Zachęceni sprawnym
działaniem USC po uprawomocnieniu wyroku (szybkie wydanie aktu urodzenia, równoległe
z nadaniem numeru PESEL i zameldowaniem) udaliśmy się do MOPR-u, żeby postarać
się o tzw. becikowe, czyli jednorazową zapomogę z tytułu urodzenia się dziecka.
Swoją drogą co to za
nazwa? Przecież „zapomoga” to nic innego, jak pomoc finansowa udzielana
osobom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, najczęściej wskutek
zdarzenia losowego. Skoro dotknęło już nas takowe tj. w naszym życiu pojawiło
się dziecko, udaliśmy się do wspomnianej wcześniej instytucji, udowodnić, że
jesteśmy biedni.
Do tej chwili
myślałam, że najgorszym urzędem, z jakim miałam do czynienia jest urząd pracy.
Nic bardzie mylnego. Wizyty w pośredniaku były niczym w porównaniu ze
spotkaniem z pracownicami mopr-u, które zachowują się tak, jakby musiały
wypłacać te 1000 zł z własnej kieszeni. A ich głównym zadaniem jest chyba
zniechęcenie rodziców do starania się o pieniądze.
Kilka tygodni temu
zapakowaliśmy Tygrysa i z aktem
urodzenia, pitem 37 za 2013 oraz wnioskiem o becikowe udaliśmy się do rzeczonej instytucji.
Przyznaję, że w swojej naiwności, myślałam, że sprawę załatwimy od ręki. Teraz
sama sobie się dziwię, przecież wiedziałam, że nie mamy wszystkich dokumentów,
chociaż wymagana ich ilość mnie zaskoczyła. Nie wszystko było wymienione na
stronie urzędu. Zapomniałam o odpisie postanowienia sądu. Ok. To jest dla mnie
zrozumiałe, chociaż kierowniczka działu wezwana na pomoc próbowała zrobić z nas
idiotów, tłumacząc, że odpis jest niezbędny. Zrozumiałe były dla mnie nawet zaświadczenia
z US i ZUS. W końcu muszą sprawdzić czy mieścimy się w widełkach, czy nie. Ale
tego, że musimy przedstawić umowy o pracę, wszystkie umowy o dzieła, zlecenia,
pity 11, nie bardzo mogłam ogarnąć. Przecież wszystko jest na rozliczeniu
rocznym. Może jako humanistka nie wszystko jestem w stanie pojąć. Nie wiem.
Mało tego, sympatyczna pani oznajmiła, że musimy przedstawić dokumenty nie
tylko za rok 2013 (nasz rozliczeniowy), ale 2014 i obecny. Tego to już zupełnie
nie rozumiałam. Pamiętam, że upewniałam się, czy na pewno. Ogarnęła nas ogromna
złość. Ale jak to się mówi 1000 zł piechotą nie chodzi, więc zabraliśmy się za
kompletowanie dokumentów. Postanowienie sądu przyszło szybko. US i ZUS
wystawiły zaświadczenia od ręki. Pozostało zrobić kopię wszystkich naszych umów
i pitów. A że mamy taki zawód, że czasem możemy sobie dorobić, trochę się tego
nazbierało. Całą podłogę w pokoju mieliśmy założoną papierzyskami. Naliczyłam
48 dokumentów. I wtedy złość ustąpiła radości (jak się później okazało
przedwczesnej) na myśl, że ktoś to będzie musiał ogarnąć.
W zeszłym tygodniu
Mąż udał się z plikiem dokumentów do mopr-u. Ta sama pani, jak je zobaczyła,
nie była już taka sympatyczna. Na dzień dobry oznajmiła, że ona tego nie
przyjmie. Dobre sobie. I tak musiała. Ale w złości, nie dość, że pomieszała
papiery, to wprowadziła zamęt, że brakuje jednego pitu-11. Mąż poszukując go
jeszcze bardziej wszystko pomieszał. A że w tym wszystkim zapomniałam o akcie
urodzenia i tak musiał wrócić do domu. Ze łzami w oczach układałam wszystko od
nowa. Byłam pewna, że nieszczęsny pit był. Miałam rację. Kobieta spięła go z
innym dokumentem.
