sobota, 2 września 2017

Jestem sobie przedszkolaczek...

nie grymaszę i nie płaczę... To chyba tylko w piosence. W życiu bywa inaczej, choć pozostaje mi wierzyć, że czas przyniesie zmiany i rzeczywiście ten nasz mały przedszkolaczek będzie sobie wesoło grał na bębenku. Póki co zakładam najgorsze scenariusze na poniedziałek. Ale od początku…


W czwartek wyrwaliśmy Tatę z budowy i wspólnie poszliśmy obejrzeć salę, w której nasz mały Chłopczyk od 1 września miał spędzać większość dnia. Nie trwało to zbyt długo, bo pań już nie było, a i Tygrys po pierwszym zachwycie, szybko chciał wyjść. Podejrzewam, że po tej dość krótkiej wizycie, my byliśmy w gorszym stanie psychicznym, niż On. Cóż… Sala/sprzęty/zabawki pozostawiały wiele do życzenia. Czas jakby się tam zatrzymał lat temu 20. Inne pomieszczenia wyglądają zdecydowanie lepiej. Trochę nam zajęło zanim doszliśmy do siebie i przypomnieliśmy sobie, jakie były nasze założenia - najważniejsza jest kadra a nie ściany. W miasteczku i tak nie mielibyśmy większego wyboru, placówki wyglądają podobnie, a kadra jednak się różni. Jak już oswoiliśmy tę kwestię, to oczywiście cały wieczór, ogarnialiśmy kolejną - nasze Dzieciątko rozpoczyna nowy okres w życiu, a przecież dopiero, co się pojawił w naszym. I takie tam historie.  Podejrzewam, że nie tylko my tego wieczoru mieliśmy takie refleksje.



I nastał poranek. Serducha rodziców ściśnięte, na twarzach uśmiech nr 10. Tygrys w doskonałym humorze, dopominający się, co chwilę o to przedszkole. Wyjechaliśmy więc wcześniej, żeby nie marudził. Chwila zawahania na schodach, ale dalej w miarę bezboleśnie. Bez płaczu, wyrywania. Przy tym dziecięcym gwarze sala wyglądała już jakoś przytulniej. My zagubieni, ale panie w miarę sprawnie ogarniały płaczące towarzystwo i nas rodziców. Zapomniałam napisać, że dostaliśmy się do nauczycielki, na której nam zależało. Nie wiem, jak będzie, ale pierwsze wrażenie pozytywne. Konkretne odpowiedzi, zapytanie: jak my reagujemy na niepokojące nas zachowania, żeby trzymać wspólny front - to dobry znak. A czas pokaże. Pożegnanie. Buziaki, żółwiki, piątki - tak jak dotąd u babci i wychodzimy z sali. Tatau na budowę, a ja do domu z włączonym głosem w telefonie, jakby mój Chłopczyk nie dawał rady. Kilka godzin upłynęło szybko, bo żeby nie myśleć zaaplikowałam sobie akcję błysk. Dom dawno już tak dobrze nie wyglądał i nawet okna w kuchni umyłam. Ale jak już usiadłam pół godziny przed powrotem po Tygrysa, to serce przyspieszyło i podobny rytm jak się okazało za chwilę miało serducho Tatatu. Obawialiśmy się tego, co usłyszymy. I słusznie. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że rano zadziałało prawo nowego. Nie myliśmy się. Tygrys trochę popłakał, siusiał w majteczki i nie było do niego dostępu, żeby nałożyć suche ubranie. Nie wiem czy wskutek tego nie mamy już kataru i kaszlu. Pretensji do pań nie mam, bo wiem, że obcym nie pozwala się dotknąć, a skutki mogłyby być gorsze od kataru. Zresztą pomoc kilkakrotnie mnie przepraszała. Nawet nie chcę myśleć, co wyrabiają rodzice, skoro kobieta była tak przejęta. Cieszę się, że akurat ta pani jest w grupie Tygrysa. Miałam okazję ją obserwować wcześniej na moim gruncie zawodowym i wiem, że jest bardzo wrażliwa, ciepła, a z całym szacunkiem dla nauczycieli, to ona bardziej będzie “obsługiwała” maluchy. A jej wczorajsza troska tylko to potwierdza. Z pozytywów… Młody wciągnął dwa talerze zupy i pospał.


