wtorek, 4 maja 2021

Kwietniowe opowieści #3

Bardzo przyjemnie zaczęła nam się końcówka kwietnia. Niespieszne niedzielne (18 IV) śniadanie, Eucharystia z Mocnymi w Duchu, pizza na tarasie i towarzyszące niemal przez cały dzień słoneczko. 
W związku z tym, że miał to być jedyny dzień z dobrą pogodą, mimo niedzieli postanowiliśmy rozpakować meble ogrodowe, które dotarły w minionym tygodniu. Najbardziej narobił się Tata Tygrysa, ale Synek dzielnie pomagał, a ja testowałam :) Niby tylko trochę plastiku, ale jak przyjemnie  czyta się książkę na takiej sofie. Wcześniej mieliśmy krzesła z odzysku i stół kateringowy, który nas ratuje, jak mamy więcej gości. Nie wyglądało to estetycznie, ale trzeba było poczekać na lepszy czas (czyt. finanse :). I wreszcie nadszedł. Mała rzecz, a cieszy. Tym bardziej, że kolejne dni przyniosły, mimo złych zapowiedzi, sporo słońca i mogliśmy dłużej cieszyć się nowym zakupem. Co więcej, w poniedziałek przyjechało drewno na konstrukcję tarasu. Trochę pracy przed Chłopakami, ale lato będzie już pod daszkiem, może nawet imieniny Tygrysa. Ależ jestem podekscytowana. Naprawdę nie spodziewałam się, że w tym roku taras nabierze nowego wyrazu. Taka spontaniczna decyzja, poparta chęcią zaangażowania przez Dziadka i Tatę Tygrysa i dzieje się. Już nie mogę się doczekać, kiedy pochwalę się zdjęciami gotowego tarasu. Potrzebujemy tej intymności. Nie tylko my dorośli. Widzę, jak Młody się krępuje, kiedy czytamy na zewnątrz czy się bawimy. Na nic zdają się tłumaczenia, że na swoim podwórku możemy robić to, co chcemy, oczywiście jeżeli nie utrudniamy tym życia innym. Niestety dla Tygrysa wszelkie wyjście poza schemat jest trudne do pokonania. A okazuje się, że wspólne spędzanie czasu przez rodzinę chociażby na czytaniu czy zabawie, nie jest czymś normalnym. U nas dzieciaki chodzą samopas i uwierzcie, dziwne rzeczy przychodzą im do głowy. Choć może to tylko moje odczucia, a pewne zachowania są normalne. Czasem się w tym gubię. Ale tak czy inaczej pokładanie się po samochodzie, chodzenie po dachu auta, skakanie z niego/na niego dla mnie  nie jest jednak czymś normalnym. Tak, jak dla kogoś spędzanie czasu z dzieckiem na czytaniu. Każdy ma swoją "normalność", swoje granice. Nie mnie oceniać, ale nie zmienia to faktu, że ludzie mnie nieustannie zadziwiają. 

Poniedziałek przyniósł powrót do normalności dla Tygrysa. Co prawda nie obyło się bez smuteczków, ale powrót do przedszkola nie okazał się aż tak trudny. Na szczęście rano miała dyżur Pani, u której leżakowanie trwa krócej. Do tego zabawa na przedszkolnym placu (poza bramę dzieci nie mogą wychodzić, bo tam już inne, być może zadżumione powietrze) i wcześniejsze pojawienie się mamy. Pełnia szczęścia. Zrobiliśmy sobie z Tygrysem shopping. Rzadko to nam się zdarza, bo zwykle po pracy ruszamy prosto na naszą wieś. I fajne to było uczucie pospacerować tak sobie ulicami miasteczka. Niespiesznie, za rękę z Przedszkolakiem. 

Z kolei wtorek oznaczał dla nas powrót do pracy stacjonarnej. I naprawdę jesteśmy z tego zadowoleni. To taka normalność, choć pewnie nie prędko się otworzymy na świat, ale szykujemy się. Wkurzające są te decyzje z tygodnia na tydzień. Fajnie by było jednak wiedzieć, że pewne instytucje pozostają zamknięte np. do końca maja. Inaczej wtedy człowiek wszystko planuje. Ale cóż my tu na końcu ogona możemy. Robić swoje i żyć dobrze. Stąd po pracy pojechaliśmy rozejrzeć się za rowerkiem dla Przedszkolaka. Uczył się i dotąd korzystał ze sprzętu po kuzynach, który lata świetności ma już za dawno sobą. Wrócił z nowym sprzętem, który testuje. Jeszcze tylko zrobimy porządek z moim jednośladem i będziemy czekać na lepszą pogodę. Kolejne dni to już zasuw w pracy. Nawet nadgodziny za nami. Pewnie nie ostatnie, bo trzeba uporządkować różne sprawy po covidowych perturbacjach. Ale zdecydowanie wolę działanie (nawet okupione zmęczeniem) niż stanie w miejscu. Doczekaliśmy się tez dobrej wiadomości... wkrótce otwieramy się na świat.


A że nie samą pracą człowiek żyje... Tata Tygrysa w weekend dzielnie rozplantował kolejną wywrotkę ziemi wokół domu i posiał trawę. Dziadek przywiózł piękne balustrady na górne okna. Dało się bez nich żyć, ale zawsze to bezpieczniej i estetyczniej, zwłaszcza, że pod oknami będzie taras, więc kolejność akuratna. Jeszcze trzeba je tylko poszlifować, pomalować i będzie montaż. Jupi :) A ja ogarniałam chałupkę i działałam z tortem na imieninowy obiad Taty Tygrysa. Z tego samego przepisu, co na urodziny, ale zasmakował nam. Polecam Małą Cukierenkę. Wieczorem dla relaksu uruchomiliśmy nasze domowe kino i na ekran wjechały "Dzieci z Bullerbyn". 



Niedzielne przedpołudnie nie sprzyjało spacerom, ale jak goście nam się rozjechali, okazało się, że jest całkiem przyjemnie, więc przespacerowaliśmy się po wsi - my, a Tygrys oczywiście poruszał się swoim nowym pojazdem. Odwiedziliśmy nasz wiejski plac zabaw i okazało się, że jest nowa atrakcja, którą Przedszkolak musiał przetestować. 



Ostatni tydzień kwietnia i w pracy i w domu okazał się pracowity. Wieczorem byliśmy padnięci, choć każda rzecz cieszy. W pracy wiele spraw poszło do przodu, choć decyzje rządzących nie ułatwiają życia. Najbardziej cieszą nas zmiany w budynku (niemal jak te w domu, ale trudno się dziwić patrząc na liczbę spędzanych tam godzin), których przy starym kierownictwie nie mogliśmy przeforsować. A te wokół domu to już w ogóle. Samochód wyprowadził się spod wiaty, bo tam powstał warsztat. Przycinanie, szlifowanie. Dzieje się. Dom do lata nabierze nowego wyrazu. I myślę, że i nam komfort życia się poprawi.





Koniec kwietnia przyniósł ważną dla nas rzecz. Szczepienie. Nastawialiśmy się na jesień, a tu zaskoczenie. Do chrztu nowego członka rodziny będziemy mieli odporność. I najbardziej cieszę się na myśl o spotkaniach z przyjaciółmi. Ależ się stęskniłam. A wracając do szczepień... Sporo nerwów mnie to kosztowało. Napięcie zeszło, jak się okazało, że jest termin, a przede wszystkim wybór szczepienia. Chociaż sama akcja to już brak słów. Zero organizacji, człowiek na człowieku, duchota. Ale już po wszystkim. A korzystając z okazji wyjazdu do stolicy województwa, zakupiliśmy trochę roślin do ogrodu. Rok nam zeszło. Tata Tygrysa wyszedł z założenia, że jako kobieta powinnam ogród ogarnąć. A ja w tym kierunku ani zapędów, ani wyobraźni nie mam. Wreszcie trafiliśmy do szkółki i miły pan wybrał za nas. A że specjalnych życzeń nie mieliśmy poszło gładko i szybko. Chciałam dodać bezboleśnie, ale ja odczułam spory brak w portfelu. Mijamy się w tej kwestii z Mężem. On jest w stanie wydać na rośliny, tyle co ja na kwiaty. Mam tylko nadzieję, że roślinki odnajdą się na naszych rabatkach. W sumie cieszę się na to kwiecie. A że nasz dom nie jest pokazowy, to i na grządkach będzie pewnie kolorowy misz masz. W przypadku świątecznej choinki i rabatek takowy dopuszczam. Ku pamięci zapisuję nazwy kwiecia: hortensja magical fire, świerk blues planet do cienistej rabatki, a w słońce: niskie floksy, żółta jeżówka, lustra, kocimiętka i piwonia medyczna o pięknej barwie. Czekają też cebulki moich ukochanych mieczyków. I choć miłość do roślin dopiero się we mnie rozwija, to po pierwszym nasadzeniu czuję, że to nie ostatnie wydane w tym sezonie pieniążki :) Choć o dostawę książek też zadbałam zawczasu.

A co u Przedszkolaka? Tygrys nadal w temacie mitów, Biblii i wojen. Jak już zaśnie ja chwytam za szydełko. A skoro do jesieni jeszcze chwila dzielę czas między robótki, a lekturę. I na jedno i na drugie czasu za mało, ale spać też trzeba.


A tu tak ku pamięci pierwsze listki na jarzębinie. Stan na 21 i 26 kwietnia. Patrząc na to drugie zdjęcie aż trudno uwierzyć, że tego samego dnia za oknem była śnieżyca. Drzewka owocowe, bez i kalina mają pąki (chyba tylko wiśnia nie przetrwała zimy, szkoda). W zeszłym roku były już kwiaty, ale w tym wszystko opóźnione. 



Przed nami intensywny maj. W pracy i w domu. Ale praca nam nie straszna. Oby tylko pogoda się wreszcie unormowała, bo w tej chwili (2 maj) za oknem jest straszliwa wichura. I oczywiście prądu brak. Do napisania.

10 komentarzy:

  1. Ależ u Was się dzieje! I to na kilku frontach jednocześnie :)
    A Dzieci z Bullerbyn to to stare wydanie? Moi bardzo lubią ta stara wersje filmową :)
    Z książek u nas ostatnio rządzi Pipi :))

    Piękny płotek będzie na tarasie, fajnie, że powoli do przodu.
    Oby tylko wreszcie temperatura poszła w górę, bo motywację tracę ogrodową :D

    pozdrowienia serdeczne ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na nudę nie narzekamy, choć przydałoby się słoneczko. Zawsze to przynajmniej.
      Dzieci... starsza wersja. Pippi też oglądaliśmy. Lubimy i filmową i książkową.
      Ten płotek to balustrada. Zagości w następnym podsumowaniu bo zawisła 1 maja. Ale płotki też mi się marzą przy rabatkach. Ale wszystko w swoim czasie.
      Uściski

      Usuń
  2. Świetnie, że mieliście taki udany koniec kwietnia! I te szczepienia, uff!
    A torcik musimy koniecznie zrobić, narobiłaś mi smaka :D Dobrze że jeszcze urodziny dwójki czerwcowej przed nami hihi.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczepienia wlały w nas nadzieję na jako taką normalność. Poczekamy jeszcze do drugiej dawki i wreszcie spotkamy się z przyjaciółmi. Tak bardzo na to czekam.
      Torcik polecam. Dla mnie odkryciem była ta folia rantowa. Torcik wygląda pięknie i wszystko się trzyma. Polecam
      Usciski

      Usuń
  3. Super, że udało wam się tak szybko zaszczepić – mój termin zjadła propagandowa akcja majówkowa i z początku maja przesunęli mnie na … koniec czerwca.
    Rower super sprawa – życzę wam udanych wycieczek. U nas rower to zawsze była domena ojca i syna ale jak w tym roku, chyba przez ten COVID i z braku innych zajęć ja sama zainteresowałam się tematem i też objeżdżam z chłopakami bliższe i dalsze trasy – mamy z tego niezłą radochę.
    Ja się cieszę z powrotu dzieci do szkół ale na ewentualny powrót do biura wcale nie mam chęci (przynajmniej w pełnym wymiarze). Dla mnie to niestety powrót do porannej nerwówki – ogarnięcia dwójki dzieci, rozwiezienia do szkoły/żłobka i zdecydowanie późniejszy powrót do rodzinnego życia popołudniu. Dziękuję – postoję i jeszcze poczekam ;-) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze szczepieniem szybko poszło, a najbardziej cieszy mnie możliwość wyboru. Szkoda, że u Ciebie tak wyszło.
      Ja bardzo lubię rower. W czasach przed Tygrysem jeździliśmy sporo, zdarzało się kilkadziesiąt km dziennie. Póki, co na takie trasy musimy jeszcze poczekać, ale mam nadzieję, że uda się Chłopaka wyciągać na krótsze przejażdżki.
      Faktycznie zdalna sporo ułatwia. Szcególnie daje więcej wspólnego czasu. U nas przyszedł moment powrotu, bo zdalnie wielu zadań nie da się zrobić.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ależ u Was będzie wspaniale! I tyle miejsca na czytanie i zabawy Tygrysa na świeżym powietrzu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli ogarniamy podwórko. Jakby trawa chciała współpracować byłoby super, ale nie chce :)
      Uściski

      Usuń
  5. Łosz, ale się u Was dzieje. Jeśli chodzi o ogród, to na razie póki rodzice żyją, a szczególnie mama to ona dba o swoje kwiatki i rabatki. Nie wcinamy się w Jej koncepcje, tyle ma na emeryturze :D
    Na razie szczepionki przed nami, bo jestem teraz świeżo na tężec zaszczepiona 3 dawką i muszę mieć przerwę nim tą "odpornościową" przyjmę, chociaż dalej do niej podchodzimy z mężem z wielkim dystansem i nieufnością.
    No ale jeszcze cały maj przed nami więc na razie tematem się nie zajmujemy.

    Wszystkiego dobrego w maju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieje się, a doba za krótka :)
      Co do ogrodu, to podejrzewam że w okolicach emerytury to my dopiero ogarniemy co z czym i gdzie. Póki co działamy intuicyjnie i obawiam się, że częśc roślin tego nie przeżyje. Więc taka mama, która daba o rabatki to skarb.
      Ja też nie jestem tak w 100 % przekonana do szczepionki, ale potraktowałam ją jako mniejsze zło. Może kiedyś dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi.
      I dla Was dobrego maju

      Usuń