Witajcie. Te dwa comiesięczne wpisy, o naszej codzienności i przeczytanych książkach, sprawiają, że blog nie pokrył się jeszcze całkiem kurzem. Kiedy patrzę na archiwum wpisów, trudno mi uwierzyć, że kiedyś zdarzało mi się w miesiącu popełnić ich kilka, a nawet kilkanaście. I to przy mniejszym dziecku. Choć z tego, co obserwuję, podobnie wygląda to na innych blogach. Wiele, miejsc, do których lubiłam zaglądać już zniknęło, albo wpisy przestały się pojawiać. Na innych sytuacja wygląda podobnie jak u nas. Nieliczne, w tym Agaty, nadal żyją. Bardzo cieszę się z tych kilku osób, które ciągle tu wracają, zostawiają ślad, dzielą się swoim życiem, ale też trochę brakuje mi tej intensywności z początków blogowania. Własnej i innych. Wirtualne życie przeniosło się na FB i IG, a z tymi jakoś zupełnie mi nie po drodze, szczególnie z pierwszym. Na IG zaglądam, ale raczej w poszukiwaniu inspiracji, do pracy, domu czy ogrodu. Czasem zajrzę do kogoś zaprzyjaźnionego, ale to nie jest moje miejsce. Moje wirtualne miejsce to ten blog. Mam nadzieję, że chociaż te dwa wpisy miesięcznie nadal będą się pojawiały i "tygrysie" miejsce nie zniknie.