Przed nami poniedziałek. Jestem rozbita. Najchętniej rzuciłabym pracę i została z Tygrysem w domu do 18. Roku życia, nie godziny. Niestety nawet na rok czy dwa nie mogę. Tłumaczę sobie, że nie tylko my to przeżywamy, ale marne to pocieszenie, wszak chodzi o nasze malutkie, wrażliwe dziecko. Budujące jest to, że młody dużo mówi i może wygadać swój strach/pretensje. Już się dowiedzieliśmy, że nie mógł się bawić w ulubionego strażaka, bo w przedszkolu się nie biega. I oczywiście tęsknił. Za to w domu można biegać do upadłego. Oby tylko katar pozwolił. Spodziewałam się chorób, ale żeby pierwszego dnia, to niekoniecznie. A już nie wiem, co będzie w poniedziałek. I już mam dylematy… czy z katarem to jeszcze można wypuścić dziecko do przedszkola, czy już nie? A to pewnie początek rozterek. Wolałabym, żeby wpis był bardziej pozytywny, ale gdzieś tam głęboko (bardzo głęboko) wierzę, że w przyszłości i taki pojawi się w temacie okołoprzedszkolnym. Póki co obraz płaczącego/tęskniącego Synka jest zbyt świeży.

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie i proszę o więcej.

17 komentarzy:

  1. Niestety to sa uroki przedszkola. Ignacy tez zaczal chorowac w przedszkolu

    OdpowiedzUsuń
  2. Początki bywają trudne i dla dzieci ..i dla rodziców, ale jako mama dwójki napiszę Ci że to mija. Największą wartością w tej całej opowieści jest wychowawczyni. Trzymam kciuki żeby Wasze zaufanie zaprocentowało, a przedszkolak szybko się zaklimatyzowal w nowym miejscu. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. My tez mamy katar z przedszkola zeby nie bylo ale byłam w szoku jak poszłam i mowie pani że Młody osłuchany przez lekarza tylko smarka a pani do mnie ze tam są na biurku chusteczki niech podchodzi i bierze jak ma potrzebę.

    Co do Tygryska wiadomo początki są ciężkie ale musicie dać radę jak teraz odpuścisz to będzie wiedział że zawsze zadziała. Słuchaj go wspieraj ale bądź stanowcza. Naprawde w przedszkolu nie jest źle nie można biegac i w strażaka sie bawić ale za to pozna inne równie fajne zabawy z dzieciskami. Do pań też sie w końcu przekona.
    Wytrwalosci😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie dobrze, przyzwyczai się, zobaczysz. Na razie będzie to ciężki okres dla wszystkich, ale to nie będzie trwało zbyt długo. Tygrysek to dzielny chłopczyk i da radę, Wy też :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam doskonale początki Dusi w przedszkolu. Pierwsze 2 dni były super, bo nowe itd ale potem pojawiły się płacze no i 2 miesiące mimo że wracała zadowolona to nie potrafiła się odnaleść w licznej grupie Dzieci... często bawiła się sama albo siedziała z Paniami. Na szczęście wszystko w końcu się unormowało. Oprócz chorób bo bywało tak że co miesiąc antybiotyk.
    Przedszkole ma swoje plusy i minusy ale z perspektywy czasu cieszę się że nie zrezygnowałam. Ja pracowałam a jej dużo ono dało.
    Dlatego życzę by i u Was się poukładało w tej kwestii. Mam nadzieje że Tygrys szybko przywyknie a Ty będziesz spokojniejsza:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana :***
    Z jednej strony jestem mamą, która dwa razy przeżywała debiut w przedszkolu, z drugiej strony- jestem tą, która przyjmuje i obsługuje Wasze dzieci w placówce... Może właśnie dlatego, że jestem mamą, wiem jakie emocje, rozterki, jak ciężkie chwile przeżywają Rodzice. Ciężko powiedzieć, kto przeżywa bardziej. Rodzice potrafią nazwać swoje emocje, wyrazić je werbalnie, znają sposoby, aby je choć trochę okiełznać, przepracować... Dzieci? Dzieci w tym nowym bywają bardzo zagubione. To dobrze, że Tygrys tak dużo mówi. Proponuję jednak nie bombardować Go pytaniami o przedszkole- zaczekajcie, aż sam zacznie mówić. Czasami Dzieci wychodzą z placówki i unikają mówienia o nim, a wieczorem w tym temacie buzia Im się nie zamyka. Czasem po kilku dniach wracają do danej sytuacji. I to też jest normalne.
    Nie będę Was czarować, że w przedszkolach pracują same panie z powołania. To dobrze, że Wy trafiliście akurat na takie! Wspólny front, zrozumienie Dziecka i Rodziców jest bardzo ważne. To, że Pani była przejęta, też dobrze rokuje. Co do przebierania na siłę- ciężko powiedzieć co lepsze. Na pewno dobrze, że Pani nie próbowała robić tego na siłę pierwszego dnia. Miejmy nadzieję, że Tygrys szybko przekona się do nowych Pań i nie będzie chodził (w razie czego) mokry. To nie tylko ryzyko przeziębienia , ale jednak nerki, przeziębienie pęcherza...
    Kochani! Głowa do góry. Początki bywają czasem trudne, czasem się przedłużają... Trzeba wytrwać. Nie robicie Mu tym krzywdy. Trzy latek potrzebuje już kontaktu z rówieśnikami.
    Co do kataru- ja jako pracownik przedszkola i mama zawsze wyznaję zasadę, że to zależy jaki katar. Jeśli jest przezroczysty, "lekki", to nie ma co przesadzać. Jednak kiedy dziecko jest naprawdę zasmarkane, katar jest gęsty, zielony, to lepiej iść do lekarza, wziąć leki i wrócić, kiedy dziecko będzie dobrze się czuło- to też ułatwi Mu aklimatyzację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. przypominam maila, gdybyś chciała o coś zapytać, albo się wygadać :)
      mwk815@gmail.com

      Usuń
  7. Hej my też w tym temacie teraz jesteśmy. Córeczka od poniedziałku aklimatyzowała się w żłobku. Stopniowo zostawała godzinę dłużej niż dzień wcześniej. Nie płakała, z chęcią szła do sali zabaw i mówiła głośnie "cześ". Tam byłą radosna, tańczyła i bawiła się fajnie - tak mówią ciocie żłobkowe, nawet zjadła ładnie i zasnęła na drzemce. Niby wszystko dobrze ale jak ją odbierałam to całą drogę do domu chciała na rączkach być i się tuliła, nie chce też tam nic pić. Zobaczymy jak będzie w poniedziałek.
    P.S katar też już mamy ale to chyba nie przez żłobek bo i mnie i męża coś łapie:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety takie są uroki przebywania dzieci w grupach, u nas non stop po pojsciu Młodego do przedszkola były różne infekcje

    OdpowiedzUsuń
  9. początki bywają trudne, to fakt. Ja tam 3 mam kciuki za Tygrysa- będzie dobrze <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja córka rozpoczęła przygodę z przedszkolem 30 sierpnia. Przez dwa chodziłamz nią na godzinę a na trzeci dzień została na cztery godziny. Poszła bez płaczu, ale gdy ją odbierałam to płakała i mówiła że nie chce więcej być sama. Teraz mamy z głowy przedszkole na tydzień bo w sobote się rozchorowała w najgorszym momencie kiedy dzieci się klimatyzują w przedszkolu i lepiej się poznają.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam przedszkolne początki Młodego i zachwyt nim przez pierwsze 2-3 dni .... potem przez kilka dni był bunt, płacz i za chwilę jak ręką odjął - przedszkole pokochał całym sobą... I zastanawiam się, kto mocniej przeżywał ten okres, my - rodzice czy nasze dziecko.

    A dziś oficjalnie rozpoczęliśmy już 3 klasę podstawówki ... Czas biegnie.

    Powodzenia i wytrwałości w przystosowaniu się do nowej sytuacji!

    OdpowiedzUsuń
  12. Początki zawsze są trudne Mama. Byle do grudnia, tyle mniej więcej potrzebują dzieci aby zaadoptować się w nowym środowisku. Katar będzie nieraz, spokojnie puszczamy dziecko a im krótsze pożegnanie tym lepiej dla dziecka, rodziców i pani. Odnośnie przebierania to miałam taką samą sytuację ale po tej drugiej stronie, drugiego dnia maluszek dał się przekonać, że nie art chodzić mokrym i udało się go przebrać. Mam nadzieję, że z Tygryskiem będzie podobnie i zapewne za kilka dni okażę się, że jest zakochany w swojej Pani i zaczniecie nowy rozdział: a Pani powiedziała... ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nic Ci w tej kwestii nie doradzę bo ja właśnie zrezygnowałam z pracy i moja córcia nigdy do przedszkola nie chodziła, dopiero do zerówki. Nigdy tego nie żałowałam, chociaż pieniędzy było mniej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak dziewczyny zaczęły chodzić do przedszkola to cała rodzina chorowała.
    Życzę wytrwałości pierwsze dni mogą być trudne, ale później będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Co do Nauczycielki, ważna jest wrażliwość, bo z czasem przychodzi oziębłość w zawodzie, my mamy panią po 60 lat i choć jest troszkę niedostępna dla Nas dorosłych, dla dzieci jest uważna, szybko reaguje na sprzeczki, podopina każdy zamek na spacerku, a córka wraca zadowolona do domku. Często jest tak, że gdy uwielbiamy nauczyciela, rozmawia z nami często,i mówi "WSZYSTKO JEST DOBRZE" Trzeba wtedy włączyć czujność.Bo jak poszłam pani piła kawkę i zajmowała się plotkami a Ewunia nie chciała już chodzić do przedszkolaków.

    OdpowiedzUsuń
  16. Moja Droga, przytulam Cię i jako doświadczona Mama, obiecuję,że jeszcze niejeden szczesliwy post przedszkolny napiszesz, a katarkiem się nie przejmuj, one wejdą juz w wasze życie i wyjdą jak pójdziecie do szkoły :)

    OdpowiedzUsuń