piątek, 10 stycznia 2020

Bożonarodzeniowe abecadło. M jak...

Są takie literki, a raczej skojarzenia, na które czeka się bardziej, niż na inne. Tak było właśnie z M. Pierwsza i chyba najbardziej oczywista myśl to... Maryja. Co prawda pojawiła się już w naszym alfabecie przy okazji F, ale dziś miała swoją własną literkę. M jak Maryja.


Tygrys był nie w humorze, jak przystąpiliśmy do działania. Do tego sama wycięłam literkę, a On tylko przyklejał. Filcu nie dałby rady wyciąć. Na szczęście przy rysowaniu i kolorowaniu postaci Maryi  był już w lepszym humorze. A jak zabrał się za naklejki, które zostały nam z jakiejś książeczki, było już całkiem dobrze. Praca prosta, ale mnie się bardzo podoba, szczególnie rysunek autorstwa Tygrysa. Wiem... już nie raz o tym pisałam, ale nic na to nie poradzę, że cieszę się, że Młody nie broni się już tak bardzo przed rysunkami. A oto postępy prac i nasza bohaterka...






A środa?Jakaś taka krótka i szybka. W sumie jak każdy inny dzień, bez dodatkowych zajęć, a przeleciała momentalnie. Oprócz "emki", udało nam się chwilę pobawić, porozwiązywać zadania i poczytać najnowszym numer "Małego Promyczka" i zagrać w liska. Wcześnie zgarnęliśmy Młodego na górę. Wieczorem strasznie się nakręca i jak przegapimy ten moment, mamy potem przechlapane. Także za nami długi wieczór w cieniu informacji ze świata. Choć pozwoliliśmy sobie na coś lżejszego na Netflixie. Znacie historię domu towarowego Selfridges w Londynie. My kiedyś widzieliśmy kilka odcinków serialu. Z przyjemnością obejrzeliśmy dokument.
A... Wiecie kogo spotkaliśmy w sklepie? Aktora, o którym wspominałam z dwa posty wcześniej. Tygrys był przerażony, jakby zobaczył samego diabła. Chyba nie polubi pana :)

1 komentarz: