wtorek, 11 lipca 2023

Rozwinąć skrzydła...

Jak wiecie czytamy sporo i przeczytanymi tytułami dzielimy się tutaj na blogu. Może kiedyś Tygrys, podobnie jak my teraz, z sentymentem będzie wracał do lektur z dzieciństwa. Może komuś podsuniemy jakiś tytuł. Zwykle nasze podsumowania piszę po kilku - kilkunastu dniach od przeczytania książki. Czasem zapominam, o czym książka była, szczególnie ta, która specjalnego wrażenia na nas/na mnie nie zrobiła. A nawet jeśli w jakimś stopniu nas/mnie urzekła, po czasie emocje opadają i trudniej podzielić się odczuciami. Dlatego dziś postanowiłam napisać kilka słów o książce, którą skończyłam czytać dosłownie przed chwilą. 

Przyznaję, że z niecierpliwością czekałam na ten tytuł. Razem z Tygrysem przeczytaliśmy trzy wcześniejsze książki Autorki, wspólnie z jej bohaterami przeżywając przygody, które niesie ze sobą codzienność. I to chyba największa wartość serii "Niebieski dom" - piękno w codzienności, dostrzeganie drobiazgów, cieszenie się chwilami z bliskimi. Czuliśmy niedosyt (dziś wiemy, że kolejna część się pojawi), tym bardziej ucieszyłam się, jak Natalia podzieliła się informacją o kolejnej książce. Co prawda nie znam Autorki osobiście, ale pozwoliłam sobie na taką poufałość, bo bliska mi jest Jej wrażliwość, spojrzenie na świat, wartości, dźwięki i miłość do gór, Polski, historii. To wszystko odnalazłam na blogu, który śledzę od kilku już lat, a poprzedni internetowy pamiętnik przeczytałam od początku do końca. Lubię zaglądać do miejsca w sieci Natalii (tędy), czerpać z jej zdrowego podejścia do życia, macierzyństwa, codzienności. I jak tylko zobaczyłam zapowiedź nowej książki, wiedziałam że chcę ją przeczytać. Urzekła mnie okładką... subtelną, delikatną, dziewczęcą. Wiem, nie ocenia się książki po okładce, ale czułam, że w tym pięknym "opakowaniu" znajdę wartościową treść. Nie zawiodłam się.  

I choć  książka swoją premierę miała przed blisko dwoma miesiącami, a od jakiegoś czasu leżała na domowej półce, sięgnęłam po nią dopiero wczoraj. Widocznie to był najlepszy moment. Tak to już jest z książkami, że czekają na właściwą chwilę. Co prawda nic szczególnego w ostatnich dniach się nie zdarzyło, ale widocznie potrzebowałam tej historii, tych słów akurat teraz. Ostatnio przeczytałam sporo różnych książek, a wśród nich dwie, przy których osoby je polecające uprzedzały, żebym nastawiła się na łzy. Łez nie było, aż do dzisiaj. Do lektury książki "Skrzydła Hani" Natalii Przeździk, która poruszyła moje serce. 

Czułam, że powinnam tę książkę przeczytać sama dla siebie. Nie wykluczam, że wrócę do tej historii razem z Synkiem, ale w tym momencie nie mamy przestrzeni na dłuższą lekturę, a ja od książki nie mogłam się oderwać. Czekałam na rozwój wypadków. Brzmi to jakby "Skrzydła Hani" miały wartką fabułę. Nic podobnego. Już dawno nie znalazłam w lekturze tyle spokoju, ale ciekawa byłam czy podobny stan ducha odnajdą bohaterki - tytułowa Hania, jej mama i babcia. Trzy kobiety. Na pozór każda inna. Każda z bagażem doświadczeń, który rzutuje na kolejne pokolenia w tej rodzinie, na wzajemne relacje. Ale każda, niezależnie od wieku, tak samo spragniona miłości i akceptacji. Jednak nie wszystkie to sobie uświadamiają, albo nie okazują tego na zewnątrz, niszcząc siebie i najbliższych. Czy uda się tym kobietom przerwać zaklęty krąg? Czy znajdą w sobie siłę, by zawalczyć o swoje szczęście? Przekonajcie się sami, a raczej same, bo po lekturze mam poczucie, że to książka bardziej dla dziewczynek. I to nie tylko tych najmłodszych. Także tych, które są gdzieś głęboko w nas - kobietach. Małe dziewczynki, które potrzebują uwagi, wsparcia, a przede wszystkim bezwarunkowej miłości. Każda z nas odnajdzie siebie, albo inną bliską nam kobietę w którejś z bohaterek. I chyba to sprawia, że historia Hani, Ady i Marii, tak zapada w serce. 

Natalia w zakończeniu książki zdradza, że wszyscy bohaterowie tej książki zostali wymyśleni. Mam jednak w sobie poczucie, że ich wewnętrzny świat jest bliski Autorce. Przeżywane przez te kobiety w różnych sytuacjach emocje (radość, smutek, strach) wypływają, z niezwykle bogatego wnętrza Autorki i jej ogromnej wrażliwości. Taką daje się poznać na blogu i w Swoich książkach.  

Pisząc te słowa odkryłam dlaczego "Skrzydła Hani" musiały poczekać na swój czas. Ten najlepszy. Ostatnio sporo pracujemy nad sobą, jako dziećmi, małżonkami, rodzicami, ludźmi.  W bohaterkach książki odnajduję siebie. Przede wszystkim na linii mama - córka. Moja relacja z mamą może nie jest tak trudna, ale ciągle się przekonuję, jak ta mała dziewczynka we mnie zabiega o jej uwagę, akceptację, jak cieszy mnie każdy komplement, jak ważne jest jej zdanie. Ciągle (mimo 40 w metryce) uczę się, jak stawiać granice, jak odnajdywać siebie, swoje przekonania, gusta. Jednym słowem rozwijać skrzydła. W Marii odnajduję mamę mojego Męża. Podobieństwo jest uderzające, schematy zachowań i relacja tak samo trudna. Nie tylko na linii teściowa - synowa, również syn - matka, wnuk - babcia. Mogłabym powtórzyć za Hanią (ileż w niej mądrości): dlaczego babcia nie potrafi kochać, nie pozwala się kochać? Może dojdziemy do tego etapu? Póki co pracujemy nad naszymi zachowaniami, żeby nie powielać tych trudnych, ciągnących się przez kolejne pokolenia. I wreszcie w Hani widzę Tygrysa. Podobna wrażliwość, lęki. Dzięki książce  bardziej zrozumiałam, jak nasz Syn czuje się w różnych sytuacjach. Przeczytałam sporo poradników, odbyłam wiele rozmów ze specjalistami, ale współodczuwanie Natalii, przemawia dużo bardziej. 

Egzemplarz, który czytałam oddaję do biblioteki. Mam nadzieję, że znajdzie wiele czytelniczek. Sporo ostatnio na rynku książek ze słodkimi okładkami, ale wnętrze pozostawia wiele do życzenia. "Skrzydła Hani" to piękna, wartościowa lektura. Dla każdej dziewczynki, tej małej i dużej. Ja z pewnością zamówię kilka egzemplarzy, dla siebie i zaprzyjaźnionych czytelniczek. A w tej chwili zabieram się za "Janę ze Wzgórza Latarni". Zgadnijcie skąd wzięłam inspirację? 



3 komentarze:

  1. Po opisie wnioskuję, że to książka dla mnie. Też mam trudne relacje z mamą i podobnie jak Ty, mimo zbliżania się do 40, ciągle łaknę jej komplementów, a że tych jest znacznie mniej niż krytykowania, to niejednokrotnie trudno jest mi się cieszyć z podjętych wcześniej decyzji - nawet jeśli czuję i widzę, że dla naszej rodziny były one najlepsze. Z pewnością sięgnę po "Skrzydła Hani"

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie zaintrygowałaś tym tytułem. Muszę się rozejrzeć za nią, co prawda szybko jej nie kupię, bo oczywiście jak to w lato, nagle trzeba było coś wymienić, wyremontować. Ale jak to mówi mój mąż: czekane lepiej smakuje :)
    Przesyłam Wam moc uścisków.

    Ps. Kocham Montgomery (poza cyklem o Emilce).

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie muszę sięgnąć po książki tej autorki, ponieważ wiele osób je poleca!
    Pozdrawiam pięknie:)

    OdpowiedzUsuń