czwartek, 6 października 2016

„Ten pan już nie pije” – czyli casting na wykonawcę

Sprawy dotyczące domu postępują do przodu. Od kilkunastu dni szukamy majstrów, którzy mogliby się podjąć budowy. Casting trwa, chociaż werdykt jest coraz bliższy. Pierwszy kandydat, polecony przez naszego architekta to młody człowiek, właściciel firmy budowlanej, jak się okazało z mojego rodzinnego miasta, z sąsiedniego osiedla, więc sąsiad przez miedzę i z siedzibą firmy przy sąsiedniej ulicy. Tyle lat mieszkaliśmy w pobliżu, ale nigdy się nie widzieliśmy. Cóż w dużym mieście nie zwraca się uwagi na ludzi, jest ich zbyt wielu. Za to spotykamy się teraz w innych okolicznościach i miejscu. Swoją drogą to dość niezwykłe.


Majster „pierwszy”, tak go będę nazywał, przyjechał wieczorem. Właśnie wracaliśmy do domu, żeby zdążyć na umówioną wizytę. Wieźliśmy ze sobą teścia, który w tej rozmowie miał pełnić rolę eksperta. Wjeżdżając na uliczkę minęliśmy jakieś auto. Zajechaliśmy na podwórko, wysiedliśmy i rozmawiając czekaliśmy na majstra. Teść nawet rzucił, gdzieś między wierszami czy to może ten człowiek w mijanym samochodzie., ale zaprzeczyłem, uważając, że facet twierdził, że wie gdzie ma przyjechać. Po kilku minutach zadzwonił telefon i okazało się, że to jednak on czekał przy uliczce. Początek rozmowy był obiecujący. Pan sprawiał dobre wrażenie, mówił kompetentnie, trochę się mądrzył. Stwierdził też, że jego dom jest niemal identyczny, tyle że z drewnianym stropem. Taki też nam zaproponował. Koniec końców, na pytanie o robociznę zamruczał, pobuczał, zamyślił się niczym Hamlet i zaśpiewał jak Pavarotti – przybliżoną, jak dla nas zawyżoną  cenę.

W castingu na wykonawcę domu świetnie odnajduje się teść. Jakby nie patrzeć doskonale odnajduje się w roli jurora, co więcej przejął częściowo inicjatywę jeżdżąc i dzwoniąc  do innych fachowców, a jako stolarz, który zjadł zęby na zleceniach, ma ich całkiem sporo. Tato poczuł się jak ryba w wodzie – jeździ, dzwoni, pyta, sprawdza ceny w hurtowniach.

Pewnej niedzieli złożyliśmy niespodziewaną wizytę rodzicom żony. Faktycznie okazała się niespodziewaną, ale dla mnie. Nawet nie zdążyłem zdjąć butów, czy odpowiedzieć teściowej na pytanie o kawę, a już tatuś zaproponował krótki wypad do kolegi majstra. Nijak było odmówić więc pojechaliśmy do położonej opodal wsi, w której tato był ostatnio ze czterdzieści lat temu. Jak stwierdził, nie wie czy trafi i czy dobrze pamięta, który to był dom. Co więcej nie dzwonił wcześniej do kolegi… z lat młodości, okresu szumnych imprez wiejskich z bijatykami w tle. Po przyjechaniu na wieś, skręceniu nie w tą drogę co trzeba i podpytaniu jednego z mieszkańców, trafiliśmy! Nieduży domek, spore podwórko. Wchodzimy przez bramkę, panowie od razu się poznają i wpadają w ciąg konwersacyjny. W środku ciekawie jak na majstra. Gdybym był sam zawróciłbym na pięcie i uciekł, gdzie pieprz rośnie. W środku jedna meblościanka, ława, na krzesłach machorka i bibułka do produkcji papierosów. Wszędzie brud i nieprzyjemny zapach. Ale za to, uwaga – ściany równe jak lustro, porządnie położone panele! Można odetchnąć, jest jakaś nadzieja. Patrząc z perspektywy, to całkiem nieźle jak na majstra, który ponoć  „już nie pije”. Faktycznie był trzeźwy, do tego w niedzielę, wzięty przez nas z zaskoczenia, więc chyba faktycznie nie pije. Jednak zapominając o pierwszym wrażeniu, obiektywnie rzecz biorąc można przyjąć, że facet mówił do rzeczy i konkretnie. Więcej mieliśmy się dowiedzieć podczas drugiej wizyty już u nas, na którą miał się zjawić z kolegą po fachu.

Trzeci majster okazał się równie interesujący, co drugi, tym bardziej, że wiekiem przypominał mego dziadka nieboszczyka. Gadane też miał. Jak on to mówił, lubi murować, bo ściany klejone to przecież pękają. Stropu i dachu też nie zrobi, ale „ten domek to taki całkiem ładny, całkiem przyjemny. I salon ładny, w sumie to niegłupi, i góra – sypialnie duże. Ładny domek, prosty domek.” – to chyba wszystkie konkrety z tej rozmowy. Tak czy inaczej tego pana skreślamy. Po dziś dzień się nie odezwał. Nie wiem czy jeszcze żyje. Daj mu Boże.

Majster numer cztery, którego nie widzieliśmy na oczy, ale za to teść go widział, ponieważ go zna, zaśpiewał nam cenę podobną jak pierwszy, ale z warunkiem dostępu do wody i prądu na działce. Tych nie ma więc sprawa jest zamknięta, chociaż kusił nas wylewany strop.

Po jakimś tygodniu poszukiwań dostaliśmy konkretną wycenę robocizny i całego kosztu stanu surowego otwartego od pierwszego fachowca. Miło nam się zrobiło, kiedy podał nam tę niższą kwotę z zakresu od… do… z pierwszej wizyty. Co więcej zaprosił nas do swojego domu kubaturowo podobnemu do naszego! Wsiedliśmy w samochód i kilka minut później dojechaliśmy na obrzeża miasta. W pewnym momencie opuściliśmy asfaltową drogę wjeżdżając na gruntową. Wyjechaliśmy dość daleko w pole, gdzie wśród kilku innych stał domek budowlańca. Miejsce okazało się urokliwe. Myślałem, że znam dość dobrze to miasteczko, jednak ten widok na las i wieże świątyń na horyzoncie wywarł  na mnie duże wrażenie. Widok był piękny. Sam domek kubaturowo okazał się ani nie duży, ani nie mały. Taki w sam raz jak dla naszej trójeczki. To co nas rozwaliło z marszu to wykończenie domu. Totalna fuszerka i brak gustu. Pocieszające jest to, że nie robił to nasz numer pierwszy. W środku, jak na budowlańca przystało, totalny chaos kompozycyjny, fatalnie wykończone wnętrza i schody, które, jak sam majster przyznał, zepsuł. Faktycznie, wyglądały, jakby zostały zrobione z surowego drzewa z tartaku, do tego strome i trzeszczące. Wchodząc i schodząc z naszym maluszkiem musiałem niezwykle uważać, aby nie zrobić nam krzywdy. Muszę przyznać, że wizyta była interesującym doświadczeniem. Majster, chyba jako jedyny do tej pory wykazał pełne zaangażowanie. Potraktował nas poważnie, profesjonalnie, że aż miło. Do tego mówił sensownie, więc jego szanse na zlecenie rosną.

Najbardziej zadowolony z opisanej wizyty był nasz dwulatek. Podczas naszej rozmowy poszedł do „pracy” w błocie przenosząc je z miejsca na miejsce rękami. Jednak coś było w tym człowieku, ponieważ po wizycie i rozmowie skłoniliśmy się ku niemu.

Wreszcie też odezwał się budowlaniec – kolega tego, który „już nie pije”. Pod sklepem z narzędziami podał nam kwotę robocizny. Oczywiście materiałów nie podliczył. I pomyśleć, że na taką wycenę czekaliśmy ponad tydzień! Strach pomyśleć co by się działo na budowie, tym bardziej, że fachowiec sam nie wiedział czy zdąży wybudować stan surowy przed zimą czy nie. „No może zdążę, zobaczymy, ale chyba zdążę, może coś się da zrobić?” Raczej tego nie sprawdzimy i Panom podziękujemy.  
Za mną pierwsza nieprzespana noc z koszmarami. Stres? Możliwe. Obudziłem się o drugiej w nocy i już nie zasnąłem. Zaczęły pojawiać się w głowie pytania, mnożyć kalkulacje. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że decyzja o tym, kto postawi nasz domek, zapadnie za kilka dni.

P.S.
1. Wreszcie przyszło pismo z gminy o skompletowaniu dokumentów w sprawie.

2. Dziś wieczorem zadzwonił majster, ten co w niedziele nie pije, aby dowiedzieć się czy go bierzemy. Grzecznie odmówiłem. Chwilę potem zadzwoniłem do pierwszego majstra mówiąc, że chcemy, aby wybudował nasz domek. Klamka zapadła!

28 komentarzy:

  1. No to teraz zacznie sie dopiero" zabawa" bedzie dobrze z tego co piszesz to najlepszy wybór majster co nie pije mniej obiecujący

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że tak serio pomyśleliśmy o tym nie piciu. W sumie najlepsi fachowcy w swojej branży, zwykle są pijący. Spróbujemy z tym nie pijącym. Mam nadzieję, że ten jeden minus, nie będzie rzutował na całość :)

      Usuń
  2. Fantastycznie :D Ogromne gratulacje, mam nadzieję, że Pan Majster numer dwa okaże się całkowitym strzałem w dziesiątkę :)
    Powodzenia życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki i życzę odwagi cywilnej, coby od razu korygować, jeśliby coś -gdzieś -nie tak. Nam tego brakowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kciuki i radę. Na szczęście mamy wsparcie ze strony mojego Taty, bo my o budowlance mamy jeszcze dość mgliste pojęcie.

