piątek, 2 marca 2018

Przedszkolne matki bolączki

Post zaczęłam pisać ponad miesiąc temu. Opatrzyłam go tytułem: Czyżby ku dobremu? I może dobrze, że minął ten czas, bo nagłówek dość szybko stracił na aktualności. Przez chwilę wydawało mi się, że Tygrys wreszcie przekonał się do przedszkola, że nastąpiła zmiana, może słabo jeszcze widoczna, ale dająca nadzieję. Niestety - wydawało mi się.


Mijają kolejne miesiące, a każdy poranek wygląda tak samo. W domu na pozór spokój, w aucie rozpacz w oczach, w placówce płacz. I wcale się nie dziwię, jak patrzę na poranek w przedszkolnej sali. Dzieci na dywanie, panie zajęte sobą przy biurku, a my wciskający im Tygrysa, bo same z siebie rzadko kiedy się ruszą, przynajmniej Pani A. Pani B. co prawda stara się przejąć Młodego, zagadać, odwrócić uwagę, ale jej główną misją jest to, żeby Tygrys wchodził do przedszkolnej sali na własnych nogach, a nie na rękach Taty.

Trudno mi, a co dopiero temu naszemu Maluchowi. Mam zasadę w życiu, że nie narzekam, bo większość sytuacji jest konsekwencją mojego wyboru (nie licząc tych, na które wpływu nie mam np. choroba). Tylko, że tym razem konsekwencje mojej decyzji ponosi dziecko. Pocieszam się tym, że wybrałam dobrze, ale od listopada sytuacja uległa zmianie. Wybrałam panią, która przez pierwsze dwa miesiące dała się poznać jako nauczycielka przez duże N. Nauczycielka, a nie przedszkolanka. Zaangażowana, ze świetnym podejściem do dzieci. Ciepła, a przy tym stanowcza i konsekwentna. Zawsze z dziećmi, albo blisko dzieci.

Niestety obecne panie nie wzbudzają mojego zaufania. Brakuje w nich jakiejś energii, zaangażowania, a nawet zrozumienia. Tygrys jest, jaki jest. Ma swoje potrzeby, strachy, natręctwa, o których informuję, proszę o pomoc (za każdym razem dodając - jeśli nie koliduje to z pracą grupy), a mam wrażenie, że co chwilę robię problem i że panie będą za chwilę wykręcać oczami na mój widok.

Kilka przykładów... Zbliżała się zabawa choinkowa. Miałam świadomość, że dla Synka to będzie trudny dzień. Hałas, przebierańcy, a wśród nich mikołaj, na którego boi się patrzeć nawet na ilustracjach. Jedyne rozwiązanie - dzień z babcią, o co sam poprosił. Szkoda mi było Chłopaka, więc szukałam innego rozwiązania. Spytałam czy mogę pojawić się na godzinę w przedszkolu razem z Synkiem, żeby zobaczył, co to jest ta cała zabawa choinkowa i żeby poczuł się pewniej. Co usłyszałam? Takich rzeczy nie praktykujemy. Tygrys został w domu.

Czekaliśmy na Dzień Babci i Dziadka. Wiem - to są trzylatki, ale myślę sobie, że z takimi maluchami również można coś fajnego przygotować. Przy odrobinie chęci oczywiście. Niestety, dziadkom nie było dane świętować z naszym przedszkolakiem. Przynajmniej na “gali” w placówce.

Nie wiem, jak w innych przedszkolach, ale u nas praktykuje się łączenie grup. Na feriach/wakacjach rozumiem. Ale w trakcie roku? Dzieci obecnie chorują, więc trzylatki spędzają czas w sali czterolatków. Może dla innych maluchów to nie problem. Dla naszego owszem. Nowa sala, nowe dzieci, nowe panie… trochę za dużo. Garstka dzieci i cztery, a czasem więcej pań, oczywiście żyjących swoim życiem. Czy to ma sens? Czy to nie jest właśnie idealny czas, żeby zrobić z dzieciakami coś, czego przy większej grupie się nie da?

I jeszcze taki przykład mojego czepialstwa. Niech będzie… zajęcia dodatkowe. Dziecko wraca z przedszkola z pieczątką na ręce. W tym samym miejscu za chwilę ma jakąś zmianę skórną, z którą walczymy od kilku miesięcy. Zachodzimy w głowę czy to jakiś alergen w tuszu, czy złapał jakieś paskudztwo od innego dziecka, jak pani przebiegła się z pieczątką po całym przedszkolu. Być może nie ma to związku z pobytem w placówce. Ale czepiam się. Nie zgadzam się, żeby moje dziecko ktoś pieczętował, nawet w nagrodę. Są inne sposoby, chociażby naklejki. Ale znowu wychodzę na matkę wariatkę. I tylko ja jedna mam z tym problem. Podobnie, jak z paczkami świątecznymi. Kilka kilogramów słodyczy. Dobrze, że tego dnia babcia odbierała Tygrysa z dziadkiem, bo nie udźwignęłaby tego dobrodziejstwa. A ja znowu mam problem, zwłaszcza jak czytam w pierwszym zdaniu o misji przedszkola: Nasze przedszkole jest miejscem przyjaznym dziecku, promującym zdrowie i otwartym na potrzeby dzieci i rodziców. Mogłabym jeszcze dorzucić kilka sytuacji z karmieniem cukierkami czy dawaniem jogurtu do ręki dziecku, które ma napisane w karcie, że jest na diecie bezmlecznej, ale szkoda mi nerwów. Może jeszcze pytanie: ile razy dzieci były na podwórku od września? Jeden. Komentarz wydaje się zbędny.


Pewnie się czepiam. Może mam za duże oczekiwania. Może jestem przewrażliwioną mamą jedynaka (choć nie wydaje mi się). Wszak dziecko przynosi nowe piosenki, zabawy, opowieści o kolegach, jest coraz bardziej samodzielny, ale czegoś mi w tym wszystkim brakuje. Jakiegoś zaangażowania. Ciekawszej formy zajęć. Ale to chyba tylko możliwe w placówce niepublicznej. Podglądam na FB jedną taką z naszego miasta i nie mogę wyjść z podziwu. Jaka radosna twórczość, jaki bałagan przy tym. Da się? Da. Podobnie na Waszych blogach czy profilach na IG widzę ile ciekawych i angażujących rzeczy można zrobić z takimi maluchami (Marta tu ukłon do Ciebie) i tak mi szkoda, że u nas nic się nie dzieje. Utarty schemat. Dywan, zabawki, kolorowanki, jakaś piosenka i wierszyk, raz na jakiś czas przedstawienie (oczywiście w sali na dywanie). Koniec. Dla naszego dziecka jedyną atrakcją jest dzień z domową zabawką, bo może wymienić się z kolegami.

Jeszcze do niedawna trzymałam się myśli, że pani G., dla której wybraliśmy to przedszkole wróci i będzie lepiej. Teraz z każdym porankiem nabieram przekonania, że chyba warto rozejrzeć się za inną placówką. Mam wrażenie, że przykład/działanie idzie w tym przedszkolu od góry i nauczyciele za bardzo aktywni być nie mogą. Wystarczy przypomnieć wyjaśnienie związane ze zmianą nauczyciela: przyzwyczaił się do tej pani, przyzwyczai się do innej. Tylko jest parę ale i jak zawsze nie wszystko jest takie proste. Przede wszystkim zastanawiamy się czy kolejna zmiana jest Tygrysowi potrzebna? A jeśli już, to czy teraz, czy od września (choć dla mnie każdy miesiąc w tym miejscu to strata)? Poza tym obawiam się czy nie znajdzie tu zastosowania zasada: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. To jeden z problemów, który ostatnio zaprząta nam głowę.

Dopisek z dziś… Może powinnam częściej tak się wyżalać (czego nie lubię), bo w tym tygodniu panie jakieś bardziej życzliwe, a dziś Tygrys bez łez został w przedszkolu, choć komentarz pani: “O… dziś Tygrys jest w dobrym humorze” sprawił, że coś mnie trafiło. Chyba jednak jestem przewrażliwiona. A z drugiej strony czy to było na miejscu? Czy nie warto odwrócić uwagi od tych trudnych poranków? Albo po prostu powiedzieć jakieś miłe słowo, pochwalić?

