Dlaczego pomysłowa? Ano dlatego, że każda nasza propozycja/prośba/pytanie była kwitowana stwierdzeniem: to super dob(r)y pomysł albo niedob(r)y pomysł. Oczywiście większość pomysłów z pierwszej kategorii wiązała się z potrzebami lub zachciankami Synka. Pomysły z serii: posprzątamy pokój nie cieszyły się rzecz jasna uznaniem.
Ucieszyliśmy się, że Tygrys wreszcie nie daje sobie dmuchać w kaszę. Co prawda nadal przepuszcza osoby na zjeżdżalni (zdecydowanie woli mieć kogoś z przodu niż z tyłu), ale nie pozwoli już wyrwać sobie zabawki. Gorzej, że jak ktoś naruszy Jego przestrzeń, albo zabroni Mu się posiedzieć dłużej na dole ślizgawki, potrafi kopnąć dziecko, które jest w pobliżu, albo przez które została odebrana Mu przyjemność posiadówki na zjeżdżalni. Martwi nas to bicie, bo czasem wystarczy, że obce dziecko na Niego spojrzy i obrywa. Nawet, jak ktoś jest dwa razy większy. W Niedzielę Palmową stojąca obok dziewczynka aż kuliła się, jak Młody podchodził, bo wcześniej kilka raz zdążył ją szturchnąć. Kolejnej niedzieli nie chciała Mu podać ręki na modlitwie. Nie muszę pisać, jaki kolor przybierało nasze oblicze. Podobnie na święta na przemian trzepał, tulił i gilgotał ciotecznego brata. Prosimy, tłumaczymy i nic. Może jak w końcu ktoś Mu odda, to zrozumie. Do bicia Chłopak się wyrywa, ale motorykę dużą ma słabą. Nie chce sam wchodzić po schodach czy na drabinki, choć na pewno by sobie z tym poradził. Po prostu się boi i tyle. Za to minął wreszcie strach przed czynnościami higienicznymi. Wreszcie w spokoju obcinamy paznokcie, a Chłopak sam chwyta za aspirator i dzielnie walczy z flukami. Jeszcze tylko czyszczenie uszek nie jest do końca oswojone. Może dlatego czasem Tygrys nie słyszy, jak Go o coś prosimy :)
Wypadki, o których pisałam miesiąc temu trwają. Podobnie, jak miłość do aut, z tym że wraz z wiosną przeniosła się także na nasz samochód, który najchętniej każdego dnia okupowany byłby przez Tygrysa. Straty już są. Porysowana szyba za sprawą piasku, który gdzieś się dostał i nie przeszkadzał Synkowi, za to szybie tak. Zabawy samochodowe okraszone są słownictwem, które wywołuje uśmiech na naszych twarzach. Bo jak się nie śmiać, kiedy słyszymy: uwaga śledzie ja jedzie. Albo, że droga jest klekocząca, choć już wiem skąd się to wzięło. Z bajki o Tomku oczywiście. Podobne zabawy uskutecznia na podwórku, gdzie wraz z nastaniem wiosennej aury, spędzamy sporo czasu. Kieruje swoim wózkiem na spacerze i co 2 metry mamy postój ze względu na czerwone światła, albo awarię pojazdu. Wtedy wyciąga telefon (niewidzialny) i dzwoni na straż: Halo, halo, hamulce nie działają, koła nie działają, bak, silnik, ciekam. Po czym wymienia baterię w wózku i jedziemy dalej. W domu bawimy się w powanego i nasz Chłopak bez problemu odlicza do 10. Wreszcie załapał, że po 3 jest 4. Auta wiadomo rządzą, ale chętnie chwyta za aparat fotograficzny. Woła upech i pstryka zdjęcia. Mamy problem ze zrobieniem zdjęć, bo małe rączki od razu dobierają się do przycisków, choć wie, że tego z rysunkiem kosza nie można dotykać. Także większość zdjęć to przypadkowe ujęcia okiem, a raczej palcem dwulatka, bo w wizjer rzadko kiedy zerka.
