Sprawy
dotyczące domu postępują do przodu. Od kilkunastu dni szukamy majstrów, którzy
mogliby się podjąć budowy. Casting trwa, chociaż werdykt jest coraz bliższy.
Pierwszy kandydat, polecony przez naszego architekta to młody człowiek,
właściciel firmy budowlanej, jak się okazało z mojego rodzinnego miasta, z
sąsiedniego osiedla, więc sąsiad przez miedzę i z siedzibą firmy przy sąsiedniej
ulicy. Tyle lat mieszkaliśmy w pobliżu, ale nigdy się nie widzieliśmy. Cóż w
dużym mieście nie zwraca się uwagi na ludzi, jest ich zbyt wielu. Za to
spotykamy się teraz w innych okolicznościach i miejscu. Swoją drogą to dość
niezwykłe.
Majster
„pierwszy”, tak go będę nazywał, przyjechał wieczorem. Właśnie wracaliśmy do
domu, żeby zdążyć na umówioną wizytę. Wieźliśmy ze sobą teścia, który w tej
rozmowie miał pełnić rolę eksperta. Wjeżdżając na uliczkę minęliśmy jakieś
auto. Zajechaliśmy na podwórko, wysiedliśmy i rozmawiając czekaliśmy na
majstra. Teść nawet rzucił, gdzieś między wierszami czy to może ten człowiek w
mijanym samochodzie., ale zaprzeczyłem, uważając, że facet twierdził, że wie
gdzie ma przyjechać. Po kilku minutach zadzwonił telefon i okazało się, że to
jednak on czekał przy uliczce. Początek rozmowy był obiecujący. Pan sprawiał
dobre wrażenie, mówił kompetentnie, trochę się mądrzył. Stwierdził też, że jego
dom jest niemal identyczny, tyle że z drewnianym stropem. Taki też nam
zaproponował. Koniec końców, na pytanie o robociznę zamruczał, pobuczał, zamyślił
się niczym Hamlet i zaśpiewał jak Pavarotti – przybliżoną, jak dla nas zawyżoną
cenę.
W
castingu na wykonawcę domu świetnie odnajduje się teść. Jakby nie patrzeć
doskonale odnajduje się w roli jurora, co więcej przejął częściowo inicjatywę
jeżdżąc i dzwoniąc do innych fachowców,
a jako stolarz, który zjadł zęby na zleceniach, ma ich całkiem sporo. Tato
poczuł się jak ryba w wodzie – jeździ, dzwoni, pyta, sprawdza ceny w
hurtowniach.
Pewnej
niedzieli złożyliśmy niespodziewaną wizytę rodzicom żony. Faktycznie okazała
się niespodziewaną, ale dla mnie. Nawet nie zdążyłem zdjąć butów, czy
odpowiedzieć teściowej na pytanie o kawę, a już tatuś zaproponował krótki wypad
do kolegi majstra. Nijak było odmówić więc pojechaliśmy do położonej opodal
wsi, w której tato był ostatnio ze czterdzieści lat temu. Jak stwierdził, nie
wie czy trafi i czy dobrze pamięta, który to był dom. Co więcej nie dzwonił
wcześniej do kolegi… z lat młodości, okresu szumnych imprez wiejskich z
bijatykami w tle. Po przyjechaniu na wieś, skręceniu nie w tą drogę co trzeba i
podpytaniu jednego z mieszkańców, trafiliśmy! Nieduży domek, spore podwórko.
Wchodzimy przez bramkę, panowie od razu się poznają i wpadają w ciąg
konwersacyjny. W środku ciekawie jak na majstra. Gdybym był sam zawróciłbym na
pięcie i uciekł, gdzie pieprz rośnie. W środku jedna meblościanka, ława, na
krzesłach machorka i bibułka do produkcji papierosów. Wszędzie brud i
nieprzyjemny zapach. Ale za to, uwaga – ściany równe jak lustro, porządnie
położone panele! Można odetchnąć, jest jakaś nadzieja. Patrząc z perspektywy,
to całkiem nieźle jak na majstra, który ponoć „już nie pije”. Faktycznie był trzeźwy, do
tego w niedzielę, wzięty przez nas z zaskoczenia, więc chyba faktycznie nie
pije. Jednak zapominając o pierwszym wrażeniu, obiektywnie rzecz biorąc można
przyjąć, że facet mówił do rzeczy i konkretnie. Więcej mieliśmy się dowiedzieć
podczas drugiej wizyty już u nas, na którą miał się zjawić z kolegą po fachu.
Trzeci
majster okazał się równie interesujący, co drugi, tym bardziej, że wiekiem
przypominał mego dziadka nieboszczyka. Gadane też miał. Jak on to mówił, lubi
murować, bo ściany klejone to przecież pękają. Stropu i dachu też nie zrobi,
ale „ten domek to taki całkiem ładny, całkiem przyjemny. I salon ładny, w sumie
to niegłupi, i góra – sypialnie duże. Ładny domek, prosty domek.” – to chyba
wszystkie konkrety z tej rozmowy. Tak czy inaczej tego pana skreślamy. Po dziś
dzień się nie odezwał. Nie wiem czy jeszcze żyje. Daj mu Boże.