Z uporządkowanymi,
wedle życzenia, dokumentami Tatatu po raz trzeci udał się do urzędu. Tym razem
trafił na inną pracownicę, ale na takim samym fochu, a kawę zdążyła już raczej
wypić. Tym razem pojawił się problem z postanowieniem sądu. Nie chcąc
udostępniać biologicznych danych Tygrysa, zeskanowaliśmy postanowienie i Mąż
zaczernił dane krytyczne. Na oryginale zakryliśmy je karteczkami
samoprzylepnymi. Okazało się, że tajemnica adopcji nie ma zastosowania w
przypadku urzędu. Tłumaczenie kolejnej kierowniczki – pracowników obowiązuje
klauzula poufności, a my mamy obowiązek okazać oryginał. Ostatecznie dokument
do wglądu Mąż dał owej kierowniczce, skopiowała go, poświadczyła za zgodność.
Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy. Nie wiem czy mopr miał prawo żądać od nas
oryginału. Przecież pieczęć sądu była widoczna. Nie ważne. Pozostaje nam
wierzyć, że klauzula faktycznie jest przestrzegana. Pewnie znów wychodzi moja
naiwność. Mam jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ale to jeszcze nie
koniec historii. Nie ma tak dobrze. Okazało się, że potrzebne były dokumenty
tylko za 2013 r., a pytałam kobietę dwa razy. Swoją niekompetencją zmarnowała
nasz czas i sporo kartek papieru.
Byliśmy przekonani,
że na pewno jeszcze czegoś zabraknie. Że jeszcze coś wymyślą, żeby tylko
utrudnić życie. Tymczasem w poniedziałek listonosz przyniósł nam przesyłkę z
decyzją mopr-u. Udało nam się udowodnić, że jesteśmy biedni i że przysługuje
nam 1000 zł od państwa w tej trudnej sytuacji losowej, jaką jest pojawienie się
dziecka. Ale co się naszarpaliśmy, to nasze. Panie (aż chciałoby się napisać
baby), które przyjmowały wniosek były odpychające, a do tego niekompetentne.
Ale przynajmniej pracownicy na piętrze, do których trafiły nasze dokumenty,
uwinęli się szybko. Wniosek złożony w czwartek, decyzja w poniedziałek. Nieźle.
Do tego ci sami ludzie przynieśli nam dobrą wiadomość, że mimo wszystko nie
jesteśmy w aż tak trudnej sytuacji życiowej. Nie zmieściliśmy się w widełkach,
żeby dostać dodatkowe wsparcie od miasta.
To tylko część wyprawki na kilka dni przed przybyciem Tygrysa do domu. |
Dobrze, że w lutym po
telefonie z OA rodzina i przyjaciele w szybkim tempie (mieliśmy na to tydzień)
zgromadzili większość rzeczy potrzebnych dla Tygrysa, bo z pewnością te 1000 zł
by nie wystarczyło. A tak będziemy mieli na bezpieczny fotelik do samochodu, bo
przechodzimy na większy model. W końcu na bezpieczeństwie nie można oszczędzać.
I każdego dnia będziemy dziękować państwu za tak szczodry gest w trudnej
sytuacji życiowej. Szkoda tylko, że tyle nerwów i czasu kosztowała nas
biurokracja.
