Od kilku dni dopraszam się u architekta o dziennik budowy, a sama jestem jeszcze lepsza. Ostatni wpis w tej kategorii pojawił się blisko rok temu. Czas nadrobić zaległości… A na placu budowy wydarzyło się naprawdę sporo.
Jesień minęła nam na ociepleniu budynku. Dwóm osobom, pracującym po godzinach i w wolne soboty, zajęło to sporo czasu, ale dziś cieszymy się, że mamy to za sobą, bo w tym roku mogliśmy się skupić na wnętrzach. Przed zimą pojawiły się pierwsze płyty k-g i rozprowadzenie prądu. Na kilka miesięcy musieliśmy przerwać prace ze względu na brak prądu. W ciemnościach i zimnie ciężko byłoby wykończać wnętrza. Nasi Bobowie (jak mawia Tygrys) na plac budowy wrócili w kwietniu i przez te ostatnich pięć miesięcy pracują naprawdę ciężko. Widzę, jak obaj są zmęczeni. A w domu zmieniło się naprawdę wiele. Każdy dzień/tydzień przynosił coś nowego. Strop na strychu. Płyty k-g na ścianach i sufitach, pod nimi elektryka, na nich szpachla. Wreszcie doszliśmy do momentu, w którym mury zaczęły wyglądać jak dom… glazury, terakoty, panele, pierwsze elementy schodów, sanitariaty, drzwi.
Tata Tygrysa w dzień pracuje na etacie, popołudnie spędza na budowie, a wieczory do niedawna spędzał ze mną przy komputerze podejmując decyzje co do wzorów, kolorów, faktur. Sama nie wiem, co gorsze - fizyczna praca, czy znoszenie ciągłych zmian fundowanych przeze mnie :) Choć wydaje mi się, że nie było tak źle i tylko niektóre elementy wykończenia wnętrz, wykończały i nas. Mieliśmy wizję tego naszego domu, parter nawet zaprojektowany wspólnie z architektem, ale po drodze pojawiały się nowe pomysły, rozwiązania, a każde wiązało się z decyzją. Wiadomo, że dom ma służyć na na lata i chciałoby się, żeby jakoś wyglądał i żebyśmy wszyscy czuli się w nim dobrze. Na ten moment jestem zadowolona z naszych wyborów. Mieliśmy tylko jedną wpadkę z mozaiką na wannie. Na niektóre rozwiązania nie mieliśmy wpływu. Nasz główny wykonawca - Dziadek Tygrysa - jest dość szybki i czasami zanim zdążyliśmy podjąć decyzję, on podejmował ją za nas i to raczej nieodwołalnie. Na szczęście nie były na tyle ważne, żeby generować za dużo stresu. Poza tym wspomniany wykonawca pracuje za friko, a jeszcze dokłada do tego interesu. W takich sytuacjach się nie dyskutuje. Ale spokojnie… wszystko na czym nam zależało mamy w takiej formie, jak chcieliśmy. Piękne schody (tu było ostro, ale mamy takie jak chcieliśmy). Cudowną cegłę na kilku ścianach położoną przez Tatę Tygrysa. Ładne listwy przypodłogowe. Męską łazienkę na dole i delikatniejszą na piętrze. Drewniane drzwi, które ciągle stawiają nam pytanie - zrobić je na szaro czy nie? I jeszcze trochę by się znalazło. Wszystko pięknie, ale staramy się pamiętać, że to wszystko rzeczy. Najważniejsze, żebyśmy byli zdrowi i mogli tam zamieszkać. Bo wiadomo, że taka budowa niesie ze sobą sporą dawkę zmęczenia, ale także kryzysów związanych z ciągłymi decyzjami, pytaniami, finansami, które się właśnie skończyły.
Obecnie przeżywamy taki dołek. Jesteśmy w trudnym momencie - niby tak blisko, a jeszcze tyle do zrobienia. Ostatnio w lokalnym sklepie, w którym zaopatrujemy się w materiały budowlane, sprzedawczyni skomentowała nasze zakupy - o… to już końcówka. Ale my wiemy, że jeszcze jest sporo do zrobienia. Poza tym, z końcem sierpnia czeka nas przeprowadzka. Wraca właściciel domu i czeka nas powrót do rodziców. Na jak długo? Tego nie wiemy. Co prawda prąd mamy (od końca maja, rok nam zeszło), ale pozostaje kwestia wody i jej odprowadzenia, a potem odbiór budynku. Mam swoje marzenia, ale nie będę zapeszać, bo czekamy na decyzję z powiatu. Jeszcze ma kilkanaście dni na oprotestowanie naszych pomysłów. Oby nie, a wtedy pozostanie jeszcze kwestia doboru sprzętów i ekipy, która je zamontuje. Chciałabym, żeby było to już za nami, bo sporo stresu kosztuje ta część budowy naszego inwestora (czyt. Tatę Tygrysa). Mnie z kolei przeraża myśl o przeprowadzce i najbliższych miesiącach. Cztery pokolenia na jednym metrażu, to jednak trochę za dużo. Ale już bliżej niż dalej.
A tak to wszystko wyglądało…
Niektórzy mówią, że jak w szpitalu. Pewnie ze względu na tą biel. Do tego klamek w drzwiach brak :) A nam i tak się podoba.
Piękne macie drzwi cudo! ogrom poracy ale i efekty wow. Już z górki trzeba w to wierzyć a już niebawem przed Wami będzie ostatnia przerowadzka
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to nastąpi niedługo. I tego się trzymam :)
UsuńZ każdą drobną zmianą już bliżej celu, mam nadzieję i tego wam życzę że wasze kłopoty i dołek szybko miną i już niedługo zamieszkacie w waszym pięknym domku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana.
UsuńSporo pracy już za Wami, a wiem, że i dużo jeszcze przed Wami będzie, ale jest coraz bliżej końca :)
OdpowiedzUsuńJa lubie białe ściany :)
Mnie się też te ściany podobają. W domu jest naprawdę widno. Troszkę koloru będzie. Na trzech ścianach się pojawi i mi to wystarczy :)
UsuńFajnie to idzie :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że do przodu :)
UsuńKońcówka jest najbardziej męcząca, bo się ciągnie i ciągnie. Na początku widać jak pną się mury, z dnia na dzień coś nowego. Ale pomyśl, że już bliżej niż dalej! Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńW sumie i teraz każdy dzień przynosi coś nowego. Tyle, że jest mnóstwo takiej drobnicy i to czasochłonnej. Ale na pewno jest bliżej niż dalej :)
UsuńUff, to duży sukces. Wspieram całym sercem.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńJuż można wyobrazić sobie w wnetrza. Jedno jest pewne: będzie pięknie rodzinnie i z klasą
OdpowiedzUsuńZależało nam, żeby dom był taki nasz. Mamy znajomych z wnętrzami z katalogów, ale brakuje w nich właścicieli.
UsuńSuper, zazdroszczę Wam, że jesteście na tym etapie. My zaczynamy naszą przygodę z budowaw dopiero w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńRok szybko zleci, a teraz możecie planować :)
UsuńCudnie! I bardzo do przodu :)
OdpowiedzUsuńJuz jest pieknie, tak cieplo i domowo, a kolor przyjdzie s drobiazgach zapewne. U nas tez na bialo i nie zamienilabym tego za nic :)
Dziękujemy. Chciałam lekko złamana biel, ale przyznaję, że farbę mieliśmy gratis, więc nie marudziłam. A koniec końców jest świetnie, bo widno. A dodatki zrobią resztę roboty.
Usuń