...przynajmniej jego pierwszą połowę. Końcówka będzie
dość pracowita, a w związku z tym wspólne weekendy krótsze. Choć dzięki tzw.
pracującym sobotom, zdarzają się nam raz na jakiś czas dłuższe weekendy. Ale
dziś nie o tym. Dziś cieszę się z tego, co tu i teraz. Dni co prawda pędzą jak
szalone, ale dzięki temu szybciej nadchodzi piątkowe popołudnie. Tak szybko, że
dopiero dziś zorientowałam się, że nie utrwaliłam naszej majówki sprzed
tygodnia, która była naprawdę udana.
Udana, głównie za sprawą Tygrysa. Pisałam już w
poprzednim wpisie, że w naszym małym dzikusie następują pozytywne zmiany.
Wreszcie bez stresu możemy wyjść między ludzi. Nie możemy się nadziwić, jakie
zmiany zaszły w Chłopaku. Oczywiście ma swoje humory, ale póki co udaje nam się
je spacyfikować. Gdyby jeszcze osoby postronne darowały sobie zaczepki i teksty
typu: pójdziesz ze mną, zabiorę cię itp.
byłoby super. Bo Tygrysowi wolno zaczepiać, ale Tygrysa już nie :)
Prognozy pogody na długi majowy weekend nie były zbyt
optymistyczne, ale nie raz się przekonałam, że nie ma co się nimi przejmować.
Zwykle się nie sprawdzały. Tak też było tym razem, chociaż w sobotę aura nie
sprzyjała wyjściom na zewnątrz. Postanowiliśmy się nie przejmować i pierwszy
raz zabraliśmy Tygrysa co centrum zabaw dla dzieci. Jak dobrze, że wymagania
Chłopaka nie są zbyt wygórowane i póki co wystarcza Mu basen z piłeczkami. Całe
szczęście, bo innych atrakcji dla takich maluszków, poza sfatygowanymi
zabawkami i książeczkami, nie uświadczysz. Na szczęście w mieście jest jeszcze
kilka innych tego typu miejsc, może uda się znaleźć coś fajnego. Najważniejsze,
że Tygrys dobrze czuł się we wspomnianym baseniku, póki stał i rzucał sobie
piłeczkami. Jak tylko zapadł się głębiej, nie był zadowolony, ale najgłośniej
wyraził swoje oburzenie, jak trzeba było opuścić to miejsce rozrywki. Choć
Mamatu, którą dopadła pomroczność i zapomniała, że jej dziecko jest wrażliwcem,
zafundowała Chłopakowi dodatkową traumę. Duży basen ze ślizgawkami nie był
trafionym pomysłem, zwłaszcza jak z impetem zjeżdżały z nich dzieciaki z
pomalowanymi twarzami. Cóż… Człowiek uczy się na błędach, szkoda tylko, że
Młody ucierpiał.
Kolejne dni przyniosły słońce, dzięki czemu mogliśmy
ruszyć w teren. Niesamowite, jak przy dziecku zmienia się postrzeganie świata.
To, co do niedawna wydawało się mało atrakcyjne, przy maluchu nabiera wartości.
A piszę o gospodarstwie agroturystycznym w naszej okolicy. Nadal nie rozumiem
fenomenu tego typu miejsc (auta na tablicach z całej Polski). Tu chata, tu
zdezelowane auto, tu pordzewiała maszyna do szycia, tu trampolina… Ja naprawdę
nie mam nie wiadomo jakich wymagań, ale nie lubię takiego bałaganu i skazywania
tych staroci na powolną śmierć. Ale pomijając to, gospodarstwo okazało się
świetnym miejscem na spędzenie czasu z maluchem. Rozległa przestrzeń i
zwierzaki. Część w klatkach, ale sporo biegających swobodnie po terenie. Nawet
mnie urzekły, szczególnie barania rodzinka, jak my 2 +1. Tygrys upodobał sobie
osiołka, a marudził (nawet nie płakał) dopiero wtedy, jak ten zbyt naruszył
jego przestrzeń. Za sprawą szwędających się lam, lamia powróciła do słownika.
Tygrysa cieszyły zwierzaki, ale najbardziej spodobał
Mu się stary wóz strażacki. Obchodził go dookoła, zaglądał do każdej części, aż
sztywniał i trząsł się z zachwytu. Mam
obawy, że za jakiś czas, jak będzie sprawniejszy manualnie, rozłoży wóz na
części pierwsze. Oczywiście ledwo udało nam się odciągnąć Chłopaka od tego
sprzętu. Magiczne hasło zadziałało. Am – rzecz jasna.
