Mimo, że w ostatni (dla nas długi) weekend dopadła
mnie choroba, nie pozwoliłam, żeby słabość mnie pokonała. I choć pogoda nie sprzyjała
spacerom, spędziliśmy te dni naprawdę ciekawie. Jedynie wizyta w ZOO okazała
się niezbyt trafionym pomysłem, bo wiatr mało nam głów nie pourywał. Choć
Malcowi zupełnie to nie przeszkadzało. Ważne, że tuż obok były kurki.
Dobrze, że Synuś nie rzucił się na te kurki, bo
przecież powszechnie wiadomo, że Tygrys to łowca. Wykorzystaliśmy te przymioty kociego gatunku
i udaliśmy się na łowy. I to nie byle jakie. Tygrys stał się w miniony weekend
łowcą autografów. Tak się pięknie złożyło, że nasze miasto gościło wielu
znamienitych twórców, w tym autorów książek dla dzieci. Mamatu najchętniej
spotkałaby się z każdym, ale ostatecznie wybór padł na dwóch, których książki
znajdują się w Tygrysiej biblioteczce.
Pierwszym upolowanym twórcą był Pan Tomasz Szwed,
który złożył autograf w swojej książce Klinika
Małych Zwierząt w Leśnej Górce. Spotkanie krótkie, acz sympatyczne.
Niestety odezwała się ta ciemna strona Tygrysiej natury i nie pozwoliła na
dłuższą konwersację.
Kolejny podpis był niezaplanowany, ale książka Przygody słonika Bombika tak nam się
spodobała, że zakupiliśmy ją i skorzystaliśmy z obecności autora – ks.
Bogusława Zemana. I tu znowu ciśnie się spod palców to samo określenie –
niezwykle sympatyczny, ciepły człowiek. I od Niego musieliśmy szybko uciekać,
zwłaszcza jak naruszył bańkę bezpieczeństwa Młodego, udzielając Mu
błogosławieństwa.
Najlepiej Tygrysiątko czuło się przy stoisku
zaprzyjaźnionego Pana z pewnej księgarni. To dobrze wróżyło na kolejny dzień,
bo akurat obok, miał podpisywać swoje dzieła, nie kto inny, jak sam Pan
Kuleczka. Można by rzec ukochany. Jak pisałam w podsumowaniu 17, codziennie
wieczorem raczymy się jednym opowiadaniem, a ostatnio zdarza się i w ciągu
dnia. Seria jest powszechnie znana, ale myślę, że za czas jakiś pokuszę się o
krótką recenzję z Tygrysiej perspektywy. Wracając do naszych łowów… Tygrys od
razu zapałał miłością do Pana Wojciecha, a jak ten wyjął jeszcze pacynkę kaczki
Katastrofy, przepadł zupełnie. Co Ci autorzy w sobie mają, ale znowu nie
przychodzą mi do głowy inne określenia, jak przesympatyczny, ciepły, pozytywnie
zwariowany człowiek. Sama miałam przyjemność spotkania z nim, tak jak z jego
książkami, które swoją osobą jeszcze bardziej uwiarygodnił.
Pierwsze próby oswajania Tygrysa z otoczeniem
podjęliśmy już w piątek. Postanowiliśmy pierwszy raz wyjść z Młodym Człowiekiem
do restauracji. Po przekroczeniu drzwi naszej ulubionej „suszarni” szykowała
się histeria, ale szybko jej zapobiegliśmy organizując fotelik i usadzając Dziecia
przy oknie, za którym miał widok na główną ulicą, a co za tym idzie na
autobusy. I wiecie co? To my musieliśmy przełamać swój strach. Okazało się, że
spędziliśmy cudowny czas. Wymienialiśmy między sobą spojrzenia pełne wzruszenia
i dumy. Maluch zachwycał się autobusami, chętnie spałaszował zawartość talerza,
a na koniec z zaciekawieniem przyglądał się kucharzom przy pracy. Sielanka po
prostu. I miła odmiana, dla ucha przede wszystkim.
Zadziwił nas Młodzieniec podczas kolejnego spotkania z
Panem z wcześniej wspomnianej księgarni i jego małżonką. Bez problemu się
przywitał, uśmiechał, zaczepiał. Zabrzmi to kolokwialnie, ale szczęki nam
opadły do samej podłogi. W niedzielę kolejne zaskoczenie – spokojna reakcja na
wujka, a po początkowych spazmach, całkiem przyjemny zaległy
urodzinowo-imieninowy obiad Tatatu. Pierwszy raz bez krzyków. Pierwszy raz z
zaczepianiem wujka i drugiego dziadka. Nie wiem czy ten stan się utrzyma, ale
daje nieśmiałe oznaki zmiany na lepsze. Synek potrafił się zachować, czego nie
można powiedzieć o Dziadkach: moim Tacie i Teściowej, między którymi zaistniała
mniej lub bardziej uświadomiona rywalizacja. Istny cyrk. Szkoda tylko, że nie
pomyśleli, że robią przy tym krzywdę Maluchowi. Pierwszy i ostatni raz, już ja
się o to postaram.
Tak na koniec… Tygrys po prostu wyczuwa sympatycznych
ludzi, a do tych Jego zdaniem nieco mniej sympatycznych przekonuje się trochę
dłużej. I zdradzę Wam, że ma nosa do ludzi :)
Kolejny długi weekend przed nami. Tradycyjnie z
choróbskiem. Tym razem Tatatu. Niestety zaprzyjaźnia się z antybiotykiem.
Pogoda nie sprzyja, ale ciągle wierzymy, że jutro będzie lepiej.
PS. Pozwoliliśmy sobie na małe ingerencje w autografach na zdjęciach :)
Ale Ci zazdroszcze spotkania z autorem Pana Kuleczki.W naszym mieście też miał kiedyś być niestety odwołał spotkanie
OdpowiedzUsuńSama się nie spodziewałam, że mi prawie 40-letniej kobitce, sprawi ono taką przyjemność :)
UsuńNo kochana po prostu jesteś łowczyni autografów 😃 co do wyjść z Małym pamiętam ten czas kiedy i u nas było podobnie....
OdpowiedzUsuńSzkoda mi było nie skorzystać, zwłaszcza, że książeczki mieliśmy w domu.
UsuńCo do wyjść... Zachowanie Tygrysa to jedno, ale przekonaliśmy się, że i my musieliśmy się przełamać :)
"Zwierzak" udomowiony:) Jakoś te choróbska Was nie omijają, trzymajcie się zdrowo.
OdpowiedzUsuńNa szczęście Tygrysa choroby omijają. Puk, puk... niech tak zostanie :)
Usuńooo kocham Pana Kuleczkę i duuuużo bym oddała za taki autgraf :)
OdpowiedzUsuńTo za 25 postów będę miała niespodziankę :)
UsuńDzieci tak sie szybko zmieniaja na tym etapie, ze czeka Was jeszcze cala masa niespodzianek:) Fajne takie spotkanie z autorami,piekna pamiatka:)
OdpowiedzUsuńW ostatnich tygodniach zaskakuje nas nad wyraz. Oby ten stan się utrzymał.
UsuńImpreza jest cykliczna, więc za rok znowu okazja do spotkania z pisarzami. Już wiem, na kiedy planować urlop :)
Młodzieniec"dorasta" i sie zmienia a Wy się będziecie te szczęki zbierać nie raz z podłogi;)zdrowiejcie,ściskam
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że jeszcze nie raz nas zaskoczy, oby jak najczęściej pozytywnie :)
UsuńUściski
Przygody Bombika mamy na płytach, bardzo chętnie ich słuchamy :)
OdpowiedzUsuńJak tylko skończymy Pana Kuleczkę bierzemy się za Bombika. Na płycie mamy piosenki.
UsuńZazdroszczę my uwielbiamy Pana Kuleczkę
OdpowiedzUsuńMy przepadliśmy, choć od poniedziałku zdradzamy Kuleczkę na rzecz Ryjka. Zobaczymy czy nam się spodoba.
UsuńAle z Was lowcy!!! ;)
OdpowiedzUsuńZa wyjscie do restauracji podziwiam! My z Potworkami bylismy dotychczas raptem kilka razy i zawsze bylo to doswiadczenie, hmm... traumatyczne. Dla rodzicow oczywiscie, bo dzieci swietnie sie bawily. :)
Już przebieram nóżkami na przyszłoroczne łowy :)
UsuńPodejrzewam, że jak Tygrys podrośnie wypady do restauracji nie będą już tak spokojne :)
Coś w tym przełamaniu się rodziców na pewno jest, aczkolwiek po moich doświadczeniach z dziewczynami, wnioskuję, że są dzieci... nieprzewidywalne. I moje takie są :) Czasami nie ma znaczenia, jaki humor ma Lila, czy jest najedzona, wyspana itd... Czasami naprawdę wszystkie znaki na niebie wskazują, że powinno być przed nami idealnie wyjście, albo wręcz przeciwnie, a potem okazuje się, że albo dupa blada, albo- no wow po prostu, dziecko anioł :)
OdpowiedzUsuńTakże my już nic nie zakładamy, idziemy na żywioł :) Najwyżej, w razie naprawdę wielkiej afery, mając głównie na względzie innych gości lokalu, kończymy szybciej imprezę. Choć Lilce zdarza się coraz rzadziej, no ale- Ona jest jednak starsza od Tygryska.
Myślę sobie, że jeszcze cała masa wielkich zaskoczeń przed Wami.
Rywalizacja. Ach. Jakże mi znana, jakże śmieszna i żałosna. U nas teściowa miała ( i pewnie ma nadal, ale na szczęście ja już tego oglądać nie muszę) takie zapędy. Kobieta miała taką dziwną cechę, że we wszystkim musiała być NAJ. A, że Eliza zawsze była niesamowicie zżyta z moją mamą, no to był żal i cuda na kiju... Współczuję Wam w każdym razie, bo mnie to wiele nerwów i zdrowia kosztowało.
Całusy i zdrówka dla Was wszystkich, a w tym czasie szczególnie dla Tatatu!
Wolałabym, żeby zawsze to były pozytywne zaskoczenia :) Wiem, że nie ma tak dobrze. Tygrys póki, co daje radę, a my z nim, choć z wiekiem może być różnie. Przekonaliśmy się już nie raz, że jednorazowe np. pozytywne zachowanie w kościele, nie daje gwarancji, że tak będzie za tydzień. To tak nie działa :)
UsuńA dziadkowie... Najlepiej, żeby nie mieli zbyt wielu okazji do spotkań. Zwłaszcza, że Tygrys jest tak zakochany w Dziadku, że wszyscy inni odpadają w przedbiegach. Ja tylko mam żal do siebie, że od razu nie zrobiłam porządku, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości.
Uściski
Oj książki z autografami autorów... marzenie
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, tymczasem 3 autografy mamy :) Wystarczy "śledzić" ulubionego autora, może pojawi się gdzieś w okolicy.
UsuńNawet same książeczki bez dedykacji prezentują się interesująco, ale takie z autografami - to już prawdziwe perełki i niesamowita pamiątka ! My mamy u siebie póki co dwie pozycje z podpisami autorów, ale mam nadzieję, że kiedyś uda nam się postarać o więcej :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Wasze pierwsze wspólne wyjście do restauracji było aż tak udane. Teraz na pewno będzie już tylko lepiej i za chwilę zaczniecie odczuwać zazdrość, że Tygrys woli poznawać nowych ludzi i samodzielnie eksplorować otoczenie, niż siedzieć z Wami spokojnie w jednym miejscu ;)
Ja na przyszłoroczne targi już planuję urlop ;) Takie spotkanie z autorem (acz krótkie) to niesamowite doświadczenie. Sami mamy kilka książek z autografem i są dla nas bliskie, zwłaszcza album fotografa, który już odszedł.
UsuńMam nadzieję, że jednak jeszcze chwilę posiedzi z nami i nacieszymy się tymi wspólnymi wyjściami :)