Dziś podsumowanie miesiąca zacznę od kilku
sytuacji, oczywiście z Tygrysem w roli głównej, żeby uniknąć żalenia się na
upływający czas.
Pierwszego dnia 21 miesiąca podczas
spaceru, Dziadka i Tygrysa złapał deszcz. Schronili się na bazarku pod
straganem, traf chciał, że z bielizną damską. Na widok biustonoszy Chłopiec
rozkrzyczał się: czapa, czapa :)
Następnego poranka szykuję mleko i odliczam
miarki mleka. W pewnym momencie gubię się, bo przy każdej łyżeczce słyszę: druga,
druga i tak do sześciu.
Kolejna sytuacja… Nocujemy u Dziadków.
Rano Tygrys wskazuje na Babcię i woła mama mama. Dobrze, że ta była
przytomna. Wystarczyło, że zdjęła kapcie, w których zazwyczaj chodzę podczas
wizyty u Rodziców i nałożyła Swoje. A kto pozwolił chodzić w nie swoich
kapciach (nie ważne, że w swoim domu)?
Jesteśmy w sklepie. Tygrys zatrzymuje
się przy palecie z puszkami ze złocistym trunkiem. Wskazuje po kolei na każdą
kolejną i mówi: muuu. Po chwili załapaliśmy, że na obrazku był
mieszkaniec prastarej puszczy. Dobrze, że nie krzyczał kawa.Z czasem
przeszliśmy poziom wyżej, bo muuu to także inny trunek – żubrówka.
Poranek podczas urlopu. Tygrys aktywny
od godziny 5.40. Tatatu, który miał tego dnia dyżur, pokłada się obok mnie,
żeby złapać choć jeszcze chwilę w pozycji leżącej, a Tygrys biega z okrzykiem am
na ustach. Na nic zdają się tłumaczenia, że przed godziną jadł. Po chwili
zadowolony wraca z kuchni wołając góra (ogórek) i wielką żółtą cukinią w
dłoniach. Tyle, że z głodu chyba zapomniał, że nie lubi ogórków, przynajmniej
świeżych.
Tygrys coraz gorzej znosił codzienne
dojazdy. Zwykle ratowaliśmy się bajkami. Do tej pory rządziły Mi mi
(Domisie). Teraz powodzeniem cieszą się Tu tu (Stacyjkowo). I tak
pewnego dnia Synuś dopomina się o bajkę. Zgadzam się, ale unosząc jeden palec
do góry, mówię jedna. Na to Dzieć unosi dwa palce i mówi druga. Nie z
nami te numery :)
Mamatu sprząta M2, Tatatu z Tygrysem
rozbijają się po mieście. W ZOO obok jednego z wybiegów przebiega na oko 4 – 5
latek i woła koza koza. Za nim
biegnie nasz Synuś z tym samym okrzykiem na ustach. Na to starszy nieznajomy z
radością mówi do swego taty: Tato nauczyłem tego chłopca mówić koza.
Pewnego dnia do naszego mieszkania
zapukali panowie, żeby zamontować rolety. Tygrys z początku się zdenerwował,
ale po chwili pouczał montażystów, co mają robić, powtarzając góra, dół. Dopilnował, żeby nie zapomnieli o roletach w
dolnej i górnej części drzwi balkonowych.
Jesteśmy na mszy (nie jest łatwo, ale
latem na podwórku dajemy radę, w chłodniejsze dni w zakrystii będzie trudniej).
Tygrys po raz drugi w tym miesiącu wrzuca grosik na tacę. Tym razem dla księdza.
Jak ten odchodzi, Tygrys wskazuje na duchownego i woła: bozia ku radości
wiernych. Udało się co nieco wytłumaczyć i teraz ksiądz jest papa.
Podobnie, jak samoloty na niebie. A dlaczego? Oglądał z nami relację z pobytu w
Polsce Ojca Świętego i widział Papieża odlatującego samolotem.
Siedzimy z babcią Tygrysa w kuchni. W
pewnym momencie Chłopak wychyla się zza ściany z uśmiechem i mówi: ku ku. Ależ
to urocze.
21 rozpoczęła nam się niezbyt fortunnie.
Licznymi upadkami, w tym fikołkiem na zjeżdżalni. My przerażeni, Chłopak
zapłakany, ale z powodu powrotu do domu, a nie upadku. Mieliśmy jeszcze płyn do
baniek w oku i paszczy. Zwalone na Tygrysa krzesełko. Niezła dawka stresu. Czy
tak już będzie zawsze? Mimo siniaków, zadrapań, działo się wiele dobrego.
Tygrys rozgadał się na potęgę. Wiele słów pojawia się jednorazowo, bo Chłopiec
sporo po nas powtarza. A z nowych:
- zioo: zoo
- siusiu
- buziak
- dzi: drzwi
- bania: bańka
- kuzia: kałuża
- dół
- jak, pewnie się wzięło stąd, że ciągle
pytamy jak się nazywa Tygrys, mama czy tata
- papek: pępek
- boje
- bada: lekarz albo przychodnia;
wypowiada to słowo wskazując na budynki podobne do tego, w którym mieści się
nasza poradnia
- pija: czasem zastępuje gol,
czyli piłkę
- kujia: skóra
- goń
- guzik
- kólik: królik
- Bombik, bohater książki
czytanej na dobranoc od kilku tygodni, utożsamiany z każdym napotkanym
słonikiem
- wkoło
- ułała:
kupa.
Synuś buduje też pierwsze zdania
dwuwyrazowe: goła pupa, [czegoś] nie ma, tam ja. I zdanko, nad
którym musiałam przeprowadzić dość szybki proces myślowy, ale dałam radę: mama
pupa, co znaczy mama usiądź. Młodzieniec zaczyna nieśmiało odmieniać słowa,
a zaczął od wołania: Mamo, Tato. Coś pięknego. Zwłaszcza rano, choć
zależy, o której godzinie :) Tygrys lubi też sobie podśpiewywać. Najbardziej
kwestię ijaijao z piosnki o farmerze i uha ha uha ha z
dośpiewywanym przez nas: nasza zima zła. Kompozycje własne są równie
urocze.
Ku mojej radości, z początkiem 21
miesiąca Synek zaczął wypowiadać moje imię, co prawda z jedną literówką, ale co
tam :) Imię Tatatu też powtarzał, ale zapytany, jak się nazywa Tata, powtarza
moje imię. Niestety z końcem miesiąca imię poszło w zapomnienie.
Od dawna woda to kawa, która
nabrała nowego, dość obszernego znaczenia. Tygrys na mijane po drodze stacje
benzynowe woła kawa. I wcale nie chodzi o tę z ekspresu, tylko o tę
tankowaną do baka. Poniekąd sami się do tego przyczyniliśmy, tłumacząc, że autko
potrzebuje benzyny tj. jedzonka.
Tygrys upodobał sobie gwizdki i trąbkę tzn. lejek, który wkłada
do buzi i woła tru tu tu.
Koło w samochodach rozpoznaje i nazywa już jakiś czas. Teraz
załapał kształt i rozpoznaje koła w Swoim otoczeniu.
Podczas spaceru upodobał sobie podnoszenie koszuli i
pokazywanie brzucha i pępka, ku Swojej
ogromnej radości. Czasem z okrzykiem goły papek.
I znowu się przytula, wtula, obejmuje :) A przed snem woła do
każdego z nas: buziaka, nadstawiając policzek. Czegoż chcieć więcej.
Sam próbuje jeść łyżeczką i widelczykiem. Dalej wśród zabawek
królują autka i książki, ale w ruch poszły drewniane klocki. Chłopak spokojnie
buduje 6-7 pięterek. I wreszcie działamy artystycznie. Farbki, pieczątki
spodobały się Tygrysowi. Gorzej z myciem łapek po wszystkim.
W tym miesiącu zamoczył pierwszy raz stópki w wodzie.
Początkowo opornie, a koniec końców nie wychodziłby z wody.
