wtorek, 28 listopada 2017

Nigdy nie mów nigdy

Zapewne doskonale znacie to powiedzenie i nie raz w życiu zarzekaliście się, że tego czy tamtego NIGDY w życiu nie zrobicie. I oczywiście jesteście w tym konsekwentni. Do czasu, aż to NIGDY staje się rzeczywistością. Nic w tym złego. Tak to już jest, że czas płynie, my się zmieniamy, mamy coraz to inne potrzeby. Jesteśmy w innym momencie życia niż 5, 10, 15 lat temu, kiedy owo NIGDY nie było nam niezbędne do życia i mogliśmy ze 100 % niemal pewnością założyć, że NIGDY tego nie zrealizujecie.
Ja miałam takie trzy założenia, których do niedawna udało mi się trzymać. A brzmiały tak:
1 Nigdy nie wezmę kredytu
2 Nigdy nie zrobię prawa jazdy i
3 Nigdy nie nauczę się pływać.


I co? Na ten moment jest 2:1. Kto nas śledzi, wie, że w tym roku zaczęliśmy realizować nasze marzenie, budowę domu. Takie przedsięwzięcie wymaga nakładów finansowych. Takowych nie posiadaliśmy, więc moje (a nawet nasze małżeńskie) NIGDY musiałam wykreślić z listy i udać się do doradcy finansowego. Tym sposobem mamy kredyt, ba… nawet dwa. Jest to dość spore obciążenie, ale realizacja marzenia jest tego warta.


Dom będzie na wsi. Co prawda nie na takiej głuchej, bo położonej zaledwie 5 km od miejsca naszego zatrudnienia, ale pozbawionej lokalnego połączenia z miastem. Do tego położona przy dużej drodze, bez chodników i ścieżek rowerowych. Wizja pedałowania rowerem albo nogami w kryzysowej sytuacji sprawiła, że NIGDY nr 2 zaczęło się załamywać. Choć muszę przyznać, że decyzja zapisania się na kurs prawa jazdy, była o wiele trudniejsza niż związanie się kredytem na 20 kolejnych lat. Jestem wdzięczna Tacie Tygrysa, że mnie nie zachęcał/namawiał, że pozwolił mi samej dojrzeć do tego. I stało się. Kolejne NIGDY przestało mieć rację bytu. Choć ostateczną decyzję zwaliłam na badanie lekarskie przed kursem. Stwierdziłam, że jak przejdę badanie wzroku, zrobię to. I tak latem zapisałam się na kurs i zaczęło się… To tłumaczy moją rzadką obecność tutaj i na Waszych blogach. Przygotowanie do egzaminu teoretycznego wymagało czasu, ale to nie jedyna przyczyna. Przyznam się, że pierwszy raz w życiu czegoś nie sprawdziłam. Zwykle mam tak, że każdy, nawet niezbyt kosztowny zakup, sprawdzam, czytam opinie, szukam informacji. Tym razem zadziałałam spontanicznie, nie zasięgnęłam opinii innych i poniosłam spore konsekwencje. Źle trafiłam na instruktora. Nie chcę tu wszystkiego opisywać, bo pan M. przyprawił mnie niemal o załamanie nerwowe. Najgorsze jest to, że sprawiał wrażenie profesjonalisty, do czasu szkolenia praktycznego. A potem się zaczęła moja nerwówa, która trwała 4 ostatnie miesiące. Na pozór wszystko w porządku, uśmiech, serdeczność, ale metody instruktora niestety nie były dobre. Na szczęście w pewnym momencie inny instruktor uświadomił mi, w czym tkwi problem i poczułam się mocniejsza. Choć żałuję, że wtedy nie pożegnałam się z tym panem, bo kosztowałoby mnie to wszystko mniej czasu, pieniędzy, a przede wszystkim nerwów. Ale nie ma tego złego… Poznałam innych instruktorów w mieście. Zbieg okoliczności sprawił, że doszkalając się po kursie przeszłam przez trzy inne szkoły. Dzięki temu przekonałam się, że problem nie tkwił we mnie. Nie poddałam się tylko dlatego, że okazało się, że jazda sprawia mi naprawdę wielką przyjemność (mnie samą zaskoczyło to odkrycie), choć mam gdzieś z tyłu głowy, że to również wielka odpowiedzialność. Poza tym ta nowa umiejętność będzie mi potrzebna, jak przeprowadzimy się na wieś. I wiecie co? Jestem z siebie dumna. Na pewno te 20 lat temu byłoby łatwiej. Człowiek miał mniej obowiązków, za kurs płaciło się z pieniążków z 18-tki. Teraz musiałam pogodzić wszystkie sprawy: pracę/dom/Tygrysa/budowę. Odłożyć trochę gotówki (nawet mi jeszcze zostało z puli przeznaczonej na powtórne egzaminy i chyba sobie zaszaleję i kupię tą wymarzoną drogą tapetę do sypialni :). Na szczęście miałam duże wsparcie od bliskich i od znanej Wam Izzy, za co dziękuję.


Były trudne momenty. Pierwszy egzamin praktyczny (teorię zdałam za pierwszym razem, ale w tym obszarze w każdej dziedzinie życia zwykle jestem lepsza, w gotowaniu też :) za dwa dni, a Tygrys z bostonką i temperaturą nie do zbicia. Dwie noce nieprzespane, bo przecież dziecko chce wtedy mamę. Na szczęście noc przed, Tatatu mnie wyręczył. Drugim się załamałam i już miałam wizję, że ja nigdy tego nie przeskoczę i rzucę w cholerę. A przed trzecim impreza urodzinowa Tygrysa, sprzątanie i Tatatu z wirusem. Na szczęście się udało. Jak to mówią do trzech razy sztuka. To był najlepszy prezent na moje urodziny, które tego dnia obchodziłam. A teraz czekam na odbiór dokumentu. I cieszę się życiem. Bez kursu jest naprawdę piękne :)



I dodam jeszcze, że to wszystko przez Tygrysa, a może raczej dla Tygrysa. To on uruchomił lawinę, która sprawiła, że zaczęliśmy realizować nasze marzenia, zmieniać nasze życie i łamać kolejne NIGDY.


Ale jedno jest pewne - NIGDY nie nauczę się pływać :)

PS. Zaległości na Waszych blogach już pewnie nie nadrobię. Mam nadzieję uporać się ze swoimi. Wszak za nami 3 urodziny. Na parapecie sporo książek do pokazania. A w głowie jeszcze więcej pomysłów. Tylko doba za krótka, a w domu jelitówka.

34 komentarze:

  1. Gratuluje zdania prawka :)
    Z tą krótka dobą to mam podobnie :) Ale obiecuję, że jak gdzieś dorwę promocję na dodatkowe godziny do każdej doby to wezmę i dla Ciebie ;)
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie przygarnę :)
      I oczywiście dziękuję.

      Usuń
  2. No to nowina! Gratulacje ze sie przełamałaś ja z tych co raczej sie nie przełamią ale gratuluje Ci podwójnie bo wiem że jak ciężko się do tego zabrać gdy ma sie tyle na głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Właśnie dlatego jestem dumna z siebie. Pamiętaj: nigdy, nie mów nigdy :) Też miałam się nie przełamać. A jednak. Choć teraz, jak już mam dokument w ręku, mam problem, żeby wsiąść za kierownicę bez instruktora :)

      Usuń
  3. Ile tych nigdy w życiu zostało złamane/przełamane :)

    Powodzenia w walce z tym co szaleje w jelitach.

    OdpowiedzUsuń
  4. GRATULUJĘ :)
    Ja nigdy napewno nie pokocham pająków ;)
    Twoje trzecie nigdy jest też moim, mimo, ze jako dziecko umiałam, teraz pewnie bardziej to strach przed wodą powoduje to nigdy ;)
    Jeśli chodzi o prawo jazdy - wiedziałam od zawsze, ze NIGDY nie bedę chciała go nie mieć :)
    Jak tylko było już to możliwe wiekowo, poszłam na kurs, bo prowadzenie i posiadanie samochodu, to dla mnie taka wolność i swoboda w byciu. Nie wyobrazam sobie nie posiadać prawa jazdy. Mam je już przeszło 20 lat ;)

    Moja znajoma, która mówiła kiedyś że nigdy nie zrobi prawa jazdy, zaskoczyła mnie kiedy po latach się spotkałyśmy przy okazji pogrzebu znajomego - taka kiepska to dość okazja... no ale ona zaproponowała że możemy jechac razem jej samochodem. kiedy zrobiłam oczy wielkie, oznajmiła, ze życie ją do tego zmusiło. ;)

    Zdrówka!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Teraz przyszedł trudny moment, bo trzeba usiąść za kółkiem bez instruktora i dodatkowego hamulca. Przyznaję, że musiałam się przełamać i dopiero dziś prowadziłam nasze auto po raz pierwszy. Nie licząc jazdy wokół budowy w trakcie kursu. Denerwuję się, ale muszę ćwiczyć.

      Usuń
  5. Ja też zawsze mówiłam,że nigdy nie wezmę kredytu.
    W mojej głowie dom drewniany już istnieje za kilka lat powstanie;)realnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje wielkie gratulacje ! To spłaty kredytu w końcu się przyzwyczaicie, wiem co mówię ;) a Tygrys będzie mial wspaniałe dzieciństwo w domu z ogródkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Realizacja marzenia warta jest tego kredytu. Staram się o nim na co dzień po prostu nie myśleć. Zresztą są ważniejsze sprawy np. zdrowie.

      Usuń
  7. No pięknie! Gratulacje ogromne,na pewno łatwo nie było ale najważniejsze ze się nie wycofałas! Super po prostu,ja uwielbiam prowadzić ale z pływaniem to u mnie tez" nigdy" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nieskromnie powiem, że jestem z siebie dumna, a jeszcze więcej radości sprawia mi, jak mąż mi to powtarza.

