrani od stóp po szyję. Nawet przyzwoity dekolt nie jest wskazany,
najlepiej golf :)
Tygrys to taki
mały żartowniś. Od jakiegoś czasu (zapomniałam o tym przy poprzednich
podsumowaniach) wskazuje na kogoś z członków rodziny np. na tatę i mówi baba.
Jak przeglądamy książeczki Pana Genechtena (o nich TU) i pytam, kto jest
cięższy od motylka odpowiada: tata, z szelmowskim uśmiechem oczywiście.
A najchętniej na wszystko odpowiada kajak, tak jak w zabawie w pomidora. Na do
widzenia zamiast powiedzieć „pa babciu”, słyszymy pa kajaku :) I dużo się
śmieje, a to miód na moje serce. I bawi się słowem. Jak czytamy wiersz, w
którym dopowiadał wcześniej wyrazy dźwiękonaśladowcze, wymyśla w zamian jakieś
własne słowa, ale w rytm wiersza.
Do muzycznego repertuaru Tygrysa doszła nowa melodia
na nutę: Poszła Karolinka... i Tio lat. Tyle imprez mieliśmy w tym miesiącu,
więc siłą rzeczy się pojawiło. A ostatnio podśpiewuje sobie: tzi lat. W
sumie na drugie urodziny jak znalazł.
Za nami kolejne coś, co tak kojarzy się z dzieciństwem
i oczywiście wzruszyło nas rodziców. Chodzenie w dorosłych butach, w sumie w
kapciach, ale co tam :) Najpierw mamy, potem taty. W tych drugich na zakrętach
nie było łatwo.
Mamy już opanowane działanie układu pokarmowego.
Podczas jedzenia Tygrys mówi: pupa. Czasem się zapomnę i zaglądam, co Mu tam
znowu spadło. A chodzi przecież o to, że jedzonko z buzi idzie do pupy. A ile
radochy ma przy tym komentarzu mały Smerf.
Tygrys przyssał się do smoka i to na dobre. Na razie
wpuszczamy na luz, widocznie potrzebuje. Trudniej znosi rozłąkę z nami. Z
upływem czasu nic tu się nie zmienia, rzekłabym że jest niestety coraz
gorzej. Wszędzie nosi ze sobą kołderkę i pluszaki w liczbie 8 do 9 (na
szczęście zapomniał, że w pudełku ma jeszcze kilka). Jak jesteśmy w salonie
ciągnie całe towarzystwo do salonu, by po chwili przenosić wszystko do pokoiku.
Oczywiście zwierzaki i inne świeżaki muszą Mu towarzyszyć przy butli. I jeszcze
kołderka i 3 poduszki. Na szczęście, co dzień do dziadków zabiera tylko 3
maskotki, a od kilku dni także kołderkę. Jak nie miał Swojej potrafił przerwać
zabawę i biec do łóżeczka, żeby pomiętosić tą, którą miał nas tanie u Dziadków.
Lubi mieć uporządkowaną przestrzeń wokół siebie.
Szafki drzwiczek muszą być zamknięte, podobnie jak szuflady. Ubranka nie mogą
zalegać na komodzie. Ma swoje wyobrażenie świata, w którym czuje się
bezpiecznie, więc skarpety muszą być u każdego na stopach.
W zabawie nadal
królują autka, książki i klocki, chociaż chętnie prowadza takiego drewnianego
zwierz na patyku. W ostatnim miesiącu ulubioną lekturą Chłopaka był katalog z
klockami lego. Spędzał nad nim nawet kilkadziesiąt minut. Jakiś czas temu o TUpisałam o „Korku”, jednej z ulubionych zabawa/gier Tygrysa. Panowie znaleźli
nowe zastosowanie. Synuś bierze jedną kartę, przykłada obrazkiem do oczu, a my
zgadujemy. Mamy ułatwione zadanie, bo z drugiej strony jest przecież napis, ale
oczywiście zanim podamy poprawną nazwę, zgadujemy. A Tygrys ma uciechę. Ależ
się zaśmiewa, do przysłowiowego rozpuku. A my z nim oczywiście. To taki
najpiękniejszy śmiech, szczery, dziecięcy. I z głupotek np. ze słowa kotlet czy
skarpetka zamiast laweta czy kabriolet. Natomiast ulubiona książka „Opowiem ci
mamo co robią auta” jest inspiracją do budowania samochodów z drewnianych
klocków. Synuś wskazuje na auto, a my musimy je budować. W pierwszych dniach 24
do łask wróciły książeczki dotykowe. Oglądaliśmy je i dotykaliśmy na okrągło. A
teraz doszły te o przeciwieństwach i kolorach. Nazw kolorów Chłopak nie zna,
ale identyfikuje barwy z różnymi przedmiotami np. zielony klocek to żaba, tak
jak mama w zielonej koszulce; brązowy klocek to miś, czerwony io io (czyt.
straż pożarna), niebieski – rzeka. Skoro była mowa o fakturach, to Tygrys
upodobał sobie miękkość moich piersi. Lubi je sobie podtykać.
