czwartek, 4 sierpnia 2016

Nasze (nie nasze) M2 i urlop na finiszu

Dziś pozytywne doniesienia z frontu budowlanego. Będziemy mieli za co wybudować dom, przynajmniej w stanie surowym. Udało nam się znaleźć kupca na mieszkanie. Choć tak naprawdę jakoś specjalnie nie zaczęliśmy go szukać.

Jedno spotkanie, jedna rozmowa, moja córka chce kupić, a moja sprzedać i tak zaliczka pracuje już na lokacie. Teraz czekamy do października na podpisanie umowy. Oby nic się nie zmieniło, zwłaszcza że nabywca jest z tych tzw. szytych, bitych, na klej branych. Zabezpieczyliśmy się, więc nie powinno się nic wydarzyć. Zostawiamy praktycznie wszystko. Meble, sprzęty. I tak nie będzie ich gdzie przechować. Są robione pod wymiar, więc raczej nam się nie przydadzą. Poza tym nie wyobrażam sobie ściągania ich z 3 piętra. Być może będziemy żałowali, jak nie będzie za co wykończyć domu, ale chyba wolę urządzać go na nowo, powoli.

Przed nami pakowanie (za chwilę), sprzątnie i urządzanie nowego miejsca na najbliższe miesiące, a raczej lata (choć mam nadzieję, że na dwóch się skończy). I znowu jest w nas niezła mieszanina emocji. Jesteśmy zadowoleni, że poszło tak szybko i w sensowniej cenie.  Mamy też w sobie spokój. Pierwszy raz zmiany w naszym życiu następują bez większych problemów (oby tak dalej). Nie musimy walczyć, spinać się. Mamy w sobie przekonanie, że to jest ten moment, najlepszy dla nas. Mimo to jest trochę smutku. W końcu żyliśmy tu przez ostatnich 7 lat. To było (jeszcze jest) nasze pierwsze mieszkanie, długo wyczekiwany azyl. Zrobiliśmy potężny remont, urządzając je po swojemu, dopieszczając każdy szczegół. Tutaj czekaliśmy na Dziecko, szykując pokoik dla małego Lokatora. Teraz przyjdzie się z nim rozstać, ale nie stoimy w miejscu, trzeba iść do przodu. Musimy tylko (jak w każdym ważnym momencie życia) zmierzyć się ze złymi emocjami ze strony bliskiej nam osoby, eksperta w każdej dziedzinie, rynku nieruchomości też. Jakie to jest przykre, że można przeżyć blisko 40 lat swego życia i nigdy w decydujących chwilach,  nie usłyszeć: Dziecko cieszę się, jestem z Tobą. Nie mogę zrozumieć, jak można niszczyć własne dziecko i burzyć szczęście „złotymi” radami i własnymi (zwykle nieuzasadnionymi) obawami. Trochę nas to kosztuje, nie dajemy się, ale choć raz chciałabym po prostu się cieszyć, bez całej tej złej otoczki. Może kiedyś będzie mi dane, choć osoba jest niereformowalna i żadne argumenty do niej nie trafiają, nawet te, że krzywdzi własne dziecko.

Żeby nie było tak pesymistycznie… Zbliżamy się do końca urlopu, choć to akurat zbyt budujące nie jest :) Mimo to, za nami cudny, bo wspólny czas. Co prawda Tygrys nie ułatwiał nam życia, bo akurat w te dni (jak nigdy) urządzał sobie drzemki 2-3 godzinne, ale mimo to udało nam się spędzić dość aktywny urlop. Mimo porządnego dotlenienia udało mi się wygospodarować czas na lektury. Jak aura nie dopisywała szukaliśmy idealnej sali zabaw, ale bezskutecznie. Na szczęście Tygrysowi wiele do szczęścia nie trzeba i każde tego typu miejsce przypadło Mu do gustu. Ważne, żeby były auta, jakiekolwiek. Duże jeździki wolał prowadzać, bo samodzielnie poruszał się jedynie w tył. Dziś urządziliśmy sobie krótką przejażdżkę pociągiem. Do najbliższej stacji. Chcieliśmy sprawdzić, jak Tygrys zniesie podróż, bo znając jego stosunek do wszelkich nowości, mogło być różnie. Bezprzedziałowy wagon ułatwił sytuację i Tygrys był prze-szczęśliwy. Co chwilę pokazywał coś za oknem, tłumaczył, oczywiście gdyby mógł rozebrałby na części cały przedział. 

