22
miesiąc był dość trudny. Zbiegł się z przeprowadzką, organizowaniem życia w
nowym miejscu, dłuższym wyjazdem dziadka i intensywnym czasem w pracy, przez co
wracaliśmy do domu trochę później.
Tygrys
stał się dość marudny, jeszcze bardziej wystraszony. Trudno Mu było rozstać się
z nami rano. Miał więcej niż zwykle gorszych momentów w nocy. Budził się
wołając mama/tata łapa, co oznaczało,
że mamy się położyć obok łóżeczka i podać Mu rękę. Dopiero wtedy się uspokajał.
Czując dotyk zasypiał.
Na
szczęście udało mi się zapisać postępy Młodzieńca i sytuacje, które chciałabym
zachować w pamięci. Na początek nowe słowa w Tygrysim słowniku:
- pamik/kamik: kamyk
- tzi: trzy, trzeci
-
kałako: kakao
-
pan/pan
- gill: grill
- kuzia: kurz, słowo to słyszałam zwykle
rano, jak tylko wsiądę do auta, czyżby od moich kilogramów unosiło się aż tyle
kurzu? Pod koniec miesiąca Tygrys chętnie wycierał kuzię u Dziadków. Uff, chyba w domu nie jest źle
- zad: pupa konia, jakby kto pytał.
- Kuba: kolega z placu zabaw
-
kubek, kupa, kajak: dosłownie
-
dzim/dziem: dżem
-
cik cik: kic kic/królik
-
kocik: kocyk
-
kałako: kakao
-
gil: grill, że też zapamiętał akurat
to słowo, grillowaliśmy zaledwie dwa razy tego lata
-
zamek: zaczęło się od jednej z
atrakcji na placu zabaw, ale wyjściowy był zamek błyskawiczny.
I
nowy zwierzęcy odgłos, tym razem żabkowy: kum
kum. Nie odszyfrowaliśmy tylko jednego słowa: makat. Można chyba powiedzieć, że Tygrys odmienia przez przypadki.
W zeszłym miesiącu królował wołacz, w
tym dopełniacz i słodko brzmiące w Tygrysich ustach: mami, tati, babi. A słowo ja często
zastępowało ci/ti, zasłyszane od nas.
Ulubioną
zabawą na początku 22, która wiąże się z rozwojem mowy, były rymowanki. Tygrys
rzucał jakiś wyraz, my dodawaliśmy słowo do rymu. Miał przy tym wiele radości.
Zabawa ułatwiała nam obcinanie paznokci i czas w samochodzie. A sam upodobał
szczególnie: a kuku żuku. Zdania
robią się dłuższe, zdarzają się trzywyrazowe np.: Tata pupa tu. Nadal lubi sobie podśpiewywać. Repertuar rozszerzył
się o tekst jaka paka.
Synuś
zaczął zabierać ze sobą do snu całe mnóstwo maskotek. Nie wystarczają Mu już
dwa misie i kot. Pewnego wieczora przed snem wyliczamy: miś, miś, kot, żaba,
prosiaczek… Na to Tygrys: ZIOO. Prawie,
że.
Odpukać,
Tygrys jest grzeczny w kościele tzn. na placu przykościelnym, wewnątrz nie
wytrzyma nawet 5 minut. Oczywiście zdarzają Mu się różne, niekoniecznie
pożądane przez rodziców aktywności (np. dotykanie czasem ciepłych zniczy przy
krzyż), ale w miarę bezboleśnie udaje Mu się przetrwać godzinkę. Przetrwać, bo
wraz z końcem Eucharystii pojawia się szeroki uśmiech na Tygrysiej twarzy.
Obowiązkowe jest wrzucenie pieniążka, choć przed Mszą oznajmia nam (trochę
słowami, trochę na migi), że nie chce głaskania po główce. I co niedzielę
sytuacja się powtarza. Tygrys dostaje bilon (o papierek póki co się obawiam),
pokazuje na orzełka i oznajmia: koko.
Po czym z niecierpliwością czeka na papę,
czyli księdza. W jedną wrześniową niedzielę byliśmy na końcu szlaku duchownego,
który w dodatku nas pominął. Ale od czego jest Tatatu, który niezrażony z
Synkiem na rękach podążył za księdzem. Złapał go przy drzwiach wejściowych, ale
gdyby trzeba było biegłby pod sam ołtarz. Kolejnej niedzieli podczas Komunii,
kiedy zobaczył kolejnego duchownego na cały głos skomentował: druga papa.
Tygrys
najchętniej spędzałby czas na placu zabaw i nawet spadek temperatury Mu nie
przeszkadza (gorzej z Matką). Ma nawet kolegę, którego codziennie spotyka.
Zdobywa nowe umiejętności coraz wyższe
poziomy. Ulubioną atrakcją nadal jest zjeżdżalnia. Morze bez końca wdrapywać
się i zjeżdżać. Polubił też rurę, która prowadzi do jednej ze ślizgawek. A jak
się popisuje przed dziewczynkami… (że to już?). A nas urzekł, bujając się na
drążku. Szkoda tylko, że nie my pierwsi to zobaczyliśmy, a Babcia.
Tygrysa
ciągnie do dzieci. Na jednej z imprez rodzinnych bawił się z 5 letnim Chłopcem,
a w zasadzie cieszył się samą jego obecnością, chichrając, jak tylko tamten się
odezwał.
Wielką
pasją Młodego (poza autami i zwierzętami) stały się kamienie. Mamy już niezłą
kolekcję pod domem. Z naszej drogi dojazdowej najchętniej powybierałby
wszystkie, szczególnie te największe. W sumie nie powinnam się martwić, na
budowę, jak znalazł. A sprzęt do przewożenia też ma odpowiedni.
Wiadomym
jest, że Tygrys nie lubi ludzi, ale jak ma jakąś korzyść, nawet obecność obcych
w domu Mu nie przeszkadza np. człowieka od anten. Wiadomo, jest antena jest
baja. Budowlańcy, z którymi się spotykamy, też nie wzbudzają lęku. Nawet podaje
im cześć.
Nie
wiem, jak mają rówieśnicy Synka, ale Tygrys nie lubi być nagi. Nie lubi, jak my
nie jesteśmy kompletnie ubrani, a dotyczy to również kapci czy krótkiego
rękawa. Często powtarza: goły nie,
mama/tata goła/y nie. Jak za długo trwa ubieranie, od razu jest krzyk.
Pewnego razu, jak w kościele zobaczył dziewczynkę bez bucików nie mógł tego
przeboleć powtarzając: lala buciki i
na nic nasze tłumaczenia, że lala nie potrafi chodzić i bucików nie potrzebuje.
Niesamowite
są dla nas posiłki w nowym domu. Przy stole, razem i coraz bardziej samodzielny
Synek. Całkiem sprawnie radzi sobie z widelcem, kubkiem, gorzej z łyżeczką,
zwłaszcza jak musi przenieść do buzi płynny załadunek.
Jak
Tygrys upadnie wołamy, że złapał zająca. Któregoś dnia biegnie po salonie,
pada, słyszy ów tekst i odpowiada: kotka. I nie minął się z prawdą, bo akurat
miał w dłoniach ulubioną maskotkę.
Poza
końmi Młodzieniec upodobał sobie dzika i to już dawno. Lubi nazywać dzikiem
siebie i wszystkich dookoła. Podczas jednego z wyjazdów, wskazując na każdą
napotkaną osobą mówił: dzik, aż mama jednego dziecka stwierdziła: nawet ten
chłopiec się na tobie poznał.
Oczywiście
nie widzę, żeby Tygrys rósł. Zresztą nasze domowe próby pomiaru niezmiennie
pokazują ok. 86 cm, ale przechodzimy na ubranka 92-98.
Aż
trudno mi uwierzyć, że jeszcze dwa miesiące i Młodzieniec kończy 2 lata. Chyba
czas zacząć myśleć i imprezce :)
Ale Wam urosło już to maleństwo. Kamienie to obowiązkowa zabawka wszystkich dzieci!
OdpowiedzUsuńPodobno rośnie, choć ja nie widzę, czyli jak każda mama :)
UsuńJak tak dalej pójdzie to Tygrys wyniesie kamienie z drogi dojazdowej, z której korzystamy nie tylko my, a dbają głównie sąsiedzi. Już mi się śniło, jak sąsiad donosi te kamienie :)
Cudownie się to czyta :)
OdpowiedzUsuńZmiany w życiu zawsze wpływają na dzieci, u mnie jest to samo...
A w kwestii słów, u mnie najzabawniejsze były taptamy - kapcie ;)
Taptamy - fajnie. Najważniejsze, żeby się domyślić. My póki co się dogadujemy, a jak nie to przytakujemy. Pytanie - na co?
UsuńMam nadzieję, że w najbliższym czasie życie nie przyniesie nam zbyt drastycznych zmian, bo szkoda Chłopaka.
Kamienie kto się nimi nie bawił, nie znam takiej osoby.Jaki on juz duży.
OdpowiedzUsuńCo prawda, to prawda :)
UsuńDuży, choć jak pisałam, ja tego nie dostrzegam.
Oj tak, taki wiek, że imprezka wskazana ;)
OdpowiedzUsuńImprezka będzie, a że marna ze mnie gospodyni, a gości sporo, więc muszę planować z wyprzedzeniem :)
UsuńNie mam pojęcia co może oznaczac słowo "makat", ale z pewnością niedługo się dowiecie :) Kamienie moja siedmiolatka nadal do domu znosi :)
OdpowiedzUsuńOby, bo nie wiem na co przytakuję. W każdym razie makat pojawia się na rysunkach.
UsuńO... jak fascynacja kamieniami trwa tak długo, to rzeczywiście będziemy mogli coś wybudować :)
Tygrys rośnie jak na drożdżach :) Mądry z niego Chłopczyk i imprezka dla 2 latka jak najbardziej powinna być :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie raz na jakiś czas podsuwamy Mu drożdże w pizzy :)
UsuńImprezka będzie, już planuję :)
Pięknie czyta się o postępach Tygryska. My też już powoli myślimy o urodzinkach, a wczoraj świętowaliśmy wspólne pół roczku:)
OdpowiedzUsuńGratulacje Kochani. Mnie niezmiennie fascynują ten mały rozumek :)
UsuńZ tymi dziewczynami - tak, to już ;) Bąbel też odstawia niezłe popisy przed okolicznymi przedstawicielkami płci pięknej - niezależnie do tego, czy to sąsiadka w moim wieku, czy jej kilkuletnia córcia ;)
OdpowiedzUsuńA jeśli o "golcowanie" chodzi - u nas odwrotnie ! Mody najchętniej w ogóle by się nie ubierał - niejeden raz zdarza mu się zrzucić z siebie odzienie i chodzić po domu tylko w kocyku (z zimna, nie ze wstydu ;) )
U nas podobnie - wiek nie ma znaczenia :)
UsuńNa razie nie widać szans na golcowanie. A witryny sklepów z bielizną nam nie ułatwiają: goła baba - słyszymy zawsze :)
Pięknie chłopak rośnie. My tez mamy wrażliwca - do ludzi jest odważny, ale każdą większą zmianę trybu dnia odreagowuje w nocy. Co do golizny to odwrotnie. Zwiewa przy każdej okazji i golutki biega po domu. U nas tajemniczym słowem był "glanglon" - w wolnym tłumaczeniu: makaron.
OdpowiedzUsuńW życiu bym się nie domyśliła, że to makaron :)
UsuńU nas niechęć do golizny, nawet tej chwilowej przy przebieraniu, przechodzi wręcz w ataki histerii. Pozostaje nam czekać aż to minie.