Dziękuję za wsparcie pod poprzednim wpisem. Nie
odpisuję, jak zwykle pod każdym komentarzem z osobna, bo po prostu realia nam
się zmieniły, a w związku z tym czasu trochę mniej, ale o tym za chwilę.
Jesteśmy po spotkaniu z psychologiem i dobra wiadomość
jest taka, że to było pierwsze i ostatnie spotkanie (przynajmniej na tym
etapie). Nie będzie żadnej terapii, ani tym bardziej farmakologii, którą nas postraszono. Trafiliśmy na fachową pomoc,
niezwykle kompetentną, sympatyczną, a przede wszystkim wsłuchującą się w
potrzeby dziecka i zauważającą nasze, panią psycholog. Rozmawialiśmy blisko
godzinę i znaleźliśmy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Choć wiele z nich
było z tych oczywistych, co człowiek się dziwi, że sam na to nie wpadł.
Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasza droga, o której już kiedyś pisałam,
jest słuszna. Podążaj za dzieckiem. Nic na siłę. Nic, bo to już czas. Nic, żeby
zadowolić innych. Także wstrzymujemy się jeszcze ze smoczkiem (choć wczoraj
Młodzieniec zasnął bez, zapomnieliśmy, a i Tygrys się nie upominał, czyli da
się) i pieluchami.
Ten strach przed obcymi, tak jak pisałyście, nie jest
czymś niepokojącym, ale w związku z tym, że Tygrys tak wiele w Swoim krótkim
życiu już przeszedł, jest dość spotęgowany. Wiedzieliśmy, że ciąża, zalewanie
dziecka hormonem stresu, jego porzucenie, co dzień nowe twarze, brak bliskości,
zmiany (DD-dom-szpital-dom) mają wpływ na Jego zachowanie i rozwój. Teraz
wiemy, że jeszcze nie raz będzie miało. Nie chciałam tłumaczyć wszystkiego, co
się dzieje w życiu Tygrysa tą traumą, ale po spotkaniu z psycholog wiem, że
będzie rzutowała na życie Chłopaka. Nasza rola polega na tym, żeby pomóc Mu to
przejść, być blisko, wspierać. A że natury mamy podobne. Cała trójka to nieźli
nadwrażliwcy (choć chyba Chłopaki przodują), to będzie nam łatwiej Go zrozumieć
i pomóc. Nie dostaliśmy gotowych rozwiązań, bo takich nie ma. Najważniejsze to
wsłuchiwać się w Chłopaka, obserwować i wybierać dla niego to, co najlepsze. Jak
szczególnie nie pasują Mu jakieś osoby, na jakiś czas ograniczyć kontakt. Jak
wiem, że są miejsca, w których po krótkiej histerii, uspokoi się i odnajdzie,
korzystać. Niby oczywiste, ale fajnie, jak ktoś to wyartykułuje. Podobało mi
się też, że kobieta skupia się nie tylko na Tygrysie, ale również na nas. Nie
może być przecież tak, że raptem ograniczymy wszelkie kontakty (których i tak
za dużo nie mamy) i zamkniemy się w naszym małym światku. Nie będziemy nic
zmieniać w naszym życiu. On też musi nauczyć się, że są wokół nas inni ludzie i
że życie niesie ze sobą zmiany. I co najważniejsze dostaliśmy wskazówki, jak
postępować z poczynaniami Tygrysa, które kosztowały nas sporo stresu. Okazało
się, że początkowa taktyka była dobra, a potem tak się zafiksowaliśmy, że
wpadliśmy w błędne koło. Damy Chłopakowi jeszcze tydzień, dwa, bo akurat
nastąpiła kolejna zmiana w Jego życiu, a to może potęgować niepożądane
zachowania. Ale mimo to widzimy poprawę. I w Tygrysie i w nas samych. Od razu
inaczej się żyje.
Jedno wiem. Następnym razem nie czekam. Korzystam z
pomocy. W końcu po to są specjaliści. Poza tym to była naprawdę ciekawe
spotkanie/rozmowa. A teraz czekamy na książki, które pani nam poleciła. Ciekawa
jestem zawartości.
Z nowości... Od soboty układamy nasze życie w nowym
miejscu. Udało nam się nawet prawie uporządkować zawartość licznych pudeł i
toreb, które już przywieźliśmy. Choć wiele rzeczy w tych kartonach pozostanie.
