wtorek, 20 lipca 2021

Lipcowe opowieści #2

Jest czwartek. Właśnie intensywnie popadało. Jaka miła odmiana po fali upałów. W tym roku pory roku są takie jak być powinny. I choć upały są dosyć męczące, w sumie to się cieszę, bo nie wiem ile będzie nam dane cieszyć się ciepłem. Choć deszcz na koniec dnia jest naprawdę fajne. Żałuję, że w tą wielką ulewę nie mogłam wyjść na zewnątrz i zmoknąć. 

Za nami trudny tydzień, szczególnie dla Tygrysa. Choć zaczął się całkiem miło. Wspominałam w poprzedniej opowieści o tym, że lipiec przynosi dla Synka sporo nowości. Tym razem było to nocowanko u Babci białostockiej. Jako, że w niedzielę byliśmy w okolicy na imprezie z okazji narodzin i chrztu córeczki naszych Przyjaciół, zaproponowaliśmy Tygrysowi, żeby na jedną noc został z Dziadkami. Ochoczo przystał i wycisnął z tego krótkiego pobytu ile się da. Dziadkom nie było łatwo, bo tylu kilometrów zazwyczaj nie pokonują, ale czego nie robi się dla Wnuka. Chłopak miał atrakcję w postaci przejazdu komunikacją miejską, wizyty w ulubionym ZOO i oczywiście późnego pójścia spać z racji meczu. To Tygrys... A rodzice wolny wieczór. Nie mogliśmy się zgodzić: spacer czy rower, więc zostaliśmy w domu, a raczej spędziliśmy czas w ogrodzie. Mimo niedzieli relaksowaliśmy się ogarniając podwórko. A motywacja była... Wizyta mamy/teściowej. Żartuję sobie. 


W poniedziałek po pracy Tata Tygrysa zabrał  Babcię i Wnuka do nas. Ja spędzałam czas na przetwarzaniu kolejnej partii ogórków. Przez tydzień opiekę nad Młodym miała sprawować Babcia białostocka. Myślałam, że to fajne rozwiązanie, że Tygrys pośpi sobie dłużej. Niestety był to dla nas trudny czas. Mama/Teściowa nie jest łatwą osobą. Może nie aż tak, jak teściowe z kawałów, ale to ten typ, który zna się na wszystkim i jest przekonany o słuszności swoich racji. W sumie poradzilibyśmy sobie spokojnie bez pomocy Babci. Zeszłoby więcej dni z urlopu, ale chcieliśmy dać Jej możliwość spędzenia czasu z Wnukiem i nawiązania więzi, ale okazało się po raz kolejny, że byłam naiwna. Nie warto kogoś uszczęśliwiać na siłę, bo tak naprawdę skrzywdziłam własne Dziecko. Babcia ma zupełnie inne podejście do wychowania. W Jej słowniku nie ma określenia "nie" czy "zaraz". Także Tygrys miał niezłą musztrę. Chłopak nie lubi też objawów czułości ze strony Babci. Stoi sztywny i błagalnym wzorkiem patrzy na nas, jeśli jesteśmy w pobliżu. Na Babci nie robią wrażenia nasze prośby, żeby odpuściła. Trudne dni miał też Tata Tygrysa, bo to On codziennie wieczorem wysłuchiwał kazania na temat naszych błędów wychowawczych: za dużo, za mało, źle, niedobrze. Popełniamy błędy. Jak każdy. Uczymy się na nich, ale wydaje mi się, że czas i okazywana Dziecku czułość kiedyś zaprocentują. I nasza przyszła relacja będzie dla mnie wyznacznikiem tego czy dobrze wychowaliśmy nasze Dziecko. Relacja Tata Tygrysa - Babcia pozostawia wiele do życzenia. Najważniejsze, że mamy to za sobą. Za rok inaczej będę organizowała opiekę nad Tygrysem. O ile znów się nie złamię, ale mam nadzieję, że Tata Tygrysa mi na to nie pozwoli. 

A z przyjemniejszych rzeczy...

Kolejne wizyty na basenie. Tygrys polubił wodę. W tamtym tygodniu miał jedną lekcję z instruktorem i jedną wizytę z Tatą. Zjeżdżalnia zaliczona. 

Pochłaniamy lody w znacznych ilościach, choć we wtorek pogoda trochę odpuściła. Przyszły chmury robiące wrażenie. Trochę popadało, choć bardziej pogrzmiało i błyskało.


W czwartek dość spontanicznie pojechaliśmy na pobliską plantację na samozbiory jagody kamczackiej. Plantację widzimy z okna, więc jak tylko zobaczyliśmy auto ruszyliśmy. Próbowaliśmy już w zeszłym roku, ale się spóźniliśmy. Poza tym uparliśmy się na borówkę, której nie było. Szkoda, że nie spróbowaliśmy jagody. Miałam zakodowany kwaśny smak. Tymczasem okazało się, że są różne odmiany. Na plantacji każdy rząd to inny smak. Jest przepyszna. Wróciliśmy z pełnym wiaderkiem i pełnymi brzuchami. Właściciel liczy tylko za to, co trafi do wiaderka, więc jeść można do woli. Tygrys miał używanie. Szkoda tylko, że następnego dnia stwierdził, że jednak bardziej smakuje mu borówka. Choć nie tracę nadziei. Spróbujemy raz jeszcze. Na pewno zrobimy sobie zapasy na zimę. Podobno ta jagoda dobrze się mrozi, więc zapełnimy zamrażarkę. Poza tym cena na samozbiorach jest śmieszna. 10 zł za kilogram. 

Własny ogródek też cieszy wszystkie zmysły. Ciągle przerabiam ogórki. Porzeczki i wiśnie już znikły. Pojawiają się pojedyncze borówki. Agrest ciągle na krzaczkach. Ależ to wszystko cieszy.

W sobotę zostaliśmy w domu. Trawa potrzebowała strzyżenia, a chałupka ogarnięcia. Starsi panowie majstrowali przy obudowie beczki na deszczówkę. Nie mogę doczekać się efektu. A w nagrodę grill z miejscowymi dziadkami i oczywiście lody. 





Trwamy w kolejnym tygodniu lipca. Co przyniesie? Zobaczymy. Żal mi tylko umykających kolejnych wakacyjnych dni. 


5 komentarzy:

  1. Oj relacje z teściową, zwłaszcza widywaną okazjonalnie i lubiącą dochodzić swoich racji, do łatwych nie należą. Wiem coś o tym. Choć warto stawiać wyraźne granice, bo czasem taka osoba się orientuje, że więcej może skorzystać dostosowując się do młodej rodziny, niż próbując ją tyranizować :)
    Mi też żal lata... Zwłaszcza że przez tą szaloną pogodę nie za bardzo skorzystaliśmy z lipca. Będzie mi się kojarzył z uciekaniem przed burzą i gradem wielkości pięści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudne relacje na każdym polu: mama, teściowa, babcią. Mąż już dużo wypracował w tej relacji, ale każda próba stawiania granic kończy się mega awanturą. Mama czuje się bardzo skrzywdzona, a wiadomo kto jest winny całej sytuacji, ja. Jedyne rozwiązanie to rzadkie kontakty.
      U nas pogoda dobra, ale ciągle coś. Impreza rodzinna, praca, choroba. Mam tylko nadzieję, że żadna beta czy inna gamma nie przeszkodzi nam w urlopie.

      Usuń
  2. Właśnie za owoce, lody, ciepłe wieczory i spotkania (niekoniecznie z teściową) kocham lato:) Dużo sił na kolejne tygodnie Wam życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Własne zbiory- rewelacja :) U mnie na balkonie dopiero dwa małe pomidorki się wykluwają ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też wekowałam ostatnio, ale ciągle mi mało. Czekam na czerwoną kapustę i jabłka. Może też gruszki.
    Moi rodzice też mają inne poglądy wychowawcze niż my i przez to bywają jakieś niesnaski. Na szczęście oboje z mężem mamy silne charaktery i jasno mówimy, że syna my wychowujemy. W większości przypadków przyjęli to do wiadomości. Ale przyznaję, że łatwe to nie jest...
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń