Czwartek... Niespieszny dzień, choć za nami spory odcinek przedeptanych kilometrów. Trochę ich było i to nie tylko po odwiedzonych miejscach i w poszukiwaniu biletów (następnym razem na start kupujemy bilet tygodniowy). Można powiedzieć, że odbyliśmy dziś podróż dookoła świata. Taką w pigułce.
Miejsce, które odwiedziliśmy mignęło mi za szybą autobusu w drodze (chyba) na Kopiec Kościuszki. Zrobiłam rekonesans w sieci i okazało się, że może to być ciekawa miejscówka dla Tygrysa. Okazała się taka również dla nas, dorosłych. Za sprawą Parku Edukacji Globalnej Wioski Świata odwiedziliśmy dziś wszystkie kontynenty. Spacerowaliśmy po wielkoformatowej mapie, podążaliśmy ścieżkami, mostkami i zaglądaliśmy do domostw zamieszkiwanych przez ludzi w najdalszych zakątkach świata. Przy każdym kontynencie zbudowano charakterystyczne domostwo. I tak w kilka godzin odwiedziliśmy afrykańską wioskę w Ghanie, papuaski dom na palach w Australii, mongolską jurtę w Azji, arktyczne igloo, indiańskie tipi w Ameryce Północnej i wreszcie peruwiańską chatę w Ameryce Południowej. Ta ostatnia robiła wrażenie charakterystycznym skalistym krajobrazem wokół. Wszystkie zabudowania poza igloo (co naturalne, choć i tu zadbano o odpowiednią temperaturę :) są oryginale. Przed domostwami spotkaliśmy figury zwierząt charakterystycznych dla danego kraju. W Afryce słoń. Przed mongolską jurtą - wielbłąd. Obok igloo niedźwiedź polarny. Na amerykańskiej prerii bizony, a w Peru lama. ta ostatnia przysporzyła nam radości. Zgodnie z poleceniem na karteczce nacisnęliśmy przycisk i... Zerknijcie na zdjęcie.
Wewnątrz wyposażenie z dalekich krajów. Przedmioty codziennego użytku, meble, ubrania, biżuteria, instrumenty, przedmioty kultu... Wytwory rąk ludzkich zachwycają. Pomysłowością, kolorem, precyzją. Ale zostawiają nas i nasze dzieci z refleksją o niełatwym życiu ludzi w różnych zakątkach świata. O ubóstwie, głodzie, braku dostępu do edukacji. Park jest formą pomocy, bo dochód z biletów przeznaczony jest na Salezjański Wolontariat Misyjny. Wioski Świata to nie tylko dobra zabawa, połączona z nauką i zadumą, ale również pomoc potrzebującym. Inną formą wsparcia jest "Sklep z misją", w którym można zakupić pamiątki z dalekich krajów. Tygrys wybrał gwizdek i lamę z Peru. Niestety ta ostatnia nam się zagubiła jeszcze tego samego dnia, a była tak piękna, ze smutek pozostał. Ale nie ma tego złego, będzie okazja wrócić do tego niesamowitego miejsca. Ja bardzo lubie muzea misyjne. Mają swój charakter, ale w takim wydaniu misji jeszcze nie widziałam.
Na koniec urządziliśmy sobie spacer po wielkoformatowej mapie świata. Tygrys miał radochę z odwiedzania poszczególnych kontynentów. Wybieraliśmy kraj, który chcemy odwiedzić i na piechotę albo wpław szybciutko przemieszczaliśmy się. Nasze dziecko rozmarzyło się - szkoda, że podróże w rzeczywistości nie są tak szybkie. Szkoda. Ile niepotrzebnych pytań mogliby uniknąć rodzice :)
W trochę dłuższym czasie z Wiosek Świata przemieściliśmy się do ZOO. Wyszła nam dzisiaj całodzienna edukacja globalna, bo w ogrodzie spotkaliśmy się ze zwierzętami z różnych zakątków świata. Tygrys bardzo lubi ogrody zoologiczne. Na każdym wyjeździe dopytuje o zoo. Nawet spacer, bo niewielkim białostockim ogrodzie jest dla niego przyjemnością. A co dopiero większy z większą liczbą zwierząt. Radość ogromna. Krakowskie ZOO ma swój urok. Jest takie akurat, żeby się nie zmęczyć. Do tego zadbane. Tylko Tygrys zawiedziony był mini zoo. Miał w pamięci Gdańsk, gdzie sporo zwierzątek spacerowało wokół dzieci. Tu większość była w zagrodach, a dosłownie kilka biegało wśród maluchów. Ale udało Mu się pogłaskać kozę, osiołka, konika i lamę. A to dla naszego Dziecka nielada wyczyn.
Na późne popołudnie planowaliśmy jeszcze dłuższy spacer. Jednak każdy ma swoją wytrzymałość. Tygrysa dopadło zmęczenie i po przechadzce po parku przy Wiśle wróciliśmy do hotelu. A tam atrakcja, której w domu Chłopak nie uświadczy - telewizor.
To juz kolejne podsumowanie, a wcześniej nie zapytałam Was czy znacie/lubicie odwiedzone przez nas miejsca?
Kolejny fajny dzień. Część wiadomo znamy i byliśmy – Wawel, Kościół Mariacki, Muzeum Czartoryskich, Wieliczka, Kopiec, Pieniny, Kazimierz. Nie wszystkie lubię – może się narażę niektórym ale np. za Wawelem nie przepadam. Z racji pracy mojej mamy w dzieciństwie bywało, że byłam na Wawelu min. 1xmiesiąc i po pewnym czasie miałam już po przysłowiową kokardę Jagiellonów, Wawelu, arrasów itp. Uraz został mi do dziś i jak 2 lata temu byliśmy w Krakowie to na Wawel z młodym poszedł tata. Ja miałam cudowną wymówkę, że córka to chyba za mała jeszcze.
OdpowiedzUsuńPieniny bardzo lubię – kiedyś często jeździłam z rodzicami do Szczawnicy więc mam sentyment. W tym roku zrobiliśmy sentymentalną wycieczkę z dziećmi i wróciliśmy zadowoleni.
Krakowski Kazimierz też nam się podobał – my akurat lubimy połazić bez celu, przysiąść w jakiejś kawiarni więc dla nas to fajne miejsce.
Kościół Mariacki, Wieliczka, Kopiec to takie klasyki. Nie wypada nie być chociaż raz. Chociaż jak jestem w Krakowie to do Mariackiego zawsze zaglądam. Następnym razem wdrapiemy się na wieżę bo ostatnio ekipa była jeszcze za mała.
Do Muzeum Czartoryskich muszę wrócić – byłam dawno, ostatnio chyba w liceum więc już pora najwyższa. Tylko raczej bez młodej bo to ewidentnie nie jej klimaty, chyba że się jakoś dziewczyna ucywilizuje.
Ciekawi mnie podziemny Kraków akurat jak byliśmy to nie udało nam się dostać biletów więc nie poszliśmy. Znajomi, którzy zostali dzień dłużej byli z dwójką dzieci (jeden był wtedy kompletnym maluchem ale drugi 4-latkiem) i mówili, że bardzo im się podobało, starszemu dziecku też. Ty masz inne odczucia. Mam nadzieję, że kiedyś sami sprawdzimy.
Miejsc opisywanych w tym odcinku nie znam. ZOO – wiadomo – klasyk dla dzieci – nie znam takiego, które nie lubi. Ta wioska bardzo fajna – myślę, że moim by się spodobało. Byliście w Ogrodzie Doświadczeń im. Lema? To punkt, który przy naszej ostatniej bytności w Krakowie odpuściliśmy ale przy następnej okazji chyba się wybierzemy.
Pozdrowionka. Jak początki szkoły? Mój poleciał dzisiaj jak na skrzydłach… Córka w przedszkolu trochę markotna ale wraca zadowolona choć trochę rozdrażniona. A.