środa, 11 grudnia 2019

I tydzień Adwentu

Rozpoczęliśmy kolejny Adwent w naszym życiu. Piękny czas. Czas oczekiwania, tęsknoty za Panem Bogiem, zamyślenia, a także pełen radości. Takiej prostej, dziecięcej radości, której każdego dnia uczy nas nasze dziecko. Radości z drobnych codziennych rzeczy. I w duchu takiej radości i pokoju upłynął nam pierwszy tydzień Adwentu, który zbiegł się z pierwszym tygodniem grudnia.

Dla nas pierwsze dni grudnia będą chyba już zawsze szczególne, bo dokładnie 1 grudnia 2018 r. wprowadziliśmy się do naszego domu. Być może za kilka lat emocje opadną, ale póki co mimo upływu 12 miesięcy cieszymy się tym domem. Momentami chyba nawet nie dowierzamy, że jesteśmy u siebie. I jesteśmy pełni wdzięczności za to, że marzenie stało się rzeczywistością. Za to, że Pan Bóg wlał w nasze serca odwagę, dał nam siły i natchnienia, które spowodowały, że jesteśmy w takim, a nie innym domu. W związku z tym, że pierwszy tydzień grudnia spędziłam na zwolnieniu, jakoś tak szczególnie cieszyłam się z tych naszych kątów. Nawet w nocy, kiedy przez dolegliwości nie mogłam spać, łatwiej mi było znosić chorobę. Przez te dni wsłuchiwałam się w ciszę, w odgłosy domu. Obserwowałam wędrujące po ścianach światło. A miałam szczęście, bo za oknem była naprawdę piękna pogoda. Korzystałam z chwili dla siebie, jakiej od dawna nie miałam, choć tak naprawdę po kilku godzinach z niecierpliwością oczekiwałam na powrót Chłopaków.

Fajnie, że Adwent przypada akurat na tą porę roku. W związku z aurą za oknem, spędzamy więcej czasu razem, w domu, cieszymy się sobą. Jesteśmy bardziej dla siebie. Brakowało mi tego po dość aktywnym lecie i początkach jesieni.

Jak już wiecie i w tym roku towarzyszy nam kalendarz adwentowy, któremu nadaliśmy zewnętrzną formę wspólnie z Tatą Tygrysa w wieczór poprzedzający 1 grudnia. I tym razem wywołała uśmiech na ustach Synka i iskierki w oczach. Może w pierwszym odruchu był nieco zawiedziony, bo płaskie papierowe torebki nie zapowiadały upominków, ale jak dojrzał jedną nieco bogatszą i przypomniał sobie o 6 grudnia, był spokojniejszy. Cóż… nasze dziecko bardzo lubi dostawać prezenty. Tak to już chyba jest, jak się jest jedynym małoletnim w najbliższej rodzinie. Na szczęście i bez prezentów aktywności, które zawarłam w krótkich odręcznych wiadomościach, przypadły Tygrysowi do gustu.




Już pierwszego dnia niecierpliwił się wyczekując na tworzenie wieńca adwentowego. Wieniec to zbyt duże słowo. Niestety nie posiadamy aż takich zdolności, ale wspólnymi siłami i środkami dostępnymi w domu, udało nam się stworzyć prostą dekorację, której najważniejszym elementem są cztery świece. Po jednej na każdą kolejną niedzielę Adwentu. Oczywiście zapaliliśmy pierwszą - świecę pokoju. Tygrys obejrzał też wieniec w kościele. Zdziwił się obecnością tej jednej w dziewczyńskim kolorze.


Udało nam się też stworzyć lampion roratni. Szablon z książki “Dzieci poznają Adwent i Boże Narodzenie”, umiejętności graficzne głowy rodziny, ploter w pracy, wreszcie sprawne rączki Tygrysa i wyszły nam dwa piękne lampiony, z którymi udaliśmy się na roraty. Przy okazji zapisaliśmy się już oficjalnie do nowej parafii. Trudniej poszło z nauką adwentowych pieśni. Nie są łatwe w odbiorze dla maluchów. W Tygrysa repertuarze dominują raczej kolędy.





I przyszedł wyczekiwany przez Synka z niecierpliwością 6 grudnia. Autka, jak zwykle sprawiły Mu radość. Większy prezent miał dostać od Mikołaja w 2 niedzielę Adwentu, ale o tym w kolejnym podsumowaniu. Z tym Świętym Mikołajem to u nas długa historia. Z jednej strony Tygrys nie wierzy w te wszystkie opowieści o reniferach, kominie, przebierańcu. Jak to sam sobie przeanalizował doszedł do wniosku, że niemożliwe są podróże reniferów po niebie. Że jeden człowiek nie może obskoczyć dzieci na całym świecie w jedną noc. W ubiegłych latach zadawał nam tyle pytań, że mieliśmy wrażenie, że z każdą kolejną odpowiedzią pogrążamy się coraz bardziej. Na szczęście udało się to wszystko uporządkować. Przybliżyć osobę Świętego Mikołaja Biskupa i kwestię prezentów. Jednak już 6 grudnia rozum Tygrysowi się wyłączył i zadziałała cała ta magia. Zastanawiał się nawet jakim cudem Mikołaj nie utknął w tej dość wąskiej rurze od naszej kozy, co nie przeszkadzało wieczorem w słuchaniu opowieści o Biskupie z Miry. To Mikołaj domowy, bo ten poza, to wiadomo… przebieraniec. I ta świadomość sprawiła, że bez oporów poszedł tego dnia do przedszkola. A Synek panicznie boi się wszelkich przebierańców. Pomogła Mu też informacja o tym, kto był mikołajem na balu choinkowym w zeszłym roku. Zdradzę i Wam - Tata Tygrysa :)


Przy okazji 6 grudnia i my zrobiliśmy coś dobrego. Zakupiliśmy książkę, która wspiera chore dzieci. Więcej o akcji przeczytacie TU.



Tygrys uprzedził też zadania z kalendarza i koniecznie chciał działać twórczo. Tym sposobem mamy już sporą ilość ozdób na choinkę. Synek stał się mistrzem w robieniu koszyczków. Mamy ich już chyba kilkadziesiąt.  A na lokalnych warsztatach wyczarował piękną gwiazdę kolędniczą. Znalazł też na swoje ulubione książeczki z zadaniami, szlaczki, literki i gry.












 Dobry, rodzinny czas za nami. I o to w tym wszystkim chodzi.

A oto nasze adwentowe centrum dowodzenia...

3 komentarze: