Nasze zeszłoroczne codzienne dojazdy do pracy (poza wiadomymi minusami) miały też jedną wielką zaletę. W okresie wiosenno - letnim mogliśmy codziennie obserwować bociany. Oboje z Tatatu bardzo lubimy te okazałe ptaki. Tęsknimy za nimi niczym za bliskimi nam osobami. Wypatrujemy od pierwszych dni marca, a potem podglądamy aż do odlotu. Nie ma dla nas chyba piękniejszego dźwięku w naturze niż bociani klekot.
Tą sympatią udało nam się zarazić Tygrysa. Synek wielokrotnie dopytywał się o boćki, jak tylko odleciały. Musiały Mu wystarczyć fotografie z naszych łowów z aparatem. Od kilku tygodni ponownie dopytuje się o ptaki. Nawet w zabawie wymyśla sobie, że właśnie lecą po niebie. Teorię też ma opanowaną. Wystarczy spytać, gdzie mieszka bocian biały, a gdzie czarny. Wiadomo - pierwszy na wsi, drugi w lesie.
Ostatnio jesteśmy mało mobilni i nie dane nam było jeszcze zobaczyć klekotów. Od budowlańców wiemy, że nad naszą wsią pojawiły się w okolicach 8 marca. Cieszymy się, że będziemy mogli je obserwować w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Co więcej widzieli bociana czarnego. Tatau potwierdza, bo również miał to szczęście. A to nie lada gratka dla miłośników bocianów. Mi udało się dotąd raz w życiu i to w zupełnie innym zakątku Polski. Już nie możemy doczekać się wyjazdu do bocianiej wioski, o której możecie przeczytać TU. A w sobotę, jak pogoda dopisze ruszamy w plener, bo Tygrys nie może się bocianów doczekać.
W naszym dorosłym księgozbiorze mamy sporo wydawnictw poświęconych bocianowi, albumowych oraz mniej lub bardziej naukowych. Kompletując biblioteczkę Synka udało nam się trafić na piękną książkę poświęconą busiołowi. Także wyczekując na spotkanie z boćkami sięgnęliśmy po tytuł Filip i bociany. W tym roku wiosny nie będzie Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego. Przez ostatnie dni każdego wieczora z przyjemnością oddawaliśmy się lekturze.
Tytułowy Filip to zajączek, który wraz z rodzeństwem, rodzicami i przyjaciółką łabędzicą Pusią wypatrują wiosny. Zupełnie, jak my wyczekują promieni słońca i obserwują zmiany w przyrodzie. To pierwsza wiosna w życiu Filipa, więc nie do końca rozumie co się dzieje z nim samym i przyrodą wokół. Wyczuwa jednak atmosferę podniecenia i jest bardzo ciekawy tego, co nastąpi. Podobnie, jak Tygrys, który pewnie nie ogarnia, skąd u rodziców tyle energii. Co prawda to już trzecia wiosna w jego życiu, ale przeżywana najbardziej świadomie.
Bohaterom książki towarzyszymy na przestrzeni pięciu miesięcy, począwszy od marca, więc to jest idealny moment, żeby oddać się lekturze i razem ze zwierzątkami przeżywać wszystkie zmiany zachodzące w naturze. Przyznaję, że my nie wytrzymaliśmy i przeczytaliśmy wszystkie opowiadania, ale z pewnością będziemy do nich wracać przez całą wiosnę i lato, szczególnie podczas wypraw w plener. Dzięki książce będziemy na bieżąco z życiem bocianów, bo znajdziemy w niej sporą dawkę wiedzy na ich temat. Wiedzy przekazanej w przystępny sposób dla najmłodszych odbiorców. Wystarczy przeczytać porównanie lecących w szyku bocianów do dziury powietrznej za ciężarówką. A wiadomości między wierszami jest sporo. Żeby nie zdradzać wszystkich: dlaczego boćki śpią na stodole, jaki kolor mają nogi i dzioby młodych, dlaczego nie lecą nad Morzem Śródziemnym. Sama zaczerpnęłam nowych informacji. Wydawało mi się, że o życiu boćków wiem sporo, tymczasem umknęło mi gdzieś, że pierwsze wylatują młode, co jest niesamowite, zważywszy na czas, jaki miały na przygotowanie się do tak długiego lotu. Opowiadania łamią też stereotypy o bocianach, które zakodowały się w naszych głowach, chociażby ten o diecie, w której żaba nie jest najważniejszym posiłkiem; czy o wierności bocianów i przywiązaniu do gniazda. I wreszcie ten najważniejszy, że klekoty nie mają nic wspólnego z przynoszeniem dzieci. Bardzo rozbawiła nas scena, w której dorośli bohaterowie (kolokwialnie mówiąc) pokładają się ze śmiechu z bajek, które na ich temat opowiadają ludzie. Szczególnie właśnie o ich udziale w przyroście naturalnym. A to nie koniec przesądów, z którymi rozprawia się autorka. Co ważne zwraca również uwagę na problemy, jakim muszą sprostać boćki i to przez szkodliwe działania ludzi.
