Tym razem podsumowanie 25 i 26 miesiąca Tygrysa w jednym.
Świąteczny czas sprawił, że nie zauważyłam, kiedy przeszliśmy z jednego
miesiąca w drugi. Póki co zapał do notowania wypadków z tygrysiego życia mi nie
mija, choć nadążanie za Chłopakiem jest już nie lada wyczynem.
Rozgadał nam się Chłopak na potęgę. Zaprzestałam już notowania
na bieżąco kolejnych słówek, bo nie ma to najmniejszego sensu, choć niektóre
perełeczki utrwalam np. oko pyk (fotografowanie). Synuś nas zaskakuje
potokiem słów. Wygląda to tak, jakby znał wszystkie słowa, a teraz je tylko
wyciągał z zakamarków pamięci. Normalnie eksplozja słów (tak to chyba nazywała
Maria Montessori).
Tygrys mówi ciągle i wszędzie. Oczywiście rozbraja mniej lub
bardziej przypadkowych słuchaczy. Po świętach wyszliśmy z banku z cukierkami.
Pani spodobało się, jak Chłopak powtarza bank. Szkoda, że po chwili nie
słyszała, jak tłumaczył, że w banku nie kupimy mleka na kakao, tylko w sklepie.
Nie daj Bóg, Tygrys uczepi się jakiegoś słowa. To koniec.
Podjeżdżamy pod sklep. Tuż obok Chłopak zauważa auto w myjni. Tłumaczę, co i
jak. Po chwili obrywa się właścicielom parkujących aut. Wszystkie okazują się
brudne. Żeby nie było, Taty samochód również. Tygrys wylicza: brudny brum,
brudne dźwi, brudna siba.
Od jakiegoś czasu Chłopak powtarza imiona wszystkich
najbliższych członków rodziny. Nawet ciocie są już ciociami, a nie ulami, choć
zdarza się wpadka typu ula Ula, zamiast ciocia Ula. Tygrys lubi sobie
powtarzać/utrwalać nasze imiona, niezależnie od sytuacji np. w kościele,
wyliczając jeszcze na palcach kolejnych członków rodziny. I coś na co długo
czekaliśmy. Wreszcie Synuś potrafi wypowiedzieć swoje imię. Już nie jest ja,
aczkolwiek dodał sobie taki przedrostek do imienia. Zapamiętywanie imion bardzo
się Chłopakowi spodobało. Nie tylko naszych, ale również wszystkich postaci z
bajek, o czym pisałam TU. Często identyfikuje się z lokomotywami z „Tomka”.
Spodobało Mu się również bycie dzidzią.
A jak przy tym uroczo popłakuje :) Dość często też marudził, że go coś boli, ma
kukę i udawał, że popłakuje. Wiadomo na co rodzice od razu zareagują.
Cudnie tworzy liczbę mnogą: grzybiaki, dżipaki, brumiaki, lisaki,
seraki, klocaki. A ulubione słowo to NIĆ. Odpowiedź na każde pytanie,
a w złości z przytupem powtórzone kilkakrotnie. Coraz częściej pojawiają się zdania, np. dziadzia (tu imię) niam niam cieka.
Doczekaliśmy się pierwszych zwrotów grzecznościowych. Prosie.
Dień dobi zwykle występujące z ceś. Widzenia. Coś, co brzmi jak
dziękuje. I moje ulubione: pij dobzie. Żeby nie było, tłumaczę: śpij
dobrze.
Każdy dorosły to wie, że przy dziecku, trzeba uważać na to, co
się mówi. Tylko niestety zdarza nam się zapomnieć i potem słyszymy takie
kwiatki: to jest gupie. Ale żeby Miś Uszatek? I wszyscy członkowie rodziny z Tygrysem włącznie. Dobrze, że innych w naszym domu nie słyszy, choć spodobało
Mu się moje a idź w buraki. Myślałam, że powtarza to tak bezwiednie.
Tymczasem okazuje się, że doskonale wie, w jakim kontekście użyć zwrotu.
Już nie raz wspominałam, że Tygrys lubi podśpiewywać. Ostatnio
wzbogacił Swój repertuar o fragment piosenki „Jadą, jadą misie”, konkretnie
ten: hop siup tra la la. Najczęściej improwizuje. Tworzy sobie zlepki
różnych słów, albo rymuje: picia kicia, miś zdziś. Dość często
słyszeliśmy przyśpiewkę ada doń. Zachodziliśmy w głowę, co to za kawałek.
Aż któregoś dnia Tatatu olśniło – Jedzie Dżon z oazowych czasów Mamatu. Z
początku mały Skubaniec nie chciał się przyznać, ale chwilę śpiewał już
poprawnie lub tworząc własne aranżacje: jedzie tata, jedzie Sam (domyślam
się, że strażak Sam) przy odpowiednim układzie choreograficznym tj. jeżdżąc
pupą po podłodze. Zgłębia zasady ruchu drogowego. Sygnalizację świetlną ma
opanowaną już od dawna, teraz doszedł znak stopu: brumiki nie stop. A
Tata jeździ psiko, czyt. szybko. I nie ma opcji, żeby Tata ruszył, a
Mama miała nie zapięty psa. Dziecko zawsze przypomni.
I najpiękniejsze słowa na świecie: mój tatuś, moja mamusia. I
jeszcze sinek mamy i taty, a wnusio baby i dziadzi. Jakby nie
patrzeć :)
Miło popatrzeć, jak pracuje Chłopakowi wyobraźnia, szczególnie
przy klockach lego. A że dostał głównie
jednostki ratownicze, tym samy Jego słownik wzbogacił się o takie słowa jak: uwaga,
poźaź, ratuku pomoci, ogień, para buch (choć to akurat tytuł wiersza
Tuwima, „Lokomotywa” rzecz jasna). Bardzo lubię patrzeć, jak bawi się
klockami. Choć czasem nas zaskakuje, bo nie wiem skąd scenki typu – lala na
torach, którą pcha pociąg. My tak się nie bawimy, a lego lubimy. Zresztą sam
Tygrys co rusz powtarza: Mama/Tata lubi lego, zamieniając czasem kropkę
na końcu zdania na pytajnik. Wyobraźnia przy klockach się uruchamia, choć w
innych okolicznościach również. Synek nigdy nie miał problemu z wejściem do
ciemnego pomieszczenia. Wymyślił sobie, że w łazience jest wilk i boi się do
niej wejść. Jakiś czas później pojawił się w domu goryl. Na szczęście z upływem
26 miesiąca strachy odeszły.
26 miesiąc okazał się trudny. Za nami nieprzespane noce, w
sumie te przespane w całości i tak rzadko się zdarzają. I wczesne poranki, choć
oczywiście, jak trzeba było wyjść wcześniej Chłopak spał do 7, jak nigdy.
Chłopak wszedł w wiek oporu. Coraz częściej zdarzają się ataki złości. Rzucanie
smokiem czy zabawkami, jak coś nie idzie po tygrysiej myśli. Czasem drapanie i
gryzienie. Nawet Babcia zaczyna się skarżyć, że nasz uroczy Chłopiec popsuł się
nieco. Obraża się na nas (Synek nie babcia :), najczęściej w sytuacji, kiedy
nie my jesteśmy sprawcami nieszczęścia np. upadku z wysokości. Wtedy: Tata
lubie nie i wskazanie kierunku, w którym Tata powinien się udać. Mamie
udało się usłyszeć: Mama dobra nie, mama chora, a Tacie: Tata miły
nie, Tata chori. Dobrze, że od razu dostaliśmy usprawiedliwienie :)
Młodzieniec pogrywa sobie z nami. Potrafi się zawiesić i udawać, że nie słyszy,
po czym obdarzyć nas wielkim uśmiechem. I na ten uśmiech oczywiście serce nam
mięknie, choć chwile wcześniej omal nie stanęło.
Bardzo trudne są codzienne rozłąki. Niestety czas nie działa tu
na naszą korzyść. Śmiem twierdzić, że nawet wbrew nam. Synek nie chce zostawać
u babci. Co dzień kombinuje i wymyśla nowe wymówki. Jednego dnia jest chory
albo boli go noga, następnego twierdzi, że babci nie ma w domu, a kolejnego
wysyła do pracy Tatę, a mnie zostawia w domu. Na nasze tłumaczenia, odpowiada,
że zostanie w domu siam. I tyle w temacie. Oczywiście po południu nie
chce wychodzić od dziadków do domu.
Ulubioną zabawą Tygrysa w ostatnim czasie było: Tata/Mama
prosie domek. Rzecz polega na schowaniu się z Synkiem pod Jego kołderkę. A
tam dopiero dzieją się cuda, choć Tatatu wypada tu znacznie lepiej. Świetnie Mu
idzie udawanie, że serwowane przez Tygrysa wyimaginowane posiłki smakują lub
nie, a jak pluje wymyśloną pestką z buby...
