Zabierając się za podsumowanie kolejnego miesiąca zawsze jestem zadziwiona, że przynosi on coś charakterystycznego. Tak było też i tym razem.
W ostatnich dniach puzzle, od których Tygrys nie mógł się oderwać, poszły w odstawkę. Wraca do nich, ale nie spędza na układaniu całych dni. Ale jak już się zabierze, robi to w tempie ekspresowym. Pewnego dnia Tatatu mówi: Tygrysie ułóż puzzle, a ja się ubiorę. Tak… zdążył nałożyć skarpetki. Puzzle poszły nieco w podstawkę, za to od rana do wieczora jesteśmy świadkami (i uczestnikami) niezliczonej ilości wypadków. Co chwilę pędzimy na pomoc, ponaglani przez szefa akcji ratunkowych - Tygrysa. Parkiety będzie miał Stryj nieźle wypolerowane, bo z racji kolizji większość wolnego czasu spędzamy na kolanach, bo w większości są to wypadki samochodowe z udziałem licznych aut z kolekcji Synka. Na zmianę z wypadkami komunikacyjnymi gasimy pożary. Młody strażak nakłada niewidzialne elementy garderoby posiadające chyba jakąś niezwykłą moc, bo gania do tych akcji od rana i wieczora i energii Mu nie brakuje. My poinstruowani przez Tygrysa nakładamy również bluzę, spodnie, buty, rękawice i maskę, ale sił nam te wyposażenie nie dodaje. Nie wiemy też, na której półce co się znajduje. Dużo lepiej radzimy sobie z gaszeniem wyimaginowanych pożarów. Wypadki zdarzają się również na podwórku. Biega sobie Chłopak po placu zabaw, pada albo wyszukuje dziurę, w którą wpada i woła padek/pomoci/ratunku i nie ma opcji, żeby Mu nie pomóc. Babcia jest bardziej odporna na te nawoływania. Spędza z Młodym więcej czasu i co chwilę ma takie akcje, więc gdyby do każdej biegła, opadłaby z sił.
Tygrys lubi śpiewać. Piosenkę, którą brzmi tak:
Jedzie Joe macha lassem, (udajemy jazdę na koniu i machamy lassem)
a po prerii rozlega się głos: uuuu (indiański okrzyk)
przetwarza na różne sposoby. Np. Jedzie łoś macha kołem, Jedzie ku(r)a macha dziobem.
Jeszcze niedawno ćwiczyliśmy odgłosy, poznawaliśmy nowe słowa, tymczasem weszliśmy w fazę kolorów i porównań. Podstawowe kolory Synek ma opanowane. Niektóre nazwy brzmią znajomo: juziowy, biały, sza(r)y, cza(r)ny, zielony, boziowy. Inne trudniej skojarzyć: pony (czerwony), powy (pomarańczowy), owy (fioletowy).
28 przyniosła też fazę porównań. Pewnego poranka zamiast codziennego: mama/tata, usłyszeliśmy: ja głodny jak wilk. Faktycznie apetyt jakby się poprawił, choć najchętniej konsumowałby Chłopak cioś dobrego czyt. lizak, czekolada i (na szczęście) suszone owoce. Kolejne porównanie pojawiło się podczas jednego ze spacerów i weszło na stałe do Tygrysiego repertuaru. Większość drogi Chłopaki przebiegli. W pewnym momencie słyszymy: Tygrys szalon (z akcentem na o). Zbaranieliśmy. Pomyśleliśmy, że Synek uskutecznia język hebrajski, a jeszcze polskiego dobrze nie opanował. Jak usłyszeliśmy ciąg dalszy zrozumieliśmy: my szalone, biegniemy jak szalony. Od tej pory słyszymy różne teksty np. biegniemy ile sił starczy. Inne porównania odnoszą się np. do elementów ubioru: przy bluzce w paski ja jak zieb(r)a. I jeszcze słowo, które zapisuję ku pamięci - kongenka. Domyślacie się o co chodzi?
Rozczula nas widok Tygrysa przytulającego się do swoich misiów, w tym tego ukochanego. A jeszcze jak usłyszymy: spokojnie, spokojnie, mój kochany…
Kilka sytuacji, tak ku pamięci:
- Robię w kuchni mleko i do moich uszu dobiega: k(rowa) daje mleko, mleko daje k(r)owa. I jak miałam się poczuć w tym momencie? :)
- Jesteśmy w kościele. Zbliża się moment “tacy”. Zwykle Tygrys wrzucał bilon, tym razem wyciągam papierowy pieniądz i słyszę: nie dobry. Kolejnej niedzieli dyszka okazuje się dobra, bo odnalazł na niej orła. Jakbyście nie wiedzieli to wizerunek orła w koronie świadczy o wartości pieniądza. A Chłopak zadowolony, chodził i powtarzał (oczywiście tak, żeby być słuszanym): orzeł biały, biały orzeł.
- Kolejna sytuacja z kościoła… Dodam tylko, że znowu się Chłopak popsuł, aczkolwiek poczynił postępy, bo wychodzi z zakrystii do nawy głównej i zupełnie Mu nie przeszkadza, że jak się odwróci ma przed sobą tłum. Pewnego dnia stojąc tuż przed samym prezbiterium na komunii na cały głos zaczął śpiewać Alleluja. Póki były śpiewy, twórczość Tygrysa nie była słyszalna, za to jak ucichły organy… Jeden z księży nie mógł powstrzymać się od śmiechu. A ja byłam purpurowa.
- W weekendowe poranki zdarza nam się chwile poleżeć, kiedy Tygrys oddaje się zabawie. Pewnego dnia z dziecięcego dywanika dobiega do nas: Tata jazem tu… Tata ub(r)anie: bluzka, galotki (rajstopy) i pielucha.