A rzecz nie dotyczy tylko bocianów. Akcja rozgrywa się na dwóch poziomach. U góry - w bocianim gnieździe, ale również “na dole” - w lesie. Z każdym opowiadaniem dostrzegamy zmiany zachodzące w przyrodzie. A opisy natury są tak sugestywne, że niemal poczułam zapach fiołków. Dzieci dowiedzą się też co nieco o życiu szaraków (chociażby co to znaczy stawiać słupka) i innych mieszkańców lasu i okolic: kosów, dzięciołów, jaskółek.
Lektura urzekła nas też na innym poziomie. Zwierzęcy bohaterowie mają wiele cech ludzkich. Tak, jak my cieszą się, smucą, ogarnia ich strach, nawiązują przyjaźnie, zabiegają o swój byt, troszczą się o bliskich, rywalizują. Autorka pięknie opisuje relacje rodzinne czy przyjacielskie właśnie. Dorosłe zające poświęcają swój czas dzieciom, bawią się, uczą świata i dobrych manier (bo i w lesie takie obowiązują). Najlepszym podsumowaniem relacji rodzinnych niech będą słowa wypowiedziane przez Filipa do swego taty: Wiesz, tato, fajnie jest bawić się razem. I w drugą stronę: (...) to rodzice powinni chronić dzieci, a nie odwrotnie. Dorośli są po to, żeby pomagać i rozwiązywać problemy. Znajdziemy w książce też kilka dobrych rad, które są dobrymi wskazówkami i dla naszych milusińskich, jak chociażby ta: nigdy nie opowiadaj obcym o swoim domu i sobie.
To uczłowieczenie zwierząt, oddanie im głosu sprawia, że historie przez nich opowiedziane są bardziej przyswajalne niż suche fakty. Jedyne co mi przeszkadzało to wątek z zajączkami odbywającymi lot na łabędzim grzbiecie. Pomysł z podglądaniem bocianów z pobliskiego wzniesienia w zupełności by wystarczył.
Przyznaję, że nie przepadam za książkami dla dzieci z fotografiami zamiast ilustracji, ale w przypadku tej lektury zupełnie mi to nie przeszkadza. Ilustratorka Klara Wincenty umiejętnie połączyła zdjęcia z rysunkami bohaterów. Rysunkowe zwierzęta świetnie dopełniły kadry z widokami krajobrazów czy elementów architektury z bocianimi gniazdami.
Książkę Filip i bociany. W tym roku wiosny nie będzie polecamy wszystkim miłośnikom przyrody. To idealna lektura na wiosenno - letni czas. My z przyjemnością sięgniemy po pierwszą część przygód Filipa i Pusi. Ku mojej radości zauważyłam też nowość GWP - część trzecią Filip, Pusia i nowy przyjaciel. Ciekawi jesteśmy kto będzie towarzyszył uroczemu zajączkowi i łabędzicy.
Filip i bociany. W tym roku wiosny nie będzie
tekst: Elżbieta Zubrzycka
ilustracje: Klara Wincenty
format: 205 x 205 mm
stron: 98
Też uwielbiamy bociany... U mnie na wsi lata ich bardzo dużo...dlatego książeczka napewno by nam się spodobała :-)
OdpowiedzUsuńWokół miasteczka też jest sporo, ale trzeba wyjechać za miasto, a dotąd aura w weekendy nam nie sprzyja. A książką jest wysoko na naszej rodzinnej liście ulubionych. I na pewno zaopatrzymy się w brakujące części.
UsuńIdealna lektura na wiosenne popołudnie spędzone na łonie natury :-) Bardzo mi się podoba :-)
OdpowiedzUsuńNam na pewno będzie towarzyszyć przez całą wiosnę i lato :)
UsuńZapowiada się ciekawie, a do tego już w tytule imię Filip 😍.