45 komentarzy:

  1. Cóż tu nowego napisać...
    My też we wrześniu szukaliśmy innego przedszkola dla młodszej córki. Nie ma lekko.
    Ale trudno oczekiwać, że będzie lepiej jeżeli już samo przyjęcie dziecka do przedszkola ma być sukcesem.

    Pozdr
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszym miasteczku aż tak trudno nie było, ale jeśli zdecydujemy się przenieść Tygrysa to upatrzonej placówki to bez znajomości pewnie się nie uda.

      Usuń
  2. Ach...
    Dziecko w placówce to złożony problem. Miałam i mam okazję poznawać go i jako mama i jako pracownik. Sama jak wiesz pisałam na blogu, że walczę z nagradzaniem dzieci słodyczami. Staramy się je Lilce bardzo ograniczać, tymczasem w przedszkolu jest nimi faszerowana- w nagrodę, w momencie wychodzenia do domu. Nie wiem nawet ile razy rozmawiałam i ja i mąż. Czy coś się zmieniło? Minimalnie. Najbardziej irytowały mnie komentarze wychowawczyni: "Ale ja też lubię słodycze!" (Pani prawo, Pani może lubić i jeść je kilogramami!!, ale nie nasze dziecko), "Ale to była nagroda" (Można wykazać się większą kreatywnością, sama nawet zaproponowałam, że kupię dla przedszkola naklejki), "Ale jak zje kostkę czekolady/żelka/lizaka to przecież nic się nie stanie" (Serio?)

    Natomiast kiedy zaczęłam pracować i na co dzień mam do czynienia z różnymi rodzicami- Ich prośbami, wymaganiami, oczekiwaniami to to wszystko nie jest już tak prost ei oczywiste. O ile część próśb czy oczekiwań rodziców można spełnić bez problemu (nie podawanie słodyczy, nie stawianie pieczątek, rozbieranie dzieci na drzemkę "do rosołu"), to są i takie prośby, które są naprawdę mocno odrealnione i ciężko je spełnić, niektórych po prostu nie można.
    Co do zabawy mikołajkowej, to rozumiem decyzję Pań. Jeśli była to zabawa dla dzieci, to zwyczajnie nie można pozwolić uczestniczyć w niej jednemu rodziców- Panie musiałby wywiesić informację, że którzy z rodziców chcą, mogą wziąć udział. Gdyby tego nie zrobiły, a któreś dziecko powiedziałoby, że była mama Tygrysa, Panie mogłyby mieć nieprzyjemności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich miejscach mimo wszystko (piszę mimo wszystko, ponieważ wiem i sama oczekuję tego samego od roli nauczyciela/przedszkolanki, aby to było coś więcej niż zawód) pracują tylko ludzie. Wiem, wiem. Chciałoby się wierzyć, że powołanie, że misja, że podejście. I większość pewnie je ma, ale nie wszyscy. Ważna jest też atmosfera jaka panuje w przedszkolu, jakie jest podejście dyrektora... Sama o swoim miejscu pracy też mogłabym napisać sporo...
      Szokuje mnie natomiast nie wychodzenie na dwór. Czy ten temat był poruszany na zebraniu, zanim Tygrys zaczął chodzić do przedszkola? Czy placówka posiada swój plac zabaw? Sama też nie wychodzę z moją grupą codziennie, czasami nie wychodzimy cały tydzień, jeśli pogoda nie sprzyja, albo widzę, że część dzieci jest naprawdę mocno przeziębionych (norma!!!), ale jednak staramy się wychodzić... Myślę, że tu błąd robią rodzice, że tego nie zgłaszają.
      Natomiast łączenie grup jest kwestią umowną. Jednak z tego co wiem, w większości placówek właśnie tak się praktykuje. Nie wiem, czy to kwestia oszczędności (prąd? sprzątanie?) czy wygody. U nas też, kiedy dzieci garstka wolimy się połączyć- ponieważ przyznaję, to też wygoda dla Pań.
      Niestety nie pomogę w kwestii co robić dalej. Brak mi dłuższego doświadczenia, nie znam Tygrysa, nie wiem tak naprawdę co w takiej sytuacji lepsze. Może powinniście zasięgnąć porady specjalisty? Jeśli Tygrys czuje się tam nie do końca dobrze, Ty masz również wiele zastrzeżeń... To się wszystko może w Tygrysie kodować i rzutować na Jego nastawienie do kolejnego miejsca. Stres związany ze zmianą pewnie i tak będzie- czy teraz, czy we wrześniu. Teraz jesteś już mądrzejsza o to, na co naprawdę zwracać uwagę.
      Ściskam Was i życzę powodzenia :*

      Usuń
    2. A co do nietypowych próśb rodziców, to spotkałam się z sytuacją, kiedy mama dziewczynki z mojej grupy zrobiła mi DOSŁOWNIE awanturę, ponieważ dziecko malowało farbami i pobrudziło (mały ślad musiała przejechać paluszkiem) spodenki... Mama była po prostu oburzona, zdegustowana i tylko czekałam, aż karze mi te spodnie odkupić. Jej życzenie było takie, aby dziecko się w przedszkolu nie brudziło! Mamy fartuszki, które zakładam dzieciom do malowania, ale One nie kryją w całości malucha, to nie skafander kosmonauty...

      Usuń
    3. I jeszcze jedno- moja koleżanka z pracy była prawie rok temu na rozmowie o pracę w publicznym przedszkolu (którą dostała) i jedno z pytań, jakie zadała Jej Pani dyrektor, to gdzie by siebie ustawiła w hierarchii ważności: nauczyciel, rodzic, dziecko. I Ona udzieliła tej właściwej odpowiedzi: najpierw musimy być otwarte na dzieci, potem na rodziców, a na szarym końcu jesteśmy my. Oczywiście, najlepiej, żeby ta współpraca była rozsądna i stosunki układały się tak, aby nauczyciel i rodzic mieli wspólny cel: dobro dziecko. Osobami, które mogą nam najwięcej powiedzieć o dzieciach, są oczywiście rodzice. Jednak tę wiedzę to my musimy zweryfikować w praktyce. Są rodzice, którzy o własnym dziecku wypowiadają się np. jako o ciamajdzie, fajtłapie... Potem okazuje się, że maluch, nie będący na celowniki krytycznego rodzica radzi sobie całkiem fajnie- i w grupie, i na dworze...
      Wasza sytuacja jest szczególna, ponieważ tych sfer nadmiernej wrażliwości Tygrysa trochę jest. Dopóki Panie nie zrozumieją, że to nie są Wasze dziwactwa, ale realny problem, to pewnie dalej będzie tak, jak jest...

      Usuń
    4. Marta. od jakiegoś czasu nie mogę dostać się do Ciebie - zakluczyłaś bloga?;-)
      A powiedź mi Marto o co chodzi z tym prawie codziennym "skarżeniem" pań w przedszkolu np. Hania nie słuchała, Piotrek popchnął Hanię, Olek uderzył Hanie, Hania nie chciała dziś zjeść obiadu, nie chciała wyjść na spacer itp. - czy to taka specyfika naszego przedszkola, czy to taka ogólna tendencja - asekuracja? Sama przez jakiś czas byłam nauczycielem i jakoś przez głowę mi nie przeszło, aby ciągle tak narzekać. Jestem naprawdę ciekawa, sama za jakiś czas może i zacznę swoją przygodę w przedszkolu i chcę wiedzieć o co w tym chodzi;-0

      Usuń
    5. Tysiu, tak zamknęłam. Tu mój mail: mwk815@gmail.com, odezwij się, wyślę zaproszenie.
      Ciężko mi odpowiedź, odnośnie Waszego przedszkola, ale my też praktykujemy "raportowanie" Rodzicom jak minął dzień Ich dzieci. Z tym, że ani ja, ani koleżanki nie robimy tego w formie skarżenia (no chyba, że w tej starszej grupie i dziecko było ewidentnie niegrzeczne- nie słuchało, poleceń, upominane nie przestawało, itd... a koleżanki mają tam kilku ancymonków ;)a raczej rozmowy, jak dziecku minął dzień. Ja już znam nie tylko swoje dzieci, ale i swoich rodziców- wiem, których co interesuje. Jedni chcą wiedzieć, czy dziecko jadło, inni czy spało... I tak np. jeśli dziecko, które zawsze chętnie brało udział w zajęciach, nagle mi się "wyłącza", mam wrażenie, że Go nie ma, to też rozmawiam, mówię i wtedy na przykład okazuje się, że dziecko rodzina miała intensywny weekend albo najazd gości, dziecko potrzebuje ochłonąć, odpocząć. Nie mogę się wypowiadać o innych przedszkolach, pracuję jednak krótko i cały czas pod wodzą jednej pani dyrektor. W naszym przedszkolu stawiamy raczej na dobre, serdeczne stosunki z rodzicami, staramy się być otwarte na Ich sugestie. To jest przedszkole prywatne. Natomiast koleżanka z przedszkola publicznego opowiadała, że tam jest zupełnie inne podejście- owszem dziecko jest najważniejsze, ale już oczekiwania, albo nie daj Boże pretensje rodziców- są szybko zbywane tekstem, że jak się nie podoba, to jest masa innych przedszkoli. I tutaj też nie wiem, czy tak jest w każdym publicznym, czy tylko w tym konkretnym. Moje dziewczyny nie chodziły do publicznego, ponieważ się nie dostały.

      Usuń
    6. Marta, nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała, żeby moje dziecko wracało z przedszkola brudne. Choćby najmniejsza plamka, bo to oznaczałoby, że coś się działo, coś kreatywnego, a tu nic.
      Masz rację wiele zależy od dyrekcji. Przy każdej rozmowie czuję się, jakbym sama miała 3 latka. Dla pani dyrektor nic nie stanowi problemu. Nie patrzy na to, że dzieci są różne. Nawet nie próbuje wysilić się na wytłumaczenie jakiejś sytuacji. Po prostu: będzie dobrze. A niestety nie jest. Albo: nie bo nie. Z kolei z nauczycielkami nie mogę załapać jakiegoś kontaktu. W zasadzie z jedną. Druga jest na zastępstwie i nie za bardzo może się wychylać. Z kolei Pani A. jest dużo starsza ode mnie i moje prośby ją drażnią/dziwią. Nawet moje najprostsze pytanie (np. w której sali będzie Tygrys popołudniu, bez wyrzutów, że grupa znowu jest łączona) odbiera jako atak. A ja naprawdę jestem spokojną osobą i wiele sytuacji i tak odpuszczam. Często rozmowy są podobne, jak przy słodyczach z Waszą Panią. Tak, jak przy serku. Zwracam uwagę, że Młody dostał serek. Ona na to, że musi wydać. Proszę, że skoro musi, to niech daje osobie, która przychodzi po dziecko. Ja mam potem problem, żeby wytłumaczyć Tygrysowi, że serka jeść nie może. On uznaje, że skoro dostał od pani, to może. To takie drobnostki, ale utrudniają życie. Ale i w poważniejszych sprawach nie ma zrozumienia. Doskonale widzi, ile problemów ma Tygrys, a jak proszę o opinię do diagnozy, to wyskakuje z tym, że po co mu wsparcie. Przecież nic się nie dzieje. Jasne. Długo by można pisać.
      Poważnie się zastanawiamy, co będzie dla Tygrysa lepsze. Za chwilę będziemy pod opieką specjalisty, więc może uda się znaleźć dobre rozwiązanie.
      Uściski

      Usuń
    7. Aha, odnośnie Dnia Babci i Dziadka. Tutaj też nie wszystko jest takie oczywiste. Nasza pani dyrektor wydała dyspozycje, że moje maluchy też mają mieć normalny występ przed publicznością, więc tak też było. Jakie jest moje zdanie? W tej najmłodszej grupie wszystko powinno zależeć od dzieci i Ich możliwości. Moje dzieci średnio nadają się do takich występów, tym bardziej, że to nie jest stricte grupa 3latków, ale sporo dzieci była przyjęta jako dzieci ledwo ponad dwuletnie. Owszem, do przedszkola chodzą od września, kilkoro z Nich ma ponad 3lata, ale reszcie trochę brakuje. I nie oszukujmy się, pomijając kwestię mowy (w programie były wierszyki, piosenki, w tym dwie po angielsku, tańce), ale tu chodzi głównie o emocje. I z jednej strony racja- takie doświadczenia, nawet jeśli sam występ wypadnie słabo, w jakiś sposób zahartują dzieci, ośmielą Je na przyszłość, oswoją z tym wszystkim, jak to się odbywa, ale czy ja zdecydowałabym tak samo- że ten występ musi być? Nie wiem. Owszem, dzieci jakoś sobie poradziły, o dziwo nikt do dziadków nie uciekł, ale kilkoro dzieci naprawdę mocno to przeżyło i był to jednak dla Nich silny stres. I w momencie kiedy Pani są dwie, minimum jedna powinna koordynować ten występ, pokazywać z dziećmi, podpowiedzieć, to druga nie jest w stanie ogarnąć wszystkich dzieci, które przerosło to wystąpienie.

      Usuń
    8. Z tym "skarżeniem", raportowaniem zgadzam się z Martą. ja bardzo libię jak mi Ciocie przekazują dobre, ale i te gorsze relacje. Bo dla mnie to sygnał, ze jest ok, albo na coś trzeba zwrócić uwagę. Sama tez lubię podpytać. Wszystko to sa jakieś mało w sumie wazne sprawy, ale taki kontakt z opiekunką mojego dziecka jest dla mnie istotny, ti tworzy tez odpowiednią relację z nią.
      Przykład z ostatniego czasu w naszym przedszkolu. Dzieciaki tam spedzają więcej czasu niz z nami i te ciocie mogą naprawdę wiele zaobserwować. Przekazały mamie jednej dziewczynki, że Lenka jest ostatnio wycofana, senna, inna niż zwykle, mniej się bawi, odstaje od grupy itd i zauważyły że się nadwzyraz często krztusi przy piciu, jedzeniu... to był sygnał bardzo ważny dla rodziców. I niestety pierwsze oznaki bardzo poważnej choroby... Malutka jest właśne po wycięciu guza z głowki i z niepokojącymi perpsektywami na przyszłość.
      Być może rodzice tego w domu tak szybko nie wyłapali by, a takie sygnały od przedszkolanek pozwoliły im na baczniejsze obserwowanie swojego dziecka.

      Z brudnymi spodenkami zastrzeliłaś mnie Marta... nawet nie wiem co napisac. ja po każdej plamce farby, niedomytych paluszkach, kropce na policzku wiem, że moje dziecię cudownie dziś spędziło czas tworząc swoje dzieło :) Nie ubieram też Toli w jakieś szalenie drogie markowe ciuchy, aby nie było własnie mi tych spodenek po tak fajnej zabawie "żal" ;) ech

      Usuń
    9. Marta dziękuję za wytłumaczenie. U nas to raczej w formie skarżenia, w szatni, przy dzieciach najczęściej dlatego mi się to nie podoba. Gdyby to był raport to rozumiem, choć ja z tych rodziców, co niekoniecznie są zainteresowani codziennym omawianiem dnia mojego dziecka w przedszkolu.-0
      Dziękuję Ci za maila na pewno się zgłoszę;-)
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
    10. Absolutnie nie zamierzam udowadniać, że "moje" przedszkole jest super, ale mamy taką zasadę, że kiedy musimy przekazać rodzicowi jakąś negatywną informację (np.dziecko ugryzło, wymiotowało, u starszaków przeszkadzało) to zawsze robimy to tak, aby tylko zainteresowany rodzic otrzymał tę konkretną informację.
      Tysiu, no właśnie rodzice są bardzo różni- jedni są spragnieni tych informacji codziennie, inni nie. Przez te dwa lata miałam też takich rodziców, którzy nie pytali zupełnie o nic! A kiedy np. wychodziłam pochwalić z jakiegoś powodu ich dziecko, to to niedowierzanie w Ich oczach mnie przerażało. Czasami nadal nie wiem co sądzić o takich sytuacjach. Staram się nie oceniać. Jednak kiedy rodzica nic nie interesuje, to mimo wszystko wydaje mi się smutne. Mam to szczęście, że Lila jednak sporo, o ile nie wszystko opowiada, więc i ja codziennie nie pytam, ale jak widzę, że Pani ma chwilę to z czystej ciekawości zapytam, jak Lila na zajęciach itp. Tym bardziej, że nasza Pani też często siedzi przy biurku... No ale... Lilce zostało kilka miesięcy w tej placówce, więc już się tym nie irytuje. Inna sprawa, że dzieci naprawdę potrzebują też czasu na swoje własne zabawy. Widzę to np u swoich maluchów po podwieczorku. Oni już nie chcą żadnych zorganizowanych zabaw, zaczynają się pięknie bawić sami, tym bardziej, że wtedy zostaje mi Ich już zazwyczaj połowa, czasem mniej.

      Usuń
    11. No właśnie to nie jest fajnie, że przy innych rodzicach i dzieciach. Pamiętam jak przez cały tydzień słyszałam "Antek znów dziś bił dzieci", to po pierwsze było mi żal mamy Antka, bo co ona może zrobić a po drugie - jestem tylko człowiekiem - pomyślałam sobie "co to za gagatek z tego Antka".
      A powiedź mi Marto jak mówicie rodzicowi przykładowo np. Kasia znów dziś nie słuchała, to co oczekujecie od rodzica? Jak ma się zachować, co powiedzieć? Bo ja w tamtym roku dość często słyszałam to o Hani i w końcu powiedziałam "no jakoś muszą sobie panie radzić". Wiem, że nie było to profesjonalne, ale to w końcu był 3-latek. Każda z nas zna rozwój psychiczny dziecka i wie chyba, że to normalny etap, choć wkurzający;-0 Wiadomo, że cały czas tłumaczyliśmy, prosiliśmy a nawet błagaliśmy Hanie o to aby słuchała zarówno nas jak i panie.
      W tym roku na szczęście panie mówią, że jest o wiele lepiej. Wyrosła i pewnie trochę zrozumiała o co chodzi. Albo inny przykład. Dzwoni do mnie pani, że Hania mówi do chłopca, że jest dla niej brzydki, ale ogólnie jest ładny - chłopiec nie może się zaadaptować i płacze w przedszkolu. Po pierwsze zdenerwowałam się już jak zobaczyłam numer z przedszkola - pierwsza moja myśl "co się stało niedobrego!". A po drugie nie za bardzo wiedziałam co pani ode mnie oczekuje. Zapytałam się więc jak pani zareagowała i co powiedziała - tak nie wolno i Hania dostała minusa. No to ja mówię, że może powinna powiedzieć, że dla niej oni są wszyscy ładni, że każdy z nich jest inny i przez to wyjątkowi. A ty Haniu musisz wiedzieć, że uroda to nie wszystko, że przemija i że najważniejsze jest co masz w głowie, co umiesz, jak sobie radzisz i jakie masz serce w sensie dobre itp. Kiedy rozmawiałam z Hanią powiedziałam jej, że zrobiła przykrość chłopcu, że on tęskni za rodzicami i dlatego płacze - prawie pół roku biedula- i że nie należy się śmiać, czy mówić takich rzeczy itd., itp.
      Ja oczywiście też pytam, ale nie codziennie. A poza tym, jak dziecko bezproblemowe to mówią "wszystko w porządku" i tyle z "raportowania". Natomiast nigdy u nas nie słyszałam, aby kogoś pochwaliły.
      ja z tych mam co uważają, że dzieci uczą się najwięcej przez zabawę, dlatego ja jestem za swobodnymi zabawami. To pomaga w kształtowaniu i w rozwoju umiejętności interpersonalnych, uczy współpracy, służy kreatywności, rozwija wyobraźnię.
      Przepraszam mamę Tygrysa za "zaśmiecanie" tematu, ale ja naprawdę próbuję zrozumieć.;-)

      Usuń
    12. Nie mam nic przeciwko. To jest przecież miejsce do wymiany doświadczeń. Sama chętnie czytam o Waszych przygodach z przedszkolem i uczę się. My rzadko kiedy mamy okazję do rozmów z nauczycielkami. Rano, wiadomo łatwo nie jest, a odbieramy Tygrysa rzadko. Ostatnio wyjątkowo, bo babcia się rozchorowała. Na początku słyszeliśmy, że był grzeczny, ale to dla mnie żaden komunikat. Grzeczny, czyli jaki? Nie sprawiający kłopotu paniom. Dla nas ważne było czy uporał się ze smutkiem i rozstaniem. I o to zwykle pytaliśmy, jeśli zdarzyło nam się Synka odebrać. W piątek otrzymaliśmy informację, że ładnie pracował. To już coś. U nas rzadko się zdarza, że kilkoro rodziców odbiera dzieci jednocześnie, więc tekstów, o których piszesz nie słyszałam.

      Usuń
    13. No właśnie to "grzeczna/grzeczny" to jakieś magiczne słowo, jakby tylko nam rodzicom o to chodziło - był grzeczny więc nie ma problemu! Ja czasami się zastanawiam po co człowiek studiuje, uczy się rozwoju człowieka, etapów, okresów równowagi i nierównowagi, teorii wychowania - Montessori, Freineta, Korczaka itp. Po co skoro w pracy nie korzysta ze swoich zasobów, wiedzy, tylko korzysta z utartych schematów. Myślę, że czasami przypadkowe osoby z ulicy,z łapanki miałyby więcej empatii i odpowiednie podejście do dzieci. Sama uczyłam, nie za długo, ale nigdy nie umiałabym nie pochylić się nad dzieckiem, pomóc mu, wysłuchać, szukać rozwiązania, podpytać rodziców. Przecież nie jesteśmy tylko nośnikami wiedzy i przekaźnikami, ale przede wszystkim pedagogami!!!!!
      No to się wygadałam;-)
      Mogłabym jeszcze tak długo;-0

      Usuń
    14. Tysiu, zgadzam się z Tobą, że dyskutować można by długi i każdy miałby swoje racje... Pamiętam, kiedy Eliza szła do przedszkola, a ostatnią rzeczą, którą bym wtedy pomyślała, to to, że i ja będę kiedyś w przedszkolu pracować, z wielkim zdziwieniem odkryłam na przykład to, że 3latki mają już normalny program, podstawę do zrealizowania, podręczniki! To było dla mnie wręcz niewiarygodne wtedy. Mnie osobiście zależało wtedy, żeby taki 3latek, to nawiązywał relacje społeczne, miał kontakt z innymi dziećmi, był w grupie społecznej.

      Teraz sama chciałabym więcej czasu spędzać z dziećmi na zabawie/ tańcach/ właśnie budowaniu prawidłowych relacji, ale niestety- jest materiał!

      Z tym grzeczny/niegrzeczny to wiem, dużo kontrowersji wokół tych słów... Ostatnio przeczytałam gdzieś, że tablica motywacyjna to też tragiczny pomysł, bo to ocenianie dziecka... I szczerze? Mam już mieszane uczucia co do tego wszystkiego.

      Usuń
    15. Mam w grupie chłopca, który bardzo długo gryzł. Codziennie, czasami nie jedno dziecko, ale dwoje, troje... Musiałam o tym codziennie mówić Jego rodzicom, ale to ze względu na rodziców tych pogryzionych dzieci. Czego oczekiwałam od rodziców "gryzonia"? Niczego. A co Oni mieliby zrobić? Ukamieniować Go?
      Z tym nie słuchaniem, to bardziej chodzi o to, żeby w domu porozmawiać z dzieckiem- dlaczego nie słucha, nie uważa... Wytłumaczyć, że przeszkadza Pani, że dezorganizuje prace, że jest czas na zabawę ale i naukę, zajęcia.

      Co do chwalenia, to my kładziemy na to bardzo duży nacisk. Dzieci chcą być chwalone i doceniane. Rodzicom też jest miło, kiedy usłyszą o dziecku coś dobrego. Tym bardziej o tym, które np. łobuzuje. Takie dzieci trzeba tym bardziej doceniać za wszystkie dobre/lepsze zachowania i jakieś postępy.

      Usuń
    16. Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Ja wiem, że punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia;-)Na szczęście - póki co - moja Hania nie bije i nie gryzie. A na gryzienie najlepszą metodą jest prewencja, unikanie sytuacji społecznych, które przerastają dziecko, albo nadzór nad dzieckiem. Ale jakoś w przedszkolu to ciężko widzę, aby "gryzonia" wciąż mieć na oku - jedna z pan musiałaby ciągle za nim chodzić. Ja się przyznam, że do 6 r ż to był mój "pomysł" na rozładowanie emocji. I o dziwo tylko w domu, w przedszkolu nigdy nie ugryzłam. Za to potrafiłam wylać herbatę z kubka na głowę dziecku;-)
      No właśnie co my rodzice możemy zrobić jak nasze dzieci gryzą, nie słuchają. Oczywiście rozmawiałam i rozmawiam z Hanią zawsze o kulturze zachowania, o magicznych słowach, o emapatii(4 -latek i empatia zwłaszcza mój to temat rzeka), o nie zachowywaniu się jak kotek: jedzenie i schodzenie po schodach(!) (przezywamy teraz fascynacje kotami;-0), o nie traktowaniu szatni jak wybiegu i sali baletowej(uwielbia zajęcia baletowe i "ćwiczy" potem w domu, w przedszkolu;-0). Rozmawiamy, tłumaczymy, robimy scenki sytuacyjne;-0 I czasami jak grochem o ścianę, niby słucha, ale nie rozumie;-0 I kiedy w końcu załapie pojawia się inny :problem". Wiem, że muszę patrzeć realnie i nie wydziwiać;-) I staram się rozumieć panie, zrozumieć ich system kar i nagród - minusy, plusy, naklejki - jeśli działają to niech się dzieje. Nigdy też nic złego, nie mówiliśmy przy Hani na przedszkole. I w sumie wczoraj moje dziecko wychodząc z przedszkola powiedziało: "będę tęsknić za ciocią X" no to chyba najlepsza rekomendacja i co ja się będę czepiać;-)
      Pozdrawiam i dziękuję za dyskujsję!!!!

      Usuń
  3. No cóż... Czytam z okrągłymi ze zdziwienia oczami, bo u nas jest zupełnie inaczej. No ale to przedszkole prywatne, dość specyficzne w dodatku. Dzieci są na podwórku prawie codziennie, chyba że pogoda koszmarna, albo nasz krakowski smog. Poranek jest bardzo intensywny, zresztą generalnie dzieci taki czas dla siebie mają dopiero po obiedzie, wcześniej bardzo fajne zajęcia (muzyka, plastyka itp.). No i każde dziecko traktuje się indywidualnie, zwraca uwagę na jego potrzeby. Dzieci nieśmiałe się zachęca (jak naszego pierworodnego trzeba było wkręcić w towarzystwo - a teraz to nie ten sam chłopiec, otwarty na ludzi). A energię rozbrykanych kieruje w dobrą stronę ;) Na przykład nasza Ela, która jest bardzo towarzyska, opiekuje się tymi nieśmiałymi dziećmi i pomaga im wejść do wspólnej zabawy. Nasze dzieciaki przedszkole uwielbiają i jedyne na co narzekają, to wczesne wstawanie (tata zawozi w drodze do pracy). Także da się... Ale wszystko zależy od kadry... i od rodziców, o ile kadra zdecyduje się ich zaangażować do współpracy. Dzień Babci i Dziadka z naszymi trzylatkami w tym roku to było coś niesamowitego. I nawet nikt nie płakał ;)
    Nie piszę tego, żeby Cię zdołować, ale może warto poszukać jakiegoś lepszego przedszkola, zamiast się męczyć? Są fajne placówki, choć nie wiem, jak to jest u Was w okolicy. Bo jeśli panie nie będą umiały zaakceptować wymagań Tygrysa (a to one powinny się dostosować do niego, a nie na odwrót) no to słabo to widzę, a głupio by było, gdyby miał traumę po tym. Ja po swojej zerówce mam i nadal pamiętam swoją zołzowatą wychowawczynię :/
    A co do pieczątek to nasze dzieci je uwielbiają (im więcej na nadgarstku, tym lepiej) i akurat by mi do głowy nie przyszło, że to może być problem :) Ale warto zaznaczyć że Tygrys może ma alergie na ten tusz i żeby go w ten sposób nie nagradzać, i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużego wyboru placówek nie mamy. Znam doskonale środowisko i wiem, że w innych byłoby podobnie. Zastanawiamy się nad jedną jedyną niepubliczną, specyficzną (chyba podobna jak Wasza). Tyle, że tez słyszeliśmy różne opinie. Na zdjęciach widać, że tam coś się dzieje. Niemal codziennie widzę grupy spacerujące "po mieście". A jak jest... Musielibyśmy chyba sami się przekonać. Mamy jeszcze chwilę. Będziemy szukać rozwiązania najlepszego dla Młodego.
      Co do pieczątek, to Tygrys sam załatwił sprawę. Od listopada nie został ponownie opieczętowany :)

      Usuń
  4. Co tu dużo mówić: nie ma łatwo, idealne przedszkola i wychowawcy to rzadko występujące gatunki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Dlatego tak trudna jest decyzja o zmianie przedszkola. Żeby nie trafić z deszczu pod rynnę.

      Usuń
  5. Łącznie grup w trakcie roku??? Paranaoja!!

    Powiem ci, że moja corka w ciągu roku miała kilka razy kryzys, bywało gorzej niż na samym początku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tygrys ma kuzynkę, która ciągle ma ogromne problemy, a jest już w starszakach.
      Co do łączenia grup rozumiem sytuację w której panie chorują, a przy tych wirusach tak się może zadziać. Ale łączyć po 5 dzieci z grupy, żeby czuwało nad nimi 4 panie? Tego nie rozumiem. A żeby jeszcze się nimi zajmowały.

      Usuń
  6. Szczerze to ja bym zrezygnowała z takiego przedszkola. Poszukałabym innego, albo w ogóle zrezygnowała z placówki. Pamiętam jak nam pani psycholog w oa "upominała" nas, aby za szybko nie wysyłać naszych pociech do przedszkoli, żłobków. Mówiła, że 4 -latki są bardziej gotowe na przedszkola niż 3-latki. I powiem Ci szczerze, że ja trochę żałuję, że Hanie posłaliśmy rok temu do przedszkola, faktycznie mogliśmy poczekać ten rok. Czterolatki rzeczywiście są bardziej otwarte i gotowe na rozłąkę.
    Hania chodzi do prywatnego przedszkola, ale idealne to ono też nie jest. W tamtym roku nawet przymierzaliśmy się, aby zmienić przedszkole. Ale ja nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała pogadać i spróbować przedstawić sprawę prosto z mostu, bez owijania bawełny, ale kulturalnie i bez zbędnych emocji. Umówiłam się z panią dyrektor zaraz na początku roku i powiedziałam co mi się nie podoba i co można zrobić aby to zmienić. Pani dyrektor to chyba najbardziej kompetentna osoba - żałujemy, że ona nie uczy naszych dzieci;-)Przyjęła wszystko do wiadomości i długo nie musiałam czekać jak pomału zaczęły zachodzić zmiany. Hani teraz uwielbia chodzić do przedszkola. Oczywiście mam parę zastrzeżeń, ale jestem realistką i nie robię z igły widły;-0
    Pamiętam w tamtym roku jak Hania popłakiwała w szatni mówiąc:"mamo, ale mamy nie zostawiają swoich dzieci"(!) a pani beznamiętnym głosem mówiła: "no chodź Hania, nie płacz" i stała i przewracała oczami. A ja miałam ochotę się rozryczeć razem z Hanią...W końcu dałam Hani nasze wspólne zdjęcie i kazałam jej spoglądać na nie kiedy tylko będzie jej smutno. Podziałało;-)
    Ogólnie mam wrażenie, że dzieci mają być przede wszystkim grzeczne i słuchać niestety.
    U nas też po południu grupy są łączone z tym, że te starsze dzieci schodzą do sali na dole, gdzie są maluchy.
    Ja bym słuchała intuicji.Dobro mojego dziecka przede wszystkim. Nic na siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My niestety nie mieliśmy wyboru. Nie możemy sobie pozwolić na rezygnację z pracy, bo z jednej pensji się nie utrzymamy, a babcia już nie dawała rady. Także Tygrys musiał iść do placówki. Podejrzewam, że nie byłoby źle, gdyby nie nastąpiła zmiana nauczycielek. Pani G. miała ogromne wyczucie, zrozumienie i podejście. Wiedziałam, że jak pójdę do niej z nawet najbardziej prosta sprawą wysłucha mnie i pomoże. A z panią dyrektor nie ma rozmowy. Zero zrozumienia. Jak przy kwestii zmiany nauczycielki dla trzylatków po dwóch miesiącach. Do dziś Tygrys pyta mnie czy pani G. wróci. A pani dyrektor bardzo lekko to potraktowała. Także nie ma tu z kim rozmawiać.
      Ja ciągle mam mieszane uczucia. Z jednej strony już zabrałabym Tygrysa, ale chyba mogłabym więcej szkody tym zrobić. Czekamy. Może uda mi się dowiedzieć czy wróci Pani G. To sporo ułatwi, bo Tygrys na ta panią czeka. Jeśli nie wróci, decyzja będzie chyba prostsza.

      Usuń
    2. A... zdjęcie chyba u nas by nie przeszło.

      Usuń
  7. Ech, czytam Kochana i smutno mi z Tobą... nie wiem czy to faktycznie ma jakieś znaczenie że publiczne czy niepubliczne, ale nasze faktycznie diametralnie różni się do Waszego i jest faktycznie niepubliczne. Choć znam też takie niepubliczne, które są nastawione tylko i wyłącznie na zysk i ich jest niestey więcej :/

    Nasze przedszkole zarabia na siebie naprawdę dobrze, jeśli chodzi o kwestie zysku, to widać, a jest w okolicy najtańszym przedszkolem z wszystkich prywatnych, które powstają jak grzyby po deszczu i niektóre szybko się likwidują. Gdzie tkwi sukces? Przedszkole to żyła złota, ale w naszym przedszkolu równocześnie widac i czuć TĄ atmosferę która w takim miejscu BYC POWINNA, to zangażowanie nie tylko samych cioć przedszkolanek, ale i samej właścicielki przedszkola, która jest notabene z wykształcenia przedszkolanką i kocha dzieci naprawdę. Ma całe przedszkole na głowie, prowadzi je wspolnie z dwiema córkami, jedna jest wychowawczynią zerowki przedszkolnej druga bardziej zajmuje się całą administracją, a sama nasza Ciocia Dorotka jest wszędzie i w kuratorium i pogada z każdym rodzicem i zorganizuje piknik i całe mnóstwo innych rzeczy ma na głowie, a i tak często znajduje czas, aby przyjść do sali, posiedzieć, pobawić się z dziećmi, uczesać dziewczynki, potrzymac na kolanach. Zresztą za każdym razem jak Tola Ją spotyka pod przedszkolem to biegnie pędem przytulić się. Gdyby nie była im oddana, dziecko by tak nie reagowało przecież. Tak samo biegnie do swoich ukochanych Cioć, Ciocię Anię jak złapie za nogę to tak już przy niej chodzi, przy drugiej nodze jest inne dziecko, dopycha się kolejne, a Ciocia Ania głaszcze je wszystkie po głowkach i tuli do siebie i tak chodzi z nimi po sali, niczym z kulami u nogi, tyle że te kule jej nie ciążą, bo taki widok jest dzień w dzień, gdyby tego nie lubiła, nie pozwoliłaby na to dzieciom, a one lgną jak szalone do niej.Przydałaby się wam taka Ciocia Ania - ideał przedszkolanki, jest niezastąpiona jak dla mnie, skacze, biega, tańczy, spiewa z tymi dziećmi, tuli, nosi, głaszcze, zawsze gdy jakiś maluch ma opory widzę i do sali wejśćnie chce, pomaga ze skutkiem zmniejszyć ten stres.

    Z Ciocią Moniką, ciocią Elizą itd mają podobną więź, jest to niesamowite. Ja swojego czasu na poczatku byłam nawet zazdrosna o to jak moje dziecko ubóstwia swoje Ciocie. Szybko jednak zrozumiałam, że to jest najlepsze co mogło nas spotkac w takiej placówce. Mam pełne zaufanie, wiem, że moje dziecko jest w dobrych rękach i że jest tam szczęśliwe, a to jest najważniejsze.

    Najepszą rekomendacją dla naszego przedszkola jest to, że Tola byl czas, zresztą nie tylko ona, wiele dzieci tak robiło i robi nadala, wychodzą z niego do domu całe we łzach, że już muszą wracać do domu, a jeszcze nie chcą. Nie zapomnę kilku takich sytuacji, kiedy trafiała na taką rozpacz właśnie Ciocia Dorotka i pomagała mi udobruchać Tolę i przekonać w tym, że powrót do domu też jest czymś fajnym ;) Raz kiedyś myśląc że to zadziała, powiedziała, że ja pojadę do domu i Tolcia będzie musiała zanocować u niej... a mojemu dziecku oczy się zaświeciły, ze tak tak. A skutek miał być odwrotny ;) Także świadczy to tylko o tym, że dzieciom jest tam dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CD: Zapisując w ciemno Tymonka do tego przedszkola - to było jedyne przedszkole które zrobiło ukłon w naszą stronę i przyjęło Tymona nadprogramowo, tylko dlatego, ze mieliśmy trudną sytuację nagle z ciążą, którą musiałam utrzymac leżąc. Wyszłam dopiero co ze szpitala z założonym pessarem i trzeba było z dnia na dzień znaleźć przedszkole w sierpniu, dla 2,7latka. Publiczne od razu zamkneły nam furtkę, bo dziecko nie ma trzech lat, mimo, że było już samodzielne, bez pieluchy itd, a pozostałe prywatne dały nam tylko miejsce na liście rezerwowej i nigdy nie zadzwoniły... Planowaliśmy że pochodzi tam Tymuś pół roku, skończy trzy latka i przeniesiemy Go do publicznego, ze względu na kasę... szybko jednak te koszty przestały się liczyć, widząc jak dobrze trafiliśmy. W rezultacie Tymuś chodził tam do końca, robiąc dwa razy zerówkę, aby nie iść jako sześciolatek do szkoły i Tolcia poszła bez dwóch zdan i pomysłu na to, aby szukać może jakiegoś innego przedszkola.



      Nie wyobrazam sobie czegoś takiego w nasyzm przedszkolu, aby ktoś przewrócił oczami, aby ciocie stały przy biurku plotkując a dzieci sobie, żeby nie wyszły na dwór, wychodzą zawsze, nawet jak jest zimno, no chyba że jest ulewa, ale to i po ulewie wyjdą na kilka minut pod daszek, aby odetchnąć powietrzem, a salę przewietrzyć, zresztą okna mają zawsze otwarte, uchylone co mi bardzo się podoba. Nie wyobrażam sobie, aby nikt nie przywitał się zm oim dzieckiem, albo nie podszedł jak przychodzimy czy odbieramy dziecko. To jest tak oczywiste i naturalne w naszym przedszkolu, że nie przyszło mi do głowy, że w innym tak może nie być. Zawsze te Ciocie są uśmiechnięte, zawsze coś sobie pogadamy, o róznych pierdołach jak i ważnych sprawach. Ba, ja sobie czasami nawet zajrzę do kuchni i parę miłych słów zamienię z ciociami kucharkami, bo one równiez są bardzo przyjazne moim dzieciom. Zaglądam i przekazuję im swój podziw na cudowne pyszne zapachy itp Z ciocią Dorotką to już przegadałyśmy w sumie pewnie wiele godzin, o wszystkim. Sama zaproponowała, że weźmie nasze dzieci po zamknięciu przedszkola, jak byśmy się nie wyrobili wracając z pogrzebu mojego wujka. Wzięła je do swojego domu obok, obięła opieką, nakarmiła, a jak przyjechaliśmy to pierwsze co usłyszeliśmy, czemu tak szybko - od własnych dzieci.

      Przykłady mogę mnożyć, ale i tak się rozpisałam już :) Znasz zresztą nasze przedszkole z bloga, nieraz piszesz wiele dobrego na jego temat i już też wiem dlaczego. Kontrast faktycznie spory.

      Ja nie jestem w stanie zliczyć ile było już koncertów teatrzyków i innych tego typu zajęć w naszym przedszkolu, raz w tygodniu przynajmniej jest jedna taka impreza, poza tym mają mnóstwo wyjazdowych, zapoczątkowano też pizama party, pikniki rodzinne dwa razy w roku, występów masa na każde okazje i trzylatki i te młodsze też występują. Wspólne warzstaty swiąteczne dla rodziców i dzieci, lepienie aniołków, robienie pisanek itd no masa masa rzeczy które przyciągają do tego miejsca, plus ta atmosfera.

      Nie bez powodu szalenie smutno mi było gdy Tymuś odchodził z przedszkola, stąd cała nasza inicjatywa z imprezą pożegnalną na którą z wielką chęcia przystała właścicielka.

      A już zszokowało mnie to, że nie mogłaś przyjść z Tygrysem na godznę wspólnie uczestniczyć w imprezie z mikołajem. Nasze przedszkole jest otwarte na coś takiego, rodzic może przyjść o każdej porze i uczestniczyć z dzieckiem w jakiś zajęciach, zobaczyć jak one wyglądają, przyprowadzić swoje dziecko tylko i wyłącznie na daną imprezę, zajęcia itd. Kilka razy sama z tego korzystałam. Ostatnio tak było z balem. Tola miała zapalenie ucha, choroba niezakaźna, a żal było jej bardzo balu. Nie było absolutnie problemu, jeszcze Ciocia Monika do mnie dzwoniła o której mamy przyjść, aby było nam najwygodniej i jak przyszłyśmy, to proponowano Toli, że jak chce to na obiadek mogę ją jeszcze zostawić, mimo, że był to dzień odliczony z powodu choroby Toli.

      No zawsze na przeciw rodzicom i dzieciom i to działa wtedy w dwie strony, bo my rodzice też chętnie angażujemy się w to przedszkole i to jest super.

      Usuń
    2. CD: Pieczątki faktycznie u nas też są na łapkach, są tez naklejki, jakiś rysuneczek na rączce, ale dotąd z tym żadnych problemów skórnych nie mieliśmy, więc mi to nie przeszkadza. Ale rozumiem twoje rozterki z tym związane.

      Pomyśl faktycznie nad zmianą przedszkola, zbadaj sprawę w innych, bo fundowanie Tygrysowi kolejnych zmian które mogą nie okazac się lepsze, nie są wskazane.

      Jedna z kolezanek Tymona z grupy była przeniesiona do naszego przedszkola własnie w podobnym wikeu jak twój Tygrys. Jej mama opowiadał mi, że najperw zapisała ją do renomowanego super przedszkola prywatnego gdzieś tam. Pól roku Zuzia płakała przy odprowadzaniu, nic nie było z czasem lepiej. Zaczęła więc rozmawiac z tymi ciociami, wlascicielką i też opowiadała jak ty, ze zaczeła się czuć jak intruz w którymś momencie i czuła to przewalanie oczami. kiedy poprosiła jedną z cioć aby przytuliła Zuzię, bo wtedy będzie jej łatwiej się rozstawać, ze ona tego potrzebuje, usłyszała w odpowiedzi, ze tego nie praktykują i jak ona sobie to wyobraz,a jak one mają tam tyle dzieci i każd echciało by być przytulone i pogłaskane...

      Przeniosła wtedy Zuzię do nas i dokłądnie jak opowiadała, widok obwieszonej dziecmi Cioci Ani oczarował ją, zobaczyła że jednak jest to możliwe, trzeba tylko chcieć. Zuzia z dnia na dzień przestała płakac przy odprowadzaniu..

      mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, że tak się rozpisałam :) Bo blogger tak i mnie pogonił z ilością znaków ;)

      Usuń
    3. Nie mam powodu do gniewu. Każdy komentarz, dobre słowo jest ważne. Jak wiesz Wasze przedszkole niezmiennie mnie zachwycało. Podejściem pań, zaangażowaniem, dbałością o każdy szczegół. Pewnie nie bez znaczenia jest to, że to placówka niepubliczna, choć pewnie wszystko zależy od ludzi i priorytetów.
      My mieliśmy sytuację, w której pani z innej grupy któregoś ranka pocieszała Tygrysa, przyniosła Mu nawet jakieś figurki w prezencie. Później zaglądała do jego sali czy się uspokoił. Mam podejrzenia, że jego pani jest chora i po prostu nie może dźwigać, ale przecież nie musi Go brać od razu na ręce. Wystarczy przytulić, wziąć za rękę, wprowadzić do grupy.Zwłaszcza, że Tygrys bardzo ją lubi. Odpowiada Mu osobowością, spokojem. Zwykle pod koniec dnia jest blisko niego, ale ranki są jednak trudniejsze. A ostatnio słyszę tylko: nie płacz. No weź i nie płacz. Wiem, że to może irytować, ale dzieci są różne i nie wierzę, żeby przez kilkadziesiąt lat pracy nie spotkała się z maluchem, który po pół roku nadal płacze.
      Czeka nas jeszcze rozmowa z panią dyrektor i zdecydujemy. Myślę, że przy pani G. byłoby inaczej. Nie bez powodu Tygrys ciągle o nią dopytuje.
      Dziękuję za wsparcie

      Usuń
  8. Jestem w szoku, bo właśnie napisałam takie podsumowanie przedszkola u siebie na blogu i u mnie są same pozytywne rzeczy! Mam zastrzeżenia tylko do pani od angielskiego i to absolutnie nie ze względu na swój zawód, ale macham ręką, cała reszta to jakoś przyćmi.

    Przede wszystkim zacznę od tego, że Wasz przykład jest wspaniałym dowodem na to, że przedszkole to nie instytucja, to nie budynek. To ludzie, którzy je tworzą. I może być w nim tysiące zabawek, materiałów pomocniczych, ale jeśli nie ma kto pracować z dziećmi to na co one się przydadzą?
    No i przede wszystkim to panie powinny być dla dziecka, a nie dziecko dla nich. Czytając to co napisałaś, mam wrażenie, że chciałyby, żeby dzieci po prostu im nie przeszkadzały. Wystarczyłoby chcieć zrozumieć sytuację każdego dziecka, podejść indywidualnie i przede wszystkim cieszyć się pracą.

    U nas w przedszkolu jest dyrektorka, która jest konkretna, bardzo wymagająca, ale z drugiej strony oddana pracy z dziećmi. Tego samego wymaga od pedagogów. Widzę ile dzieci pracują, co robią. Codziennie wychodzą na spacer, jeśli tylko nie ma smogu i mrozu ;) Ale wiesz jak jest. Im się po prostu nie chce tym u Was, bo szykowania pewnie z pół godziny a spacer krótki.

