Księga dźwięków nadal jest jedną z ulubionych lektur Tygrysa. O jej zaletach pisałam już
dwukrotnie (na poprzednim blogu i TU). Przyznam, że zdarza mi się chować ją
czasem wyżej, bo ileż można. Ale Młodzieniec i tak ją zawsze przyuważy i od
początku powtarzamy wszystkie dźwięki. Na szczęście jestem teraz bardziej
wyspana i wpadki typu Żona robi kra kra już
mi się nie zdarzają. Poza tym coraz częściej to Tygrys przejmuje inicjatywę. Księgę wykorzystujemy na nowe sposoby np.
wyszukując przedmiotów na obrazkach w naszym otoczeniu w mieszkaniu czy
zwierzątek wśród zabawek lub w innych książeczkach.
I
co bym mogła napisać o tych książeczkach? Najprościej – księga dźwięków w kilku częściach. Nic nie poradzę, że podobieństwo
od razu się narzuca: zbliżony format, kartonowe strony, zaokrąglone narożniki,
ten sam układ i co najistotniejsze – ten sam pomysł. A przy, tym różnice: więcej koloru i
ciekawsza czcionka (choć trudniejsza dla dziecka rozpoczynającego naukę
czytania) schodzą na plan dalszy. Gdybym nie znała wcześniej Księgi dźwięków rozpływałabym się pewnie
nad tą serią, bo ma znaczenie w rozwoju dziecka.
Ale pochwały zebrała już Księga, a
książeczki są tylko powtórzeniem świetnego pomysłu. I jeśli jeszcze raz
miałabym wydać pieniądze, ponownie zainwestowałabym w Księgę, mimo że osiem OnoMaTo jest tańszych. Cieszę się, że nie
kupiliśmy wszystkich książeczek z serii. Tygrys niezbyt chętnie do nich sięga.
Być może dlatego, że Księga jest mu
bliższa, bo zna ją od dawna. Poza tym niektóre dźwięki w wydawnictwach brzmią
zupełnie inaczej. Wiem, w świecie jest również różnorodność, ale Maluch po
prostu głupieje, jak bębenek w jednej książce robi tram tatatam, a w drugiej bang bang. Trzymamy się wersji z Księgi. Księga jest po prostu kultowa :)
Hałaśliwe
przedmioty
Instrumenty
muzyczne
Domowe
przedmioty
seria: OnoMaTo czyli zabawa z dźwiękami
ilustracje: Joanna Babula
stron: 10
format: 155 x 145 mm
Mamy <3 OnoMaTo ale tylko tą z wiejskimi zwierzątkami. Amelka uwielbia ją. Są w Stokrotce po 4 zł.. Muszę dokupić koniecznie inne. <3 buziaki
OdpowiedzUsuńWidziałam w Stokrotce, ale nie dokupywałam kolejnych, bo Tygrys nie zapałał do nich wielką miłością. Choć na okładce dopatrzył się słonia z innego tytułu, a my nie wiemy jak robi słoń :)
UsuńMy też jesteśmy z nich zadowoleni. Młody już patrząc na okładkę recytuje po koli wszystkie dźwięki (niektóre "po swojemu"{). U nas darzone są się większą miłością niż księga.
OdpowiedzUsuńNawet maluszki mają swój gust :)
UsuńBędziesz moją wyrocznią i inspiracją:) Muszę jeszcze raz przerobić wszystkie wpisy:)
OdpowiedzUsuńTo może po prostu wypiszę Ci tytuły? :)
UsuńKolejna świetna książeczka :)
OdpowiedzUsuńKochana mogłabyś mi podać maila do siebie? Mam pytanie.
Bardzo proszę: tygrysimy@gmail.com
UsuńUściski
Czytałam kilka dni temu o tych książeczkach na innym blogu - i spodobały mi się, ale też jestem zdania, że nie ma sensu "Księgi dźwięków" dublować :) I te różnice w odgłosach wydawanych przez poszczególne przedmioty faktycznie mogą być dla dziecka bardzo mylące i wprowadzać niezły zamęt w małej główce.
OdpowiedzUsuńKsięga dźwięków jest wyjątkowa :)
UsuńU nas na topie jest ostatnio bajka o Królewnie Śnieżce, która sama się czyta. Obowiązkowa na nocniku! :)
OdpowiedzUsuńMy ciągle przed Śnieżką i nocnikiem :)
UsuńMamy cala kolekcje, synus bardzo duzo nauczyl się znich :)
OdpowiedzUsuńSą fajne i te kolory :)
Tego typu książeczki naprawdę rozwijają maluchy.
UsuńJak dla mnie za kolorowa i czcionki zdecydowanie nie dla małych. Także też zostanę przy zachwycie nad Księgą Dźwięków :D
OdpowiedzUsuńCzcionka jest trudna do czytania dla "początkujących". Ja też nie lubię białych liter na kolorze. Tygrys zdecydowanie woli Księgę, choć teraz bardziej małe ikonki na okładce niż samą zawartość. Testuje nas Skubaniec :)
Usuń