      Usuń
  4. Oby Wasz wybór okazał się trafiony ! :) Z tymi majstrami bywa naprawdę bardzo różnie. W tej chwili jeden z nich już po raz piąty ma do nas przyjechać "poprawiać" natrysk w łazience, który - mówiąc delikatnie - zamontował niezbyt fachowo :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że pan się sprawdzi. Póki, co rwie się do roboty. Gotów jest budować w każdej chwili. Niestety papierologia się przeciąga.

      Usuń
  5. Trzymam kciuki za dokonany wybór!!!!!!!! Najgorsi sa ci, po których trzeba poprawiać.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam i odechciało mi się kolejnych remontów... a za jakiś czas czekają nas podobne wybory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że kilkanaście najbliższych miesięcy to będzie czas nieustannych wyborów. Już teraz nie jest łatwo, zwłaszcza, że raczej to będzie ostatnie miejsce naszego zamieszkania i chciałoby się podjąć jak najlepsze decyzje.

      Usuń
    2. Sami ,,grzebcie. Moze okazac sie lepiej niz przez ,,fachowca".

      Usuń
    3. Oj grzebiemy, aż głowy parują :)

      Usuń
  7. Życze trafnego wyboru bo jednak lepiej żyć później bez nerwów, że trzeba coś po fachowcach poprawiać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba poprawiać po panu budowlańcu.

      Usuń
  8. Trafić na dobrego fachowca niestety nie jest łatwo. Trzymam kciuki aby wszystko szło dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że nam się udało. Kciuki mile widziane :)

      Usuń
  9. A słyszeliście takie cos? ,,najlepsi do Anglii wyjechali, zostali tylko tacy jacy zostali"?
    No.
    A ten pierwszy, to nie ten z kiepskim domem z widokiem na las?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszeliśmy. Na szczęście nie wszyscy wyjechali, np. mój Tata - najlepszy w swojej branży.
      Zgadza się to ten od widoku na miasto. Domek ma przyzwoity, tylko z wykończeniem gorzej. Kiepskie i nie w naszym guście, ale o gustach podobno się nie dyskutuje.

      Usuń
  10. Znaleźć dobrego fachowca jest ciężko. Na szczęście my nie mieliśmy z tym problemu ponieważ mąż nasz dom postawił sam od podstaw i cały czas wykańcza go w środku jak i na zewnątrz.
    Gdybyście mieszkali nie daleko to poleciłabym Wam mojego męża z czystym sumieniem. Z niego bylibyście na pewno zadowoleni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chylę czoła wobec Twoje drugiej połowy. Pewność wykonania, a do tego satysfakcja, że sam postawił dom dla Swojej rodziny. My też mamy w rodzinie takiego fachowca, niestety zdrowie mu już nie dopisuje. Mam nadzieję, że Pan nr 1 się spisze.
      Uściski

      Usuń
  11. Gratuluje wyboru majstra! ;)
    Z tego "ten pan juz nie pije" sie usmialam, ale wcale sie nie dziwie, bo rok temu budowala sie moja siostra, wiec nasluchalam sie podobnych historii o fachowcach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy.
      Coś w tym uzależnieniu od alkoholu najlepszych fachowców jest :) Pamiętam z dzieciństwa taką scenę, jak hydraulik zasnął nam z tego powodu w kuchni.

      Usuń
  12. Mam nadzieję że ten master się wam sprawdzi . Wiem ile zachodu jest z wybudowaniem domu i wyborem ludzi. Niestety gdy moi rodzice budowali domek w którym teraz mieszkamy nie trafili najlepiej. Juz przy budowie robotnicy nie mogli obejść się bez alkoholu a później przy podłączeniu prysznica byli tak profesjonalni ze woda przez parę lat nie spływała i dopiero niedawno tata założył nowy tym razem dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan stawia nam domek w stanie surowym. Wykończenie w rękach mego Taty i Męża :)

      Usuń
  13. Będzie dobrze,a i tak po jakimś czasie chciałoby się coś innego. Wiem po sobie ale widzę że ja się tak nie przykładałam ,nie przemyślałam . Za to teraz to juz bym wiedziała co chcę;)
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jeszcze nie wbiliśmy łopaty, a ciągle do końca nie wiemy czy tak ma zostać :) A tak naprawdę życie zweryfikuje nasze pomysły.

      Usuń