Majster
numer cztery, którego nie widzieliśmy na oczy, ale za to teść go widział,
ponieważ go zna, zaśpiewał nam cenę podobną jak pierwszy, ale z warunkiem
dostępu do wody i prądu na działce. Tych nie ma więc sprawa jest zamknięta,
chociaż kusił nas wylewany strop.
Po
jakimś tygodniu poszukiwań dostaliśmy konkretną wycenę robocizny i całego
kosztu stanu surowego otwartego od pierwszego fachowca. Miło nam się zrobiło,
kiedy podał nam tę niższą kwotę z zakresu od… do… z pierwszej wizyty. Co więcej
zaprosił nas do swojego domu kubaturowo podobnemu do naszego! Wsiedliśmy w
samochód i kilka minut później dojechaliśmy na obrzeża miasta. W pewnym
momencie opuściliśmy asfaltową drogę wjeżdżając na gruntową. Wyjechaliśmy dość
daleko w pole, gdzie wśród kilku innych stał domek budowlańca. Miejsce okazało
się urokliwe. Myślałem, że znam dość dobrze to miasteczko, jednak ten widok na
las i wieże świątyń na horyzoncie wywarł
na mnie duże wrażenie. Widok był piękny. Sam domek kubaturowo okazał się
ani nie duży, ani nie mały. Taki w sam raz jak dla naszej trójeczki. To co nas
rozwaliło z marszu to wykończenie domu. Totalna fuszerka i brak gustu.
Pocieszające jest to, że nie robił to nasz numer pierwszy. W środku, jak na
budowlańca przystało, totalny chaos kompozycyjny, fatalnie wykończone wnętrza i
schody, które, jak sam majster przyznał, zepsuł. Faktycznie, wyglądały, jakby
zostały zrobione z surowego drzewa z tartaku, do tego strome i trzeszczące.
Wchodząc i schodząc z naszym maluszkiem musiałem niezwykle uważać, aby nie
zrobić nam krzywdy. Muszę przyznać, że wizyta była interesującym
doświadczeniem. Majster, chyba jako jedyny do tej pory wykazał pełne
zaangażowanie. Potraktował nas poważnie, profesjonalnie, że aż miło. Do tego
mówił sensownie, więc jego szanse na zlecenie rosną.
Najbardziej
zadowolony z opisanej wizyty był nasz dwulatek. Podczas naszej rozmowy poszedł
do „pracy” w błocie przenosząc je z miejsca na miejsce rękami. Jednak coś było
w tym człowieku, ponieważ po wizycie i rozmowie skłoniliśmy się ku niemu.
Wreszcie
też odezwał się budowlaniec – kolega tego, który „już nie pije”. Pod sklepem z
narzędziami podał nam kwotę robocizny. Oczywiście materiałów nie podliczył. I
pomyśleć, że na taką wycenę czekaliśmy ponad tydzień! Strach pomyśleć co by się
działo na budowie, tym bardziej, że fachowiec sam nie wiedział czy zdąży
wybudować stan surowy przed zimą czy nie. „No może zdążę, zobaczymy, ale chyba
zdążę, może coś się da zrobić?” Raczej tego nie sprawdzimy i Panom
podziękujemy.
Za
mną pierwsza nieprzespana noc z koszmarami. Stres? Możliwe. Obudziłem się o
drugiej w nocy i już nie zasnąłem. Zaczęły pojawiać się w głowie pytania,
mnożyć kalkulacje. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że decyzja o tym,
kto postawi nasz domek, zapadnie za kilka dni.
P.S.
1.
Wreszcie przyszło pismo z gminy o skompletowaniu dokumentów w sprawie.
2.
Dziś wieczorem zadzwonił majster, ten co w niedziele nie pije, aby dowiedzieć
się czy go bierzemy. Grzecznie odmówiłem. Chwilę potem zadzwoniłem do
pierwszego majstra mówiąc, że chcemy, aby wybudował nasz domek. Klamka zapadła!
No to teraz zacznie sie dopiero" zabawa" bedzie dobrze z tego co piszesz to najlepszy wybór majster co nie pije mniej obiecujący
OdpowiedzUsuńWiesz, że tak serio pomyśleliśmy o tym nie piciu. W sumie najlepsi fachowcy w swojej branży, zwykle są pijący. Spróbujemy z tym nie pijącym. Mam nadzieję, że ten jeden minus, nie będzie rzutował na całość :)
UsuńFantastycznie :D Ogromne gratulacje, mam nadzieję, że Pan Majster numer dwa okaże się całkowitym strzałem w dziesiątkę :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę ;)
I my żywimy taką nadzieję :)
UsuńTrzymam kciuki i życzę odwagi cywilnej, coby od razu korygować, jeśliby coś -gdzieś -nie tak. Nam tego brakowało.