Tygrys bierze
kąpiel w brodziku. W zasadzie dla Niego jest bez różnicy, ponieważ nigdy nie
siada (i tu poprawka, przed końcem miesiąca zaczął siadać, chyba za sprawą
piany, którą dopiero poznał). Wymyślił sobie nową zabawę, wrzuca do wody
butelki i zadowolony woła oczywiście: kajaki.
Synek bardzo lubi,
jak Babcia daje Mu coś do domu. A to zupkę, a to herbatnik, jabłka. Pewnego
dnia poszedł o krok dalej. Wskazał na półkę, gdzie stała zakupiona przez Babcię
odżywka do włosów i spytał: do domu to? Chyba chciał zrobić prezent
Mamie.
Czy Wasi Mężczyźni
czasem też mają dziwne pomysły? Już wyjaśniam. Zwykle Synek oczekuje na nasz
powrót z pracy w oknie, co bardzo lubimy. Jednego dnia czeka z Dziadkiem, który
nazywa przechodzącego pod oknem sąsiada burak. Oczywiście nasza mała papuga
powtarza już w kolejne dni: pan burak, nie ma pana buraka itp. Dziadek
zapomniał, że Wnusio ma doskonałą pamięć i jest bardziej niż pewne, że jak
spotka sąsiada na ulicy nie omieszka nazwać go burakiem. Co prawda facet
zasłużył sobie na takie określenie, ale czy moje dziecko ma mu to uświadamiać?
Tatatu nie był gorszy od Dziadka. Rodzice sąsiadują z paniami, które są dość
uciążliwe. Po wyjściu na klatkę schodową zaczął zachęcać Młodego do powtarzania
Baba Jaga. Dla Tygrysa słowo jak każde inne, nie zna jego pejoratywnego
znaczenia, raczej podoba Mu się, bo fajnie się rymuje, choć wolałabym, żebym
nie wypalił przy sąsiadkach, zwłaszcza jak będzie sam z Babcią, bo owe Panie są
niepoczytalne. Taka to czasami pomroczność dopada płeć brzydką w mojej
rodzinie.
W 24 miesiącu
Tygrys miał Swoje pierwsze świadome spotkanie z zimą. Ileż było radości.
Okrzyków: zima zima tj. śnieg. Próba
łapania płatków przez szybę. Odśnieżanie samochodu i podjazdu. Lepienia
bałwana. Radość bez końca. Niestety dość krótka. Patrząc na Synka nie miałabym
nic przeciwko śnieżnej aurze.
Ostatnio wróciłam
do łask. Zwykle mamy dyżury przy zasypiającym Synku na zmianę. Teraz nie ma
opcji, żebym wyszła z pokoju, także co dzień wieczorem koczuję przy łóżeczku.
Co chwilę słyszę: mama to. Co oznacza – mama nakryj. Po którymś mama
to nie wytrzymuję i powtarzam, że ostatni raz przykrywam Chłopaka kołderką.
Po chwili słyszę mama raz i tych razów było chyba jeszcze z pięć :)
Siedzimy sobie z
Dziadkiem Tygrysa przy stole, wokół którego Chłopak lubi biegać. Zajęliśmy tyle
miejsca, że z dwóch stron nie ma dostępu. Podchodzi Synek rozkłada ręce i mówi:
drogi nie ma.
I na koniec dialog
z Dziadkiem. Dziadek pokazuje na obrazek z wielbłądem. Tygrys mówi: pliecy
drugi. Dziadek: plecy Cię bolą? I weź się dogadaj z Dziadkiem :) Dawno temu
uczył się o wielbłądach i zapomniał, że mają garby i to dwa.
