Dni umykają. Plan zapisania wrażeń z wyjazdu do stolicy podczas zwolnienia nie wypalił. Dołączył do mnie Tygrys, a chorowanie z chorym dzieckiem nie sprzyja wypoczynkowi, o innych rzeczach nie wspomnę. Czas nadrobić zaległości, kiedy zdrowie już dopisuje.
Wyjazdy zimową porą, tuż przed feriami, albo w ich trakcie, stały się naszą rodzinną tradycją. Zaczęło się od chęci zobaczenia Królewskiego Ogrodu Światła przed trzema laty i spotkania z pewną sympatyczną blogową Rodzinką. Do tego obowiązkowo inne punkty programu związane z aktualną pasją Tygrysa. W 2019 roku były to dinozaury, a więc Muzeum Ewolucji. Rok później zachwyceni iluminacjami w Wilanowie, odwiedziliśmy ogród po raz drugi. Pamiętam, że był to 30 stycznia i zaczęły docierać do nas pierwsze sygnały o jakimś groźnym, bliżej nie zidentyfikowanym wirusie. Przez chwilę mieliśmy wątpliwości, co do wyjazdu. Ostatecznie wyruszyliśmy w drogę i oprócz "światełek" zwiedziliśmy zaskakującą ekspozycję w Muzeum Warszawskiej Pragi (więcej TU) i Muzeum Wojska. W 2021 roku z wiadomej racji odpuściliśmy sobie zwiedzanie. A w tym roku postanowiliśmy wyruszyć do stolicy na przekór wirusowi. Nauczyliśmy się już nim żyć i każdy potrzebuje już chyba normalności. Tym razem umęczeni całodziennym zwiedzaniem nie dotarliśmy do Wilanowa, ale za nami sporo różnych atrakcji, w tym inna królewska rezydencja. A do tego kolejne spotkanie ze wspomnianą Rodzinką. Chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że od poprzedniego minęły już trzy lata. Ale zdjęcia, oczywiście z naszymi pociechami w roli głównej, to potwierdziły. Tyle się przez ten czas wydarzyło. Dzieciaki urosły, ba... poszły już do szkoły. Fajnie było powspominać i podzielić się ty, co aktualnie się w naszym życiu dzieje. Bardzo cenię sobie znajomości, w których przerwa i niezbyt duży (nazwijmy to) staż, nie wpływają na relację. Bardzo Wam dziękujemy za to spotkanie i ciepłe (w przenośni i dosłownie, wiecie o co chodzi :) przyjęcie. Czekamy na rewizytę.
Spotkanie to było sympatycznym zwieńczeniem pierwszego dnia w stolicy. Zanim dotarliśmy na obrzeża, zwiedziliśmy jedno z warszawskich muzeów. Zaczęliśmy od warszawskiego Muzeum Etnograficznego i Muzeum dla Dzieci. Wystawa "To tu, to tam" miała być numerem jeden wyjazdu. Sporo ostatnio czytaliśmy książek o podróżowaniu, odbywaliśmy podróże palcem po mapie, planowaliśmy mniejsze i większe wyjazdy... Wystawa wprost dla nas. Jeszcze ta grafika z Kazikiem. Stworzyłam w głowie swój obraz wystawy, który rozminął się z tym, co zastaliśmy w muzealnych salach. Chyba spodziewałam się bardziej odniesienia do historii, konkretnych podróżników w ciekawym wydaniu. Tymczasem narracja wystawy odnosi się do podróży, niekoniecznie (albo nie tylko) tych dosłownych i rzeczywistych. Co nie zmienia faktu, że na ekspozycji zastaliśmy sporo ciekawych rozwiązań, które wciągnęły Tygrysa. Numer jeden to oczywiście multimedialny basen, po którym można było hasać nawet bez umiejętności pływania. Na dłużej zatrzymał się Chłopak przy stanowisku, na którym miał za zadanie uzupełnić swój ekwipunek na biwak. Chwila przy tworzeniu przysłów związanych (a jakże) z podróżowaniem. Atrakcją (jak zawsze) była obsługa kasownika do biletów (aż szkoda, że nie pokazano sprzętu, który pamiętamy z dzieciństwa, przypominającego raczej dziurkacz, to byłyby dopiero hit). A wcześniej przejście przez bramkę na lotnisku. Po drodze wyprawa przez egzotyczne zakątki, w świat wyobraźni i nutka niepewności przy zaglądaniu do tajemniczej szafy. Na każdej sali stanowisko z pieczątkami. Wszystko w pięknym, estetycznym wydaniu, choć jak zwykle przy takich wystawach angażujących najmłodszych, kilka stanowisk już straciło swój blask z chwili otwarcia.
Kolejne atrakcje zachowam na następny wpis. A będzie wśród nich hit wyjazdu, głównie dla rodziców Tygrysa, choć mam podejrzenia, że Młody z przekory powściąga swój entuzjazm wobec wystawy, o której już wkrótce.
Najważniejsze, że mimo tego ALE dobrze spędziliście czas:)
OdpowiedzUsuńA pracownicy muzeum jak widać zbyt nadgorliwi... "Nie miło" jak to mówi mój synek.
Tak. Każde doświadczenie jest ważne i kształtuje gusta. Wystawa zbiera w sieci dobre recenzje i innym może pasować . Nam trudno dogodzić
Usuńakurat pod tym względem.
Co do pan. Faktycznie nie miło.
Tak...trzeba nauczyć się żyć w covidowych realiach. Wiem o czym piszesz, gdyż sami z wielu rzeczy zrezygnowaliśmy, ze względu na wszelkie nakazy i zakazy. Czas ucieka i niestety dzieci wiele tracą. Dobrze ,że wyjazd się udał... pomijając obsługę muzeum ;) Podobnie jestem wyczulona na takie zachowanie.
OdpowiedzUsuńNo no no znajome tereny, swietnie spedzony rodzinny czas :) ciesze sie !
OdpowiedzUsuńMacie rację – trzeba jakoś żyć mimo tego całego szaleństwa. Dzieci bardzo dużo tracą w tej pandemii – zdalna szkoła, kwarantanny, mniej wyjazdów, spotkań. My też staramy się korzystać z życia tyle ile się da, w granicach rozsądku.
OdpowiedzUsuńWystawa wygląda fajnie – myślę, że moim dzieciom by się spodobała. Lubimy takie klimaty. I nawet nie przeszkadza mi, że to takie trochę „niemuzealne” ale rozumiem, że ktoś może mieć inaczej.
Panie rzeczywiście trochę nadgorliwe – szkoda bo to też w jakiś sposób kształtuje dzieci i takie negatywne doświadczenie może zniechęcać do kolejnych wizyt w muzeum.
Podziwiam Was za te wyprawy do muzeów. Wasz Tygrys dużo na tym skorzysta.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Niestety nie byłam w tym miejscu, ale widzę, że przypadłoby nam do gustu.
OdpowiedzUsuń