czwartek, 10 stycznia 2019

Rozmowy o życiu i śmierci

Odkąd Tygrys jest z nami w miarę jego możliwości przekazujemy informację o adopcji. Bardzo lubił wysłuchiwać opowieści o naszym pierwszym spotkaniu. Nie zagłębiał się w temat. Biegł dalej do swoich ważniejszych spraw. Do czasu, jak pewnego letniego dnia minionego roku zaczął drążyć temat, ale od strony technicznej. Nie interesował Go fakt innej mamy/pani. Na tym etapie ważniejsza była informacja, jak on się z tego brzucha wydostał i czy był we krwi. Oczywiście rozmowy tej treści miały miejsce np. podczas spaceru, a nie w domowym zaciszu. Normalne.



To był dla nas znak, że za chwilę czekają nas poważniejsze rozmowy. Teoretycznie byliśmy do nich przygotowani. Tyle, że teoria teorią, a życie życiem. Bo Tygrysowi nie wystarczy prosta odpowiedź. On rozkłada wszystko na czynniki pierwsze. Drąży temat. Za inteligencją, idzie w parze ogromna wrażliwość. W związku z tym zaczęliśmy korygować nasze plany, szczególnie jeśli chodzi o stwierdzenie, kto Synka urodził: mama czy pani. W tym czasie u Izzy (którą wszyscy znacie i która jest kopalnią wiedzy o adopcji i emocjach dzieci) pojawił się wpis w temacie (TU), a pod nim rozgorzała dyskusja, która poukładała mi co nieco w głowie i pozwoliła spojrzeć na problem inaczej, biorąc pod uwagę emocje własnego dziecka, które samo rozwiązało sytuację.

Temat wrócił jesienią. Okazuje się, że Tygrys nie mówił, ale w swojej małej główce przepracowywał temat. Nosił go w sobie. Na szczęście wreszcie zaczął się uzewnętrzniać. Gdzieś w drodze z ogarniania budowy do domu dziadków, w samochodzie zaczynamy coraz poważniejsze rozmowy. Myślę, że przyczynkiem do tego była również informacja o dzieciątku, które rozwijało się pod sercem cioci Tygrysa. Padło pytanie...

Mama, a jak to było z tymi brzuszkami? Babcia też była  brzuszku?

Tu następują tłumaczenia, kto był w czyim brzuszku. I dochodzimy do Tygrysa. Kolejny raz przekazuję informację, że nie był w moim brzuszku, bo mój był chory. Po czym następuje stwierdzenie: Tamta pani mnie urodziła. Tak. Tamta pani. I tak zostało, choć wcześniej w przelotnych rozmowach wspominaliśmy o mamie. Postanowiliśmy nie burzyć porządku rzeczy, który Synek sam sobie zbudował. Dziś wiemy, że trudno by Mu było zrozumieć, jak to jest z tymi dwoma mamami. I na to przyjdzie czas. Wiem, że wielu osobom to się nie spodoba. My po szkoleniach w OA, rozmowach ze sobą, byliśmy przekonani, że przekażemy dziecku informację o mamie. Że nie będzie żadnej pani. Wyszło inaczej, ale jesteśmy pewni, że na ten moment tak ma być.

Jakiś czas później, 1 listopada w drodze na groby bliskich, temat wraca.
Czy w X (tj. w naszym miasteczku) jest dom dziecka?
Tak się złożyło, że akurat mieliśmy ulicę przy której jest rodzinny dom dziecka.
Taki, jak ja byłem?
Nie mniejszy. Ty byłeś w dużym.
Wydawało się, że to koniec rozmowy, a za chwilę lawina pytań...
A jak ma na imię pani, która mnie urodziła?
Kiedyś razem dowiemy, jak się nazywa.
Kiedy?
Jak będziesz miał 18 lat.
A kiedy to będzie? [odliczanie].
Co ona mi jeszcze zrobiła? Tu nas zmroziło, choć Tygrys nie musiał mieć na myśli nic złego.
Gdzie się urodziłem? W tym domu dziecka?

Uporządkowaliśmy to wszystko. Szpital. Dom dziecka. Panie z Ośrodka Adopcyjnego. Nasze spotkanie. On sam sobie porządkuje to wszystko w zabawie. Miś przebywa najpierw w brzuchu. Taty, nie moim (może przez to że mój był chory). Potem jest poród w szpitalu i miś jedzie do domu dziecka. Staje się to dla niego zupełnie czymś normalnym. Brak pobytu w DD jest wręcz nienormalnym zjawiskiem.

Uporządkowaliśmy świat naszego dziecka. Do czasu aż pojawią się kolejne pytania. I o ile nie zamierzaliśmy informować w przedszkolu o fakcie adopcji, po tych wszystkich rozmowach, zmieniliśmy zdanie. Tygrys rozmawia o adopcji (choć chyba nie używa tego słowa) w domu. Chodzi o to, że jak temat wyjdzie w przedszkolu, żeby pani nie wyprowadzała go z błędu, żeby była zwyczajnie przygotowała i nie “palnęła” czegoś, co zburzy porządek rzeczy.  

Rozmowy o początkach życia zbiegły się z rozmowami o śmierci. Wszystko przez zasłyszaną u dziadka w tv informację o sprowadzeniu zwłok komandosa i o Janie Pawle II, który jest w niebie. I zaczęła się histeria, płacze. Że Tygrys nie chce do aniołków (tj. nieba), czy on pójdzie do aniołków, czy my, dziadkowie. Aniołki, aniołkami, ale wyszła jeszcze kwestia mumii. To był czas fascynacji Egiptem. Udało nam się Dziecko przekonać, zresztą zgodnie z prawdą, że mumią nigdy nie będzie, bo w Polsce nie ma takich zwyczajów. To wystarczyło. Uspokoiło Chłopaka. Tyle, że temat starości, przemijania, śmierci za chwilę wypłynął, bo najpierw do szpitala, a potem (mam nadzieję) do aniołków trafiła prababcia Tygrysa. Przyznaję, że po tych napadach histerii z początku nie zamierzaliśmy informować Młodego o odejściu babci, ale kolejny raz nie doceniłam własnego dziecka. Tygrys zauważył, że coś się dzieje. Poruszenie. Zaczerwienione oczy. Sam zapytał czy babcia M. będzie na jego urodzinach, które miały być już za tydzień. I tym sposobem doszliśmy do aniołków. Na szczęście Synek nie był mocno związany z prababcią. To była trudna relacja. Moja babcia miała problem z adopcją. Myślę, że miała poczucie, że Tygrys zabiera uwagę, która należała się jej. A Chłopak to czuł i nie wchodził w relację. Niesamowite jest to, że pod koniec życia babci, jakby wyczuł, co nastąpi, bo zaczął wchodzić do jej pokoju, rozmawiać, czego do tej pory nie robił. Dla mnie to ważne. Bo widziałam, że babcia jest szczęśliwa, a i Tygrys być może będzie miał wspomnienie swojej jedynej prababci, którą choć na krótko, ale dane mu było mieć.

Temat cmentarza, zwłok pod ziemią, póki co zostaje odsunięty w czasie. Nie chcę chronić Tygrysa przed całym złem tego świata, bo nie jestem w stanie tego zrobić. Co więcej, próbowaliśmy rozmawiać i wiem, że to za wcześnie. Zwłaszcza, że jak wspominałam Tygrys drąży temat. Kości, ciało, dusza… To za dużo, jak na czterolatka. Nie chcę zafundować Mu kolejnej traumy. Niech babcia M. w jego umyśle będzie sobie z aniołkami. I wierzę, że tak jest.

A tu obrazek, który w imieniu Tygrysa złożyliśmy razem z kwiatami. Mama, Tata i Tygrys z zygzakiem na koszulce :)  







9 komentarzy:

  1. haha i czy był we krwi :) Dziecięca ciekawość jest cudowna !

    Temat trudny, ale każdy kto ma dzieci przez niego przejść musi. U nas już też był walkowany, mamo czy ja umarnę, czy ty umarniesz, Czy chmury są silne, że Fux z nich nie spada.. itd itp Ciężko to wszystko dziecku ogarnąć, bo i nam dorosłym też jest ciężko, a wyobraźnia dziecka nie zna granic. Ale jakoś sobie to w tej głowce układają.
    Zaś temat narodzin równolegle z adopcją, to już wyższa szkoła jazdy. Mi nieraz brakuje pomyslu jak to wytłumaczyć skąd my się wzięliśmy na ziemi, a co macie powiedzieć Wy. Ale faktycznie, dla nas wydaje się to trudne, a dla Juniora będzie to rzeczą naturalną bo innej nie zna i pomagacie Mu aby wzrastał w tym właśnie przekonaniu. I super. Z czasem pewnie będzie sobie to dalej rozwijał i wałkował temat, ale nie będzie to dla niego niczym szokującym, tylko naturalnym i oto w tym chodzi.

    Rysunek dla Babci ujmujący, zygzak wymiata :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj pamiętam jak u nas Przemek tak się bał śmierci ze nie usnal jak miał zamknięte okno dobrze że to lato było. Potem był względny spokój z tematem teraz znów kiedy zmarł tato. Dwie noce płakał i się budził teraz z czasem jest lepiej. Ale nieraz siedzi i mówi ze jest mu smutno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamo Tygrysa, bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Dzięki niemu przekonuję się w praktyce, że podążam dobrą drogą. Dobrą dla dziecka. Czterolatek nie ogarnia przecież jeszcze, że do stworzenia dziecka potrzebne są dwie osoby, a co dopiero ma zrozumieć kim jest matka biologiczna. Nikt nie mówi tu o zatajaniu prawdy, ale o dawkowaniu informacji w zależności od wieku. Czasem dorośli patrzą na te sprawy ze swojego punktu widzenia, a przecież dziecko jeszcze wielu rzeczy nie wie. Niech odkrywa świat pomału i pomału sobie wszystko to układa, wtedy kiedy samo dojrzeje i będzie gotowe na kolejną dawkę samo się do nas "zgłosi" Zobacz, sama się przekonałaś, że to, że dziecko nie mówi o czymś, to nie znaczy, że zapomniało. Ono myśli, przetwarza i w najmniej oczekiwanym momencie wypali z jakimś pytaniem :D:D
    To trochę tak jak z nauką mówienia. Na początku dziecko przyjmuje słowa, słucha, niewiele rozumie, ale z czasem te zlepki dźwięków zaczynają mieć dla niego sens. Coraz większy i większy. Tak samo tutaj. Dlatego według mnie trzeba dać mu czas na oswojenie się z tematem. Tak jak piszesz, ile to jeszcze niewiadomych. Przecież trzeba nauczyć się, czym jest życie, czym jest śmierć i inne trudne zagadnienia, z którymi często nie radzą sobie dorośli. Pamiętam jak byłam mała, nie wiem ile miałam lat, ale wydawało mi się, że jak umrę to zakopią mnie pod ziemią, nie będę mogła oddychać, będą zjadać mnie robale. Bałam się zamknąć oczu. Pewnie byłam na jakimś pogrzebie, a rodzice ze mną na te tematy nie rozmawiali raczej, więc wyobraźnia dała popis ;)
    Z adopcją jeśli się nie mylę jest podobnie jak z każdym etapem rozwoju dziecka. Nie przeskoczymy pewnych rzeczy. Jeżeli dziecko nie jest gotowe do siedzenia, to choć byśmy podłożyli tysiące poduszek, to samo z siebie nie usiądzie, nie zacznie chodzić, chociaż będziemy na siłę go popychać. Niech nasze maluchy żyją w tej błogiej nieświadomości jak najdłużej. Na prawdę mają całe życie.

    Ale się rozpisałam ;) Na koniec jeszcze odnośnie rysunku. Pamiętasz jak kiedyś ubolewałaś nad tym, że Tygrys postaci nie rysuje, a ja Ci mówiłam, że jeszcze trochę i zacznie? :) Bosko ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czas, kiedy dziecko odkrywa, że życie tu na ziemie nie jest wiecznie, jest trudny dla każdego. Dla mnie samej była to taka trauma, że do dziś ją pamiętam. Lila też już ma za sobą pierwsze pytania o te tematy, ale jeszcze ostrożnie. Raczej stara je od siebie odsuwać, samą siebie uspokajając, że mama i tata są jeszcze młodzi, a Ona sama malutka. Elizie w tym samym czasie często zdarzało się płakać, bała się... Trudne to naprawdę, wiele emocji, wiele pytań... Wiedziałam, że nigdy nie chcę zbywać moich dzieci, nie chciałam Ich kłamać, dlatego kiedy będą tylko miały ochotę, będziemy rozmawiać...

    Tygrys musi uporządkować w swojej małej główce wiele spraw, dobrze, że mądrze Mu w tym pomagacie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fascynacja śmiercią w tym okresie, wydaje się naturalna. Jesteś mądra mamą. Podobnie uważam że dziecku trzeba mówić prawdę , chodź w sposób odpowiedni do wieku.
    Tygrys i koszulka z zygzakiem, jakie to znajome ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odbyłam rozmowe o śmierci z trzyletnią córką....łatwo nie było, ale najlepiej wyłożyć kawę na ławę, bez owijania w bawełnę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bi miala okres, jakos rok temu, ze wieczorem plakala, ze ona nie chce umrzec. Nawet, jesli mialoby to nastapic za wiele, wiele lat... ;) Nik ostatnio rzucil mi od niechcenia "A jak umrzesz, to nie bedziesz o mnie pamietac". Az mnie zmrozilo. :D

    A Wy macie kolejny trudny temat na tapecie - adopcje i "inna" mame. Mysle, ze podazacie dobra droga, a Tygrys to madry chlopczyk i wszystko sobie pomalutku w glowce pouklada. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje dziewczyny miały około 2 i 4 lat jak umarła moja babcia. Były z nią bardzo związane, ale w ostatnim miesiącu wiedziały już, że babcia jest bardzo chora. Codziennie ze mną do niej chodziły, karmiły, głaskały, podawały miskę jeśli trzeba było...
    A kiedy babcia zmarła przyjęły to ze spokojem, chyba były na to przygotowane. Były na pogrzebie, choć wcześniej byłam pewna, ze ich nie zabiorę, ale gdy już doszło do niego wiedziałam, że nie mogą nie iść.
    Szczerze mówiąc to właśnie one bardzo pomogły mi w tym ciężkim okresie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo wzruszające.
    Młoda też zaczyna zadawać trudne0 pytania- rozmawiamy.

    OdpowiedzUsuń