niedziela, 12 lipca 2020

Tygrys - zdobywca Góry Zamkowej

Pandemia pokrzyżowała nasze plany urlopowe. Ale podobno, co się odwlecze... Także Kraków i Pieniny odwiedzimy za rok. Tego lata postanowiliśmy jeździć po najbliższej okolicy. Całkiem niedaleko od naszego miasteczka jest sporo do zobaczenia. W większości miejsc już byliśmy, ale teraz będziemy je zwiedzać wspólnie z Tygrysem. A muszę przyznać, że Synek jest doskonałym towarzyszem wycieczek. 

W ostatnią niedzielę czerwca zawitaliśmy do Drohiczyna. To miasteczko jest mi szczególnie bliskie. To stolica naszej diecezji i miejsce, z którym mam sporo wspomnień z czasów licealnych. Zawsze lubiłam tu wracać, choć muszę przyznać, że bardziej podobał mi się Drohiczyn sprzed lat. Co prawda zabytki są odnowione, ale centrum miasteczka straciło swój urok, głównie za sprawą koszmarnej współczesnej zabudowy dawnego rynku. Pewnie mój stan ducha też nie jest  bez znaczenia. Inaczej odbiera się życie w wieku tych nastu lat,  inaczej teraz. Jednak mimo upływu czasu Drohiczyn nie stracił swoich walorów przyrodniczych. Jego malownicze położenie na wysokiej skarpie w zakolu Bugu sprawia, że widowki zachwycają. 

Zaczęliśmy od spaceru uliczkami miasteczka, zaglądając do pofranciszkańskiego kościoła pw. Wniebowzięcia NMP. Uwagę Tygrysa zwróciła figura Pelikana z otwartym sercem w ołtarzu głównym. Ostatnio czytaliśmy o jego symbolice, więc temat na czasie. Co prawda my tym razem zrezygnowaliśmy, ale warto zajrzeć do Muzeum Diecezjalnego obok kościoła, które ma naprawdę wartościowe zbiory. Mnie niezmiennie zachwycają ornaty z pasów kontuszowych. 






Spacerowaliśmy dalej. Minęliśmy cerkiew św. Mikołaja. Na dłużej zatrzymaliśmy się przy zegarze słonecznym. Tygrysa, który dopiero co opanował zegarek, ten czasomierz zaciekawił. Wreszcie katedra Trójcy Przenajświętszej z pojezuickim zabudowaniami klasztornymi. To miejsce bez zdjęć ze względu na dość znacznie przedłużającymi się ogłoszeniami po Eucharystii. Weszliśmy i wyszliśmy, a to oznacza, że jeszcze wrócimy.



Schodziliśmy coraz niżej. Spacer nad rzeką to obowiązkowy punkt podczas pobytu w Drohiczynie. Podziwialiśmy położoną na wysokim brzegu katedrę, kościół Panien Benedyktynek i oczywiście samą rzekę, która w tym miejscu sprawia wrażenie niezbyt przyjaznej. Tygrysa zachwyciła przeprawa promowa na rzece. 






Wreszcie cel, dla którego przybyliśmy do historycznej stolicy Podlasia. Zdobycie Góry Zamkowej.  Tygrys czekał na ten moment. Ma na swoim koncie już jedno grodzisko. Wiedział, że to w Drohiczynie jest wyższe i chciał koniecznie je zdobyć, zwłaszcza, że wchodzimy w etap fascynacji średniowieczem, rycerzami itp. Mieliśmy mieszane uczucia i nie obyło się bez chwili kryzysu. Przed wejściem na ścieżkę stał znak "Wstęp wzbroniony", a że mamy dość mocny (szczególnie ja) wewnętrzny przymus przestrzegania zasad, w pierwszym odruchu zrezygnowaliśmy.  Z dołu dostrzegliśmy jednak turystów i postanowiliśmy wejść na grodzisko. Faktycznie w jednym miejscu trwały prace remontowe, ale cała ścieżka była utwardzona, zabezpieczona drewnianymi balustradami, a z przygotowanych tarasów podziwialiśmy niesamowite widoki na miasteczko i dolinę Bugu. Z góry najlepiej widać, że Drohiczyn to miasto świątyń. Niewielkie miasteczko, a w zasięgu wzroku cerkiew i trzy kościoły. Tygrysa zachwyciła legenda związana z Górą Zamkową, zgodnie z którą raz na 100 lat w Noc Świętojańską przy pełni księżyca o północy otwiera się ściana świątyni i dzieją się niesamowite rzeczy. Nie zdradzam szczegółów. Doczytacie sami, bo każdy zabytek jest opatrzony tablicą informacyjną. Ja przenosiłam się myślami w czasie, wyobrażając sobie gród i zamek sprzed setek lat.








Wreszcie ostatni punkt wizyty w Drohiczynie,  na które czekali moi mężczyźni. Muzeum Parku Historyczno - Kulturowego "Bug - pogranicze kultur i religii". Po chwilin niezdecydowania w związku ze sporą liczbą zwiedzających) i rozpaczy Tygrysa, weszliśmy do środka. Warto było. Wszyscy troje podziwialiśmy piękną kolekcję motocykli i tablic rejestracyjnych. Do tego ciekawe zbiory archeologiczne i historyczne. Tatę Tygrysa zatrzymały różnego rodzaju maszyny liczące. Mnie paciorki szklane. Byliśmy pod wrażeniem. Niewielkie muzeum pod patronatem gminnego ośrodka kultury, a zbiory, choć niezbyt liczne, naprawdę ciekawe. A bilet wstępu to jedyne 2 złoty. Warto tylko zapamiętać, że muzeum otwarte jest sezonowo od maja do września.






I tak sympatycznie minęła nam niedziela. Tygrys raz jeszcze chętnie zdobyłby Górę Zamkową. Tym razem zaopatrzony w miecz, pamiątkę z muzeum. Rodzice nie mieli jednak siły. 


Więcej o podróżach małych i dużych po naszym Podlasiu przeczytacie TU.

14 komentarzy:

  1. No to widzę że wycieczka udana.
    My też wycieczkujemy po okolicy. Może zacrok się uda wybrać gdzieś dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdy z nas znajdzie w sąsiedztwie wiele miejsc wartych odwiedzenia.

      Usuń
  2. Ciekawy post, fajnie się czytało :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Atrakcje dla Malego podróżnika mega.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla małego i dużego też :) Ja lubię wracać do znanych miejsc i patrzeć na nie oczami Tygrysa.

      Usuń
  4. Super! U nas plany też pokrzyżowane przez obecną sytuację i podobnie jak Wy postanowiliśmy skupić się na okolicy. :) Piękne widoki macie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że i u Was podobnych nie brakuje. To jest taki dobry czas na odkrywanie najbliższej, często niedocenianej przez nas, okolicy.

      Usuń
    2. Tak, całkowicie zgadzam się z Tobą! :-)

      Usuń
  5. Ależ tam pieknie!! Moj Mistrz jeździł swojego czasu służbowo do Drohiczyna, nie wiedziałam, że to Wasze rejony i ze tam jest tak pięknie. Cudze chwalicie, swego nie znacie- coś w tym jest.

    Ostatnie zdjęcie genialne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To piękna okolica. Kiedyś mówiłam, że Drohiczyn i Tykocin to taki podlaski Kazimierz. Choć pewnie daleko im do nadwiślanego miasteczka, ale dla mnie mają wiele uroku. I fajnie było tam wrócić z Tygrysem. Do Drohiczyna mamy ok. 60 km. Także niedlaeko na niedzielny wypad.
      Tak, to mój kochany rycerz. Taka fascynacja przyszła. Zdecydowanie lepiej być w zabawie księżniczką niż padliną, jak przy dinozaurach.

      Usuń
  6. Piękne miejsce :)
    W przyszłym roku, przy okazji wizyty w Krakowie ZAPRASZAMY do nas, niedaleko :) :)

    OdpowiedzUsuń