Tak, jak się spodziewałam… Skończyliśmy
kalendarz adwentowy i mniej nas na blogu. I mimo, że obiecuję sobie poprawę,
regularność, zazwyczaj kończy się to podobnie. Ciszą. A tyle ciekawych
rzeczy dzieje się po drodze. Tyle pięknych drobiazgów w codzienności, które
umykają. Szkoda. Fajnie byłoby je zapisać i wracać za czas jakiś.
O ile dobrze się orientuję dzieci w
niektórych zakątkach Polski korzystają właśnie z odpoczynku. Nasze ferie to już
wspomnienie. Mimo dyżuru w przedszkolu, wspólnie z babcią Tygrysa
zorganizowaliśmy Mu opiekę na dwa tygodnie uznając, że nawet przedszkolak musi
odpocząć od placówki. A nasza tygrysia rodzinka potrzebowała czasu tylko dla
siebie. Wydłużyliśmy więc ostatni weekend ferii i na dwa dni “wyskoczyliśmy” do
stolicy. Warszawa nawet zimą oferuje sporo atrakcji, a celem numer jeden, jak
co roku od trzech lat był Królewski Ogród Światła. Przed wizytą w Wilanowie
udało nam się jeszcze zwiedzić dwa warszawskie muzea. Muzeum Wojska Polskiego i
Muzeum Warszawskiej Pragi. Oba zupełnie inne. Pierwsze, z niesamowitymi
zbiorami, które już na zewnątrz zatrzymały nas na dłużej. Muzeum, w którym póki
co, to zabytek odgrywa najważniejszą rolę (póki co, bo w budowie jest nowa
siedziba, przekonamy się za jakiś czas, jak będzie wyglądała ekspozycja).
Drugie, innowacyjne. Z ciekawą wystawą stałą o historii prawobrzeżnej Warszawy,
w której największe zainteresowanie naszego pięciolatka wzbudziła makieta i
towarzysząca jej opowieść na audiobooku oraz otwór w ścianie, przez który można
było zerknąć na dzisiejszą Pragę.
Do Muzeum Warszawskiej Pragi przyciągnęła
nas jednak wystawa czasowa. Na szczęście czas ekspozycji został wydłużony
o 2 miesiące i mogliśmy skorzystać z wystawy “Praga sensorycznie”. Ekspozycji
zupełnie innej. Łamiącej wszelkie stereotypy związane z muzeum. Kapcie,
sakramentalne “nie dotykać”, cisza. Pozbawionej sprzętu audiowizualnego. Do
tego estetycznej. W stonowanej kolorystyce. Z ciekawą warstwą graficzną na
samej wystawie, jak i w towarzyszących jej wydawnictwach. “Praga sensorycznie”
to wystawa, na której nasz Pięciolatek dobrze się bawił. Do tego byliśmy w
godzinach porannych, tuż po otwarciu muzeum, więc mieliśmy całą przestrzeń
tylko dla siebie. I kluczowe jest tu słowo bawił się. Ekspozycja jest
pomyślana tak, by oddziaływać na wszystkie zmysły muzealnych gości, niezależnie
od wieku (sami się przekonaliśmy :). Wykorzystane elementy aranżacji stymulują nie tylko wzrok, słuch, dotyk, ale również (co zaskakujące) węch,
równowagę i propriocepcję. Wszystko to, nad czym od kilku lat z pomocą
terapeuty integracji sensorycznej pracujemy z Tygrysem. I z tego, co wyczytałam
taki specjalista miał swój udział w tworzeniu koncepcji wystawy, która aż
zachęcała do jej aktywnego zwiedzania już od przekroczenia drzwi sali. Dodam
tylko, że eksplorujemy przestrzeń bez obuwia i muzealnych kapci. Już na
początku najmłodszych zatrzymują wielkoformatowe klocki - sześciany, które
sama bardzo lubiłam w dzieciństwie. Do tego plansza z wizerunkiem praskiej
kamienicy z drzwiczkami/okienkami do otwierania (coś na kształt tablicy
manipulacyjnej) i różnymi fakturami wewnątrz.
W kolejnej sali możemy ćwiczyć
równowagę na kolejowych torach.
Zanurzyć dłonie w piasku na świetlnym pulpicie.
Pospacerować po różnych fakturach. Stoczyć się z górki.
Zanurzyć się w wielkim
pudełku ptasiego mleczka (szkoda, że autorzy w tym miejscu nie zadbali o zmysł
smaku) i powąchać zapachy związane z jego produkcją.
Wodzić palcem po froncie
świątyń - kościoła, cerkwi i synagogi.
Wreszcie zbudować konstrukcje z wielkich
poduch stylizowanych na drewniane klocki, co najbardziej podobało się Tygrysowi.
I
jeszcze zmysł słuchu. Podczas zwiedzania towarzyszą nam dźwięki o różnym
natężeniu (w większości przyjemne dla ucha, ale odgłos pociągu był dla naszej
Pociechy za głośny/ostry i już na starcie Go nieco wystraszył). Mnóstwo
aktywności, które zatrzymują nas w muzeum na długi czas. Nas, bo
odkrywaliśmy wystawę we troje. Tygrys wyznaczył ścieżkę, po której
kroczyliśmy, odkrywając wybrane przez niego elementy wystawy. I to jest
właśnie fajne na ekspozycji. Role się odwracają. To dziecko staje się naszym
przewodnikiem i muszę przyznać, że momentami mieliśmy niezłą zadyszkę.
I choć całą rodziną spędziliśmy na
wystawie dobry czas, wyszłam z mieszanymi uczuciami. (i wcale nie chodzi o brak
ptasiego mleczka w mniejszym rozmiarze :). Z jednej strony cieszę się, że coraz
częściej muzea otwierają się na najmłodszych, tym samym kształtując przyszłych
odbiorców swoich działań. Sami w miarę możliwości korzystamy z różnych wydarzeń
kulturalnych w regionie. Chodzi tylko o to, że zabawa na wystawie zdominowała
wiedzę. Udając się do muzeum oczekujemy (przynajmniej ja tak mam) jednak nie tylko dobrej
zabawy, ale również informacji. Myślę, że autorka też miała taki zamysł. Wszak
każda część wystawy wpisana jest w kontekst Pragi z XIX i XX wieku.
Poszczególne przystanki nawiązują do przestrzeni prawobrzeżnej Warszawy....
Kamienice, Dworzec Petersburski, Plaża Kozłowskiego, Fabryka Wedla, Park
Skaryszewski, świątynie, fabryka zabawek GNOM. Tyle, że w natłoku aktywności i
wrażeń, wiedza zaginęła. Nasza rodziców w tym rola , żeby ją przekazać, ale w
momencie zabawy Tygrys naprawdę nie miał ochoty na coś innego. Jedynie po
wizycie udało nam się przemycić garść informacji oderwanych jednak od
kontekstu. Zamysł wystawy naprawdę dobry. Pomysłowe rozwiązania. Estetyka. Tylko
dla mnie zakłócony balans między zabawą a wiedzą. Nie chciałabym jednak, żeby
muzeum kojarzyło się Tygrysowi z placem zabaw. Stąd dla równowagi pokazaliśmy
Mu wspomniane wcześniej Muzeum Wojska. I budujące jest dla mnie to, że tam
wydawał się równie zainteresowany, choć nieco zmęczony po szaleństwie na
Pradze.
I jeszcze minus dla obsługi. Szkoda, że
opiekun ekspozycji nie wręczył nam ulotki przed zwiedzaniem. Eksplorowanie
wystawy byłoby dla nas dorosłych jeszcze ciekawsze. Dostaliśmy ją po wyjściu z
sali, a w zasadzie sama sobie ją wzięłam ze stoliczka. Teraz to już chyba tylko
na pamiątkę.
Co prawda wystawa jest jeszcze czynna
zaledwie kilka dni (do 23 lutego), ale może uda Wam się dotrzeć i podzielić
swoimi wrażeniami.
Wspaniale prezentuje się to Muzeum Warszawskiej Pragi, muszę o nim pamiętać, żeby umilić i swoim dzieciom czas w stolicy.
OdpowiedzUsuńJa z synkami kilkuletnimi, czyli 30 lat temu :) spędziłam pasjonująco czas w Muzeum Techniki, przy Pałacu Kultury. Nie chcieli wyjść...
OdpowiedzUsuń