poniedziałek, 24 stycznia 2022

To tu, to tam

Dni umykają. Plan zapisania wrażeń z wyjazdu do stolicy podczas zwolnienia nie wypalił. Dołączył do mnie Tygrys, a chorowanie z chorym dzieckiem nie sprzyja wypoczynkowi, o innych rzeczach nie wspomnę. Czas nadrobić zaległości, kiedy zdrowie już dopisuje. 

Wyjazdy zimową porą, tuż przed feriami, albo w ich trakcie, stały się naszą rodzinną tradycją. Zaczęło się od chęci zobaczenia Królewskiego Ogrodu Światła przed trzema laty i spotkania z pewną sympatyczną blogową Rodzinką. Do tego obowiązkowo inne punkty programu związane z aktualną pasją Tygrysa. W 2019 roku były to dinozaury, a więc Muzeum Ewolucji. Rok później zachwyceni iluminacjami w Wilanowie, odwiedziliśmy ogród po raz drugi. Pamiętam, że był to 30 stycznia i zaczęły docierać do nas pierwsze sygnały o jakimś groźnym, bliżej nie zidentyfikowanym wirusie. Przez chwilę mieliśmy wątpliwości, co do wyjazdu. Ostatecznie wyruszyliśmy w drogę i oprócz "światełek" zwiedziliśmy zaskakującą ekspozycję w Muzeum Warszawskiej Pragi (więcej TU)  i Muzeum Wojska. W 2021 roku z wiadomej racji odpuściliśmy sobie zwiedzanie. A w tym roku postanowiliśmy wyruszyć do stolicy na przekór wirusowi. Nauczyliśmy się już nim żyć i każdy potrzebuje już chyba normalności. Tym razem umęczeni całodziennym zwiedzaniem nie dotarliśmy do Wilanowa, ale za nami sporo różnych atrakcji, w tym inna królewska rezydencja. A do tego kolejne spotkanie ze wspomnianą Rodzinką. Chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że od poprzedniego minęły już trzy lata. Ale zdjęcia, oczywiście z naszymi pociechami w roli głównej, to potwierdziły. Tyle się przez ten czas wydarzyło. Dzieciaki urosły, ba... poszły już do szkoły. Fajnie było powspominać i podzielić się ty, co aktualnie się w naszym życiu dzieje. Bardzo cenię sobie znajomości, w których przerwa i niezbyt duży (nazwijmy to) staż, nie wpływają na relację. Bardzo Wam dziękujemy za to spotkanie i ciepłe (w przenośni i dosłownie, wiecie o co chodzi :) przyjęcie. Czekamy na rewizytę. 

Spotkanie to było sympatycznym zwieńczeniem pierwszego dnia w stolicy. Zanim dotarliśmy na obrzeża, zwiedziliśmy jedno z warszawskich muzeów. Zaczęliśmy od warszawskiego Muzeum Etnograficznego i Muzeum dla Dzieci. Wystawa "To tu, to tam" miała być numerem jeden wyjazdu. Sporo ostatnio czytaliśmy książek o podróżowaniu, odbywaliśmy podróże palcem po mapie, planowaliśmy mniejsze i większe wyjazdy... Wystawa wprost dla nas. Jeszcze ta grafika z Kazikiem. Stworzyłam w głowie swój obraz wystawy, który rozminął się z tym, co zastaliśmy w muzealnych salach. Chyba spodziewałam się bardziej odniesienia do historii, konkretnych podróżników w ciekawym wydaniu. Tymczasem narracja wystawy odnosi się do podróży, niekoniecznie (albo nie tylko) tych dosłownych i rzeczywistych. Co nie zmienia faktu, że na ekspozycji zastaliśmy sporo ciekawych rozwiązań, które wciągnęły Tygrysa. Numer jeden to oczywiście multimedialny basen, po którym można było hasać nawet bez umiejętności pływania. Na dłużej zatrzymał się Chłopak przy stanowisku, na którym miał za zadanie uzupełnić swój ekwipunek na biwak. Chwila przy tworzeniu przysłów związanych (a jakże) z podróżowaniem. Atrakcją (jak zawsze) była obsługa kasownika do biletów (aż szkoda, że nie pokazano sprzętu, który pamiętamy z dzieciństwa, przypominającego raczej dziurkacz, to byłyby dopiero hit). A wcześniej przejście przez bramkę na lotnisku. Po drodze wyprawa przez egzotyczne zakątki, w świat wyobraźni i nutka niepewności przy zaglądaniu do tajemniczej szafy. Na każdej sali stanowisko z pieczątkami. Wszystko w pięknym, estetycznym wydaniu, choć jak zwykle przy takich wystawach angażujących najmłodszych, kilka stanowisk już straciło swój blask z chwili otwarcia. 













W sumie dobrze spędziliśmy czas, ale... Musiało się pojawić, bo niestety zawsze mam mieszane uczucia przy okazji tego typu wystaw. Tygrys dobrze się bawił, biegał za pieczątkami, ale równie fajnie spędziłby czas na sali zabaw. Co nie jest złe, ale od muzeum zawsze oczekuję trochę więcej. Dla mnie muzeum to przede wszystkim zabytek. Co prawda muzeum etnograficzne jako takie nie musi się ograniczać do wytworów materialnych i twórcy ekspozycji potraktowali temat podróży naprawdę szeroko, ale na wystawie zabrakło mi przestrzeni do rozmowy z dzieckiem. I wcale się nie dziwię, że bardziej Chłopaka wciągnęły kolejne atrakcje niż potrzeba zatrzymania się i zgłębienia tematu. Podsumowując... Cieszymy się, że odbyliśmy tę podróż, ale ciągle czekamy na przystanek pod nazwą "wystawa dla dzieci", przy której żadne ale się nie pojawi. 