No kochana ja się staram co roku o zasilek rodzinny na trójkę dzieci. Zawsze mi to schodzi dlugo od wybrania wniosku do złożenia bo nie cierpie tej biurokracji. Żeby bylo ciekawiej to trzeba zlozyc okolo 28 podpisów rodziców,policzylam ostatnio,no masakra jakaś,106 zł na dziecko. Najstarszy mieszka w internacie to dodatkowe papierki we wrześniu bo wtedy dają dodatkowo 100 na podręczniki. Śmieszne kwoty ale dobre i to. A i 3 dziecko to jest plus 80 zl bo wielodzietna rodzina. Kwoty oszałamiające 😊 Dobrze że się Wam udało załatwić dodatkowy grosz.
OdpowiedzUsuń28 podpisów - nieźle. Sama nie wpadłam na to, żeby je przeliczyć. My nie łapiemy się na zasiłek, ale gdyby było inaczej, mimo tej niezbyt miłej przygody, pewnie byśmy się starali. Jestem zdania, że te 77 zł zawsze się przyda. Przy maluchu wydatków nie brakuje.
Usuńpamiętam to też dostaliśmy 1000 jak Młody sie urodził i jeszcze drugi 1000 udało sie wytargać z tego względu że nam coś tam nie przekroczyło i tylko W. pracuje. U nas zajmuje się tym nasza dalsza sąsiadka i jest miła i tylko dzięki niej wiedzieliśmy co i gdzie. Za to po ostatnie rodzinne bo jest do 31 października jak byłam to miała wolne i była w zastępstwie inna co się omarudziła:/ Łaskawie dała plik papierów i radź sobie sama. Podpisów tysiąc o głupie 74 zł bo tyle u nas wynosi rodzinne. Ale od września 100 zł zaszalejemy:D
OdpowiedzUsuńBezcenne sprawa - zaprzyjaźnione osoby we wszelkich urzędach. Dlatego tak się spieszyliśmy, bo za chwilę stuknie 31 X i gromadzenie dokumentów od nowa. Chociaż przez niekompetencję paniusi z 2014 r. byliśmy już przygotowani. Ale ZUS i US od początku. Niby 74 zł, ale zawsze coś.
Usuńa no pewnie miesięcznie to mało ale w ciągu raku uskłada się sumka dobre i co:)
UsuńAnia, aż się boję, żeby od tej zawrotnej kwoty woda sodowa nie uderzyła Ci do głowy :)
UsuńA co będzie, jak kwota wzrośnie do 100 zł :)
UsuńA do tych widełek to wlicza się już dziecko? My się chyba nie złapiemy jak Młoda zawita bo teraz biorę dużo nadgodzin aby macierzyński był wysoki. U nas niestety nadal cisza:)
OdpowiedzUsuńTak Elu. Dzieli się na 3. Do tego odliczane są składki, więc może warto będzie spróbować. Może u Was będzie łatwiej.
UsuńJa niezmiennie trzymam za Was kciuki, żeby ta cisza była szybko zakłócona.
Przykro mu ze w tej "trudnej sytuacji życiowej" ;) musieliscie się jeszcze tyle nachodzić i naprosic zeby dostać to co się należy.
OdpowiedzUsuńSwoja droga uswiadomilas mnie ze becikowe nie jest dla Wszystkich - a ja myslalam ze w tym cudownym państwie należy się każdemu wytrwalemu :) skladajaccemu stosowne dokumenty.
Najważniejsze ze się udalo a Pani urzędniczka mimo wielkich zdolności - nie zniechecila was.
Niestety, nie jest dla wszystkich. Jakby było to urzędnicy nie mieliby co robić, bo z marszu by się należało i nie trzeba by było zbyt dużo czasu poświęcić na takiego delikwenta. Ale może do czasu, jak Lusia przyjdzie na świat coś się zmieni.