- Wracam ze spaceru. Akurat tego dnia Tygrys chętnie korzysta z pomocy tragarza. Chcąc odciążyć Tatatu proponuję swoje ręce. Synek rwie się do Taty, a mi odpowiada: Mama za ciężka. Co prawda, to prawda, co nie przeszkadzało Mu skorzystać z tego ciężaru podczas następnego spaceru bez taty.
- Coraz mniej Chłopak boi się obcych (choć pewnych charakterów nie akceptuje). Pewnego dnia wracamy do domu. Na placu stoi obcy samochód, co oznacza, że dziadek w warsztacie ma gościa. To nie przeszkadza Tygrysowi, żeby złożyć Dziadzi codzienną wizytę. Tłumaczę, że w warsztacie jest Pan, niezrażony Synek idzie do warsztatu i oznajmia: ja z Dziadzią, Mama z panem. W szczegóły nie wchodziliśmy, ale Tatatu nie był zadowolony.
- Jesteśmy na budowie. Przychodzi budowlaniec sąsiadów, a mój kolega z ławy szkolnej. Zwraca się do mnie Anka. Na to Synek: To nie Anka, to Ania. No przecież. Imię wybrałam przypadkowe :)
- I ostatnia sytuacja, a propo porównań… Tygrys ma pomarańczową kurtkę, zamieniam Mu spodnie z pomarańczowych na granatowe, tłumacząc, że nie chcę, żeby wyglądał jak marchewka. Jak już miał na sobie niebieskie spodnie oznajmił: ja wieloryb. I weź bądź mądry człowieku.
Stęskniliśmy się troszkę za Tygrysiątkiem;)
OdpowiedzUsuńTo zupełnie, jak my za Wami :) Niech przejdą Święta i wpraszamy się do Was :)
UsuńIm więcej Wasz Tygrysek mówi, tym szerzej się uśmiecham przy takich podsumowaniach :) Ma Synuś gadane - i jest niesamowicie elokwentnym, mądrym chłopcem :) A to "przytulone" zdjęcie jest niesamowicie wzruszające !
OdpowiedzUsuńTo przytulenie działo się szybko, więc tym bardziej się cieszę, że udało się utrwalić taki moment.
UsuńOj ma gadane i czasem wykorzystuje to przeciwko nam :) Pewnie znasz to :)
dziś synek najmniejszy Szymonek mnie zaskoczył piosenką j"esli dzici" (rano grzecznie myją się piosenka z Maszy i Niedżwiedzia ) szczerze byłam w szoku ma już idą małe zdania Szymonek też zaczął kochać wszystkie misie i tak słodko mówi misio... ach cudnie się nam rozwijają te chłopaki :D
OdpowiedzUsuńNiezmiennie cieszy mnie, zachwyca, rozczula. Pewnie masz tak samo :)
UsuńŚwietni jesteście:) I co komu przeszadzałaby marchewka, no ba, a wieloryb to już całkiem poważna sprawa.
OdpowiedzUsuńŻe też zapamiętujesz te słowa i jesteś w stanie je tak zabawnie odtworzyć. Ja też się uśmiecham na różne takie, ale nie zawsze pamiętam. Teraz u nas jest faza na podkreślanie literki "k" tam, gdzie to możliwe, i wielka radość, kiedy się udaje. Wczoraj rozbawił nas zwierzak o nazwie wymyślonej przez chłopaków "nochal dziubdziasty i słowa skierowane do taty, który na palcu utrzymywał napompowany balon: "jesteś genialny".
Uwierz, wiele zapominam. Ale jak mam kajecik obok, na bieżąco zapisuję. Jak nie zapiszę, to umyka, a pamięć mam bardzo słabą, więc staram się utrwalić, jak najwięcej.
UsuńUrocze są te nasze Chłopaki. Wyobrażam sobie, jaka Tata unosił się z dumy razem z tym balonem :)
Ale gaduła! Masz z nim wesoło :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, choć czasami bystrzacha potrafi powiedzieć, że nam w pięty idzie :)
UsuńPodziwiam za tak skrupulatne notatki
OdpowiedzUsuńJa mam naprawdę słabą pamięć, stąd taka dokładność w notowaniu.
UsuńNiezły gaduła z tego Waszego Tygryska :)
OdpowiedzUsuńI tu słyszę komentarz Synka: ja nie gaduła, ja Tygrys :)
UsuńFajnie, że tak to sobie wszystko piszecie, będziecie mieć wspaniałe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńWasz Tygrys jest tylko dwa miesiące młodszy od mojej najmłodszej Córci, także świetnie znam to, co przeżywacie.... (i to co przed Wami) ;)
Właśnie o te wspomnienia chodzi. A pamieć wiadomo... jest ulotna. Ja lubię podczytywać blogi z rówieśnikami (+/-) Tygrysa w roli głównej, bo wiem, co nas czeka za chwilę, albo mam okazję przypomnieć sobie, jak to było u nas.
UsuńOpisana przez Ciebie sytuacja z Tygrysowym "Alleluja" przypomniała mi chyba najbardziej znany odcinek "Jasia Fasoli" ;) Do tej pory się uśmiecham :)
OdpowiedzUsuńA co do kościelnych wpadek... Niedzielna suma, obok mnie małżeństwo z chłopcem - na oko trzyletnim. Moment podniesienia, w świątyni cisza jak makiem zasiał, aż tu nagle chłopczyk woła gromkim jak na swoje małe płucka głosem: BIM-BOM, BIM-BOM!!! (naśladując najpewniej kościelne dzwony albo ministranckie dzwonki, trudno orzec). Nawet kapłan przy ołtarzu się zaśmiał :).
Tyle pięknych chwil.
OdpowiedzUsuńU nas nie było to tak zapisane. Szkoda