czwartek, 6 stycznia 2022

Styczniowe opowieści #1

Pierwsze dni Nowego Roku za nami. W Sylwestrową noc na niebie zabłysło sporo świateł. Pojawiły się i szybko zgasły. Na szczęście jest Światło, które nie gaśnie i chcemy w tym roku za Nim podążać, każdego dnia. Bardzo żałuję, że w naszej okolicy nie ma już Mszy Świętej o północy. Dla mnie to zawsze było niesamowite doświadczenie, takie symboliczne wejście w rok z Panem. 

Nie wyobrażam sobie, żeby nie zacząć Nowego Roku Eucharystią i tak też wkroczyliśmy w 2022 rok. Po Mszy obowiązkowa wizyta przy szopce. Nie ma to jak cukierki i grający aniołek. Ze swojego dzieciństwa pamiętam figurkę anioła ruszającego głową po wrzuceniu monet. W naszej parafii jest nowoczesna wersja - wygrywająca kolędy i chętnych do tej "grającej szafy" zwykle nie brakuje. A obok jeszcze osiołek z cukierkami. 

Poświąteczne dni upłynęły nam na grze w piłkę (obowiązkowy punkt dnia), grze w planszówka że "Świerszczyka", oglądaniu filmów ("Kroniki świąteczne 2", "Dawid i elfy", "Rodzina Clausów") i wspólnym kolędowaniu. Piękne, wzruszające chwile za nami. Brakowało mi takich momentów w Adwencie. Na szczęście dana nam jest oktawa, a my wydłużamy świąteczny czas do 2 lutego. Tegoroczne drzewko jest silne i myślę, że spokojnie zostanie z nami do tego czasu. A w tle kolędy. Nie tylko te ulubione z odtwarzacza (TGD, Pospieszalscy, Mocni w Duchu), ale również w naszym wykonaniu. Chyba po raz pierwszy tak wspólnie śpiewamy, a Tata Tygrysa przygrywa nam na gitarze. Dzielnie ćwiczył przez ostatnie miesiące. Sam się nauczył, żebyśmy mogli wspólnie muzykować. A Tygrys, który nie przepada za śpiewaniem, wyśpiewywał wszystkie zwrotki, a w niektórych kolędach jest ich naprawdę sporo. Towarzyszyła nam piękna książka "O kolędach gawęda", którą polecamy i pachnąca świeca od Projekt Mydło (to takie polecenie naszych lokalnych twórców). 



Od poniedziałku rozpoczęliśmy zdalną. Poprzednio Tygrysowi towarzyszył Tata. Tym razem ja. Na szczęście Chłopak wszystko sam ogarnia, a nasza Pani naprawdę fajnie prowadziła tą formę nauki. Ale chyba wszyscy cieszymy się z powrotu do szkoły. Dla Chłopaka zdalna była bardzo męcząca, a ja lekko podłamałam się słuchając rówieśników Tygrysa, o czym rozmawiają, czym żyją, co jest dla nich ważne. Zresztą podpatrywanie innych nauczycieli też było ciekawym doświadczeniem. I znowu odezwał się we mnie żal za domową nauką. Mam poczucie, że dzieci w szkole tracą mnóstwo czasu na powtarzanie ciągle tych samych rzeczy (choć nie tylko to mnie boli). Tyle ciekawych książek byśmy w tym czasie przeczytali. Ale nie mogę pozwolić by ten żal we mnie zakiełkował, bo  nie mamy możliwości zmian.  Pozostaje nam jak najlepiej wykorzystywać wspólny czas poza szkołą. 

W te dni ogarnęliśmy tematy zdrowotne. Zapomniałam napisać, że pod koniec grudnia zadbałam o siebie. Wreszcie trafiłam na lekarzy, którzy nie straszyli mnie wiadomą chorobą przy następnej wizycie. Za mną mammografia, niezbyt przyjemne to badanie,  a przede mną USG, które mam nadzieję przyniesie dobre wiadomości, ale to dopiero w marcu. I tak nieźle. Tata Tygrysa z notatką "pilne" czeka blisko 1,5 miesiąca na wizytę u ortopedy. Z kolei Synek dzielnie zniósł pobieranie krwi. Sporo nerwów Go to kosztowało, ale ani łezki nie uronił. Musimy Chłopaka trochę przebadać, bo co chwilę pojawiają się dolegliwości, które nas niepokoją. 

Kolejne nowe doświadczenie za Tygrysem. W Święto Trzech Króli wybraliśmy się do pobliskiej stadniny, gdzie miał okazję pojeździć na koniku. Chyba trafiliśmy, bo kontakt z kucem sprawił Chłopakowi przyjemność. O ile boi się niemal wszystkich zwierzaków, bez oporów wszedł w kontakt z konikiem. Poza tym to forma terapii dla Chłopaka. Bardzo potrzebujemy wsparcia. Nawet minione dni mimo pięknych chwil, przyniosły nam sporo tych mniej miłych. Ale miało być o dostrzeganiu dobra, więc wierzę, że w końcu uda nam się znaleźć źródło problemów i pomóc Synkowi i nam.




A jutro ruszamy na naszą coroczną wizytę do stolicy. Planów mamy sporo, w tym spotkanie z blogową Rodzinką. Oby wszystko się udało.


4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że wizyta w stolicy się udała .
    Dla nas nauka zdalna to zło i moim osobistym zdaniem zbrodnia na dzieciach. Nie chodzi mi nawet o aspekt stricte edukacyjny bo z tym akurat nasza szkoła całkiem dobrze sobie radzi ale o aspekt społeczno-towarzyski. Szkoła dla mojego dziecka to przede wszystkim miejsce spotkań z kolegami i szalonych zabaw na świetlicy a jak jest ich pozbawiony to cierpi bardzo (i przy okazji my też). Wzrost poziomu marudzenia, złości i wszystkich negatywnych zachowań jest u nas wprost proporcjonalny do długości trwania zdalnej nauki. Ciągniemy ten wózek trzeci rok z rzędu i coraz wyraźniej widzę tę korelację. Mam nadzieję, że ostatnie dwa tygodnie to były jedyne okresy przymusowej nauki zdalnej w tym roku a kwarantanny będą nas omijać szerokim łukiem. Czego i Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizyta udana, choć właśnie odchorowuję. Zmarzłam trochę.
      Za nami dopiero te kilka dni zdalnej (i oby na tym zostało). Co prawda nasze Dziecko za kolegami nie tęskniło. Raczej cieszyło się z czasu z nami, ale bardzo Go to męczyło fizycznie. Tyle czasu przed ekranem i to w ciągłym skupieniu. To nie jest normalne. Niestety obawiam się, że ferie przejdą w naukę zdalną.

      Usuń
  2. Super, że wybraliście się na konie. Z mojego małego doświadczenia wiem, że pewnej bardzo krnąbrnej i upartej osóbce takie jazdy konne przyniosły wiele dobrego. Jeździ już od kilku lat i zamieniło się to w pasję. Tego też Wam życzę. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mamy przerwę z racji na wiadomo co. A Tygrys się upomina i nie może się doczekać. Coś mają w sobie te zwierzęta. O basen Chłopak się tak nie dopominał. Mam nadzieję, że koniki pomogą w opanowaniu trudnych emocji.

      Usuń