Od urodzin Tygrysa minęło już sporo czasu, a ja ciągle nie zostawiłam śladu tutaj na blogu, a bardzo bym chciała zatrzymać te wspomnienia, żeby móc do nich wracać.
Bardzo lubię przygotowania, planowanie, szykowanie dekoracji. W tym roku mieliśmy przed sobą wyzwanie. Po raz pierwszy szykowaliśmy przyjęcie nie tylko dla najbliższych, ale również dla rówieśników Tygrysa. Rozbiliśmy je na dwa weekendowe dni. Zawsze staram się, żeby temat przewodni urodzin nawiązywał do aktualnej pasji Tygrysa. I tak począwszy od pierwszych urodzin były to: auta, pociągi, straż pożarna, dinotraxy, bajka Auta z Zygzakiem i Złomkiem, a ro temu dinozaury. Tym razem nie mogło to być nic innego, jak piłka nożna. Pasja, która pojawiła się nagle latem i trwa. Przyznaję, nieco męcząca. Pewnie dlatego, że wymaga od nas wysiłku fizycznego. Poza tym zainteresowanie historią czy dinozaurami jakoś łatwiej mi dzielić. Piłka mnie nie pociąga, ale bardzo się staram :) Także tuż przed urodzinowym przyjęciem zrobiło się w domu biało-czarno. Z racji tego, że za nami trudne miesiące brakowało mi sił na ozdoby wykonane własnoręcznie, wspomagałam się ofertą sklepów. A tu problem polegał raczej na ograniczeniach budżetu. Trochę gadżetów zakupiłam, a i ze zwykłego słoika z zawieszką z piłką udało się zrobić fajne naczynie na piłkarskie słodkości.
Trudniejszym tematem było menu dla najmłodszych. Niestety, albo trafiliśmy na zupełne niejadki, albo na dzieci o innych gustach kulinarnych, albo nasi goście zjedli obfity posiłek tuż przed wyjściem z domu. Nawet słodkości nie ruszyły. Dobrze, że powstrzymałam Babcię Tygrysa przed pieczeniem dwóch tortów. Pierwszego dnia ubyło zaledwie pasek tortowego boiska. Starczyło dla rodziny, na wynos i dla nas na kolejne dni. A tort był smaczny (nawet Solenizant spróbował) i jak zawsze od serca. Młodsi może zbyt wiele nie pochłonęli, ale potrafili docenić moje starania co do piłkarskich akcentów. Nieskromnie napiszę, że mi się też podobał ten piłkarski stół (a rzadko przy takich okazjach jestem z siebie zadowolona). Choć trochę ułatwiłam sobie życie, bo do maślanych ciasteczek dodałam opłatkowe piłki. Wystarczyło mi zabawy z dekorację babeczek. Przydała się foremka w kształcie niemowlęcego bodziaka, zakupiona na przyjęcie z okazji Chrztu Tygrysa. Wystarczyło odciąć dolną część i mamy piłkarską koszulkę. Do tego jeszcze numer siedem, murawa z masy budyniowej i kolejny piłkarski akcent na stole.
Zdecydowanie łatwiej było naszym małym gościom zapewnić rozrywkę. Biliśmy się z myślami, co zrobić. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na animatorkę. Panią poznaliśmy przy okazji prowadzonych przez nią warsztatów, na których byliśmy latem w bibliotece. Mieliśmy pewność, że zrobi to dobrze i okazało się, że dzieciaki świetnie się bawiły. Animatorka zadbała o muzykę, światła i oczywiście dobrą zabawę, w którą i ja musiałam się zaangażować. Jedna z dziewczynek nie lubi takich zabaw i z trudem udało nam się ją wciągnąć pod koniec. A że druga nie miała pary także padło na mnie. W ogóle z tymi dziewczynkami to wyszło trochę zabawnie. Jak pamiętacie Tygrys nie rwał się do zaproszenia wszystkich koleżanek z klasy. Z racji tego, że jedna z dziewczynek jest siostrą bliźniaczką kumpla Tygrysa i wszyscy chodzili do przedszkola, naturalne wydawało się jej zaproszenie. Synek wybrał jeszcze dwie dziewczynki, z których jedna odpowiedziała na zaproszenie. Także cieszyliśmy się, że dziewczyny będą miały swoje towarzystwo, zwłaszcza po tym, jak dwie nasze sąsiadki zatrzymała w domu kwarantanna (szkoda, ale dzięki temu świętowaliśmy trzy dni :). Ale wszystkiego człowiek nie przewidzi. Okazało się, że zaproszona dziewczynka zdecydowanie woli towarzystwo kolegów i zabawy bardziej chłopięce. Także ja uzupełniałam braki, ocierając pot z czoła.