Opór Tygrysa przed ludźmi jest znany, ale przybrał na sile. Co
prawda histerii nie ma, ale okrzyk nie (na zmianę z tam) i wymachiwanie
rękoma w stosunku do każdej zbliżającej się obcej osoby. W sumie nie tylko
obcej. Zdarza się i wobec dziadków i nas. Do tego brak zdecydowania. W jednej
sekundzie Młodzieniec chce iść, jechać wózkiem i być noszonym na rękach. Mamy
za sobą pierwsze pokładanie się na podłodze w sklepie i na chodniku też. Jednym
zdaniem – będzie się działo.
Oj jo joj, będzie się działo, ale dacie radę:)
OdpowiedzUsuńJak nie my, to kto? :)
UsuńAle z Waszego Tygryska aparat ! :) Miło się czyta o tych zabawnych sytuacjach z jego udziałem - i po raz kolejny powtarzam sobie, że muszę też zacząć takie rzeczy spisywać, żeby nie uleciały nam z pamięci.
OdpowiedzUsuńA że będzie się działo - to pewne ;) Wyprzedzamy Was wiekowo o tych kilka miesięcy i jeśli słynny bunt dwulatka będzie przebiegał u Tygryska podobnie jak u Bąbla - to jeszcze wszystko przed Wami ;)
Ja mam bardzo słabą pamięć, więc tym bardziej muszę zapisywać. A Tygrys będzie miał fajną pamiątkę. Pewnie gdyby nie blog, trudniej byłoby mi się zmobilizować.
UsuńJuż nie raz przekonałam się, że zachowania, o których czytałam u Was, po jakimś czasie widzę u nas. Tyle, że miłość do biedronek była bezbolesna. Teraz będzie ciekawiej :)
Ależ ROŚNIE :) to chyba tak zawsze jest, że czyjeśc dzieci "rosną szybciej" nie? ;) Jak na moich pattrez to tak nie widzę..
OdpowiedzUsuńRośnie? Ja właśnie tego nie zauważam, ale dobrze, że ktoś z boku potwierdzi :)
UsuńAle sie usmialam! Swietna gadula!!! Z tego "mama pupa" padlam! Czyli syn powiedzial Ci, tylko grzeczniej, ze masz siasc na doopie! :D
OdpowiedzUsuńO, rzucanie sie na ziemie w miejscach publicznych dobrze znam! Jak Nik zrobil to pierwszy raz, stanelam jak wryta, bo Bi nigdy sie to nie zdarzalo. Ale doczekalam sie syna i prosze, jakie kwiatki! ;) Pociesze jednak, ze przynajmniej Kokusiowi, dosc szybko to przeszlo. Teraz urzadzi darcie, owszem, na caly sklep, ale na ziemie nie rzuca sie juz od dluzszego czasu. :)
No żesz faktycznie to ugrzeczniona wersja :) W sumie taka komenda od czasu do czasu wskazana, bo ja nie umiem usiedzieć w miejscu. Także dobrze, że dziecko czasem mnie zatrzyma, ale że dwulatek? :)
UsuńZobaczymy, jak u nas będzie ze sklepami. W sumie nie dziwię się maluchom. Tyle bodźców na raz.
u nas cięzko z mową u mojego dwulatka...
OdpowiedzUsuńjak chcemy cos dźwiękonaśladowczego usmiecha się szelmowsko i ucieka...jakby wiedział o co chodzi;)
Każde dziecko ma swój rytm. Tygrys Sam dobiera sobie zasób słownictwa, zwykle nas zaskakując. Niekoniecznie jest chętny do powtarzania słów, o które prosimy.
UsuńCo za agent :) Wiesz, w sumie biustonosz może się kojarzyć z czapą :))))
OdpowiedzUsuńSkojarzenie było jak najbardziej poprawne. Oby tylko Tygrys nie zaczął przymierzać moich staników na głowę, chociaż rozmiar chyba nie ten :)
UsuńBędzie się działo! Moje dziewczyny czasami kładą się na podłodze w sklepie z wielkim krzykiem, ale nie w ataku histerii tylko uciekając przed czarownicą :)
OdpowiedzUsuńA skąd ta czarownica?
UsuńWszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )
OdpowiedzUsuń