I wszystkie negatywne rzeczy, które wcześniej
napisałam są mało istotne, wobec tego, co dostaliśmy na talerzach. Proste,
pyszne jedzenia, a porcje tak duże, że spokojnie zupa by wystarczyła. Wiem, że
nie będzie tak zawsze, ale ten obiad to była sama przyjemność. I ogromne
wzruszenie. Wreszcie nie sami. Wreszcie z naszym Dzieciem. I duma, że takie
grzeczne. Że nie płacze na widok każdej przechodzącej osoby, co więcej -
zaczepia innych. Że pałaszuje zawartość talerza, a raczej talerzy, bo
oczywiście musieliśmy się dzielić naszymi daniami. Drugi raz mi się zdarzyło,
że omal nie rysowałam nosem sufitu :) Cudny dzień, aż nie chciało się wracać.
Dobre samopoczucie Tygrysa utrzymało się przez kolejne
dni. Poniedziałkowa wizyta u naszej Przyjaciółki. Luz, zero histerii. Młody
spokojnie chodził sobie po tej samej podłodze, co kot. Nie histeryzował na
widok osób trzecich. A na podwórku przepadł. I znowu najtrudniejszy moment,
przy powrocie do domu.
I wreszcie coś na, co czekaliśmy od dawna. Rodzinna
wycieczka rowerowa. Pierwszych 11 km za nami. Nam się podobało. Znowu
posyłaliśmy sobie spojrzenia pełne wzruszenia. Tygrys dał sobie nałożyć kask,
nie marudził, spokojnie jechał sobie z Tatą, zachwycał się autami i autobusami,
a zupełnie przepadł w piaskownicy, która była na trasie wycieczki. Najchętniej
by z niej nie wychodził. A przejeżdżając nieopodal DD pierwszy raz nie
zastanawiałam się czy nasze dziecko już tam jest. Puściłam oko do Tego w górze
i podziękowałam, że jest w foteliku na rowerze swojego Taty.
Co prawda wpis się wydłuża, ale obawiam się, że w
tygodniu trudno będzie mi znaleźć czas, żeby utrwalić trwający jeszcze weekend,
stąd kilka zdań o ostatnich majowych dniach. W specjalne atrakcje nie
obfitowały, ale spacer w trójkę przy pięknej pogodzie, ganianie gołębi przez
Tygrysa i nasze za nim – to dla nas i tak wielka przyjemność :)
Do niedawna pisałam o naszych pierwszych razach, a
zaczynają się już te drugie. Już drugi raz odwiedziliśmy z Tygrysem targi
książki dla dzieci. Rok temu dźwigaliśmy Szkraba w nosidełku, tym razem też był
noszony przez Tatę, ale na miejsce dotarł na własnych nóżkach. W tłumie nadal
nie czuje się bezpiecznie, a u Taty w ramionach jest najlepiej. Rok temu to my
wybieraliśmy książki. Tym razem Tygrys sam sobie dobrał lekturę, o autach rzecz
jasna. Drugą dorzucili rodzice. I oczywiście Chłopiec oddał się lekturze tuż za
progiem targów. Dobrze, że nieopodal był park. Ale co tam kwiatki, drzewka, rzeźby, fontanny. Książka –
jest najlepsza :)
Dopisek z dziś...
Niedziela miała być nasza. I była, choć nie tak ją
zaplanowaliśmy. O tym za chwilę. Msza dla dzieci się sprawdza. Pół godziny
Tygrys jest w stanie wytrzymać, oczywiście raz lepiej, raz gorzej. Dziś po
próbach wyciągnięcia nas na zewnątrz, zasnął. Nieciekawie zaczęło się dziać
przy wizycie u dziadków. Chłopiec marudził, nie chciał jeść, a koniec końców
zwymiotował. Myśleliśmy, że to jednorazowa akcja i zajrzeliśmy jeszcze do
muzeum motoryzacji, której wielkim miłośnikiem jest nasz Dzieć. Dziś fascynacja
nieco mniejsza. Chłopiec biegał od auta do auta, ale zabrakło ochów i achów,
które normalnie miałyby miejsce, zwłaszcza, że wśród eksponatów znalazły się
ulubione pojazdy: autobus i wóz strażacki. Nawet Mamatu się podobało, ale po
szybkim obejściu ekspozycji i krótkim pobycie na pobliskim placu zabaw,
ruszyliśmy do domu. I dobrze, bo akcja z obiadu rozwinęła się dość znacznie i
przez cały wieczór po konsultacji z Doktorem pilnowaliśmy, żeby Chłopiec się nie
odwodnił. Na ten moment sytuacja wydaje się opanowana, ale zobaczymy co
przyniesie noc. Także jutro mam wolne, ale mam nadzieję, że to tylko
jednorazowa akcja. Podejrzewam, że winowajcą jest piaskownica i wkładanie łapek
po piachu do buziaka. Oby jakieś paskudztwo nam się nie przyplątało.
Mimo dzisiejszej słabości, ten maj jest taki szczególny... rodzinny. I dzięki zauważalnym przemianom w Tygrysie - spokojny. Wyjście z Nim gdziekolwiek nie kosztuje nas tak wiele stresu. I coraz częściej myślę sobie, że nie tylko w Synusiu zachodzą zmiany. W nas też - wreszcie przełamaliśmy się i zabieramy Chłopca w różne miejsca. Okazuje się, że cała trójka ma z tego przyjemność. Tak trzymać i nie dawać się choróbskom :)
Wspaniały weekend, trochę się popłakałam nad przejażdżka rowerami... bo tak czekam na to z utęsknieniem .. <3 Tyle szczęścia, takiego szczęścia. Dawno mnie nie było, ogólnie nie ogarniam za bardzo wszystkiego. A u was tak wspaniale, ciepło i rodzinnie. I aby się tak poczuć wystarczy otworzyć stronę postawić ciacho i kawę <3 dziękuję że mogę pobyć trochę z wami :) miłego tygodnia
OdpowiedzUsuńJesteśmy dowodem na to, że takie pragnienia stają się rzeczywistością, tylko czasem trzeba chwilę na nie poczekać. Oby Wasza chwila zbliżała się ku końcowi.
UsuńI my dziękujemy za miłe towarzystwo :)
Mieliście naprawdę pełną wrażeń, fantastyczną majówkę :)Na temat gospodarstw agroturystycznych masz zdanie bardzo zbliżone do mojego M. - natomiast ja osobiście bardzo takie miejsca lubię i nie przeszkadza mi zupełnie, że czasami znajdują się tam sprzęty, które wymagałyby porządnego odświeżenia, renowacji lub po prostu wyrzucenia na śmietnik. A dla dzieci - radość niesamowita, zwłaszcza z obcowania ze swobodnie spacerującymi zwierzątkami :) Kask z małpką świetny - a siodełko albo mi się wydaje, albo macie identyczne jak nasze (a już na pewno tej samej firmy :) ) Oby żadne poważniejsze dolegliwości już Tygryskowi nie towarzyszyły ! Buziaczki :*
OdpowiedzUsuńTo mogę przybić piąteczkę z szanownym Małżonkiem :) Pomijając te rzeczy, które mi się nie podobały i o których starałam się nie zauważać, no dobra... nie komentować, dla Młodego to było świetne miejsce. I dla mojego żołądka też :)
UsuńFotelik jest firmy hamax. Po jednej przejażdżce trudno coś o nim napisać, choć wydaje mi się, że Tygrysowi było wygodnie. Mnie w pierwszym momencie przeraziło dość znaczne bujanie. Ale lepsze to od obijania pupy na bagażniku, które pamiętam z dzieciństwa.
Chłopiec ma się lepiej. Dziś mieliśmy tylko jedną atrakcję. Lekarz nic nie znalazł, więc jestem dobrej myśli.
Buźka
Ale ciepły ten wpis, podobnie jak tegoroczny maj :*
OdpowiedzUsuńCo do wymiotów, to ja bym jednak obstawiała jakąś jelitówkę, czy coś w tym stylu. Mam nadzieję, że minie szybko.
Wspaniale, kiedy dziecko wstaje się świadomym i aktywnym uczestnikiem naszego życia. Ja zawsze lubiłam ten etap u dziewczynek, kiedy następował przełom. Poczekaj, aż Tygrys sam zacznie pytać "kiedy jedziemy do..." To są dopiero fajne chwile ;)Albo jak zacznie po jakimś czasie opowiadać, co Mu się najbardziej podobało.
Jeśli chodzi o agroturystykę, to pomyśl, że my w takim miejscu spędziliśmy kiedyś urlop... Niestety o jedzeniu też nie mogłabym napisać nic dobrego, a wręcz przeciwnie. Kiedyś opiszę te wakacje na blogu, bo traumę mam do dziś i piszę to już całkowicie poważnie.
Buziaki!
Wieczorem Młody miał się całkiem dobrze. Pierwszy raz mieliśmy problem z położeniem go spać. Zaczęło się: am, kawa, gdyby biegał na nocnik byłoby jeszcze pewnie si. Odespał złe samopoczucie w dzień, więc nie spieszyło Mu się ze spaniem.
UsuńTygrys najchętniej nie wracałby do domu w ogóle, a cały dzień spędzał w piaskownicy. Po powrocie do domu po swojemu tłumaczy nam co widział np. samolot, pokazując w górę.
Miejsce, w którym byliśmy na tę chwilę nie oferuje chyba noclegów. Raczej spacery, plac zabaw, zwierzaki i jedzenie. O ile zagospodarowanie przestrzeni niekoniecznie mi pasowało, o tyle w karczmie było czysto i smacznie.
Niezłe atrakcje zafundowała Wam ta agroturystyka, skoro do dziś masz traumę. Czekam na wpis. Dobrze wiedzieć, co nas może czekać w takich miejscach. Szkoda tylko, że przetestowaliście to na sobie.
Uściski
Wspaniale spędziliście czas!!! My też uwielbiamy wycieczki rowerowe :) Teraz młoda jeździ już samodzielnie i dystanse pokonujemy mniejsze, ale też jest super :) Takie miejsca zwane agroturystyką mają w sobie to "COŚ" i pewnie dlatego przyciagają tylu ludzi, a jeśli do tego serwują pyszne jedzenie....ach!
OdpowiedzUsuńCzekaliśmy na takie wyjazdy rowerowe od dawna. Wiadomo - póki co trasy z Tygrysem są znacznie krótsze, jak na nasze możliwości, ale myślę, że z każdym miesiącem będziemy zapuszczać się dalej. Chociażby do opisanego gospodarstwa.
Usuńmam nadzieję że to była tylko dwu- razowa akcja z wymiotami. A atrakcje fajne i dla dużych i dla małych rowery och jak bym pojeździła brakuje mi tego no ale jeszcze w tym sezonie na pewno uda mi się wskoczyć na rower i pomknąć choć z godzinkę z Przemkiem:)
OdpowiedzUsuńJeszcze dziś mieliśmy atrakcje, ale na mniejszą skalę. Myślę, że sytuacja została opanowana i nic poważniejszego z tego nie wyjdzie. Oby.
UsuńMam nadzieję, że skorzystasz jeszcze z przejażdżki, zwłaszcza, że macie takie piękne okoliczności przyrody, choć pewnie więcej pod górkę, niż u nas :)
Poproszę o namiary na agro;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już jest spokojniej, Tygrys utwierdza się w przekonaniu że nic się złego nie dzieje. Dobrze się czyta takie posty.Jak się dziś Tygrys miewa? Mam nadzieję że wymioty nie są zapowiedzią czegoś poważniejszego.
Z książeczką po targach - tą samą- było u nas identycznie. Adaś jechał w wózki, książka rozłożona na kolanach, a on pokazywał paluszkiem "ata!";)
Pozdrawiamy całą Waszą tygrysią rodzinkę;)
Namiary czekają na mailu :)
UsuńTygrys ma się lepiej niż wczoraj, a jutro powinno być całkiem dobrze.
I znowu się minęliśmy na targach, ale wyszliśmy z książkami w tym samym temacie - auta. A jakże :)
Uściski
Piękny maj macie, a te trzy kaski rowerowe... to takie wzruszające symbole, jak trzy szczoteczki do zębów,a mnie ostatnio wzruszyly cztery gąbki pod przysznicem :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Mnie ciągle wzruszają takie obrazki, więc gąbkom się nie dziwię :)
UsuńBuźka
Dobrze jest cieszyc sie chwila obecna. Szczegolnie,ze dzieci tak szybko rosna. Nawet sie nie obejrzysz a Tygrys zacznie szkole, potem ja skonczy az w koncu zacznie pierwsza prace i wyprowadzi sie z domu:)
OdpowiedzUsuńZycze Wam duzo zdrowka!
Haniu, ależ się rozpędziłaś :) A tak poważnie - wiem że czas płynie szybko. Za szybko.
UsuńSerdeczności
My też pierwsze wyjście mamy za sobą, było śmiesznie opiszę to w mailu:)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością :)
UsuńAle mieliście aktywny weekend! My także zaczęliśmy ostatnio wybierać się na wycieczki rowerowe. kruszynka jeździ z tatą, a Myszka dzielnie biega za nimi na swoim rowerku.
OdpowiedzUsuńTo wrażenia z dwóch weekendów. W jeden byśmy wszystkiego nie ogarnęli. Tatatu czeka na te wypady z rowerkiem biegowym :)
UsuńTeż mamy tę książeczkę o autach :) Super czas i super zdjęcia. Buziaki dla Was :)
OdpowiedzUsuńOdwzajemniamy buziaki. Cmok :)
Usuń