Zabawy pochłonęły towarzystwo na dobre (może dlatego zapomniały o jedzeniu - tak się pocieszam :). Hitem był spacer w alkogoglach (czy czymś takim), tatuaże i akcesoria z balonów. Największe zapotrzebowanie było oczywiście na miecze, choć Tygrys jako Solenizant otrzymał jeszcze koronę. I nawet brokat na ręce Mu nie przeszkadzał. Wogóle świetnie się spisał jako gospodarz. Podobnie jak zaproszona koleżanka nie lubi takich animacji, a mimo to nie marudził i brał w nich udział. Choć nie udało Mu się powtrzymać kolegów przed zaglądanie do miejsc w domu, do których drzwi były zamknięte i gdzie upchnęliśmy zabawki naszym zdaniem niezbyt bezpieczne przy takiej gromadce (niewielkiej, ale jednak) i kosztowne (jak chociażby gitary). Przyznaję, że to nas trochę zaskoczyło. Zamknięte drzwi w obcym domu nie były przeszkodą. A bieganie po schodach sprawiało, że serce biło nam mocniej. O gimnastyce po zewnętrznej stronie balustrady nie wspomnę.
Wzruszam się patrząc na zdjęcia. Tygrys taki już duży. Świetnie się odnalazł w gronie nowych kolegów. Planowałam tu jeszcze kilka zdań o Siedmiolatku, ale wpis się wydłuża, także mam nadzieję, że wkrótce powstanie nowy. Przyznaję, że dla nas to było również nowe doświadczenie. I choć na co dzień pracujemy z dziećmi, ogarnięcie ich na swoim terenie nie było łatwe. Żartowaliśmy, że za rok impreza poza domem. To pewnie jest łatwiejsze, ale coś czuję, że znowu będzie to domówka. Chyba, że zainteresowany będzie wysuwał inne postulaty. Zobaczymy, jak to będzie. Ja spieszę do szykowania obiadku Chłopakom, bo jestem w domu po wypadzie do stolicy. Pewnie gdzieś przemarzłam. Ale nie ma tego. Mam chwilę, więc może jak siły i zdrowie pozwolą, nadrobię kilka wpisów.
Pozdrawiam serdecznie
Wow, super udekorowałaś dom! Mój synek też miał domowe przyjęcie przed którym się stresowałam (jak to zawsze ją w takich sytuacjach) a wyszło super. Wymyśliłam dzieciom ogrom zabaw, w których chętnie brali udział.
OdpowiedzUsuńJest co wspominać tak jak i u Was:)
Uściski:)
Mnie najbardziej stresowało przygotowanie jedzenia, bo nie czuję się pewnie w kuchni. Z pomocą Taty Tygrysa dałam radę. A zabawy widziałam. Kto wie, jeśli za rok dojdzie do powtórki może i ja się odważne na animacje, bo jednak niemało to kosztuje.