      Usuń
  8. Gratuluję , Mamatu ! Ja w kwestii prawa jazdy nadal nie umiem się przełamać pomimo wcześniejszych postanowień - i chyba już tak zostanie. Życie mi nadal bardzo miłe - a z moim histerycznym charakterem za kierownicą mogłoby się ono zdecydowanie przedwcześnie zakończyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ja mam podobne usposobienie. I wiesz co? Jazda mnie wycisza :)

      Usuń
  9. Nigdy nie mów nigdy ;) Też się zarzekałam że nie zroobię prawka, ale może jednak... Chciałabym też nauczyć się pisać ikony i tańczyć salsę ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana, gratulacje! Robiłam prawo jazdy zaledwie kilka lat temu i doskonale pamiętam tamten stres, ale przede wszystkim satysfakcję po zdanym egzaminie.
    Szerokiej drogi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Satysfakcja jest, choć stres utrzymuje się, bo to jednak wielka odpowiedzialność. Dziś pierwszy raz jechałam naszym autem :)

      Usuń
  11. No, no, no! Gratulacje! Wspaniała nowina. I totalne zaskoczenie :)
    Ja mam prawko, ale w sumie jakbym nie miała :) Może pora to zmienić. Chciałabym.
    Co do pływania... W dzieciństwie umiałam, ale nie jakoś wybitnie, a teraz? Pewnie bym się utrzymała na wodzie, ale pływanie, mimo, że kiedyś sport kochałam, jakoś nigdy nie sprawiało mi nie wiadomo jakiej przyjemności, więc= trochę rozumiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nie pisałam, bo najpierw nie chciałam zapeszać, a nuż bym się rozmyśliła. A potem to już była jazda po bandzie.
      Pływania po prostu się boję.

      Usuń
  12. Ja też mówiła, że prawo jazdy jest mi nie potrzebne , ale życie zweryfikowało moje potrzeby i teraz od 9 miesięcy posiadam prawko. Teraz jeżdżąc codziennie zastanawiam się jak ja mogłam bez prawka funkcjonować . Dodam jestem po 30 hihi .
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem grubo po 30, raczej już blisko do 40. Ale jak to mówią lepiej późno niż później.
      Póki co nieśmiało wsiadam za kierownicę. Kurka, boję się, choć maż mówi, że całkiem dobrze sobie radzę. Ale stres jest. Mam nadzieję, że kiedyś minie.

      Usuń
  13. Wydaje mi się, że komentowałam ten post, ale chyba nie zatwierdziłam:( Chciałam tylko pogratulować i powiedzieć, że przy dzieciach wiele z moich "nigdy" poszło w niepamięć. Ale ostatnio będąc na basenie przypomniał mi się ten Twój post, kiedy po raz kolejny ze strachu odmówiłam wejścia na zjeżdżalnię:) Może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdego dnia jakieś mniejsze i większe nigdy przestaje mieć rację bytu. Te większe wymagają jednak trochę odwagi :)

      Usuń
  14. gratulacje! prawo jazdy fajna sprawa, pływanie też ;)))
    Z kredytem da się żyć, czasem doskwiera, ale generalnie kawa na własnym tarasie wiosną przy śpiewie ptaków wynagradza trudy :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kredycie myślę tylko, jak muszę przelać pieniążki z konta na konto :) A prawko rzeczywiście fajna sprawa. Tylko, jak już je odebrałam, mam wrażenie, że zaczynam wszystko od początku. To jednak inna jazda, niż z instruktorem u boku.

      Usuń
  15. Gratulacje, prawo jazdy na pewno Ci się przyda!

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana Tygrysia mamo! Ty wiesz najlepiej jak ja się strasznie cieszę!! bo nie poddałaś się i dałaś radę! To jest ten moment w którym człowiek ma takie motylki w brzuszku, które można nazwać dumą, prawda? :)))
    Jazda autem jest super, no i przede wszystkim wygodna, tym bardziej jak człowiek mieszka na wsi.
    Wiesz co, pływać akurat umiem (albo lepiej napiszę, że "umiem" w cudzysłowiu), ale najlepiej czuję się, gdy wiem, że zawsze mogę stanąć na nogi hahaha. Także tu zachęcać Cię nie będę ;)
    U nas mąż dobrze pływa, niech on uczy dziewczyny :D

    Przypomniało mi się jeszcze jak robiłam kurs i pan instruktor do mnie mówi, czemu ja tę moją lewą nogę trzymam w powietrzu, powinnam położyć ją z boku, żeby odpoczęła, bo jak będę gdzieś dalej jechać to mi zdrętwieje ;) Perspektywa jechania "gdzieś dalej" wydała mi się tak abstrakcyjna wtedy, że spojrzałam na niego jak na UFO, chyba to wiedział, bo mówi, zobaczy pani, że mam rację. No i co? Oczywiście, że miał rację. Potem jeździło się już w dalsze trasy i noga faktycznie lądowała tam, gdzie mówił ;)
    Szerokiej drogi!

    OdpowiedzUsuń
  17. Izzy, to ja dziękuję za wsparcie i kibicowanie. Ty wiesz najlepiej ile mnie to kosztowało. A nogę to ja trzymam przy hamulcu :)
    Tylko przez te nasze zawirowanie nie mam okazji do ćwiczenia jazdy. Niewyspanie i nerwy to niezbyt dobry czas na jazdę.

    OdpowiedzUsuń