Super ten Wasz dwulatek:)Moja córcia też jeszcze niedawno zasypiała z mega ilością maskotek ,brała do łóżeczka wszystko co jej wpadło w ręce,ledwo ona się w tym łóżeczku mieściła:)teraz trochę jej to minęło.Pozdrawiamy:)
OdpowiedzUsuńUf. Pocieszyłaś mnie, że to mija, bo zastanawiam się, jak Chłopak się wysypia przy takiej ilości towarzyszy. A jest ich już chyba z 20. Straciłam rachubę :)
UsuńPozdrawiam
Niezła ta zima u Was, że już takiego okazałego bałwana udało się ulepić:)
OdpowiedzUsuńTygrys wspaniały! Wspaniale się Wam rozwija:)
To był tylko jeden dzień na początku listopada. Zima wróciła dopiero wczoraj. Tygrys zaskakuje nas codziennie. Dziś np. nauczył się wołać pomocy. Nie ma jak klocki lego :)
Usuńhaha Twój synio ma większy zasób słownictwa ode mnie:). Co do wyczekiwania na powrót rodziców, to jest to cudowne uczucie. Ja jak wracam, to zawsze żona bierze małą na ręce i wyglądają przez okno. Jak córka mnie tylko zobaczy, to zaczyna się cieszyć i macha swoją małą rączką:) Uwielbiam
OdpowiedzUsuńSpokojnie, od czytania Córci i Tobie się zwiększy :) A tak poważnie, Tygrys każdego dnia mówi coś nowego. My też lubimy ten widok - maluch w oknie, ale poranki nie są już tak miłe. Nieźle musimy się nagimnastykować, żeby przekonać Chłopaka do wyjścia do Dziadków.
UsuńU mnie to już tak dawno było ze brak słów do dzisiaj pamiętam mama daj jupke u Mojej Sikorki to była łyżeczka;)
OdpowiedzUsuńAch te powiedzonka :)
UsuńTemat pup bawi dzieci bardzo długo :) Masz małego gadułe w domu! Tak już będzie :)
OdpowiedzUsuńPóki co to nie męczy, raczej fascynuje. Pewnie gorzej będzie, jak dojdzie: a dlaczego?
UsuńUściski
ten etap u dziecka jest najlepszy rozkoszny 2 latek który już mówi, biega i robi szum w koło siebie;*
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńAle z niego gaduła! ;)
OdpowiedzUsuńNik "gzibek" mówił na grzebień. :)
Śmiesznie ma z tymi skarpetkami, ale miałam taka koleżankę, która jako nawet nastolatka, nie znosiła widoku stóp. Zawsze miała skarpety i nigdy nie chodziła w sandałach. ;)
Mnie samej śnieg jest do szczęścia zupełnie niepotrzebny, ale ze względu na Potworki, chciałabym chociaż pare śnieżnych dni.
W tym miesiącu zarzuciłam notowanie nowych słów, bo codziennie wysyp. Zapisuję tylko ciekawostki, takie właśnie jak gzibek Nika.
UsuńTygrys nie lubi golizny i tyle. Czy to stopa, szyja czy kawałek przedramienia.
Podejście do śniegu mam takie samo :)
Super! Rozgadany ten Wasz tygrysek :D mój najmłodszy smyk ma półtora roku, ale do bogatego słownictwa jeszcze długa droga - brawo dla synka!
OdpowiedzUsuńKażdy ma swój czas. Tygrys się rozpędził i momentami nie zadążamy za nim. W każdym razie w notowaniu.
UsuńSporo tych nowych słówek i zabawnych anegdotek z Tygrysek w roli głównej :) Przy naszym Juniorze też trzeba bardzo uważać na to, co się mówi - niestety kilka razy zdarzyło nam się o tym zapomnieć i potem bardzo długo musieliśmy niektóre słowa z jego słownika wykorzeniać - i również pilnować, żeby nie poleciał jakiś epitet w stronę niezbyt lubianego sąsiada ;)
OdpowiedzUsuńI nam zdarzyło się zapomnieć, a Młody chłonie, jak gąbka. Wczoraj po Babci powtarzał do Dziadka: rusz się. A teraz cieszy się, bo zapamiętał imiona nas wszystkich :)
UsuńAle cudnie będzie Wam zasiasc za 10 lat i poczytac to wszystko 😊 podziwiam
OdpowiedzUsuńI to chyba mnie motywuje, żeby nadal wszystko notować.
UsuńPupa do tej pory wzbudza u moich dziewczyn salwy śmiechu, nie mam pojęcia dlaczego :)
OdpowiedzUsuńWidocznie coś w niej jest :) U nas pupa to komenda: siadaj.
Usuń