Kolejna to ecie pecie. Pierwsza wersja to w zasadzie
improwizowanie z klockami (czyt. rozrzucanie), a wzięło się stąd, że Tatatu nie
załapał o co dziecko prosi. A ecie pecie to nic innego, jak chcę na plecy.
A na tych plecach w wersji na koniku, albo pszczółce, biegamy/latamy po
mieszkaniu w poszukiwaniu produktów na niewidzialną zupę, najbardziej pożądane
są buraki, ogóraki i por. Z Babcią Tygrys uskutecznia zabawę w koło
łamało. Domyślacie się, o co chodzi? Oczywiście o kółko graniaste :) A nas
codziennie wieczorem obowiązuje zabawa w stary ocio pi, czyli stary
niedźwiedź mocno śpi. Ganiamy się wokół stołu, raz jedno, raz drugie z Synkiem
w ramionach. To czasu aż wyda dyspozycje: zdjęcia, kap kap, cita, mlieko i
aaa. Oglądanie fotoksiążki ze zdjęciami to jedna z ulubionych czynności. To
zabawy. Jeśli chodzi o zabawki to nadal królują książki, samochody i maskotki.
Tatatu cieszy się, bo w końcu chłopaki puszczają do siebie autka.
Wspominałam już, że Synek oczarowany jest miejskimi
iluminacjami. Poza światełkami Chłopak upodobał sobie pewnego zwierzaka, który
króluje w herbie miasteczka. I nie ma opcji, żeby choć zza szyby samochodu na
niego nie zerknął. A potrafi go wypatrzeć w różnych miejscach zanim my spostrzeżemy,
na spacerze, w kościele. Rośnie nam mały heraldyk.
Tygrys lubi liczyć różne przedmioty, zwierzątka albo członków
rodziny na palcach. Chyba pilnuje, żeby nas nie pogubić. W 25 miesiącu odliczał
do 4, co ułatwiało nam sprawę przy posiłkach, bo dzięki temu mogliśmy przemycić
wcisnąć cztery łyżki. Teraz dobija już do 7 odliczeń, z taką ilością łyżek
jest już gorzej :) Czasami liczenie wychodzi tak: jeden, dwa, tzi, duzio.
Cieszy nas każda próba samodzielności Tygrysa. Sam zdejmuje
buty, a raczej kozaki (już słyszę, jak mnie poprawia). Ze śniegowcami ma
problem, bo trudniej rozpiąć zamek. Operuje jako tako widelcem i łyżeczką przy
bardziej stałych pokarmach. Z kubka pije od dawna. Sam wyciera nos. Ostatnio ma
fazę na kozę. Co chwilę woła: koza, po czym idzie do chustecznika, muska
nos chusteczką i wkłada z powrotem. Wygląda to uroczo.
Z jedzeniem jest różnie, ale serki, kakao i owoce wcinałby na
okrągło, szczególnie pamelo. A odkąd w słowniku pojawiła się ciekolada
też chętnie by po nią sięgał. Najlepsze jest to, że do tej pory jej nie znał.
Za nami bilans dwulatka. Mieliśmy jedno podejście w
Białymstoku, ale trochę nas zirytowało, więc zmieniliśmy lekarza na miejscowego
(pewnie prędzej czy później i tak by trzeba było) i on zrobił przegląd Młodego,
na ile Ten pozwolił oczywiście. W zasadzie od poprzedniego nic się nie
zmieniło. Waga ni drgnęła, wzrost 2 cm na plusie. Na szczęście nikt nam nie
wyrzucał, że mamy za niskie i lekkie dziecko. Po tej pierwszej wizycie jesteśmy
zadowoleni. Pan doktor miał podejście. Nie irytował się płaczem Tygrysa. Co
więcej stwierdził, że jest grzeczny, bo nie kopie, nie wyrywa się. Szok.
Zobaczymy, jak będzie dalej.
Intelektualnie, manualnie Tygrys rozwija się pięknie. Nad
emocjami ciągle musimy pracować. Na szczęście mamy wsparcie psychologa. Musimy
tylko Babcię zachęcić do współpracy (w końcu to Ona spędza większość czasu z
Młodym), bo póki co jest zawiedziona, że nie przywieźliśmy od psycholog gotowej
recepty i odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak Chłopiec ma?
Kilka anegdotek z Tygrysem w roli głównej w następnym poście,
bo ten niebezpiecznie nam się wydłużył. I niespodzianka dla Was.
Jakby łatwo było gdyby istniały sprecyzowane przepisy na wychowanie dzieci. Tak czytam i się zastanawiam kiedy my będziemy na tym etapie rozwoju :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że zanim się orientujesz :)
UsuńMaluchy powinny mieć dołączoną instrukcję obsługi :) Może byłoby łatwiej. A tak niestety uczymy się na własnych błędach.
Oj tak, w pewnym momencie nie da się wszystkich osiągnięć zapisać. Ale to świetny czas i warto choćby te najlepsze gdzieś utrwalić.
OdpowiedzUsuńUmysł chłonny, wyobraźnia działa, emocje są ujawniane, wzrostu przybywa, jest ok:) Powodzenia!
Staram się zapisywać mniejsze i większe kroki milowe. To będzie świetna pamiątka dla Tygrysa.
UsuńChłopak rozwija się pięknie. Mamy trochę problemów z emocjami, ale wierzę, że z pomocą specjalisty podołamy.
Ja notuję tylko te "kroki milowe", nawet zakupiłam specjalny pamiętnik dla córeczki:) U nas ostatnio na tapecie jest piosenka "głowa, ramiona..." i najlepiej jak pokazuję - ubaw A. ma po pachy:)
OdpowiedzUsuńTygrys pięknie się rozwija i tyle już potrafi!
Podejrzewam, że ten pamiętnik zapełnia się osiągnięciami Waszej pociechy i dzięki Tobie również pięknie wygląda.
UsuńA Tygrys odporny na tą piosenkę :(
Cudny jest Tygrys :) i jak najbardziej w normie, z rozrabianiem też w końcu osławiony bunt dwulatka się kłania. Przeczytałam mężowi fragment o liczeniu przez Tygrysa, szczerze się ubawił. Mądre dziecko Wam rośnie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na niespodziankę :)
Jak tak dalej pójdzie, w przedszkolu będzie się nudził :)
UsuńSuper - widać, że rośnie z niego mądry chłopiec. A bunt? Każde dziecko to ma i w końcu mija :)
OdpowiedzUsuńJa mam wrażenie, że jednak nie mija. Mam 40 na karku, a bunt w fazie rozkwitu :)
UsuńTe najpiękniejsze słowa cieszą najbardziej! Ta liczba mnoga w wydaniu Tygryska po prostu rozbraja :) Z tym gadulstwem bardzo przypomina moją córkę :)
OdpowiedzUsuńO tak... buzia Mu się nie zamyka. Wczoraj przez godzinę "nawijał" jak nakręcony, aż byliśmy zmęczeni, On oczywiście nie. Ale, c ja piszę, sama znasz to najlepiej :)
UsuńMój Jaś ma 22 mce i już się nie mogę doczekać tego etapu co u Was, a tu już za moment ;)
OdpowiedzUsuńTo już za chwilę :)
UsuńNoo, piękne podsumowanie :) Uwielbiam ten etap rozwoju maluchów :) Słodkie są niesamowicie. Później już tylko gorzej. Zaczynają pyskować i dogadywać, eh... :P
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Was!
Ja odkąd Tygrys jest z nami powtarzam, że to najpiękniejszy czas - właśnie ten. I tak ten najpiękniejszy czas trwa dwa lata :) Choć patrzenie, w jakim tempie teraz wszystko chłonie, jest niesamowite.
UsuńKochana korzystaj- teraz jest cudowny okres... U mnie narazie sa 1 pyskówki: )
OdpowiedzUsuńTo prawda - cudowny czas, choć wiek oporu do najłatwiejszych nie należy. Zresztą wiesz, co mam na myśli :)
UsuńPamiętam ten wiek :) Ach... tak szybko dzieci rosną :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za szybko :)
UsuńNo to dzieje się! Super takie wspomnienia są. A jak cudnie się do nich wraca po latach :).
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla tych wspomnień nie poddaję się i ciągle notuję :)
Usuńcudnie się czyta jak rozwija się dziecko brawo :D zdolne po Rodzicach
OdpowiedzUsuńAż się zarumieniłam :) Dziękujemy.
UsuńWspaniałe osiągnięcia - my jesteśmy troszkę za Wami (21 m-cy), ale widać postępy :P a dla Was wielkie brawa - to znaczy dla Tygryska <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Dla takich szkrabów, jak nasze Dzieci te kilka miesięcy różnicy to kawał czasu.
UsuńNo brawo, jestem pod wrażeniem :-)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
Usuń