OdpowiedzUsuńNie wiem też, czy są osoby, które bynie lubiły bocianów ☺
No tak... książka dla Filipa :)
UsuńWiesz zawsze mi się wydawało, że nie ma, ale są. Miałam kolegę w pracy, który nie znosił bocianów. Argumenty miał i trudno się z nimi nie zgodzić. Zwracał uwagę na to, że bociany potrafią być bardzo brutalne. Potrafią i nie tylko dla innych przedstawicieli swego gatunku, ale również własnego potomstwa. Ale dla mnie ich to nie przekreśla, wszak natura rządzi się swoimi prawami.
supe ciekawa książeczka ciekawe czy moim urwiską by się spodobała chyba nie mamy żądnej książki o wiośnie ani o bocianach pora to nadrobić :D
OdpowiedzUsuńNam przypadła do gustu i to bardzo, więc myślę, że Chłopaki też by polubili Filipa i jego przyjaciół.
UsuńSuper wpis ! zapraszam do nas: fairydoorandmooore.pl - teraz na tapecie pamiątki komunijne ;)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za wizytę :)
UsuńJa tez uwielbialam bociany! Znaczy sie, nadal uwielbiam, tylko ze tutaj ich nie ma. ;) Ale po drodze z Gdynii na dzialke rodzicow, mijalismy przynajmniej 3-4 gniazda. Co roku byly zajete. :)
OdpowiedzUsuńA z ciekawosci - dlaczego bociany nie lataja nad morzem Srodziemnym? zaintrygowalo mnie to. Za dlugi dystans, zeby go pokonac bez odpoczynku? W szoku jestem tez, ze mlode wylatuja pierwsze! Zawsze myslalam, ze leca jakos razem z rodzicami, ktorzy pokazuja droge! :D
Nad wodą przeważają wiatry poziome, przez które bociany musiałyby bez przerwy machać skrzydłami, tracąc siły. Nad rozgrzanym lądem są prądy wznoszące, które wykorzystują nie tracąc przy tym energii.
UsuńKsiążki o zwierzętach u nas zawsze mile widziane- chyba ze względu na to że to taki przyjazny moim chłopakom kawałek- za oknem mnóstwo jest ptaków, płazów i futrzaków wszelkiej maści :) A bociany to nawet u nas czarne mamy- ot pochwalę się o co ;)
OdpowiedzUsuńJej, tak za oknem? Po prostu? Szczęściarze.
UsuńZawsze lubiłam książeczki o zwierzętach :)
OdpowiedzUsuńA ja nie pamiętam :) Teraz czytam z przyjemnością i te dziecięce i trochę bardziej poważne.
UsuńTego klekotu za oknem będzie mi brakowało. Mamy bocianie gniazdo na stodole☺
OdpowiedzUsuńAleż fajnie. Na stodole to jeszcze akceptowalne, gorzej jak na domu. I ciężar i brudy. Ale podobno to szczęśliwe obejście, gdzie gniazdo bocianie :)
UsuńU nas dowodem na obecność wiosny jest to że Mama pozwala iść na plac zabaw ;). A bociany też lubię.
OdpowiedzUsuńI my więcej czasu spędzamy na placu zabaw. Dziś był krzyk, bo się nie udało. I tylko Młodemu nie przeszkadzało, że deszcz pada.
UsuńBociany,ten temat tez lubimy, nawet mamy swojego klekotka za oknem, książka prześliczna i taka konkretna.
OdpowiedzUsuńKonkretna to najlepsze określenie :) A boćka za oknem zazdrościmy.
UsuńOstatnio gdzieś czytaliśmy o tym, że bocian wpada w ciąg powietrza i nie musi zużywać energii, żeby lecieć dalej, wir powietrza niesie go sam. Prawda to?
OdpowiedzUsuńNajprawdziwsza :)
UsuńU nas bociany też się już pojawiły - i często chodzimy je podglądać, ale na pewno nie mamy takiej obfitości tych ptaków, jak w Waszej okolicy :) W naszej wiosce zaledwie dwa - jednak stanowią dla Bąbla bardzo ciekawy obiekt do obserwacji (choć na początku na ich widok krzyczał "mamo, patrz, samolot leci!" ;) )
OdpowiedzUsuńDwa - to też niezły wynik. My musimy teraz wyjechać za miasteczko, żeby odnaleźć boćki, ale dookoła w każdej wsi jest przynajmniej jedno gniazdo.
UsuńKsiążki o zwierzętach są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńU nas ostatnio książki o zwierzętach zostały zamienione książkami o księżniczkach...
OdpowiedzUsuńTaki czas :)
UsuńBardzo ciekawie zapowiada się ta książeczka, jeszcze nie mieliśmy z nią styczności...
OdpowiedzUsuńU nas też już od jakiegoś miesiąca bociany się pojawiają ;)
Ja mam ochotę na kolejne części. Bocianów jest coraz więcej ku naszej radości.
Usuń