Dziś dalsza część wycieczki wieńczącej wakacje. We wpisie o Drohiczynie (ZAPRASZAM) wspominałam o moim małym marzeniu. Zawsze chciałam zobaczyć drohiczyńską katedrę z drugiej strony Bugu. To pragnienie jest we mnie od kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu już lat. Wszystko za sprawą wielkiej sympatii do Drohiczyna i obrazu, który wisiał w domu moich dziadków. Panorama miasteczka w zimowej szacie z rzeką na pierwszym planie. Długo czekałam na realizację tego marzenia, a okazała się bardzo prosta.
Wystarczyło przepłynąć Bug. Oczywiście nie wpław tylko promem i zobaczyłam ten mój upragniony widok. Już mamy plan powrotu w to samo miejsce jesienią, kiedy pojawi się więcej kolorów.
Mało tego okazało się, że po przedostaniu się na drugą stronę rzeki można wyruszyć dalej, by odkrywać kolejne piękne miejsca. Niesamowite, jak bardzo zakorzeniło się we mnie w dzieciństwie przekonanie, że ta zielona kępa, którą widziałam od strony miasteczka to wyspa i żadne drogi z niej nie prowadzą. Wyspa na rzece... ciekawe. Ale tak właśnie myślałam do ostatniego dnia wakacji, przeżywszy 40 lat. Tymczasem po uwiecznieniu mego marzenia na zdjęciu ruszyliśmy dalej moją wymyśloną wyspą podziwiając malownicze krajobrazy. Dotarliśmy do Pałacu w Korczewie, o istnieniu którego wiedziałam, ale nie spodziewałam się, że mamy tak blisko, 70 km od domu.
Wokół budynku trwały prace remontowe, które utrudniały dotarcie do środka. Poza tym przy kasie biletowej dość długo musieliśmy czekać, ale zniecierpliwienie wynagrodziło nam zwiedzanie i historia tego miejsca. W swoim życiu widzieliśmy już sporo historycznych rezydencji, z których każda zachwyca swoim przepychem, zdobieniami, bogactwem wnętrz. Tu aż takiego bogactwa nie zobaczycie, co nie znaczy, że ściany i podłogi są puste, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Ale jest jedna istotna różnica. Wiele dworów czy pałaców są to obiekty państwowe czy samorządowe. Korczew jest natomiast w rękach prywatnych i to potomków pierwszego właściciela, który nabył te dobra w 1712 roku. Dla mnie to jest niesamowita historia. Jestem pełna podziwu dla obecnej Pani na Korczewie Beaty Ostrowskiej-Harris, która wspólnie z mężem i nieżyjącą już siostrą Renatą, przed 30 laty podjęli się trudu odbudowy spuścizny swoich przodków. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, w jakim stanie siostry zastały swój rodzinny dom w 1989 roku. Co nieco widziałam na zdjęciach. Ani tym bardziej, co czuły wracając do niego po pół wieku. Jestem za to pełna szacunku i podziwu dla tych kobiet, że chciały się podjąć odbudowy pałacu i jego otoczenia. Cegla po cegle, metr po metrze, rok po roku. I choć pałac nabrał blasku, ogród wygląda wspaniale, to podejrzewam, że jeszcze sporo jest do zrobienia. Do tego dochodzą koszty utrzymania. Obecna właścicielka musi być (i jest o czym czytałam) niezwykle przedsiębiorczą kobietą. Bo wpływy z biletów nie wystarczą na pokrycie kosztów utrzymania pałacu i jego otoczenia.