Doczekałam się chwili, w której mogę śpiewać kołysanki. Dotąd nie lubił. Tyle, że najczęściej śpiewamy razem, co nie jest zbyt dobrą rzeczą przy zasypianiu, bo wybija Chłopaka ze snu. A jak już śpiewamy to “Aaa kotki dwa”, choć mamy i nową wersję yyy kotki tzi. A druga to: bajka będzie długa. Mój repertuar na dobranoc nie jest zbyt bogaty, a jak już nie mam pomysłów co śpiewać, sięgam do starych oazowych kawałków. I ostatnio słyszę: Mama śpiewa. Kołysankę. (Jaką?) Moje tylko nic więcej. I tak trylion razy powtarzam prosty, ale jakże wymowny tekst (na płaszczyźnie różnych relacji) na całkiem przyjemną nutę: Chcę tylko byś był nic więcej. By Twoje skrzydła otuliły mnie.
Doczekałam się też słodkiego tarmoszenia za policzki, całusów, przytulania. Dotąd tylko Tata miał takie przyjemności. I jeden raz miałam okazję poleżeć obok Młodzieńca, tak po prostu. Coraz częściej zdarzają nam się momenty wspólnego polegiwania i “kokoszenia się”. Co prawda krótkie, ale są i sprawiają nam niesamowitą przyjemność.
W poprzednim miesiącu wspominałam, że Synek bardzo lubi zmieniać słowa piosenki Jedzie Joe. Nowa wersja to np. jedzie zielony macha róziowym. Tym razem na warsztat wziął kołysankę o Wojtusiu. Nowa wersja brzmi: Byla siobie jaz kiójewna / kokochała Tygrysa / mama tata im wesiele / i skońciona bajka. Drogo będzie nas kosztowała to wesele. Zresztą jest to jedna z wielu wersji. Królewna pokochała już chyba wszystkich członków rodziny, a pozostali wyprawiali im wesele.
Chłopak wystraszył się nam gdzieś psa. W związku z tym ma mieszane uczucia względem pupila Cioci. Jednocześnie boi się i trzęsie się z radości. Po świątecznej wizycie i zamęczeniu psiaka rzucaniem gumowym kurczakiem, stwierdził, że w nowym domu psa nie będzie miał, za to chomika. Co rusz nam o tym przypomina, najczęściej w kościele.
W Wielką Sobotę rozpoczęliśmy dość intensywną fazę pytań. Na nasze szczęście nie są to jeszcze te z cyklu: a dlaczego? Tygrys co chwilę pyta np. Tata skońciłeś? Mama moźna? A gdzie Tata? albo Mama mamy jabłko? niekoniecznie mając ochotę na owoc. Ale najbardziej rozbrajające pytanie padło przed snem. Chłopaki zostali sami, więc Tata musiał ogarnąć codzienny wieczorny rytuał, który zwykle rozkłada się na dwoje, ja czytam, Mąż karmi. Synek obawiał się chyba czy Tata podoła, bo spytał: Tata citać umie? To hit miesiąca :)
Pojawiło się w tym miesiącu kolejne piękne słowo w słowniku Tygrysa - jodzice :)
Na koniec tradycyjnie kilka sytuacji:
- Niedzielny obiad. Tygrys nie chce jeść. Biega po pokoju, podchodzi do stołu i widząc mój pusty talerz mówi: O, nie ma. Odpowiadam, że mogę jeszcze donieść. Młodzieniec na to: Nie nie, dzięki.
- Proszę Synka o pomoc - przeniesienie talerzyka z żurawiną z kuchni do pokoju. Chwytając talerzyk mówi: Ciężki ładunek. Mimo to udało się nie rozsypać, ale stwierdza: to było t(r)udne.
- Zapewne z jakiejś bajki podłapał: Tata to nie fer. O ile zwykle nowych słów używa w dobrym kontekście, z tym zwrotem ma problem, bo woła tak, jak Tatatu jedzie za wolno (Jego zdaniem :).
- Tygrys bawi się autami z Tatą. Jako, że nie mieszkamy u siebie, przypominamy Synkowi, żeby nie “walił” autami w meble/drzwi, a szczególnie, że w złości, uderzenie jest naprawdę mocne i odpryski już są. Tata trafia autem w mebel. Na to słyszy: Tata nie w meble. Dziadzia robił. I choćby dlatego trzeba uważać. Szkoda tylko, że sam dość często o tym zapomina :)
- Tygrys bawi się autami na podłodze i woła: odjeździam. Tata pyta: A wrócisz. Odpowiada: Mozie trochę. Na szczęście wrócił cały i zdrowy.
- Siedzę rano w pokoiku, dajemy Tacie pospać chociaż do 7. Okryliśmy się kołderką Tygrysa. Tłumaczę Synkowi jaka duża jest, bo zmieściliśmy się wszyscy: Mama, Tygrys i Miś. Na to Chłopiec: Nie wsiści. Tatka nie ma. Słodziak nasz mały.
