środa, 19 lutego 2020

Terapia w muzeum?


Tak, jak się spodziewałam… Skończyliśmy kalendarz adwentowy i mniej nas na blogu. I mimo, że obiecuję sobie poprawę, regularność, zazwyczaj kończy się to podobnie. Ciszą. A  tyle ciekawych rzeczy dzieje się po drodze. Tyle pięknych drobiazgów w codzienności, które umykają. Szkoda. Fajnie byłoby je zapisać i wracać za czas jakiś.  

O ile dobrze się orientuję dzieci w niektórych zakątkach Polski korzystają właśnie z odpoczynku. Nasze ferie to już wspomnienie. Mimo dyżuru w przedszkolu, wspólnie z babcią Tygrysa zorganizowaliśmy Mu opiekę na dwa tygodnie uznając, że nawet przedszkolak musi odpocząć od placówki. A nasza tygrysia rodzinka potrzebowała czasu tylko dla siebie. Wydłużyliśmy więc ostatni weekend ferii i na dwa dni “wyskoczyliśmy” do stolicy. Warszawa nawet zimą oferuje sporo atrakcji, a celem numer jeden, jak co roku od trzech lat był Królewski Ogród Światła. Przed wizytą w Wilanowie udało nam się jeszcze zwiedzić dwa warszawskie muzea. Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Warszawskiej Pragi. Oba zupełnie inne. Pierwsze, z niesamowitymi zbiorami, które już na zewnątrz zatrzymały nas na dłużej. Muzeum, w którym póki co, to zabytek odgrywa najważniejszą rolę (póki co, bo w budowie jest nowa siedziba, przekonamy się za jakiś czas, jak będzie wyglądała ekspozycja). Drugie, innowacyjne. Z ciekawą wystawą stałą o historii prawobrzeżnej Warszawy, w której największe zainteresowanie naszego pięciolatka wzbudziła makieta i towarzysząca jej opowieść na audiobooku oraz otwór w ścianie, przez który można było zerknąć na dzisiejszą Pragę. 

Do Muzeum Warszawskiej Pragi przyciągnęła nas jednak wystawa czasowa. Na szczęście czas ekspozycji został wydłużony o 2 miesiące i mogliśmy skorzystać z wystawy “Praga sensorycznie”. Ekspozycji zupełnie innej. Łamiącej wszelkie stereotypy związane z muzeum. Kapcie, sakramentalne “nie dotykać”, cisza. Pozbawionej sprzętu audiowizualnego. Do tego estetycznej. W stonowanej kolorystyce. Z ciekawą warstwą graficzną na samej wystawie, jak i w towarzyszących jej wydawnictwach. “Praga sensorycznie” to wystawa, na której nasz Pięciolatek dobrze się bawił. Do tego byliśmy w godzinach porannych, tuż po otwarciu muzeum, więc mieliśmy całą przestrzeń tylko dla siebie. I kluczowe jest tu słowo bawił się. Ekspozycja jest pomyślana tak, by oddziaływać na wszystkie zmysły muzealnych gości, niezależnie od wieku (sami się przekonaliśmy :). Wykorzystane elementy aranżacji stymulują nie tylko wzrok, słuch, dotyk, ale również (co zaskakujące) węch, równowagę i propriocepcję. Wszystko to, nad czym od kilku lat z pomocą terapeuty integracji sensorycznej pracujemy z Tygrysem. I z tego, co wyczytałam taki specjalista miał swój udział w tworzeniu koncepcji wystawy, która aż zachęcała do jej aktywnego zwiedzania już od przekroczenia drzwi sali. Dodam tylko, że eksplorujemy przestrzeń bez obuwia i muzealnych kapci. Już na początku najmłodszych zatrzymują wielkoformatowe klocki - sześciany, które sama bardzo lubiłam w dzieciństwie. Do tego plansza z wizerunkiem praskiej kamienicy z drzwiczkami/okienkami do otwierania (coś na kształt tablicy manipulacyjnej) i różnymi fakturami wewnątrz. 



W kolejnej sali możemy ćwiczyć równowagę na kolejowych torach. 



Zanurzyć dłonie w piasku na świetlnym pulpicie. 


Pospacerować po różnych fakturach. Stoczyć się z górki. 



Zanurzyć się w wielkim pudełku ptasiego mleczka (szkoda, że autorzy w tym miejscu nie zadbali o zmysł smaku) i powąchać zapachy związane z jego produkcją. 



Wodzić palcem po froncie świątyń - kościoła, cerkwi i synagogi. 


Wreszcie zbudować konstrukcje z wielkich poduch stylizowanych na drewniane klocki, co najbardziej podobało się Tygrysowi. 



I jeszcze zmysł słuchu. Podczas zwiedzania towarzyszą nam dźwięki o różnym natężeniu (w większości przyjemne dla ucha, ale odgłos pociągu był dla naszej Pociechy za głośny/ostry i już na starcie Go nieco wystraszył). Mnóstwo aktywności, które zatrzymują nas w muzeum na długi czas. Nas, bo odkrywaliśmy wystawę we troje. Tygrys wyznaczył ścieżkę, po której kroczyliśmy, odkrywając wybrane przez niego elementy wystawy. I to jest właśnie fajne na ekspozycji. Role się odwracają. To dziecko staje się naszym przewodnikiem i muszę przyznać, że momentami mieliśmy niezłą zadyszkę. 

I choć całą rodziną spędziliśmy na wystawie dobry czas, wyszłam z mieszanymi uczuciami. (i wcale nie chodzi o brak ptasiego mleczka w mniejszym rozmiarze :). Z jednej strony cieszę się, że coraz częściej muzea otwierają się na najmłodszych, tym samym kształtując przyszłych odbiorców swoich działań. Sami w miarę możliwości korzystamy z różnych wydarzeń kulturalnych w regionie. Chodzi tylko o to, że zabawa na wystawie zdominowała wiedzę. Udając się do muzeum oczekujemy (przynajmniej ja tak mam) jednak nie tylko dobrej zabawy, ale również informacji. Myślę, że autorka też miała taki zamysł. Wszak każda część wystawy wpisana jest w kontekst Pragi z XIX i XX wieku. Poszczególne przystanki nawiązują do przestrzeni prawobrzeżnej Warszawy.... Kamienice, Dworzec Petersburski, Plaża Kozłowskiego, Fabryka Wedla, Park Skaryszewski, świątynie, fabryka zabawek GNOM. Tyle, że w natłoku aktywności i wrażeń, wiedza zaginęła. Nasza rodziców w tym rola , żeby ją przekazać, ale w momencie zabawy Tygrys naprawdę nie miał ochoty na coś innego. Jedynie po wizycie udało nam się przemycić garść informacji oderwanych jednak od kontekstu. Zamysł wystawy naprawdę dobry. Pomysłowe rozwiązania. Estetyka. Tylko dla mnie zakłócony balans między zabawą a wiedzą. Nie chciałabym jednak, żeby muzeum kojarzyło się Tygrysowi z placem zabaw. Stąd dla równowagi pokazaliśmy Mu wspomniane wcześniej Muzeum Wojska. I budujące jest dla mnie to, że tam wydawał się równie zainteresowany, choć nieco zmęczony po szaleństwie na Pradze.

I jeszcze minus dla obsługi. Szkoda, że opiekun ekspozycji nie wręczył nam ulotki przed zwiedzaniem. Eksplorowanie wystawy byłoby dla nas dorosłych jeszcze ciekawsze. Dostaliśmy ją po wyjściu z sali, a w zasadzie sama sobie ją wzięłam ze stoliczka. Teraz to już chyba tylko na pamiątkę. 

Co prawda wystawa jest jeszcze czynna zaledwie kilka dni (do 23 lutego), ale może uda Wam się dotrzeć i podzielić swoimi wrażeniami.

2 komentarze:

  1. Wspaniale prezentuje się to Muzeum Warszawskiej Pragi, muszę o nim pamiętać, żeby umilić i swoim dzieciom czas w stolicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z synkami kilkuletnimi, czyli 30 lat temu :) spędziłam pasjonująco czas w Muzeum Techniki, przy Pałacu Kultury. Nie chcieli wyjść...

    OdpowiedzUsuń