Stary kredens nada charakter naszej
jadalni. To również mebel sentymentalny, rodzinny, z dawnego domu dziadka i
babci Mamatu. Zabraliśmy go z sypiącego się domu. Okazał się niezwykle ciężki,
szczególnie dolna część. Co do stanu technicznego, na pierwszy rzut oka
wyglądał nie najgorzej. Dopiero po przywiezieniu do warsztatu, rozebraniu,
odsłonił swoje prawdziwe oblicze.
Po kilkunastu minutach demontażu wyszły na
jaw pewne usterki spowodowane zębem czasu i wieloletnim przechowywaniem w
zimnym, zawilgoconym pomieszczeniu. Po pierwsze rozpadły się nogi. Po drugie
podłoga z litego drewna została przeżarta przez korniki i będzie trzeba ją
odtworzyć. Również boczne ścianki dolnej części nie wyglądają zbyt dobrze –
jedno wielkie próchno. Nic to, spróbujemy uratować co się da.
Na ten moment udało się wykonać większość
prac związanych z usuwaniem starych metalowych elementów. Dziesiątki gwoździ i
wkrętów – całkiem spory złom. Niektórych okuć użyjemy ponownie, inne zastąpią
nowe odpowiedniki. Górne drzwiczki zostały pozbawione oszklenia (zastąpi je
nowe), a prawie cały mebel nie ma już olejnej farby. Z tą było najwięcej pracy
– trzy tygodnie szlifowania szlifierką w niesamowitym pyle. Papier ścierny co
chwila zalepiał się farbą, a przez pewien czas praca wyglądała tak, że najpierw
szlifowałem przez kilka minut, a potem dwukrotnie dłużej zdzierałem farbę z papieru
ściernego i tak na okrągło! Praca trudna, ciężka fizycznie, czego się nie
spodziewałem (może to kwestia techniki), ale dawała mi wiele radości i energii.
Po powrocie do domu, gorącym prysznicu, któremu towarzyszyło miłe uczucie
spływającego po ciele pyłu, czułem się jak nowy!
Od kilku tygodni trwa przerwa
technologiczna spowodowana powrotem teścia do warsztatu i bardzo mi brakuje
wieczorów spędzanych przy renowacji mebelka. Mamatu chyba też, bo powtarza, że
po godzinach spędzanych w warsztacie byłem bardziej do zniesienia :) Trudno się
z tym nie zgodzić. Odkryłem, że ta praca faktycznie pozbawiała mnie negatywnych
emocji. Sporo radości dawało odsłanianie surowych warstw poszczególnych
elementów kredensu. Okazało się, że znaczna jego część, szczególnie tych z
finezyjnymi kształtami oraz fronty drzwiczek jest wykonana z pilśni i trzeba
było uważać żeby jej nie zniszczyć podczas szlifowania. Za to szlifowanie
surowego drewna i zdzieranie okrutnej olejnej farby pozwalało się dostać do
litego drewna i poczuć jego surowy, żywiczny zapach zamknięty na ponad pół
wieku. Mebel pochodzi z lat 50 ubiegłego wieku, a drewno wykonano z drzewa
iglastego, które też miało swoje lata. Pięknie! Mamy mebel z historią związaną
z rodziną żony, do tego ręcznie robiony z naturalnego surowca. Mam nadzieję, że
wkrótce wrócę do warsztatu, jak tylko teść pozwoli, żeby dokończyć szlifowanie.
Przed nami jeszcze gazowanie, dorabianie podłogi i nóżek oraz malowanie. Tu
swoje pomysły ma Mamatu. Zobaczymy co z tego wyniknie.
P.S. Niedawno kupiliśmy używany stary
stolik z szufladkami, który czeka renowacja i zmiana przeznaczenia, ale o tym
za jakiś czas.
--------------------------------
Kredens przywołuje wspomnienia
dzieciństwa, chwil spędzanych w domu moich kochanych Dziadków. Kuchni i kącika
między wspomnianym kredensem, a stołem, w który mieściło się jedynie krzesło,
na którym lubiłam siedzieć. Makatki z Czerwonym Kapturkiem, którą również udało
nam się zachować. Pieca kaflowego z płytą i kącika higienicznego. Kredens
mieścił pełno babcinych i dziadkowych skarbów. Lewą część zajmował Dziadek. W
dolnej szafce miał mnóstwo swoich męskich przydasiów. Wśród nich obowiązkowo
tutka, machorka, a przy odrobinie szczęścia kilka paczek carmenów albo caro. Za
górnymi drzwiczkami stała szklana cukiernica, a w niej stare monety,
przedwojenne banknoty i bony towarowe, za które miałam kilka czekoladowych
figurek z pewexu. Prawa strona – babcina, a raczej kuchenna z półkami wyłożonymi
papierem z chusteczkami papierowymi ułożonymi w ząbki na brzegach półek. Szklankami
w metalowych koszyczkach, fasolą w papierowych szarych torebkach. Wreszcie
szuflada, taka moja dziecięca z elementarzem w języku rosyjskim, kartkami i
kredkami do rysowania. A w całym kredensie mrówki faraonki. I choćby dla tych
wspomnień warto było zachować kredens.
Chyba już pisałam, że jak najwięcej
wyposażenia chcemy zrobić/odnowić sami (jeśli Tata nie będzie ciągle zajmował
warsztatu, swojego własnego :). Żałuję, że nie mogę pomagać Tatau ze szlifierką
w ręku, ale ktoś musi czuwać nad Brzdącem. Ale mam nadzieję, że będę miała
więcej do powiedzenia w kwestii okuć. Poszukiwania odpowiednich gałek trwają, a ideałem, do którego dążę jest
kredens, który znajdziecie TU. W naszym pasy będą w delikatnym odcieniu szarości,
a gałki z zielenią. Może następna będzie ta oto szafa...
Marzy mi się w sypialni.
Och... Pamiętam z dzieciństwa takie kredensy... Nawet jeden stoi jeszcze u mnie w szopie ;-)
OdpowiedzUsuńTakie kredensy były dość powszechne, a teraz wraca na nie moda.
UsuńTakie odnowione mebelki mają swój klimat ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Tak sobie pomyśleliśmy, że nie sztuką jest kupić nowy mebel. Sztuką jest nadać nowe życie staremu.
UsuńA za mną chodzi też mebel po babci i nawet namawiałam męża ale nie bardzo gdzie mam go postawić. Jest też kuchenny ale nie taki kredens tylko troche inny zaszklony więcej i z szafą . Kurcze musze się do tej stodoły dziadków przejechać;)
OdpowiedzUsuńWasz wyjdzie piękny,pozdrawiam cieplutko
Mam nadzieję, że będzie piękny. My przesuwaliśmy ściany w projekcie pod ten mebel, choć i tak nie będzie wyeksponowany tak, jakbym chciała, ale domek nie będzie zbyt duży, więc nie można mieć wszystkiego. Ciekawa jestem co masz w tej stodole :)
UsuńUściski
Będzie śliczny. Nie każdy umie zobaczyć to, co kryje się w starym zniszczonym meblu....
OdpowiedzUsuńMy póki co widzimy same dziury :) Ale na szczęście jest sporo środków, żeby mebel prezentował się pięknie.
UsuńOdnowione meble cieszą oko i mają coś w sobie
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńTeż kocham takie odnowione stare meble... Marzy mi się w kuchni coś takiego.
OdpowiedzUsuńKsiążeczka doszła, dziękujemy :)) Ela zachwycona :D
Cieszę się, że książeczka Wam się podoba.
UsuńMarzenia się spełniają :) Ten kredens jest dobrym przykładem.
Takie stare meble maja swoja historię, swój klimat! Super, że masz coś co pozwala ci rozładować negatywne emocje :)
OdpowiedzUsuńI przywołują wspomnienia. Potwierdzam, że Tatatu wracał z warsztatu odmieniony :)
UsuńPamiętam taki kredens mojej babci. Wspomnienia powracają na widok takich perelek
OdpowiedzUsuńChodziło właśnie o zachowanie tych wspomnień :)
UsuńPamiętam taki kredens, moja prababcia taki miała. Teraz jednak podobają mi się bardziej nowoczesne meble.
OdpowiedzUsuńW wielu domach były podobne kredensy. My tez lubimy nowoczesność i będziemy starali się ją połączyć ze starymi elementami. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
UsuńMacie bardzo ambitne plany! Sami chyba nie znaleźlibyśmy w sobie tyle samozaparcia, by wszystko odnawiać albo tworzyć zupełnie od podstaw - choć mój teść jest z zawodu stolarzem, więc pewnie mógłby nam sporo pomóc.
OdpowiedzUsuńJeżeli uda się Wam osiągnąć zamierzony efekt (a jestem pewna, że tak! ) - będzie naprawdę klimatycznie :)
My też mamy fachowe wsparcie :) Plany są takie, żeby w każdym pomieszczeniu znalazł się taki "staroć". Oby tylko czas pozwolił.
UsuńMoja babcia miała podobne meble. Jej domu juz nie ma... :-(
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń