sobota, 30 kwietnia 2016

Łowca oswo(a)jo(a)ny

Mimo, że w ostatni (dla nas długi) weekend dopadła mnie choroba, nie pozwoliłam, żeby słabość mnie pokonała. I choć pogoda nie sprzyjała spacerom, spędziliśmy te dni naprawdę ciekawie. Jedynie wizyta w ZOO okazała się niezbyt trafionym pomysłem, bo wiatr mało nam głów nie pourywał. Choć Malcowi zupełnie to nie przeszkadzało. Ważne, że tuż obok były kurki.

Dobrze, że Synuś nie rzucił się na te kurki, bo przecież powszechnie wiadomo, że Tygrys to łowca.  Wykorzystaliśmy te przymioty kociego gatunku i udaliśmy się na łowy. I to nie byle jakie. Tygrys stał się w miniony weekend łowcą autografów. Tak się pięknie złożyło, że nasze miasto gościło wielu znamienitych twórców, w tym autorów książek dla dzieci. Mamatu najchętniej spotkałaby się z każdym, ale ostatecznie wybór padł na dwóch, których książki znajdują się w Tygrysiej biblioteczce.


Pierwszym upolowanym twórcą był Pan Tomasz Szwed, który złożył autograf w swojej książce Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce. Spotkanie krótkie, acz sympatyczne. Niestety odezwała się ta ciemna strona Tygrysiej natury i nie pozwoliła na dłuższą konwersację.

Kolejny podpis był niezaplanowany, ale książka Przygody słonika Bombika tak nam się spodobała, że zakupiliśmy ją i skorzystaliśmy z obecności autora – ks. Bogusława Zemana. I tu znowu ciśnie się spod palców to samo określenie – niezwykle sympatyczny, ciepły człowiek. I od Niego musieliśmy szybko uciekać, zwłaszcza jak naruszył bańkę bezpieczeństwa Młodego, udzielając Mu błogosławieństwa.


Najlepiej Tygrysiątko czuło się przy stoisku zaprzyjaźnionego Pana z pewnej księgarni. To dobrze wróżyło na kolejny dzień, bo akurat obok, miał podpisywać swoje dzieła, nie kto inny, jak sam Pan Kuleczka. Można by rzec ukochany. Jak pisałam w podsumowaniu 17, codziennie wieczorem raczymy się jednym opowiadaniem, a ostatnio zdarza się i w ciągu dnia. Seria jest powszechnie znana, ale myślę, że za czas jakiś pokuszę się o krótką recenzję z Tygrysiej perspektywy. Wracając do naszych łowów… Tygrys od razu zapałał miłością do Pana Wojciecha, a jak ten wyjął jeszcze pacynkę kaczki Katastrofy, przepadł zupełnie. Co Ci autorzy w sobie mają, ale znowu nie przychodzą mi do głowy inne określenia, jak przesympatyczny, ciepły, pozytywnie zwariowany człowiek. Sama miałam przyjemność spotkania z nim, tak jak z jego książkami, które swoją osobą jeszcze bardziej uwiarygodnił.


Pierwsze próby oswajania Tygrysa z otoczeniem podjęliśmy już w piątek. Postanowiliśmy pierwszy raz wyjść z Młodym Człowiekiem do restauracji. Po przekroczeniu drzwi naszej ulubionej „suszarni” szykowała się histeria, ale szybko jej zapobiegliśmy organizując fotelik i usadzając Dziecia przy oknie, za którym miał widok na główną ulicą, a co za tym idzie na autobusy. I wiecie co? To my musieliśmy przełamać swój strach. Okazało się, że spędziliśmy cudowny czas. Wymienialiśmy między sobą spojrzenia pełne wzruszenia i dumy. Maluch zachwycał się autobusami, chętnie spałaszował zawartość talerza, a na koniec z zaciekawieniem przyglądał się kucharzom przy pracy. Sielanka po prostu. I miła odmiana, dla ucha przede wszystkim.

Zadziwił nas Młodzieniec podczas kolejnego spotkania z Panem z wcześniej wspomnianej księgarni i jego małżonką. Bez problemu się przywitał, uśmiechał, zaczepiał. Zabrzmi to kolokwialnie, ale szczęki nam opadły do samej podłogi. W niedzielę kolejne zaskoczenie – spokojna reakcja na wujka, a po początkowych spazmach, całkiem przyjemny zaległy urodzinowo-imieninowy obiad Tatatu. Pierwszy raz bez krzyków. Pierwszy raz z zaczepianiem wujka i drugiego dziadka. Nie wiem czy ten stan się utrzyma, ale daje nieśmiałe oznaki zmiany na lepsze. Synek potrafił się zachować, czego nie można powiedzieć o Dziadkach: moim Tacie i Teściowej, między którymi zaistniała mniej lub bardziej uświadomiona rywalizacja. Istny cyrk. Szkoda tylko, że nie pomyśleli, że robią przy tym krzywdę Maluchowi. Pierwszy i ostatni raz, już ja się o to postaram.


Tak na koniec… Tygrys po prostu wyczuwa sympatycznych ludzi, a do tych Jego zdaniem nieco mniej sympatycznych przekonuje się trochę dłużej. I zdradzę Wam, że ma nosa do ludzi :)


Kolejny długi weekend przed nami. Tradycyjnie z choróbskiem. Tym razem Tatatu. Niestety zaprzyjaźnia się z antybiotykiem. Pogoda nie sprzyja, ale ciągle wierzymy, że jutro będzie lepiej. 

PS. Pozwoliliśmy sobie na małe ingerencje w autografach na zdjęciach :)

24 komentarze:

  1. Ale Ci zazdroszcze spotkania z autorem Pana Kuleczki.W naszym mieście też miał kiedyś być niestety odwołał spotkanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się nie spodziewałam, że mi prawie 40-letniej kobitce, sprawi ono taką przyjemność :)

      Usuń
  2. No kochana po prostu jesteś łowczyni autografów 😃 co do wyjść z Małym pamiętam ten czas kiedy i u nas było podobnie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda mi było nie skorzystać, zwłaszcza, że książeczki mieliśmy w domu.
      Co do wyjść... Zachowanie Tygrysa to jedno, ale przekonaliśmy się, że i my musieliśmy się przełamać :)

      Usuń
  3. "Zwierzak" udomowiony:) Jakoś te choróbska Was nie omijają, trzymajcie się zdrowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście Tygrysa choroby omijają. Puk, puk... niech tak zostanie :)

      Usuń
  4. ooo kocham Pana Kuleczkę i duuuużo bym oddała za taki autgraf :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To za 25 postów będę miała niespodziankę :)

      Usuń
  5. Dzieci tak sie szybko zmieniaja na tym etapie, ze czeka Was jeszcze cala masa niespodzianek:) Fajne takie spotkanie z autorami,piekna pamiatka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ostatnich tygodniach zaskakuje nas nad wyraz. Oby ten stan się utrzymał.
      Impreza jest cykliczna, więc za rok znowu okazja do spotkania z pisarzami. Już wiem, na kiedy planować urlop :)

      Usuń
  6. Młodzieniec"dorasta" i sie zmienia a Wy się będziecie te szczęki zbierać nie raz z podłogi;)zdrowiejcie,ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że jeszcze nie raz nas zaskoczy, oby jak najczęściej pozytywnie :)
      Uściski

      Usuń
  7. Przygody Bombika mamy na płytach, bardzo chętnie ich słuchamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko skończymy Pana Kuleczkę bierzemy się za Bombika. Na płycie mamy piosenki.

      Usuń
  8. Zazdroszczę my uwielbiamy Pana Kuleczkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My przepadliśmy, choć od poniedziałku zdradzamy Kuleczkę na rzecz Ryjka. Zobaczymy czy nam się spodoba.

      Usuń
  9. Ale z Was lowcy!!! ;)

    Za wyjscie do restauracji podziwiam! My z Potworkami bylismy dotychczas raptem kilka razy i zawsze bylo to doswiadczenie, hmm... traumatyczne. Dla rodzicow oczywiscie, bo dzieci swietnie sie bawily. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już przebieram nóżkami na przyszłoroczne łowy :)
      Podejrzewam, że jak Tygrys podrośnie wypady do restauracji nie będą już tak spokojne :)

      Usuń
  10. Coś w tym przełamaniu się rodziców na pewno jest, aczkolwiek po moich doświadczeniach z dziewczynami, wnioskuję, że są dzieci... nieprzewidywalne. I moje takie są :) Czasami nie ma znaczenia, jaki humor ma Lila, czy jest najedzona, wyspana itd... Czasami naprawdę wszystkie znaki na niebie wskazują, że powinno być przed nami idealnie wyjście, albo wręcz przeciwnie, a potem okazuje się, że albo dupa blada, albo- no wow po prostu, dziecko anioł :)
    Także my już nic nie zakładamy, idziemy na żywioł :) Najwyżej, w razie naprawdę wielkiej afery, mając głównie na względzie innych gości lokalu, kończymy szybciej imprezę. Choć Lilce zdarza się coraz rzadziej, no ale- Ona jest jednak starsza od Tygryska.
    Myślę sobie, że jeszcze cała masa wielkich zaskoczeń przed Wami.

    Rywalizacja. Ach. Jakże mi znana, jakże śmieszna i żałosna. U nas teściowa miała ( i pewnie ma nadal, ale na szczęście ja już tego oglądać nie muszę) takie zapędy. Kobieta miała taką dziwną cechę, że we wszystkim musiała być NAJ. A, że Eliza zawsze była niesamowicie zżyta z moją mamą, no to był żal i cuda na kiju... Współczuję Wam w każdym razie, bo mnie to wiele nerwów i zdrowia kosztowało.
    Całusy i zdrówka dla Was wszystkich, a w tym czasie szczególnie dla Tatatu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym, żeby zawsze to były pozytywne zaskoczenia :) Wiem, że nie ma tak dobrze. Tygrys póki, co daje radę, a my z nim, choć z wiekiem może być różnie. Przekonaliśmy się już nie raz, że jednorazowe np. pozytywne zachowanie w kościele, nie daje gwarancji, że tak będzie za tydzień. To tak nie działa :)
      A dziadkowie... Najlepiej, żeby nie mieli zbyt wielu okazji do spotkań. Zwłaszcza, że Tygrys jest tak zakochany w Dziadku, że wszyscy inni odpadają w przedbiegach. Ja tylko mam żal do siebie, że od razu nie zrobiłam porządku, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości.
      Uściski

      Usuń
  11. Oj książki z autografami autorów... marzenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślałam, tymczasem 3 autografy mamy :) Wystarczy "śledzić" ulubionego autora, może pojawi się gdzieś w okolicy.

      Usuń
  12. Nawet same książeczki bez dedykacji prezentują się interesująco, ale takie z autografami - to już prawdziwe perełki i niesamowita pamiątka ! My mamy u siebie póki co dwie pozycje z podpisami autorów, ale mam nadzieję, że kiedyś uda nam się postarać o więcej :)

    Cieszę się, że Wasze pierwsze wspólne wyjście do restauracji było aż tak udane. Teraz na pewno będzie już tylko lepiej i za chwilę zaczniecie odczuwać zazdrość, że Tygrys woli poznawać nowych ludzi i samodzielnie eksplorować otoczenie, niż siedzieć z Wami spokojnie w jednym miejscu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na przyszłoroczne targi już planuję urlop ;) Takie spotkanie z autorem (acz krótkie) to niesamowite doświadczenie. Sami mamy kilka książek z autografem i są dla nas bliskie, zwłaszcza album fotografa, który już odszedł.
      Mam nadzieję, że jednak jeszcze chwilę posiedzi z nami i nacieszymy się tymi wspólnymi wyjściami :)

      Usuń