UsuńMy tak łatwo się nie poddajemy. A takie zachowanie jeszcze bardziej wyzwala w nas przekorę :)
Wszystko chyba zależy od tego, na jakich urzędników się trafi. U nas pani od becikowego była bardzo pomocna i życzliwa, z niczym nie robiła problemów. Na początku tylko chciała dostać od nas zaświadczenie lekarskie, że badałam się regularnie i byłam pod opieką ginekologa w czasie ciąży - ale kiedy wyjaśniliśmy jej, że żadnej ciąży nie było, wszystko poszło już zupełnie gładko i po kilku dniach mieliśmy dodatkowy 1000 złotych na koncie.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że musieliście tyle się nabiegać i najeść nerwów. Ale najważniejsze, że w końcu się udało i na bezpieczny fotelik będzie :)
Fotelik będzie. Czekamy na ruch na koncie.
UsuńTak, jak piszesz - wszystko zależy od urzędnika. Pracownice, na które trafiliśmy rzucały nam pod nos paragrafy. Pierwsza zaczęła kierowniczka, więc to chyba idzie od góry.
Zasiłek rodzinny nam się nie należy, więc to chyba koniec przygody z moprem.
Podziwiam, trzeba mieć nerwy ze stali by coś załatwić w Mopsie :) Fajnie, że wam się udało. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO tak. Ostatecznie wysłałam Męża, bo czasem mam wrażenie, że panie w urzędach są przychylnie nastawione do facetów. Nie te. I dobrze, że był sam, bo ja zaraz bym łagodziła sytuację, a on przynajmniej powiedział, co myśli.
UsuńUściski
współczuję, tyle kombinowania... u nas w gminie wygląda to o wiele sprawniej, wystarczy zaświadczenie o zatrudnieniu, pit, akt urodzenia dziecka a dokumenty wypełnia się przy Pani, która palcem wskazuje które okienka trzeba uzupełnić :) Ale najważniejsze że się Wam udało, 1000 zł piechotą nie chodzi i zawsze się przyda :)
OdpowiedzUsuńTo Waszej gminie należy się tytuł gminy przyjaznej rodzicowi. Serio. Nam kobieta zaznaczyła, że mamy w jednym miejscu postawić "--", a potem się czepiała, że to nie zero.
UsuńTeraz możemy zacząć poszukiwania fotelika :)
Przykro mi, że mięliście takie utrudnienia.
OdpowiedzUsuńJa z aktem urodzenia i postanowieniem o pieczy dostałam, plus oczywiście "setki" innych zaświadczeń, których wymaga się standardowo. Okazało się, że wystarczy i nawet do sądu nie musiałam pisać o wydanie prawonocnego postnowienia - zresztą byłam przebiegła i powiedziałam, że sami mogą wystąpić do sądu o prawomocne postanowienie - nie skorzystali :)
Dodam jeszcze, że dane oczywiście zamazane. Przyznam, że pomogła mi znajomość ustaw, bo jakiś czas sama pracowałam w świadczeniach i wiedziałam, jak to działa. Szkoda, że wciąż niewielu pracowników jest życzliwych i chętnych do pomocy - niestety sama nie raz się o tym przekonałam....
UsuńI nie było problemu z zamazaniem. U nas powstał wielki problem. Kierowniczka oznajmiła, że może przyjąć kopię zaczernioną, ale i tak będziemy wyzwani do przedstawienia oryginału bez zakrytych danych. Ewa, z tego co piszesz, znasz temat głębiej. Czy są gdzieś jakieś paragrafy potwierdzające to, że babeczki nie mogły od nas żądać udostępnienia danych biologicznych?
UsuńKochana, niestety nie znam dokładnych paragrafów, jeśli chcesz w wolnej chwili poszukam. Ja się tylko słownie powołałam na ustawę o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Chroni nas też ustawa o ochronie danych osobowych, tym bardziej, że mops czy mopr nie jest stroną w sprawie. Jeśli chodzi o becikowe jest luka prawna i nie mają obowiązku chcieć postanowienia z danymi rb czy starymi danymi dziecka. Mogli jedynie zarządać zaświadczenia z sądu, że Wy, Państwo XYZ przysposobiliście dziecko urodzone dnia .... w .....dla którego urząd stanu cywilnego wydał nowy akt urodzenia.