- Kolejne nieporozumienia językowe wynikające z dosłownego pojmowania świata przez malucha. Tygrys bawi się autem na mostku na placu zabaw (ten jeden raz, gdy pogoda dopisała), zatrzymał się i stoi, bo d(r)oga zajęta. Tłumaczę, że jest wolna (czyt. pusta). Oburzony Smerf oznajmia: Nie wolna, sibka. Innym razem przy kolejnym wypadku przy zabawie mówimy: Synku miałeś pecha. Ja nie pecha, ja wypadek. Proste.
Nasz Bąbel też miał fazę na bicie - ale najczęściej nam się dostawało, kiedy nie mógł sobie poradzić z emocjami. Innych dzieci na razie jeszcze nie zdarzyło mu się okładać - ale kto wie, jak będzie w przedszkolu...Wydaje mi się, że większość dzieci przez to przechodzi - i jedyna opcja to po prostu cierpliwie, ale stanowczo tłumaczyć, że nie wolno tego robić.
OdpowiedzUsuńWszystkie zdarzenia z udziałem Tygryska sprawiają, że aż robi mi się ciepło na sercu - taki słodziak kochany i rezolutny z Niego :)
Uf. I nam się obrywa, choć bardziej martwi mnie stosunek do innych dzieci. Prosimy, tłumaczymy, powtarzamy. Pozostaje mi wierzyć, że przez te kilka miesięcy poradzimy sobie z problemem. Na szczęście ten słodki uśmiech, pozwala zapomnieć o tych napadach złości.
UsuńKołysanki? ;) U nas kiedy zaczynam nucić, Jasiek zasłania mi rączką usta i mówi- mama nie :) A tak bym sobie pośpiewała ;)
OdpowiedzUsuńŻe tak źle? Może Jasiek ma słuch doskonały? :)
UsuńUwielbiam takie codzienne zapiski jak te na końcu, będziecie wracac do nich z uśmiechem i melancholią,
OdpowiedzUsuńJa muszę wszystko zapisywać, bo pamięć mam naprawdę słabą :)
UsuńTo nie fer u nas jest z książeczki "Franklin się rządzi" :)
OdpowiedzUsuńFrankilna nie znamy, ale wyłapałam tekst w jakiejś bajce tv.
UsuńU nas też z biciem bywa różnie, ale powoli dziewczynki z tego wyrastają więc pewnie Tygryskowi też przejdzie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję.
UsuńDroga klekocząca......niezły jest :)
OdpowiedzUsuńMoja córka też zawsze przepuszczała wszystkich na zjeżdżalni itp. Wciąż ją uczę by nie dała sobie w kaszę dmuchać!
Momentami zachodzę w głowę skąd On bierze te wszystkie teksty, np. dzisiejszy: Tata goły i wesoły :)
UsuńDzieci są wspaniałe :) my o swoje będziemy starać się zaraz po ślubie, bo oboje jesteśmy gotowi na tą rodzicielską przygodę :)
OdpowiedzUsuńZ drogi śledzie, bo ja jedzie!
O tak... rodzicielstwo niesie ze sobą wiele niezapomnianych chwil.
UsuńDuzo miałam do czytania po takiej przerwie!! Cudowne są takie wpisy, dzięki się z nami codziennością :*
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńNiesamowicie szybko rośnie Wam ten Tygrys :) A jaki zmiany... Wspaniale jest to wszystko obserwować i móc się tym cieszyć :)
OdpowiedzUsuńA ja nie widzę, że rośnie :) Buuu... Pewnie, jak każda mama. Ale rozwija się w iście zawrotnym tempie. Dla mnie jest to niezmiennie fascynujące.
Usuń"Nic więcej, tylko byś był..." - uwielbiam tę piosenkę...
OdpowiedzUsuńZresztą ja śpiewam Księżniczce wszystkie harcerskie przeboje. Wreszcie mogę to robić do woli!
Mi typowe dziecięce piosenki, a nawet kołysanki nie idą. Śpiewam przyzwoicie, a przy nich strasznie fałszują, więc wolę swój repertuar :)
UsuńRozbawiłaś mnie tym wpisem do łez 😂 juz nie mogę się doczekać aż mój maluch podrośnie i zacznie mówić.
OdpowiedzUsuńWtedy będzie się działo :)
Usuń