Właśnie... bilety. Bardzo się cieszę, że właściciele zdecydowali się udostępnić pałac osobom z zewnątrz. Najprościej by było otworzyć w nim luksusowy hotel ze spa. Jednak właściciele wybrali trudniejsze rozwiązanie, ale dzięki któremu kolejne pokolenia będą miały okazję poznać historię naszej Ojczyzny. Historie znanych rodów są wpisane w historię Polski i wśród przodków Pani Beaty znajdziemy wielu, którzy zapisali się w dziejach kraju. Tygrys zafascynowany był pałacem do tego stopnia, że chciałby w nim zamieszkać. Wyobrażacie sobie zabawę w chowanego w takim pałacu, albo podążanie po korytarzach na hulajnodze. Coś podejrzewam, że o podobnych sytuacjach myślał Tygrys przy okazji swojego pomysłu. Podążając kolejnymi korytarzami, zaglądając do kolejnych pomieszczeń wsłuchiwał się w nasze opowieści. Dość skromne. Trochę doczytaliśmy w internecie. Zabrakło nam więcej informacji o historii pałacu, a szczególnie o przeznaczeniu poszczególnych wnętrz w dawnych czasach. Synek dopytywał, a niestety takiej wiedzy nie mieliśmy. Sala balowa, jadalnia, klatka schodowa to pomieszczenia z oczywistym przeznaczeniem. A było ich więcej. Dekoracje wskazują na ich charakter, ale chcielibyśmy wiedzieć więcej. Może na dalszym etapie właściciele o to zadbają. Teraz mają ważniejsze cele. Później będzie można się skupić na wystawach.
Nasza trójka już tak ma, że chce wiedzieć więcej i więcej, zwłaszcza, że to mogłyby być informacje z pierwszej ręki. Wspomnienia Pani Beaty i jej bliskich. Ciekawa jestem czy zachowały się oryginalne fotografie, dokumenty... Pewnie sporo pochłonęła wojna i powojenne niełatwe dla pałacu lata. Aż serce pękało, jak w jednej gablocie zobaczyliśmy ułamek tego, co pozostało z dawnego wyposażenia pałacu, przekazanego przez okolicznych mieszkańców. Zapewne, jak w przypadku innych tego typu obiektów w Polsce, większość uległo rozgrabieniu. Wiem, że ponoszą mnie marzenia (choć z tego, co wyczytałam obecna właścicielka też je ma i co widać na zdjęciach je realizuje), ale widziałabym pomieszczenia pałacu odtworzone zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem, tak jak chociażby sala balowa. Pewnie wszystko przez państwowe muzea, które rozpieściły nas bogactwem wnętrz. I przyznam się, że na początku zwiedzania miałam w głowie pewne schematy. Zastanawiałam się czy dana zasłona pasuje do wnętrza czy jest w klimacie historycznych tkanin. Na szczęście Tata Tygrysa szybko postawił mnie do pionu. W końcu pałac to dom właścicielki, a swój dom ma prawo urządzać, jak chce. Ja jestem tylko gościem. Nic dodać nic ująć. W końcu w naszym własnym domu przenikają się różne style. A pałac może pomieścić 300 lat historii.
Urzekła nas klatka schodowa i antresola. Elementy drewniane z czarnego dębu nie dały się grabieżcom i są piękną wizytówką pałacu. Patrząc na kominek zastanawialiśmy się, ile wysiłku wymagało ogrzanie takiego budynku.
I jeszcze oranżeria. Piękne miejsce do odpoczynku w otoczeniu zieleni mającej to idealne warunki. Z cegłą pod stopami. A Tata Tygrysa - miłośnik domowej hodowli cytrusów, zastanawiał się pewnie kiedy jego cytryna tak obrodzi.
Korczew to nie tylko pałac, ale również jego otoczenie.Pachnące alejki różane, aleja lipowa, park angielski, wiekowe dęby. Piękne miejsce na spacer z widokiem (o ile się nie mylę) na Drohiczyn, z którego przybyliśmy.
W parku odnaleźliśmy kamień kultowy (tzw. menhir) z czasów przedchrześcijańskich. Według legendy dodaje mocy i każdy, kto pomyśli jedno marzenie o dotknie kamienia, to pragnienie się spełni. Tygrys miał poważny problem, bo koniecznie chciał podzielić się z nami tym marzeniem, a nie mieliśmy pojęcia czy po ujawnieniu moc kamienia działa.
A to nie jedyna legenda związana z pałacem. Podobno z XIX-wiecznego pałacyku letniego zwanego Syberią wiodą do pobliskiego lasu, a nawet dalej do Drohiczyna tajne lochy. Kto wie, co odkryją jeszcze właściciele. Serce pęka, jak patrzy się na pałacyk. Ale jest też nadzieja, bo wyczytałam, że Pani Beata marzy o jego odnowieniu. Wierzę, że tego dokona, bo mimo swojego wieku (a zbliża się do 90) nie przestaje wcielać swoich marzeń w życie. Myślę, że za jakiś czas będziemy cieszyć oczy kolejną perłą Podlasia, jak kiedyś nazywany był Pałac w Korczewie.
W drodze powrotnej do Drohiczyna przez Bug przeprawiliśmy się mostem. Posililiśmy się, by ponownie w tym roku zdobyć Górę Zamkową. Co prawda deszcz nas wystraszył, ale do tej chwili mieliśmy naprawdę udane zakończenie wakacji.
Super wyprawa. Dzięki za pokazanie kolejnych perełek, dla których trzeba wrócić na trasę.
OdpowiedzUsuńA co do pałacu, zawsze mnie atakuje pytanie - czy chciałabym tyle sprzątać... to tak w dodatku do tych miejsc do chowania się:)
Nie ma za co. Polecamy się.
UsuńKochana jakbyś była panią na tym pałacu, to z pewnością miałabyś kogoś do sprzątania :)
Ale pięknie. Nie znam tych okolic.
OdpowiedzUsuńPięknie. Intensywnie poznajemy okolice.
UsuńPrzepiękny ten Korczew. Podziwiam - tak jak Ty - jego właścicieli za podjęcie się prac remontowych.
OdpowiedzUsuńOgrom pracy i zaangażowania, a końca nie widać.
UsuńWspaniale dzięki tym zdjęciom być tak chociaż troszkę z Wami :)
OdpowiedzUsuńJak miło :)
UsuńCudowne miejsce, nigdy tam nie byłam, muszę to nadrobić. Zachwyciła mnie historia tego miejsca, wspaniale, że pałac cały czas należy do rodziny.
OdpowiedzUsuńBardzo inspirujące miejsce i historia obecnej właścicielki.
UsuńPieknie tam!!! Pelna podziwu jestem dla właścicieli. Zapal, determinacja i marzenia w jednym.
OdpowiedzUsuńOgrzanie takiego pałacu to pewnie ciezka praca jak napędzanie lokomotywy niegdys.
A zimy były naprawde zimne w porównaniu do obecnych :)
Piece i kominki wyglądają imponująco, ale faktycznie to musiała być ciężka praca. A do tego wiele innych, żeby zadbać o taki majątek. Właścicielom udało się odzyskać ułamek swojej właności, ale i tak mają co robić.
UsuńTakie wycieczki rodzinne będą potem punktować dziecku w szkole, bo wiedza i ludzkie relacje🧡😀
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was najserdeczniej na udane kolejne wrześniowe dni🌞💛🌻🦋😘
Nieskromnie powiem, że nawet dziś rano usłyszłam sporo dobrych słów od nauczycielki w przedszkolu. Ta praca z dzieckiem, a tak naprawdę wspólnie spędzany czas, procentują.
UsuńDziękujemy i również życzymy pięknej końcówki września.
Ależ urokliwe miejsce! *_*
OdpowiedzUsuńCudowny ten palacyk! Az moglby czlowiek pomarzyc zeby tak zamieszkac, tylko utrzymac taka posiadlosc, fiu fiu...
OdpowiedzUsuńWłaściciele założyli sporo biznesów, żeby utrzymać to miejsce.
Usuń