Korzystając z wizyty w Muzeum Etnograficznym postanowiliśmy odwiedzić inne wystawy (te dorosłe :), a przynajmniej ich część. Muzeum jest jednak spore i samo przejście wielu sal, korytarzy i schodów, to pewien wysiłek, a do tego jeszcze tyle dobra po drodze. Mamy swoje ulubione miejsca na stałej ekspozycji, do których chcieliśmy wrócić i pokazać Potomkowi, a do tego trafiliśmy na dwie ciekawe ekspozycje. Pierwsza to twórczość Nikifora, która nawet Tygrysa wciągnęła i prowadziliśmy sobie dyskusje oglądając kolejne prace. Tatę Tygrysa i mnie porwała kolejna czasówka "Fotogawęda". Góry i wszystko co z nimi związane. Do tego fotografia, która jest pasją Męża. Niestety przykra sytuacja (o której na końcu wpisu) i nikłe zainteresowania Tygrysa, pokierowały nas dalej. Po drodze na dłużej zatrzymaliśmy się przy zabytkach związanych z plastyką obrzędową. Nie sądziłam, że Tygrysa zainteresuje strój ludowy, ale już rekwizyty kolędnicze jak najbardziej. Do tego broń japońska i na koniec moja ulubiona wystawa "Biblia Pauperum". Jestem miłośniczką rzeźby ludowej, szczególnie sakralnej, Maż również, a okazało się, że i Tygrysa ta ekspozycja zainteresowała. 




W drodze do muzeum Tygrys zauważył Grób Nieznanego Żołnierza, więc nie było opcji, żeby nie podejść na Plac Piłsudskiego. Ze względu na aurę nie doczekaliśmy zmiany warty. Poza tym jest coś, co pasjonuje Tygrysa... wszelkie odniesienia do starożytności, a w Ogrodzie Saskim takich nie zabrakło.

Kolejne atrakcje zachowam na następny wpis. A będzie wśród nich hit wyjazdu, głównie dla rodziców Tygrysa, choć mam podejrzenia, że Młody z przekory powściąga swój entuzjazm wobec wystawy, o której już wkrótce.

Jeszcze taka przykra refleksja na koniec... Podczas zwiedzania Muzeum Etnograficznego byłam świadkiem bardzo nieprzyjemnej sceny, kiedy to opiekun ekspozycji dość niegrzecznie i głośno potraktował zwiedzających, którzy po dwóch salach chcieli zawrócić ze względu na dzieci. Ludzie byli naprawdę grzeczni, poprosili o wskazanie drogi, nie robili zamieszania. Spotkało się to wręcz z agresją obsługi. Mnie dosłownie wbiło w podłogę. Mało tego na drugi dzień zostałam w ten sam sposób potraktowana przez panią z Zamku Królewskiego. Postawiłam dosłownie krok nie na tej co trzeba trasie zwiedzania, a spotkałam się z taką reprymendą, jakbym co najmniej zniszczyła jakiś wartościowy zabytek. Nie wiem czy to pandemia powoduje takie zachowania, czy to specyfika Warszawy (nie obrażając tych fajnych mieszkańców stolicy). W Krakowie spędziliśmy ponad tydzień i takie sytuacje nie miały miejsca. Pełna kultura, dyskrecja, życzliwość. Wyobrażam sobie, że ciężko jest stać parę godzin na sali, w której ruch zwiedzających nie ustaje, ale kultura chyba obowiązuje, zwłaszcza w muzeum. Może to nie miejsce na takie dywagacje, ale musiałam dać upust emocjom. 

7 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że mimo tego ALE dobrze spędziliście czas:)
    A pracownicy muzeum jak widać zbyt nadgorliwi... "Nie miło" jak to mówi mój synek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Każde doświadczenie jest ważne i kształtuje gusta. Wystawa zbiera w sieci dobre recenzje i innym może pasować . Nam trudno dogodzić
      akurat pod tym względem.
      Co do pan. Faktycznie nie miło.

      Usuń
  2. Tak...trzeba nauczyć się żyć w covidowych realiach. Wiem o czym piszesz, gdyż sami z wielu rzeczy zrezygnowaliśmy, ze względu na wszelkie nakazy i zakazy. Czas ucieka i niestety dzieci wiele tracą. Dobrze ,że wyjazd się udał... pomijając obsługę muzeum ;) Podobnie jestem wyczulona na takie zachowanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no znajome tereny, swietnie spedzony rodzinny czas :) ciesze sie !

    OdpowiedzUsuń
  4. Macie rację – trzeba jakoś żyć mimo tego całego szaleństwa. Dzieci bardzo dużo tracą w tej pandemii – zdalna szkoła, kwarantanny, mniej wyjazdów, spotkań. My też staramy się korzystać z życia tyle ile się da, w granicach rozsądku.
    Wystawa wygląda fajnie – myślę, że moim dzieciom by się spodobała. Lubimy takie klimaty. I nawet nie przeszkadza mi, że to takie trochę „niemuzealne” ale rozumiem, że ktoś może mieć inaczej.
    Panie rzeczywiście trochę nadgorliwe – szkoda bo to też w jakiś sposób kształtuje dzieci i takie negatywne doświadczenie może zniechęcać do kolejnych wizyt w muzeum.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Was za te wyprawy do muzeów. Wasz Tygrys dużo na tym skorzysta.

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie byłam w tym miejscu, ale widzę, że przypadłoby nam do gustu.

    OdpowiedzUsuń