Tak bardzo potrzebowaliśmy spokojnej niedzieli. Takiej dla nas. Bez pośpiechu, przymusu. Wreszcie się doczekaliśmy. III niedziela Adwentu.
Dostaliśmy czas tylko dla nas. Zapaliliśmy trzecią świecę na naszym adwentowym wieńcu. W spokoju wyszliśmy na mszę świętą, co warte jest odnotowania, bo zazwyczaj jest burzliwie. Tylko ksiądz zrobił nam psikusa, bo nie miał na sobie różowego ornatu (choć to może dobrze :). Na szczęście jedna z świec w kościelnym wieńcu trzymała kolor. Po powrocie do domu uruchomiliśmy produkcję zaległych kartek świątecznych, które poszły już w świat i mam nadzieję dotrą na czas do odbiorców. Tygrys tak się wciągnął, że każdego dnia tworzył nowe pocztówki, którymi obdarowaliśmy już panie w przedszkolu i na WWR. Nie mogło również zabraknąć kolejnej (tym razem podwójnej) porcji pierników, które jakoś szybko znikają. Na szczęście udało nam się podzielić z koleżanką Tygrysa w przedszkolu, a Smerf pilnował, żebym chociaż za dużo do torebki nie włożyła, bo pierniczki mógłby jeść na śniadanie, obiad i kolację.
Niedziela przyniosła nową pasję. Był starożytny Egipt, dinozaury, epoka lodowcowa. Przyszedł czas na rycerzy.
Poniedziałek zgodnie z zadaniem z kalendarza minął nam pod znakiem anioła. Oczywiście na pocztowej kartce. Rano miałam też przygodę z naszym ceramicznym aniołem, który czekał na transport do wypału. Machnęłam książką i stracił skrzydło i rękę. Na szczęście udało się go uratować, a po wypaleniu i dołożeniu przez Tygrysa koloru wygląda cudownie. Zdobi już wystawę w przedszkolu z innymi aniołami i Mikołajami wykonanymi przez kolegów Tygrysa.
Wtorek przyniósł nam długo wyczekiwany wyjazd do wioski Świętego Mikołaja. Jak to z Tygrysem bywa, mieliśmy nieprzespaną noc, bo tak przeżywał wycieczkę. Nasz mały wrażliwiec. Na szczęście wszelkie Jego obawy były niepotrzebne, bo dzieci spędziły fajny czas. Dwie i pół godziny atrakcji w pięknej aranżacji. Warsztaty plastyczne, zabawy, konkursy, spotkanie z Mikołajem, świąteczne słodkości, zwiedzanie chaty Mikołaja, pisanie i wysłanie listu, wreszcie zwiedzanie mini zoo. Dzieci były zachwycone. Zresztą my dorośli również. Organizatorzy zadbali o każdy szczegół. Animatorzy (elfy i Mikołaj) mieli świetne podejście do dzieci. A świąteczna aranżacja… mogłabym tam zamieszkać. Mnóstwo światełek, świerkowych gałązek, orzechów, świątecznych dekoracji.
Kolejne zabiegane dni… Popołudniowe spotkania, warsztaty w pracy, IS Tygrysa. Między tym wszystkim udało nam się zrobić wyczekane przez Synka łańcuchy. Pobawić się w kodowanie i uzupełnić nasz ścienny kalendarz na 2020 rok. Kalendarz to taka nasza rodzinna tradycja. Od trzech lat w kalendarzu adwentowym Tygrys znajduje (nie licząc 6 grudnia) obowiązkowo dwa upominki. Kalendarz Pana Kuleczki i bombkę. W kalendarzu wklejamy zdjęcia naszych bliskich w dniu ich świąt. A bombki są dla Synka. Kiedyś wyfrunie z domu z kolekcją własnych ozdób. Do Dzieciątka, Anioła, choinki i lokomotywy, dołączył uroczy bałwanek. Pięć bombek. Po jednej na każde wspólne święta. Jednej brakuje. Niestety pierwszych świąt nie mogliśmy jeszcze spędzić razem.
Wreszcie piątek. Wspólne ubieranie świątecznego drzewka. Planowane na sobotę, ale nie mogliśmy wytrzymać. Udało nam się wybrać piękne drzewko, które pomieściło wszystki koszyczki wyprodukowane przez Synka w ostatnich tygodniach.
I aż trudno uwierzyć, że Święta już za chwilę.
Wesołych Swiat kochani
OdpowiedzUsuńpiękna!
OdpowiedzUsuń