Muzeum Wsi Lubelskiej (relacja TUTAJ) było pierwszym punktem do zwiedzenia podczas naszej podróży do Lublina. Tygrys z niecierpliwością czekał jednak aż dotrzemy do centrum miasta. Oglądał wcześniej zdjęcia z naszego wyjazdu sprzed lat i koniecznie chciał odnaleźć lubelskiego koziołka. Po bezproblemowym zaparkowaniu udaliśmy się na poszukiwanie koziołka, który "zszedł" z herbu miasta.
Poszukiwania okazały się owocne, bo po krótkim spacerze dotarliśmy do wodopoju z figurką koziołka, który Synek pamiętał ze zdjęć. Zawiedziony był tylko, że nie leci woda, ale cóż... takie czasy. Do koziołka wracaliśmy jeszcze dwukrotnie i nasze dziecko było zachwycone. Niby nic takiego, a cieszy. Koziołka znaleźliśmy też na wieży Nowego Ratusza, na pokrywach studzienek kanalizacyjnych i w zdobieniach elewacji kamienic.
Dziecko szczęśliwe, choć nieco znudzone spacerem. Do chwili, kiedy na Starym Mieście nie zobaczył, wysoko nad głową, sztukmistrza, który spacerował razem z małpką pomiędzy kamienicami. Ów sztukmistrz to rzeźba przedstawiająca słynnego Sztukmistrza z Lublina Jaszę Mazura, bohatera książki Singera. Zachęcił nas do powrotu do Lublina już za kilkanaście dni na Carnaval Sztukmistrzów. Czekamy na program. Zaraz za rzeźbą instalacja z kwiatami, która również urzekła Tygrysa. Tulipany muszą pięknie wyglądać nocą, kiedy są podświetlone.
Spacerując uliczkami starego miasta dotarliśmy do miejsca, na które czekał Przedszkolak. Zamek. Żałuję, że wnętrze ze względu na remont wyłączone było ze zwiedzania, ale za to będzie do czego wrócić. Na szczęście okazało się, że na Zamku znalazła się kolejna atrakcja dla naszego Synka. Tygrys bardzo lubi zwiedzać wszelkie wieże. Wchodzić chyba bardziej od podziwiania potem widoku. Także ruszyliśmy schodami (w maseczce nie było łatwo) jednej z najstarszych budowli na Lubelszczyźnie. Zdobyliśmy donżon, czyli wieżę mieszkalno-obronną, ostatni punkt obrony. Po pokonaniu spiralnych schodów weszliśmy na taras, z którego rozpościerał się widok na miasto, to stare i nowe. Z góry jeszcze bardziej widać, jak się przenikają. Na horyzoncie dostrzegliśmy logo sklepu, bez którego wycieczka nie może się obyć. Takie w żółto-niebieskich kolorach :) Już znalazłam kolejne miejsca z pięknym widokiem. Z Bramy Królewskiej, która jest częścią Muzeum Historii Miasta Lublina można podziwiać panoramę miasta. 207 schodów będzie do pokonania na Wieży Trynitarskiej, ale to już po pandemii. Zapisuję dla nas ku pamięci, a może jeszcze ktoś skorzysta.
Historyczne centrum Lublina nie jest zbyt rozległe, stąd kilkakrotnie przemieszczaliśmy się od Bramy Grodzkiej, przez Krakowską na Krakowskie Przedmieście. Podziwialiśmy kamienice, z których coraz więcej odzyskuje swój blask. Ale swój urok mają też zakamarki, bramy.
Tygrysa zafascynowały fundamenty nieistniejącego już kościoła św. Michała Archanioła o niezwykle ciekawej historii. Dziś pozostały po nim fundamenty. Jedynie odlew z brązu przypomina o tej pierwszej lubelskiej parafii. Tygrys nie mógł jednak ogarnąć o co chodzi z tymi murami, ale fundamenty świetnie nadawały się do spaceru na wysokościach.
Przyznam się, że Lublin nie zrobił na nas dobrego pierwszego wrażenia. Oczywiście widzieliśmy zmiany, jakie zaszły od naszej ostatniej wizyty, a przypomnę, że miała miejsce niemal 20 lat temu. Ale z każdym kolejnym krokiem, zaglądaniem do kolejnych zakamarków, chcieliśmy więcej i więcej. Mój błąd. Nie przygotowałam się zbyt dobrze do tego wyjazdu. A powinnam, bo byłoby nam łatwiej. Ale nie ma tego złego. Nie musimy przejeżdżać całej Polski, żeby dotrzeć do Lublina, więc z pewnością tu wrócimy. Może już niebawem na wspomniany Festiwal. Minus, podobnie jak w przypadku skansenu, brak oferty/atrakcji dla dzieci. Spacerowanie jest fajne, ale ileż może przedszkolak kursować po Starym Mieście. Nas zainteresuje więcej. Architektura, zdobnictwo budynków, informacje o ich lokatorach. Dla prawie sześciolatka to jeszcze nie ten etap. Oczekiwalibyśmy czegoś więcej. Wystawy, której głównymi adresatami byłyby dzieci. Innej atrakcji, zwłaszcza, że miasto ma potencjał. Na przyszłość sami lepiej się przygotujemy. Pozostał niedosyt, więc kolejna wizyta przed nami.
Na koniec obrazek Tygrysa ze wspomnieniem z naszych krótkich wakacji...
Nie bylam nigdy w Lublinie. Teraz na wakacjach niby od Zamościa to tylko rzut beretem ale brakło nam czasu.
OdpowiedzUsuńMoże uda nam się następnym razem. Nas kusi Zamość.
UsuńNigdy nie byłam w tym mieście :)
OdpowiedzUsuńWarto odwiedzić nie tylko sam Lublin, ale i okolice, które i my zostawiliśmy sobie na kolejne wakacje.
Usuńkolejne miejsce do odhaczenia na mapie.
OdpowiedzUsuńTygrys pięknie rysuje!!!
Polecam. W imieniu Tygrysa dziękuję. Rozwinął się rok temu, ale nie jest to ulubiona aktywność.
UsuńNie byłam w Lublinie, ale o koziołkach słyszałam, a jakże😄
OdpowiedzUsuńSuper rysunek Tygryska😍
Pozdrawiam Was najserdeczniej🧡😀
Ja musiałam doczytać skąd ten koziołek w Lublinie, bo mały turysta był mocno zainteresowany.
UsuńRysunek z przedszkola. W domu niezbyt chętnie Tygrys sięga za kredki.
Super wycieczka. Ja uwielbiam poznawać nowe miasta ale tam jeszcze nie dotarliśmy. Trzeba będzie kiedyś to nadrobić.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Wrócimy jeszcze za czas jakiś. Zachęcam.
Usuń