Nie ma sensu rozstawiać tego po domu. Co prawda metrażowo przestrzeń mamy
sporą, ale szaf i półek na naszą trójkę nie za dużo. Aż sama się dziwię, jak to
się mieściło na tych 34 metrach. I jakoś specjalnie nie miałam co wyrzucić.
Sporo rzeczy pozbyliśmy się 7 lat temu przy przeprowadzce do bloku, a potem
staraliśmy się nie kupować nowych (poza książkami oczywiście). Ale i tak jest
ich zdecydowanie za dużo.
A jak nam jest? Hmmm... Trudne pytanie. Chyba ciągle
nie możemy rozstać się z naszym mieszkankiem. Czuję w sobie stres bliski temu,
który przeżywałam, jak układaliśmy to nasze nowe życie kilkanaście miesięcy
temu z Tygrysem. Niby powinniśmy się cieszyć. Dom, podwórko, więcej czasu dla
siebie. Za chwilę budowa. Ale póki co nie możemy mentalnie rozstać się z M2.
Już wczoraj pognaliśmy do miasta. Do ZOO. Zajechaliśmy po kilka drobiazgów (sporo
wywieźliśmy, ale mam wrażenie, że nic nie ubyło) i tak nam było ciężko. Ciągle
zadaję sobie pytania: czy dobrze robimy? czy nie tracimy zbyt wiele (lepsze
szkoły, dostęp do kultury, atrakcji, a nawet dobrych lekarzy, tak jakby te
kilkadziesiąt kilometrów było nie do pokonania :)? Wiem, że za chwilę się
oswoimy, ale póki co nam ciężko. Choć dziś wyszliśmy z domu 40 minut później, a
to była wartość dodana. Pewnie jak zacznie się budowa i świadomość, że powstaje
nasze miejsce na ziemi, będzie inaczej. A szukając pozytywów. Fajnie, że teraz
możemy pomieszkać w domu, dzięki czemu rozjaśnia nam się, co byśmy chcieli u
siebie, a czego nie. Np. zawsze byłam za zamkniętym planem. Zmieniam zdanie.
Fajnie jest coś robić w kuchni i widzieć Chłopaków. Z minusów - zimno w tym
domu, a ile much. No i nie można wyjść z domu i za 10 minut być na wypasionym
dworcu kolejowym, placu zabaw czy w zoo. Tu takich atrakcji nie mamy. Na
szczęście są weekendy i wtedy możemy korzystać. A póki co musimy się wysilić,
żeby jakieś ciekawe atrakcje, własnym kosztem zorganizować na podwórku.
I najważniejsze - co na to wszystko Tygrys? Na
pierwszy rzut oka, wydaje się, że wszystko w porządku. Znał miejsce. Tu
przecież raczkując froterował podłogi przez 2 miesiące zeszłego lata. Tu
pierwszy raz usiadł, nieopodal kominka. Ale widać, że przeżywa. Na ile
mogliśmy, odtworzyliśmy Mu pokoik, choć co rusz powtarza: nie ma, nie ma. I to
takich drobiazgów np. bozi - małego obrazka z Aniołem Stróżem. A nam serce się
kraja. Mamy problem z myciem, bo łazienka przyjaźniejsza dla Smyka, jest na
piętrze, a On się boi, co sam mówi: boje. Niby biega po salonie, bawi się, ale
z niepokojem spogląda na schody. Chyba myśli, że tak jak w bloku, ktoś mieszka
wyżej. Mam nadzieję, że z czasem to minie, ale póki co nam smutno. Śpi
spokojnie, choć znowu budzi się ok. 5, ale całą noc przesypia, jak pisałam dziś
nawet bez smoka, więc chyba czuje się bezpiecznie. Podejrzewam, że my ze Swoimi
emocjami też Mu nie pomagamy. Dlatego musimy się wziąć w garść i nie oglądać
się do tyłu, tylko patrzeć w przyszłość. I tym optymistycznym akcentem kończę,
żeby nie smęcić, jeszcze raz dziękując za wszelkie słowa wsparcia.
A w tym
całym zamieszaniu zapomnieliśmy, że rok temu (pięć dni wcześniej) mieliśmy
długo wyczekiwaną rozprawę. To tylko 12 miesięcy, a wydaje się, że minęło
znacznie więcej, odkąd Tygrys jest z nami. Zresztą nam wydaje się, że jest z
nami od zawsze.
Najważniejsze, że jeteście spokojniejsi, macie obraną dobrą drogę i podążacie za synkiem - a z czasem będzie tylko lepiej, w co mocno wierzę.
OdpowiedzUsuńDla każdego zmiany są trudne, a dla dzieciaków szczególnie, ale warto dla własnego kawałka świata, jak o domu mówi mój mąż.
Wszystkiego dobrego kochani w tych zmianach i planach.
Buziaki :*
Zaufam Twojemu Mężowi :)
UsuńA droga wskazana przez panią psycholog, okazała się słuszna. Dawała nam miesiąc i tydzień na zmianę zachowań, a my po zaledwie kilku dniach widzimy poprawę.
Dziękuję za wsparcie
Uściski
Wszystko poukłada się pozytywnie, potrzebujecie tylko czasu...:)
OdpowiedzUsuńJa też mam wrażenie, że Tygrys jest z Wami od zawsze :).
Trzymajcie się cieplutko :)
Sami mamy nadzieję, że z czasem nam się w głowach poukłada, a co najważniejsze, że Tygrys w pełni zaakceptuje nową sytuację i nowe miejsce. Na szczęście za 2 może 3 lata będzie już bardziej świadomy zmian, więc będzie łatwiej.
UsuńBuziaki
Ja również po mojej przeprowadzce mam nadal kartony ... i chociaż jest to większe mieszkanie i tak wydaje mi się że tam miałam więcej szafek .. Będzie dobrze poukłada się wszystko :)
OdpowiedzUsuńNie może być inaczej :)
UsuńMy tych kartonów nawet nie ruszamy. Stoją sobie na górze i nam nie przeszkadzają. Za to po kolejnej przeprowadzce będzie gorzej, bo przeprowadzimy się z wielkiego domu do naszego, znacznie mniejszego :) Ale już planuję szafki/szafy/schowki, bo lubię uporządkowaną przestrzeń.
Dacie radę ze wszystkim :*
OdpowiedzUsuńPewnie, że damy. Nie może być inaczej :)
UsuńJeju, nie wiem co takiego wyprawial Tygrysek, ale brzmi powaznie! Ciesze sie, ze pani psycholog utwierdzila Was, ze instynkt dobrze Was prowadzil. :)
OdpowiedzUsuńA zmiany... Coz, sama za nimi nie przepadam. Przywiazuje sie do miejsc, rzeczy... Kiedy sprzedawalam wszystkie moje trzy samochody, chcialo mi sie plakac. Kiedy kilka lat temu byla szansa na sprzedaz domu (w koncu to nie wypalilo), chodzilam jak struta, bo kazdy kacik budzil wspomnienia... ;) Nie dziwie sie wiec ani Wam, ani tym bardziej Tygrysowi...
Po tym naszym spotkaniu, chętnie spotykałabym się z tą panią nawet co miesiąc. Tak na rozmowę. Po prostu :) A jej wskazówki przynoszą efekty. Choć raz jest lepiej, raz gorzej, ale widzimy światełko w tunelu.
UsuńPrzeprowadzka jest dużym stresem, ale wierzę że z każdym dniem będzie tylko lepiej.
I to uczucie, że maluch jest z Wami od zawsze jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńNarobiłam zaległości w lekturze i bardzo się cieszę, że jednak te środki farmakologiczne nie były Tygryskowi potrzebne ! Dobrze, że Wasze obawy okazały się jednak nieco na wyrost - ale zawsze lepiej się skonsultować i upewnić, niż potem żałować, że się coś zaniedbało.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nowe miejsce - na pewno po prostu potrzebujecie czasu, żeby się przyzwyczaić, przestać tęsknić za dawnym mieszkaniem, ogarnąć nową rzeczywistość. Zobaczysz, że z dnia na dzień będzie już tylko lepiej ! :)
Myślę, że bez konsultacji dalej trwalibyśmy w tym błędnym kole ze szkodą dla wszystkich, a ścieżka wskazana przez psycholog przynosi efekty.
UsuńZ każdym dniem faktycznie jest lepiej. I tak naprawdę co chwilę dostajemy znaki, że obrana droga, jest tą właściwą.
Cieszę się, że spotkaliście tak fajnego psychologa, który utwierdził Was w ..Was;) Wiedziałam, że intuicja Was nie zawiedzie;) Z ciekawości w wolnej chwili poproszę o listę lektur.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mieszkanie poza miastem - mieszkałam w Londynie, teraz w wioseczce na odludziu, nie znam sąsiadów, samochód przed domem może jeden dziennie przejedzie. I nie zamieniłabym tego na nic innego! Na muchy są siatki w oknach, ale nic nie zastąpi małym stópkom spaceru na bosaka po trawie, własnego placu zabaw...jeśli kiedyś będziesz chciała zobaczyć, jak się ma otwarta kuchnia do całej reszty- zapraszam;)
Mieliśmy do wyboru dwa miejsca. Intuicyjnie wybraliśmy jedno i to był strzał w dziesiątkę. Chętnie spotykałabym się z tą kobietką częściej. Tak po prostu, coby porozmawiać o naszym Urwisie :)
UsuńWłasne podwórko to z pewnością zaleta. Zresztą widzieliśmy, z jaką radością zasuwał dziś Tygrys wokół domu ze swoimi kuzynami. Mimo to nadal tęsknimy za miastem. Dobrze nam tam było. Ale wiem, że to minie. A z zaproszenia z przyjemnością kiedyś skorzystamy. Dziękujemy.
A książeczki polecone są autorstwa Isabelle Filliozat. Już do nas idą.
Czasem warto skorzystać z pomocy specjalisty. Po to on jest, choć nam się czasem wydaje, że niby wszystko wiemy ;) Ciekawa jestem jakie książki Wam poleciła.
OdpowiedzUsuńPowoli przyzwyczaicie się do nowego miejsca. Zmiany na początku bywają trudne.
A ten czas tak szybko mija...Zdaje się, że dopiero co czytałam o tym, że zadzwonił do Was ten telefon a tu już tyle czasu minęło :)
Uściski;*
Nawet jeśli dużo wiemy, to czasem warto, żeby ktoś z boku spojrzał na nas i coś podpowiedział.
UsuńAga przyzwyczajamy się. Z każdym dniem jest coraz lepiej. Dziś mieliśmy pierwszą wizytę w nowym domu. Szaleństwo. Ale ku naszemu ogromnemu zdziwieniu Tygrys nie płakał i tylko raz na jakiś czas nas potrzebował. Jak ta zmiana spowoduje kolejne pozytywne w Młodym, jestem za :)
Przeczytałam oba posty. Wyobrażam sobie ile Was to kosztowało emocji, ale cieszę się jednocześnie, że trafiliście na tak fachową pomoc. Zawsze warto jej szukać. Razem na pewno wypracujecie to, co pomoże Tygrysowi i Wam również.
OdpowiedzUsuńPowodzenia, Kochani!
Zmiana jest wyraźna. I w Tygrysie i w nas, choć nie minął jeszcze tydzień, a sama psycholog dawała nam miesiąc i tydzień :)
UsuńDziękujemy, z takim wsparciem damy radę.
Kochana bardzo dobrze że poszłaś po poradę, jak swego czasu ja szłam, to ode mnie wszyscy pukali się w czoło a ja wiedziałam że muszę z kimś skonfrontować, popytać... Pomoc otworzy ci głowę, weźmiesz z tego to, co u was działa i nie bój się brać tego co działa a odrzucać/odkładać to, czego nie czujesz. I zobaczysz będzie lepiej, będzie jaśniej, będzie bardziej zrozumiało. ściskam was.
OdpowiedzUsuńJa żałuję, że już dawno nie umówiłam nas na takie spotkanie. Naprawdę dużo nam dało. Pozwoliło spojrzeć inaczej na Tygrysa, Jego zachowania, ale też na nas. I rzeczywiście jest jakby jaśniej :)
UsuńSuper - ogromne zmiany :) powodzenia. Jestem zdania że jeżeli mamy możliwość skorzystać z pomocy to zawsze trzeba z niej korzystać :0
OdpowiedzUsuńW końcu po to są specjaliści.
UsuńFajnie, że trafiliście na dobrego psychologa. Ja też zabrałam Myszkę jakieś 2 lata temu na wizytę u specjalisty, ale byłam bardzo niezadowolona.
OdpowiedzUsuńWszystko sprowadza się do tego, na kogo trafimy. Nam Pani podpasowała. Także mentalnie i chętnie wracalibyśmy do niej tak po prostu, na rozmowy o Tygrysie, bez szczególnej potrzeby.
Usuń