sobota, 22 lutego 2020

Siła tkwi w rodzinie. 5 urodziny rodziny

Luty to dla nas szczególny czas. Czas wspominania trzech ważnych dni, które wydarzyły się przed kilku już laty. Takie nasze rodzinne Walentynki, choć w nieco późniejszym terminie. 17, 18 i 24 luty to daty, które odmieniły nasze życie już na zawsze. Daty, na które z wielką tęsknotą oczekiwaliśmy przez wiele lat. Daty, które dały początek naszej rodzinie. 5 lat temu na początku lutego czuliśmy, że zbliża się ten ważny dla nas moment. Dlatego zmontowaliśmy łóżeczko. Nie bez powodu też ciągle nosiliśmy przy sobie telefony. 

17 lutego na telefonie wyświetlił się ten wyczekiwany numer. Pamiętamy dokładnie co wtedy robiliśmy. I to, co usłyszeliśmy po drugiej stronie. Jest chłopczyk, kilkumiesięczny. Czy chcemy Go poznać? Pytanie. Oczywiście, że chcieliśmy. Zresztą my już chyba wtedy wiedzieliśmy, że to nasze dziecko. Pierwsze wspólne chwile, spojrzenie w oczy tylko nas w tym utwierdziło. Potem jeszcze tydzień dość intensywnych przygotowań na przyjęcie w domu małego człowieka, dopinanie spraw zawodowych i 24 luty. Pierwszy dzień w domu. Wszystko za sprawą człowieka, który nie dbał o paragrafy, a o dobro dziecka. Później oczekując na rozprawę sądową nie spotkaliśmy już takiej osoby. 

W ostatnich dniach i w najbliższych nie zabrakło/nie zabraknie wspomnień i wielokrotnego powtarzania historii tych pierwszych ważnych chwil. Tygrys bardzo lubi słuchać o tym naszym oczekiwaniu na dziecko (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to będzie chłopiec) i pierwszych wspólnych chwilach. Na co dzień nie potrzebuje rozmawiać o adopcji. Zna swoją historią, na swoje aktualne możliwości przyjął ją, a jak potrzebuje porozmawiać przychodzi do nas. Sam powiedział: mama ja to już wiem. Dajemy Mu więc przestrzeń. Chociaż ostatnio sporo pytań o rodzeństwo, oburzenie na mój chory brzuch i podsuwanie rozwiązań. Bardzo prostych. Wizyta czy telefon do domu dziecka i na pewno znajdzie się jakiś brat.  

I choć sporo przeszliśmy przez te pięć lat, dużo pięknych chwil, pierwszych rodzinnych razów, moc wzruszeń. Taka sama dawka trudności, łez, walki o Tygrysa, o jego funkcjonowanie w świecie i z samym sobą. Ale wszystko w ogromnej miłości. Przestępując pięć lat temu próg domu dziecka, nie oczekiwałam miłości od pierwszego wejrzenia. Tymczasem tak się stało. Pokochaliśmy Tygrysa od pierwszej chwili. Nie tylko my. Cała rodzina. Jak to mówi Jego Babcia: mój kochany skarb. Skarb. Nasz najcenniejszy, który ofiarował nam Bóg. Nasze dziecko noszone w sercu przez lata. Wytęsknione. Dziecko, które wniosło i ciągle wnosi wiele dobra w nasze życie, do naszej rodziny, która na co dzień niczym nie różni się od innych rodzin. Na co dzień kochamy się, marzymy, tęsknimy, płaczemy, jak każda inna rodzina. Problemy mamy innego rodzaju, ale wcale nie muszą być trudniejsze od tych, z którymi zmagają się inne rodziny. Może więcej trudnych pytań. Trochę więcej niewiadomych. Ale miłość ta sama. Z obu stron. Wystarczy spojrzeć na laurkę, którą dostaliśmy na Walentynki... 

5 komentarzy:

  1. To już 5 lat?! Kiedy to zleciało?
    Wszystkiego najlepszego na kolejne lata Rodzinko!
    Pozdrawiam :-)
    Ewa z Mojej Tesknoty

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi się łezka w oku zakręciła. Kochani, życzę Wam kolejnych cudownych wspólnych lat.;*
    Laurka jest cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku wzruszyłam się... Kochajcie się dalej przez kolejne wiele, wiele lat, Tygrysia rodzinko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekne... 💙
    Ps: rozwazacie ten "drugi" telefon zgodnie z marzeniem Tygrysa?

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! 5 lat to taki fajny staż.

    OdpowiedzUsuń