środa, 16 sierpnia 2017

Dzień otwarty w Domu pod Bocianem #3 i postępy na budowie

Nazwa “Dom pod Bocianem”, którą sobie wymyśliliśmy ze względu na sympatię do tego ptaka i busłowe dekoracje, które miały się pojawić w domu, została przypieczętowana przez same boćki. Można rzec - dosłownie. Bocianom zdarza się przesiadywać na naszym domku i oznaczać swoje terytorium. Także dach zyskał nowych barw. Na szczęście niezbyt intensywnych.

Sporo bliskich nam osób oglądało już nasz dom i zwykle każdy jest zdziwiony, że w tak małym gabarytowo domu jest tyle przestrzeni. Wiadomo, że jak się wstawi meble/sprzęty nieco jej ubędzie, ale każdego dnia utwierdzamy się  w przekonaniu o słuszności podjętych decyzji. Dom jest “szyty” na miarę, na potrzeby naszej trzyosobowej rodziny i jej możliwości finansowych. Mamy sąsiada, który trochę się podśmiechuje z naszego malucha. Sam postawił wielki dom i nie będzie wykańczał góry, bo jeszcze nie uporał się z dołem, a już ma problemy finansowe. Ja z kolei nie rozumiem takiego postępowania, ale każdy patrzy według siebie.


Dziś chciałabym zaprosić Was na poddasze Domu pod Bocianem. Niewiele mniejsze od parteru. 50 m2 liczonych po podłodze. Czasem żartujemy sobie, że ja i póki co Tygrys mamy więcej powierzchni użytkowej niż Mąż, bo możemy wejść głębiej przy skosach.
Przed budową mieliśmy okazję obejrzeć bardzo podobny dom naszego budowlańca, dzięki czemu wiedzieliśmy czego nie chcemy. Zbyt niskiej ścianki kolankowej i ciasnego korytarza. Cel osiągnęliśmy. Dzięki temu poddasze sprawia wrażenie bardziej przestronnego. A zmieściliśmy na nim trzy sypialnie, łazienkę i pralnię. Nie zależało mi tak na garderobie, jak na pralni/suszarni, coby suszarka nie stała po pokojach czy korytarzach. W sypialniach będą pojemne szafy, do tego strych, więc powinniśmy spokojnie zmieścić nasze rzeczy. Oczywiście mam mocne postanowienie, że przy okazji przeprowadzki sporo ich ubędzie. W pokoju gościnnym wyprowadziliśmy (tak na wszelki wypadek) gniazdko telewizyjne. Tak, tak… na górce sporo już się dzieje. Duża część instalacji elektrycznej została już położona przez najlepszą ekipę tj. Mąż i Tata. W minionym tygodniu gościliśmy równie pracowity duet, który ocieplił nam dach pianką. Taki rodzaj ocieplenia był jedną z naszych założeń. Trafiliśmy tu na pewien opór ze strony generalnego wykonawcy (czyt. Dziadka Tygrysa), ale byliśmy konsekwentni i mamy dobrze ocieplone poddasze i strych. Pianka jest chyba czymś nowym w naszych okolicach, bo gościliśmy całe biuro projektowe naszego architekta. Z każdym dniem na ścianach i skosach przybywa płyt k-g. Tempo Tata narzucił duże. Panowie są już zmęczeni, ale każdego dnia dzielnie pracują po robocie na budowie. A ja rozmyślam/planuję/wizualizuję sobie w głowie ten nasz azyl na poddaszu. Pewne jest rozstawienie sprzętów w poszczególnych pomieszczeniach, kolor ścian na korytarzu (szary) i wzór tapety na ścianie w naszej w sypialni. I pomysł na szafę w pokoju Tygrysa, ale to w kolejnej odsłonie.








Inne zmiany dotyczą parteru. Stoi już pompa ciepła. Oczywiście z wykonawcą ogrzewania i hydrauliki nie obyło się i nie obywa bez problemów. Robota jest zrobiona jak trzeba, ale Pan L. nas nie słucha, wie swoje, próbuje nam wcisnąć drogie sprzęty (3800 wobec 1500 - to jest różnica). Przegiął na całego, jak próbował wymóc na nas wstawienie tych jednostek dwa dni po wylewkach na “gołe” ściany. Jak się nie udało, oznajmił, że w takim razie dzwoni do Z. (czyli mojego Taty), traktując nas, jak gówniarzy, którzy budują z klocków. I sobie tym nagrabił. Zresztą Tata i tak nie zamierzał z nim dyskutować, bo to w końcu my wykładamy kasę. Inne argumenty też nas nie przekonywały, bo co u licha obchodzi nas, że inni tak robią tj. wstawiają sprzęty na beton. Albo inwestują w różne ciekawe urządzenia. Wyłożyłam już Panu, że zarobki tych innych są znacznie większe niż zsumowane nasze dwie płace. Ostatecznie dopięliśmy swego. Jednostka wewnętrzna stanęła, jak na ścianach i podłodze pojawiły się kafle. Dzień dostarczenia pompy podniósł nam ciśnienie. Pan L. nie zadbało o ludzi do wstawienia jednostek ważących po 170 kg każda. On sam oczywiście nie będzie dźwigał. Jak pojechał w miasto na poszukiwania tragarzy, tak przepadł, a pompę ostatecznie wniósł Mąż z hydraulikiem. Na szczęście stoi, ale przyznaję, że już chętnie pożegnalibyśmy się z Panem L. i jego ekipą. Niestety jeszcze chwilę to potrwa. Ale na pewno się nie damy :)




18 komentarzy:

  1. Nono... Coś czuje że na poddaszu będzie bardzo przytulnie :-)
    Jeszcze troche i wbijam na parapetówe ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny Wasz dom... :)
    A na domach i dzieciach, każdy niby się zna... teoretycznie. Na tym Waszym tylko Wy znacie się praktycznie.
    Pozdr
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. Specjalnie nie przejmujemy się gadaniem innych, chociaż wolelibyśmy, żeby zajęli się swoimi sprawami. Ale nie takie to proste.

      Usuń
  3. Ciekawie to wszystko wygląda. Mam nadzieję, że efekty końcowe Waszej pracy też pokażecie. Ostatnio nam się marzy taki mały, biały domek z ogródkiem ach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad rok temu też marzyłam. I naprawdę nie spodziewałam się, że może się spełnić. A teraz powstaje właśnie mały biały domek :) Nie będzie nam łatwo przez najbliższe lata, ale nie żałujemy. Efekty będziemy pokazywać na bieżąco. Każdego dnia coś się dzieje, ale najfajniejsze będzie urządzanie wnętrz.

      Usuń
  4. ach szykuje się pieknie fajnie że masz jakiś plan ja tam nie mam no może poza trzema pokojami wiem co będzie a reszta ech... szczególnie nasz pokoj... bo chłopców wszystko zaplanowane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parter mamy ogarnięty. Z górą jest trudniej, ale powoli damy radę :)

      Usuń
  5. To na pewno będzie piękny dom - pełen ciepła i miłości :) Taki Wasz wymarzony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepła i miłości nie zastąpią najpiękniejsze wnętrza :) To jest najważniejsze.

      Usuń
  6. Oj dawno mnie tu nie było, zgubiłam was :) a tu sie tyle dzieje....
    piekny wasz domek bedzie, a nazwa świetna.....
    zaraz zabieram sie do czytania :)
    serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dzieje się. Jak dla mnie trochę za dużo naraz :)
      Domek jest taki dla nas. Akurat. Szyty na miarę.
      Uściski

      Usuń
  7. Dzieje się, dzieje! Ach, cudnie jest tak budować coś swojego od podstaw!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudnie, choć są momenty trudne, ale na szczęście nie przysłaniają tego co dobre :)

      Usuń
  8. No sama powiedz, jak są wylewki, karton gipsy, sufit, to zaczynają te pomieszczenia wyglądać jak prawdziwe pokoje prawda? :)
    Jeśli chodzi o sprzęty, to czasem fachowcy uważają, że tylko ten (np.piec czy pompa) jest jedynym, słusznym rozwiązaniem. Najlepiej porównać ceny i parametry, często produkty są podobne.
    To może powinnam napisać przy innym poście a nie tutaj, ale pisałaś o pewnym szwedzkim sklepie, który odwiedziłaś ;) Też uwielbiam ich dodatki, na pewno są mistrzami inspiracji. Czekam na dalsze postępy i trzymam mocno kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rzadziej bywam na budowie, ale Mąż codziennie powtarza, że to już DOM :) Coś w tym jest.
      Nasz fachowiec po prostu próbuje na nas zarobić, ale nie dajemy się i czekamy chwili kiedy zejdzie z budowy.
      Co do sklepu... Zwykle Tata Tygrysa mnie hamował w zakupach na zaś, ale tym razem pozwolił kupić kilka drobiazgów :)
      Za kciuki dziękujemy. Przydają się :)

      Usuń
  9. Mieliśmy ocieplac nasz domek pianką ale wełna wygrała (cenowo:)) pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydatki to mniej przyjemna strona budowania czy remontowania. Sami co rusz głowimy się na czym zaoszczędzić. Nie zawsze się niestety da. A dachówka i pianka to były rzeczy, na których nam zależało. Ale pewnie będę musiała zrezygnować z drzwi wewnętrznych takich jak chciałam.

      Usuń