UsuńPracowałam kilka lat wstecz, więc coś mogło ulec zmianie - niech ktoś poprawi jeśli jest inaczej.
Dziękuję. Tak naprawdę już po ptakach, ale z ciekawości zgłębię temat. Chyba, że ktoś może jeszcze coś napisze.
UsuńNie zazdroszczę, Ale najważniejsze, że się nie "poddaliście", a takie chyba było zamierzenie pan a mops-u.
OdpowiedzUsuńCo do ujawniania danych krytycznych to myślę, że panie przekroczyły swoje kompetencje. Na sto procent pewna nie jestem, ale mnie to "śmierdzi" i pewnie zadzwoniłabym choćby do ośrodka adopcyjnego z prośbą o pomoc.
Byliśmy konsekwentni. Nie odpuściliśmy. Wżyciu daleka jestem od zasady, że cokolwiek mi się należy. Ale skoro mieściliśmy się w widełkach, to dlaczego mieliśmy odpuścić.
UsuńOA podkreśla tą klauzulę poufności, ale z tego co czytam w komentarzach, to wszystko zależy od człowieka. My trafiliśmy na strasznych formalistów.
Ale mieliście przygody! Współczuję! Zastanawiam się tylko nad tym, czy rzeczywiście panie urzędniczki miały prawo do uzyskania od Was informacji o wcześniejszych danych Tygrysa??? A co tajemnicą adopcji...?
OdpowiedzUsuńNiestety tak to jest z tajemnicą adopcji. Na szczęście w przychodni udało nam się uniknąć "wycieku" danych, ewentualnie powiązania naszych danych z danymi biologicznymi Tygrysa. W starej przychodni nie podawaliśmy naszych danych, bo Młody był tam pod opieką DD. Od dawna rwałam się do przeniesienia Go do nowego lekarza, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że poczekamy. Nic się nie działo, a nawet jeśli, to mamy prywatnego lekarza. I tak z nowym peselem przenieśliśmy Tygrysa do nowej lekarz. Książeczkę zdrowia DD na bieżąco przepisywał, zostawiając czyste miejsce na nowe dane Chłopaka. Podobnie z kartą szczepień. Przynajmniej tu zaczynamy z czystą kartą. Co do mopru pozostaje mi wierzyć, że klauzula poufności naprawdę jest przestrzegana.
UsuńMy podaliśmy się już na starcie. "No mogą państwo składać ale i tak to nic nie da" to po co marnować czas? Masakra nie cierpię urzędów wszelakich
OdpowiedzUsuńCiekawe czyj czas? Chyba tej pani? My też nie byliśmy pewni czy się załapiemy. Jak sama liczyłam wychodziło mi na styk, ale załapaliśmy się. Urząd urzędowi nie równy. USC spisał się. Bardzo szybko w jednej kopercie dostaliśmy akt, PESEL i zameldowanie. Pani przez telefon była przemiła. Jednak da się.
UsuńMam Was już w zakładkach, więc nie zgubię.
Uściski
No to pięknie się na gimnastykowaliście ... ja jestem jak to jest z wypłatą takiego świadczenia z tytułu ubezpieczenia w przypadku adopcji ... Wiesz coś na ten temat ?
OdpowiedzUsuńZ ubezpieczeniem (jeśli chodzi Ci o takie np. grupowe w pracy) jest różnie. Wszystko zależy od firmy. Nie wszystkie chcą wypłacać. U nas w PZU nie było najmniejszego problemu. Adopcję potraktowano na równi z urodzeniem dziecka. Po złożeniu wniosku, dwa dni później mieliśmy pieniążki na koncie. Ale z tego co czytałam jest różnie.
UsuńO rany, szacun i podziw. Pewnie, że też bym nie odpuściła, bo ja z tej klasy społecznej, gdzie jednak tysiąc złotych się przyda (na waciki :p), ale powiem Wam- no takie atrakcje, to nie na moje nerwy! Dlatego to całe becikowe zawsze załatwiał u nas Marcin.
OdpowiedzUsuńTo w takim razie przyjemnego wybierania fotelika, i niech Tygrysek wie, dzięki komu może tak bezpiecznie jeździć :) Wiwat państwo polskie!
To wszystko pięknie, ładnie, jak przychodzisz z zapytaniem. Jak już z dokumentami to gorzej. Ja pytam - kto tu jest dla kogo? Huk. Najważniejsze, że się udało. Czas zacząć poszukiwania fotelika. Może będzie prościej :)
UsuńEch becikowe, przechodziliśmy przez to już kilka razy i naprawdę byłoby fajnie, gdyby można to było łatwiej załatwić. Podróżowanie z coraz większą sterta papierów i małym dzieckiem nie jest ani proste ani przyjemne...
OdpowiedzUsuńWystarczyłaby odrobina życzliwości. Papiery i tak trzeba zgromadzić, a przy odrobinie dobrej woli, nie byłoby tak źle. Na szczęście to za nami.
UsuńU nas było podobnie, a do tego ja miałam PIT z roku który wymagała MOPS z innej firmy niż poszłam na macierzyński. Musiałam więc donosić jeszcze wszystkie umowy o pracę, które miałam po drodze i wszystkie świadectwa pracy.
OdpowiedzUsuńU nas było do trzech razy sztuka. Za trzecim się udało.
UsuńW imieniu tych niemiłych pracownic opieki społecznej - przepraszam. Wstyd mi za takie osoby, bo niedługo sama dołączę do grona pracowników socjalnych. Jak czytam takie rzeczy, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Rzeczywiście, utrudnianie ludziom życia należy do specjalności takich osób. Na ich usprawiedliwienie (będę adwokatem diabła, a co) mogę powiedzieć, że często te osoby są wypalone zawodowo, czasem też życiowo. Ci ludzie często zapominają, co to znaczy życzliwość, a że spora część "pracownic socjalnych" to osoby w średnim wieku, już zapomniały, jak to jest mieć małe dziecko. Napisałam to w cudzysłowiu, bo zdarza się, że to nie są osoby po studiach kierunkowych, a zwykłe urzędniczki. Wyobrażam sobie, ile Was to nerwów kosztowało, ale nie przejmujcie się takimi babami. Głowa do góry... zdarzają się takie wredne panie, ale pociesza mnie myśl, że są i te fajne, miłe i pomocne. Ludzie są różni - także w opiece społecznej. Nie każdy nadaje się do tego zawodu. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. :)
OdpowiedzUsuńWitaj. Nie przepraszaj. To powinny przepraszać panie z naszego urzędu. Niestety w naszym przypadku wiek nie miał nic do rzeczy. Jedna z pań była młodsza od nas, druga faktycznie mogłaby być babcią Tygrysa. Po prostu tak trafiliśmy, ale wiemy, że reguły nie ma. Kilka lat temu mieliśmy do czynienia z pracownikami socjalnymi. Z powodu innej osoby znaleźliśmy się w dość trudnej sytuacji. Mąż trafił do samej pani dyrektor tego samego urzędu i kobieta wykazała się naprawdę zrozumieniem i pomocą. A poza tym Twój komentarz napawa nadzieją, że są jeszcze pozytywni ludzie w tym zawodzie. Powodzenia na zawodowej drodze.
Usuńmy skladalismy pismo o tysiac zli co ? za duzo maz zarabail cale UWAGA 27 zl ...
OdpowiedzUsuńteraz dostalismy rodzinne, cale 89 zl miesiecznie przez rok, dobre i to,,, inne pijaczyska chodza i dostaja wiec my stanelismy w kolejce :) jestem zdania ze jak dawaja trzeba brac