wtorek, 22 sierpnia 2017

O imprezie, która się skończyła, zanim się zaczęła i bocianach

Co roku w drugiej połowie sierpnia Tygrysia rodzina udaje się na miodobranie. Zapotrzebowanie jest spore, odkąd zgodnie z zasadą kto z kim przystaje, złoty przysmak zaczęła pochłaniać Mamatu. 6 litrowych słoików to niezbędne minimum. Mamy to szczęście, że nieopodal, w uroczym Tykocinie (a tydzień później w równie pięknym Kurowie) odbywają się biesiady miodowe. Co prawda i na lokalnym ryneczku miodów nie brakuje, ale na wspomnianych imprezach wybór jest naprawdę ogromny. Nie ma chyba rośliny, z której nektaru miód nie znalazłby się u pszczelarzy, którzy licznie przybywają na Podlasie. Czekaliśmy na biesiadę od kilku tygodni, bo zeszłoroczne zapasy już nam się wyczerpały. W sobotę ruszyliśmy na miodobranie…




I tu opis będzie krótki i pozbawiony zdjęć z imprezy. Dlaczego? Ano dlatego, że jak tylko wysiedliśmy w Tykocinie z samochodu nastąpiło załamanie pogody. Na Placu Stefana Czarnieckiego zastaliśmy poruszenie. Nieliczni już pszczelarze pakowali tak pożądany przez nas złoty przysmak. Na szczęście dwaj mniej obawiali się nawałnicy (która jak się chwilę później okazało, przeszła przez te okolice) i to u nich poczyniliśmy zapasy na następne miesiące. Tym razem bez degustacji. Aura i humor nie sprzyjały. W tym roku będziemy się raczyć 6 gatunkami miodu. Znanym nam już faceliowym, który rok temu przypadł nam do gustu. A że należy go stosować po ciężkiej pracy fizycznej i wysiłku intelektualnym będzie jak znalazł na najbliższy czas. Kolejny lipowy podobno najlepszy w smaku. Nie pamiętam. Przypomnimy sobie. Ciekawa jestem miodów bławatkowego (z chwastu…?) i malinowego. Tych smaków jeszcze nie znamy. I tak mimo niesprzyjających okoliczności udało nam się zaopatrzyć domową spiżarnię, a jednocześnie apteczkę, bo o pożytkach dla zdrowia płynących z miodu, nikogo nie trzeba przekonywać.



Lubicie miód? Może polecicie jakiś ciekawy smak? My chętnie spróbowalibyśmy tego z górnej półki - wrzosowego. Może za rok :) A jak nie zdążyliście jeszcze poczynić zapasów zapraszamy w najbliższy weekend do Kurowa.

Zapomniałabym… Miała być jeszcze notka o naszych ukochanych bocianach. W tym roku większa odległość i wir prac budowlanych nie pozwoliły nam dotrzeć do Pentowa (więcej TU). Cierpieliśmy z tego powodu bardzo, bo bociany za chwilę odlecą, a my nie zdążyliśmy się nimi nacieszyć. Już za nimi tęsknimy. Nawet Tygrys wypytuje, kiedy wrócą z powrotem. Ale zostało nam to wynagrodzone. W drodze powrotnej do domu w jednej z miejscowości zobaczyliśmy coś na kształt sejmiku. Nie było to zebranie busłów na polu (Tatatu szczęściarz miał kiedyś okazję cieszyć oczy takim niezapomnianym widowiskiem), ale zleciały się one do jednej wsi zajmując miejsca na kominach, dachach, słupach i drzewie. Ten ostatni widok - kilkunastu boćków na jednym bezlistnym drzewie - był moim wymarzonym. Marzenia się spełniają. Widok zamykamy pod powiekami. Wybaczcie, że nie podzielimy się zdjęciami, ale nie było dobrego dojścia do tego drzewa, a i pora dość późna. Wiemy, gdzie wrócić za rok z lepszym sprzętem. Może się uda uchwycić klekoty.

12 komentarzy:

  1. Uwielbiam miód, ale nie kupuję, a dostaję od znajomych :)
    Szkoda, ze pogoda Wam nie dopisała, ale będą inne wypady :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas Przemek bardzo lubi miód nawet na kanapkę. Ale takiej ilość i gatunków to nie widziałam na oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gatunków jest jeszcze więcej. Co roku sprawiamy sobie jakiś nowy nieznany smak. Tym razem to bławatkowy.

      Usuń
  3. Mój ulubiony facetowi i malinowy.ja niezmiennie w Białowieży zawsze kupuje do kawy. Spróbujcie kiedyś kawa z tym miodem to coś niesamowitego.
    Do bocianów już tęsknię chociaż jeszcze wczoraj widziałam jednego. Dla mnie odlot bocianów oznacza jesień. Tak bardzo tego nie lubię.

    Właśnie odkryłam że mieszkamy a tej samej części Polski a tyle czasu Was czytam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O... Miło wiedzieć, że po drugiej stronie jest ktoś z tych samych okolic :)
      Faceliowy nam zasmakował. Malinowego nie znamy. Ja kawy nie piję, ale Mąż pewnie przeczyta i spróbuje.
      A bociany... Tęsknimy i pocieszamy się, że za moment wrócą.
      Uściski

      Usuń
  4. U nas Młody wcześniej dobrze tolerował miód - a ostatnio już dwa razy wymiotował nawet po niewielkiej ilości, więc odstawiliśmy póki co. Ale ta Wasza różnorodność miodów jest oszałamiająca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tygrys kiedyś pochłaniał codziennie kanapkę z "bzikiem", a od dawna zdarza Mu się raz na jakiś czas. Miodów było jeszcze więcej, ale nasz budżet by tego nie udźwignął :)

      Usuń
  5. Uwielbiam miód, też zawsze robię duże zapasy na zimę. Na szczęście mój mąż nie przepada za tym przysmakiem więc nie muszę się z nikim dzielić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas było odwrotnie, ale w pewnym momencie spróbowałam i teraz Mąż musi się ze mną dzielić :)

      Usuń