OdpowiedzUsuńDziękuję za kciuki i radę. Na szczęście mamy wsparcie ze strony mojego Taty, bo my o budowlance mamy jeszcze dość mgliste pojęcie.
UsuńOby Wasz wybór okazał się trafiony ! :) Z tymi majstrami bywa naprawdę bardzo różnie. W tej chwili jeden z nich już po raz piąty ma do nas przyjechać "poprawiać" natrysk w łazience, który - mówiąc delikatnie - zamontował niezbyt fachowo :/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pan się sprawdzi. Póki, co rwie się do roboty. Gotów jest budować w każdej chwili. Niestety papierologia się przeciąga.
UsuńTrzymam kciuki za dokonany wybór!!!!!!!! Najgorsi sa ci, po których trzeba poprawiać.....
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Oby wybór okazał się słuszny.
UsuńCzytam i odechciało mi się kolejnych remontów... a za jakiś czas czekają nas podobne wybory :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że kilkanaście najbliższych miesięcy to będzie czas nieustannych wyborów. Już teraz nie jest łatwo, zwłaszcza, że raczej to będzie ostatnie miejsce naszego zamieszkania i chciałoby się podjąć jak najlepsze decyzje.
UsuńSami ,,grzebcie. Moze okazac sie lepiej niz przez ,,fachowca".
UsuńOj grzebiemy, aż głowy parują :)
UsuńŻycze trafnego wyboru bo jednak lepiej żyć później bez nerwów, że trzeba coś po fachowcach poprawiać
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba poprawiać po panu budowlańcu.
UsuńTrafić na dobrego fachowca niestety nie jest łatwo. Trzymam kciuki aby wszystko szło dobrze.
OdpowiedzUsuńWierzę, że nam się udało. Kciuki mile widziane :)
UsuńA słyszeliście takie cos? ,,najlepsi do Anglii wyjechali, zostali tylko tacy jacy zostali"?
OdpowiedzUsuńNo.
A ten pierwszy, to nie ten z kiepskim domem z widokiem na las?
Słyszeliśmy. Na szczęście nie wszyscy wyjechali, np. mój Tata - najlepszy w swojej branży.
UsuńZgadza się to ten od widoku na miasto. Domek ma przyzwoity, tylko z wykończeniem gorzej. Kiepskie i nie w naszym guście, ale o gustach podobno się nie dyskutuje.
Znaleźć dobrego fachowca jest ciężko. Na szczęście my nie mieliśmy z tym problemu ponieważ mąż nasz dom postawił sam od podstaw i cały czas wykańcza go w środku jak i na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńGdybyście mieszkali nie daleko to poleciłabym Wam mojego męża z czystym sumieniem. Z niego bylibyście na pewno zadowoleni.
Pozdrawiam
Chylę czoła wobec Twoje drugiej połowy. Pewność wykonania, a do tego satysfakcja, że sam postawił dom dla Swojej rodziny. My też mamy w rodzinie takiego fachowca, niestety zdrowie mu już nie dopisuje. Mam nadzieję, że Pan nr 1 się spisze.
UsuńUściski
Gratuluje wyboru majstra! ;)
OdpowiedzUsuńZ tego "ten pan juz nie pije" sie usmialam, ale wcale sie nie dziwie, bo rok temu budowala sie moja siostra, wiec nasluchalam sie podobnych historii o fachowcach! :)
Dziękujemy.
UsuńCoś w tym uzależnieniu od alkoholu najlepszych fachowców jest :) Pamiętam z dzieciństwa taką scenę, jak hydraulik zasnął nam z tego powodu w kuchni.
Mam nadzieję że ten master się wam sprawdzi . Wiem ile zachodu jest z wybudowaniem domu i wyborem ludzi. Niestety gdy moi rodzice budowali domek w którym teraz mieszkamy nie trafili najlepiej. Juz przy budowie robotnicy nie mogli obejść się bez alkoholu a później przy podłączeniu prysznica byli tak profesjonalni ze woda przez parę lat nie spływała i dopiero niedawno tata założył nowy tym razem dobrze.
OdpowiedzUsuńPan stawia nam domek w stanie surowym. Wykończenie w rękach mego Taty i Męża :)
UsuńBędzie dobrze,a i tak po jakimś czasie chciałoby się coś innego. Wiem po sobie ale widzę że ja się tak nie przykładałam ,nie przemyślałam . Za to teraz to juz bym wiedziała co chcę;)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki!
My jeszcze nie wbiliśmy łopaty, a ciągle do końca nie wiemy czy tak ma zostać :) A tak naprawdę życie zweryfikuje nasze pomysły.
Usuń