UsuńWszystkiego najlepszego dla szacownego jubilata. Nasz młody ma mega pecha bo porządne urodziny już dwa razy zjadły mu wiosenne lockdowny. Mimo to ostatnio udało nam się zaprosić kilku kolegów na wspólną zabawę. Z tym, że ja potraktowałam to na kompletnym luzie – kupiliśmy tort w ulubionej cukierni (który nie został zjedzony nawet w połowie), prażynki, popcorn, trochę owoców i wypuściliśmy dzieciarnię do ogrodu – zamieniali piłkę do nogi na piłkę do kosza i chyba cieszyli się, że nikt im w zabawie nie przeszkadza. Zajęli się nawet młodszą siostrą jubilata, która była zachwycona tym, że ma tylu adoratorów. Wpadali do domu się napić – a poza tym mieliśmy błogie 3 godziny ciszy… Sąsiedzi jakby mniej ale w końcu urodziny ma się raz w roku a ich potomstwo też nie robi najcichszych imprez w okolicy.
OdpowiedzUsuńW tym roku syn już zapowiedział, że chce zaprosić wszystkich kolegów z klasy i kilku z piłki. Co do koleżanek to wersje są sprzeczne – być może niektóre dostąpią zaszczytu ale jeszcze nie wiadomo – lista też jest zmienna. Mam nadzieję, że nic nie zamkną i uda się znaleźć jakąś miejscówkę na zewnątrz…
Ja lubię urodzinowe przygotowania, poza gotowanie. Wydawało mi się, że pizza każdemu podpisuje, ale widocznie nasze smaki nie odpowiadały dzieciakom. W sumie mieliśmy co dojadać przez tydzień. Latem podwórko jest świetnym rozwiązaniem i wiele ułatwia. Niestety w listopadzie taka opcja upadła. Zastanawiam się ilu kolegów ma w klasie Wasz Synek. U nas tylko siedmiu i wiedzieliśmy, że jeden na pewno nie przyjdzie, bo trzyma się z boku. W sumie z racji na różne okoliczności było ich tylko trzech, ale mi wystarczyło :) Ciekawe kiedy przyjdzie moment, że koleżanki będą porządne. Pewnie szybko.
UsuńJakie wspaniale, pilkarskie dekoracje! Moj Nik bylby zachwycony! :)
OdpowiedzUsuńMojemu Mlodszemu niestety w tym roku urodziny nie wypala... Zachorowania sa na dosc wysokim poziomie i po tym jak na Sylwestra u kolezanki polowa gosci (w tym my) musiala odwolac przybycie, boje sie ryzykowac rezerwacji w sali zabaw (i zaplaty depozytu, ktory strace) jesli potem wiekszosc zaproszonych dzieci by sie nie zjawila. Zaproponowalam Nikowi, ze moze zaprosic kilku ulubionych kolegow do domu, ale jakos nie podchwycil pomyslu, a ja przyznaje, ze i tak wole goscic dzieciarnie latem, kiedy moge ich wyrzucic do ogrodu. :D
Przyznaję, że ogarnięcie gromadki w domu to było wyzwanie. Byłoby jeszcze większe, gdyby nie animatorka. Ale kilka siwych włosów przybyło. Każde z dzieci jest inne, nie wiadomo jak zareagować. A mieliśmy takiego kolegę, któremu zamknięte drzwi do jednego z pomieszczeń nie przeszkadzały. Czuł się jak u siebie i na żadne upomnienia nie reagował.Z pewnością latem byłoby łatwiej, ale Tygrysie urodziny przypadają na listopad. Ale mam wrażenie, że Chłopak nie rwie się do podobnej akcji za rok. Nie powiem, że mnie to martwi.
UsuńTo były piękne urodzinki Synka💙🎈🎁
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wszystkim dużo zdrówka, szczęścia, uśmiechu💚🍀😃
Dziękuję. I za komplement i życzenia.
UsuńZdrowia i szczęścia dla jubilata. Błogosławieństwa Bożego i spokoju w serduchu.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Dziękujemy. Co prawda Tygrys świętował przed dwoma miesiącami, ale dopiero zmobilizowałam się do utrwalenia tych wspomnień.
UsuńUściski
Wow co za imprezka! Gratuluje Mamo świetnego przyjęcia i sto lat dla Jubilata ☺️
OdpowiedzUsuńWyjątkowo pieknie i pomysłowo zorganizowaliście.
OdpowiedzUsuńŻyczę 🐯 samych wspaniałych chwil.