czwartek, 26 marca 2020

Nietypowa wiosna

Dwa tygodnie w domowym zaciszu za nami. Nikt z nas nie spodziewał się, że nasze życie stanie na głowie. Że wszelkie plany nie będą miały racji bytu. Że wszystko zachwieje się. Mam w sobie poczucie, że długo żyliśmy w spokoju, w dobrobycie, którego już nawet nie docenialiśmy, bo był czymś oczywistym i stałym. A jednak... Nasze życie rozsypało się, jak domek z kart. Najgorzej, że nie jesteśmy też pokoleniem przygotowanym na takie trudności i dostatecznie odpornym psychicznie. W każdym razie ja nie jestem i sporo czasu mi zajęło, o ile nadal nie zajmuje, uporanie się z nową rzeczywistością. Wydaje mi się, że poukładałam to wszystko w sobie, a za chwilę łamię się. Nie mam problemu z dostosowaniem się do tej sytuacji. Pozostanie w domu nie jest trudne. Trudniejsza jest rozłąka z bliskimi, strach o rodziców, teściową. Niepewność jutra. Strach przed brakiem dostępu do lekarza, bo jak na złość inne rzeczy powychodziły. A przede wszystkim brak dostępu do sakramentów. Z drugiej strony doceniam to, że dzięki technologii mam dostęp do Eucharystii, wspólnotowej modlitwy. To daje ogromne wsparcie. Umacnia. Zabiera lęki, strachy. Pozwala spokojnie przespać noc i wejść z nadzieją w nowy dzień.

Do Tygrysa powoli dociera powaga sytuacji. Wcześniej cieszył się z naszej obecności, wspólnego czasu. Tak naprawdę spełniło się jego marzenie - ma rodziców dla siebie przez 24h na dobę. Jak usłyszał, że zostajemy z nim do świąt i dośpiewał sobie, że Bożego Narodzenia, był przeszczęśliwy. Ale wczoraj się złamał. Pojawiły się pierwsze trudne pytania typu, a co będzie jak świat się skończy. Co prawda nie oglądamy telewizji, ale odczuwa nasze nastroje, słyszy rozmowy z dziadkami i układa w głowie. Dziś mało serce mi nie pękło, jak patrzył na dziadka przez okno i nie mógł go przytulić. To jest najtrudniejsze. Codzienne rozmowy przez ekran to jednak nie to samo, co fizyczna bliskość. 

W sumie nasza trójka jest w dobrej sytuacji. Jesteśmy w domu. Pracujemy zdalnie. Zapasy na jakiś czas mamy zrobione. Niestety nasi najbliżsi muszą nadal pracować. Szwagier, siostra, tata, który jest dość osłabiony chorobą i mama w domu również z chorobami. Boję się o nich. Tym bardziej, jak patrzę na to, co się dzieje za oknem. U sąsiadów ciągły ruch. Ekipa od tego i tamtego. A za chwilę sytuacja jeszcze się u nas pogorszy, jak wrócą ekipy budowlane z zagranicy. Na takich firmach nasza okolica stoi. Pozostaje powierzanie bliskich Panu, bo nic innego nie jestem w stanie zrobić. Bo chyba nawet na ich zdrowy rozsądek do końca nie mogę liczyć. 