    Myślę, że są dwa wyjścia. Albo faktycznie przenieść Tygrysa gdzie indziej, albo tupnąć nogą i zrobić porządek. Bo masz do tego prawo, by panie wzięły się do roboty i robiły co do nich należy. Czasem po prostu w ten sposób zdobywa się czyjś szacunek. Poszłabym natychmiast do dyrektorki i zapytała co to za łączenie grup i w jakim celu to się robi. Bo tak jak piszesz, mniej dzieci to lepsza okazja, by coś z nimi zrobić.
    Najwyżej nie będą Cię lubić, ale co Ci zależy, ani to rodzina, ani przyjaciele.

    Trzymam mocno kciuki, przedszkole może i ma być super. A jeśli tego zawodu ktoś nie wykonuje z pasją, to może powinien poszukać innej pracy. Głowa do góry i walcz o swoje, nawet w tym roku. Jeszcze jest przecież trochę czasu.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie to podstawa. W każdym miejscu, a już szczególnie w pracy z dziećmi. Ja jestem zdania, że raz na kilka lat powinna być wymiana kadry między poszczególnymi placówkami, wszak podlegają jednemu organowi. Może wtedy nauczyciele nie popadaliby w taką rutynę, bardziej się starali. Mam wrażenie, że u nas bije się na samodzielność, w sensie samoobsługi, a zapomina się o tym, że to jest mały człowiek, który właśnie w tym momencie najbardziej jest ciekawy świata i chłonie go wszystkimi zmysłami. I brakuje mi czegoś więcej.
      Przekonałam się już, że z panią dyrektor nie ma rozmowy. Ale najważniejsze dla mnie to uzyskanie informacji o nauczycieli w przyszłym roku. Czy znowu szykują się zmiany kadrowe? Bo ta zmiana najbardziej Tygrysowi zaszkodziła. I do dziś nie mogę zrozumieć, że pani dyrektor - nauczyciel z wieloletnim doświadczeniem - nie rozumiała tego. Pewnie nie miała wyjścia i musiała podjąć taką decyzję, ale mogła o tym powiedzieć, a nie lekceważyć potrzeby takich maluchów.
      Ale budujące jest to, że są takie przedszkola, jak Wasze czy Iwosi, gdzie najważniejsze jest dziecko.

      Usuń
  9. Powiem Ci, że ja też jestem rozczarowana przedszkolem - które wedle zapewnień i pięknych haseł na stronie internetowej miało być takie wspaniałe. Mogłabym tu długo wymieniać powody - jednak ograniczę się do tego, że jakikolwiek kontakt z dyrekcją jest bardzo utrudniony. Ostatnio próbowaliśmy "złapać" panią dyrektor przez prawie 2 miesiące - dzwoniąc i zachodząc do przedszkola o różnych porach, o których teoretycznie powinna być w placówce - i zawsze słyszeliśmy tylko : "w tej chwili jej nie ma, pani dyrektor ma nienormowany czas pracy". A wiadomo, że jak kota nie ma - to myszy harcują. I niestety odnoszę nieodparte wrażenie, że odkąd zmieniła się dyrekcja - to i panie jakoś mniej przykładają się do swoich obowiązków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też jesteśmy rozczarowani. Jednak jak już dziewczyny pisały - to ludzie są najważniejsi i wszystko od pań zależy. Ale na dyrektorkę nie narzekamy. Swój pokój ma przy szatni i zawsze drzwi są otwarte, woła dzieci jak przychodzimy po nie, rozmawia zawsze chętnie, uśmiechnięta. Ja osobiście żałuję, że ona nie uczy, bo ma fantastyczne podejście do dzieci. Moja Hania bardzo często lubi wejść do jej gabinetu i sobie z nią pogadać;-0 Mówi o niej "nasza ciocia dyrektor";-)
      W sumie niedługo będziemy się przeprowadzać za Poznań i tylko dlatego postanowiliśmy nie kombinować z przedszkolem i Hani nie przenosić, bo 3 przedszkola w dwa lata to nie jest dobra zmiana. Poza tym Hania lubi chodzić do przedszkola i to jest najważniejsze.

      Usuń
    2. Nasza pani dyrektor ma gabinet w tak odległej części przedszkola, że aż nie chce się tam chodzić. Zresztą rozmowy z nią nie mają sensu. Nie pasuje mi rozmowa, w której sprowadza się mnie do poziomu przedszkolaka, albo uspokaja, że będzie dobrze.

      Usuń
  10. Moje dzieci to juz stare są ale powiem Ci ze mi sie też to przedszkole Wasze nie podoba. Też bym sie " czepiała" więc nic złego nie robisz :) pozdrawiam ciepło !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego będę się czepiała dalej. A najlepsze jest to, że jak się wypisałam, to jakby zaczęło dziać się lepiej. Zwykle boję się pisać coś dobrego, bo wiesz jak jest... napiszesz i zaraz to samo się wali. Może i w drugą stronę to działa. Pomarudzisz - dzieje się lepiej :)

      Usuń
  11. Nas to rozpiesciło przedszkole prywatne i niestety to teraz się mie umywa. Wiem jedno Przemek jako dziecko stare nauczone już ogólnie z czym sie je... da sobie radę. Ale w życiu bym tu gdzie teraz jest nie poslala bym Karoliny. Panie niestety nie daja z siebie 100% mało spacerują i ogólnie wzystko jest tak na o dczep się. Nie było żadnej wycieczki nic. Mało spacerują gdzie maja swój plac zabaw gigantyczny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety większość nauczycieli w przedszkolu siedzi tam jakby to była karę. Idą chyba pracować do przedszkola tylko po to aby mieć 25 godzinny tydzień pracy i wolne wakacje. Moim zdaniem w przedszkolu ważna jest przede wszystkim atmosfera. Dziewczynki chodziły wcześniej do przedszkola prywatnego, było tam bardzo dużo zajęć artystycznych, zabawy, urodziny wiele zajęć twórczych, kulinarnych i w ogóle niby wszystko super... ale tak jakby na pokaz, do zdjęć. A tak to ciągłe krzyki i upominania. To już chyba wolę obecne przedszkole, gdzie mniej się dzieje, mniej się dzieci uczą, ale za to mają więcej czasu na swobodną zabawę, kontakty z rówieśnikami i są uśmiechnięte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzają się wyjątki. Są naprawdę dobrzy nauczyciele, tylko jakby ich mniej.
      Najważniejsze, że dziewczynki zadowolone.

      Usuń
  13. Widzę,że się mamy rozpisały i wcale się nie dziwię, Również mną targają emocje związane z pobytem moich dzieci w placówce przedszkolnej. Ale trzeba tu zauważyć, że o dziwo Panie PRZEDSZKOLANKI, TEZ CZUJĄ SIĘ OSACZONE, WYSTAWIAJĄ KOLCE, TAM GDZIE POWINNY OKAZAĆ SPOKÓJ I PROFESJONALIZM. WIĘC O CO CHODZI?
    Doszłam do tego po 15 latach, gdy moje ostatnie dziecko w tym roku skończy zerówkę.Nigdy W PRZEDSZKOLU INACZEJ NIE BĘDZIE!!Teraz nigdy nie dała bym maluszka wcześniej niż do zerówki, bowiem każdy stres i długie nie przystosowanie oddala małego ucznia od edukacji,dziecko skupia siĘ na swoich lękach, utrwala miesiącami informację"Nie lubię, przedszkola, dzieci i Pani" Bez wyrzutów sumienia polecam wypisanie maluszka, niech odzyska spokój i radość życia. Bez urazy kochana, to tylko moje zdanie, zrobisz jak będziesz uważała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej strony rozumiem. Rodzice są różni i czasami ich prośby/żądania są wręcz absurdalne. A może tak trzeba? Ja zawsze grzecznie, a i tak odbierane to jest jak atak. Niestety Tygrys musi zostać w przedszkolu, bo nie miałby się kto nim opiekować. Zresztą plusy pobytu widzę. Poza tym po poście sytuacja jakby się odmieniła na plus. Może trzeba częściej się tak wypisywać :) Rozważamy wszelkie za i przeciw. Zobaczymy, co czas przyniesie.

      Usuń