Mimo tych różnych trudnych emocji, skupiamy się na tym, co tu i teraz. Dostrzegam pozytywne strony nowej codzienności. I choć wiem, że nie odpicuję domu na święta i wcale nie mam z tym problemu, spędzę czas z Tygrysem i to z przyjemnością. Z perspektywy czasu widzę, jak góra przygotowywała nas przez ostatnie miesiące na ten czas. Biegaliśmy po specjalistach i to przyniosło efekty. Mamy w domu inne dziecko. Nie ma agresji, ciągłego jęczenia i innych rzeczy, których nie ogarnialiśmy i z którymi sam Tygrys się męczył. Dużą robotę zrobiło odłączenie bajek. Jedna rozmowa z psychologiem i ogromna zmiana. Nie uwierzyłabym chyba gdyby ktoś mi to opowiadał, ale dosłownie z dnia na dzień skończyły się problemy, z którymi zmagaliśmy się od lat. Jedna decyzja. Wreszcie nie uciekam od własnego dziecka, a z przyjemnością spędzam z nim czas. I są momenty, kiedy mam dość i zwyczajenie padam na twarz po całym dniu aktywności, ale kiedy znowu będę miała ku temu okazję? Co prawda ciężko pogodzić to z pracą zdalną, zwłaszcza z absurdalnymi wymaganiami z góry, ale jakoś ogarniamy. A co nam pomaga? Wiara, modlitwa i przyroda za oknem. Mało wychodzimy, bo zdrowie nam zaszwankowało. Ale codziennie cieszymy się widokiem żurawi na łące tuż przed domem. Chyba wreszcie czują się u siebie. Zresztą to my wtargnęliśmy na ich teren, a nie odwrotnie. Wypatrujemy bocianów, za którymi jesteśmy stęsknieni. Za chwilę może uda się wyjść i zajrzeć do pobliskiego gniazda. Natura trwa w swoim niezmiennym cyklu i to jest piękne.








Czas w domu spełnia wypowiedziane (lub nie) wcześniej pragnienia. Zawsze chciałam zobaczyć, jak się ma moja siwizna pod kolorem. Coś czuję, że będę miała okazję. Chciałam wypić wszystkie herbaty zanim kupię nowe, dobijam do półmetku. I żeby Tygrys wykończył wszystkie kolorowanki i książeczki przed zakupem/wyjęciem z szafki nowych. Jesteśmy na dobrej drodze. Okazuje się, że można poradzić sobie bez wielu nowych rzeczy. Książek, gier. Wystarczy wyjąć archiwalne numery Świerszczyka, kupione na zaś. Nie chcieliśmy marnować jedzenia, co zresztą było naszym postanowieniem wielkopostnym. Dbamy o każdy kęs chleba. Jeszcze upadamy, ale doceniamy to, co mamy. A jak wszystko wybornie smakuje. Tygrysa nakarmić nie możemy, a niestety zapasy szybko się kończą. Będziemy żyć na plackach, bo mąki akurat mamy zapas. Da się?  Da. Miałam w sobie pragnienie wspólnej modlitwy z mężem, bo jakoś tak ciągle nam nie wychodziło. Teraz modlimy się nieustannie. W zeszłym roku nie zdołaliśmy odprawić domowej Drogi Krzyżowej. Teraz Tygrys pilnuje i mamy ją dwa razy w tygodniu. Martwiłam się, że znowu nie będę na rekolekcjach, a cały ten czas to swego rodzaju rekolekcje. I choć okna mam brudne, podłogi może nieco mniej, nie przeczytałam żadnej książki i nie obejrzałam ani jednego odcinka serialu, jest mi dobrze. A jak zapomnę o tym, co czai się za rogiem, to już całkiem dobrze.

Życzę Wam Kochani przede wszystkim wiary, nadziei i miłości. I wierzę, że wszyscy, albo przynajmniej większość, wyciągniemy wnioski z tej sytuacji. Matka Ziemia i nasz Ojciec chyba już się trochę zmęczyli. 

4 komentarze:

  1. Zmęczona Ziemia, człowiek też. Zapasów ubywa. Na szczęście da się tak funkcjonować, choć łatwe to nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudny czas dla wszystkich. Trzymajcie się zdrowo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że jak się zaczęła kwarantanna to też pomyślałam, że w końcu zużyjemy wszystkie kolorowanki i książeczki z zadaniami. Niestety ubywa nam ich bardzo powoli.
    Cała sytuacja związana z koronawirusem jest niezwykle trudna, ale mam nadzieje, że jakoś przetrwamy ten ciężki czas i nastaną lepsze chwile.

    OdpowiedzUsuń
  4. dokładnie przyroda przyomina o sobie zwolniliśmy dobre aspekty tej sytuacji jest wiele
    owszem są teżtrudy ale kto da radę jak nie My

    OdpowiedzUsuń