Za to autem zjeździliśmy kawał okolicy. Odwiedziliśmy miejsca, które bardzo lubimy z Tatatu. A że zwierząt w nich nie brakowało, to i Tygrysowi również przypadły do gustu.  W związku z tym postanowiliśmy się nieco ujawnić. Swoich twarzyczek co prawda nie opublikujemy, ale za kilka, może kilkanaście dni, podzielimy się urokami naszej okolicy. Kochamy góry, morze, jeziora, ale żyjemy w równie pięknym miejscu i szkoda zatrzymać dla siebie takie okoliczności przyrody. A więc do zaczytania… 

14 komentarzy:

  1. A wiec czekamy na relacje z okolicy😃 cieszę sie ze tak sprawnie ida sprawy mieszkaniowe😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namawiam Męża, żeby coś skrobnął. Zdjęcia już przebrane.
      A dziś zaczęliśmy przeprowadzkę. 6 pudeł książek wyjechało, a to jeszcze nie koniec. Do obojga chyba wreszcie dotarło, że i za chwilę my stąd wyjedziemy.

      Usuń
    2. I jakie w związku z tym odczucia? Nutka żalu, świadomość, że pewnie etap w życiu zamykacie, czy przeważa ekscytacja przed tym kolejnym?

      Cieszę się, że wszystko tak sprawnie idzie. To jakby znak, że tak po prostu ma być. Niech wszystko dalej tak się płynnie odbywa.

      Ja też lada moment kończę urlop. I niestety trochę z żalem myślę o poniedziałku...
      Buziaki

      Usuń
    3. Na tym etapie przeważa żal. W końcu tyle wspomnień wiąże się z tym mieszkanie. Ekscytacji na razie brak, bo to co przed nami póki co jest dość odległe i abstrakcyjne. Może jak wreszcie architekt się odezwie pojawi się radość.
      My też w poniedziałek ruszamy do pracy, wiec doskonale Cię rozumiem. Oby powrót był jak najmniej bezbolesny.
      Uściski

      Usuń
  2. Cieszę się, że wszystko dobrze się zaczyna układać. Będziecie mieli swoje nowe miejsce na ziemi. Od nowa je sobie urządzicie. Będzie przy tym na pewno i trochę nerwów, ale i ile szczęścia :)
    Fajnie, że urlop udany. Niecierpliwie czekam na relację zdjęciową.

    Uściski i miłego nadchodzącego weekendu Wam życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że miejsca, o których napiszemy sama znasz doskonale :)
      I Wam spokojnego weekendu

      Usuń
  3. Super! Cieszę się razem z Wami, że wszystko idzie tak gładko.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie ! Bardzo się cieszę, ze wszystko do tej pory idzie Wam tak z górki - i oby tak już pozostało! Z drugiej strony doskonale rozumiem żal przed opuszczaniem dotychczasowego miejsca, bo sami też często mamy ochotę wynieść się z naszego mieszkania, gdzie pieprz rośnie - ale szkoda nam całej włożonej w nie pracy, energii, pieniędzy i wszystkich wspomnień, które się z nim wiążą. Czekam na relacje z dalszych postępów budowlano-remontowych i życzę, by faktycznie w ciągu tych planowanych dwóch lat udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze Was rozumiem. Póki co to raczej przepełnia nas smutek i sentymenty. A do tego ciągła myśl - jak my to wszystko ogarniam tzn. przeprowadzkę. Niby tylko 7 lat, ale nieźle się człowiek opierzył. Wiem też, że ten żal minie. To już nie pierwsza nasza przeprowadzka i nie ostatnia. Choć mam nadzieję, że przedostatnia.
      Buziaki

      Usuń
  5. Przed Wami nowa przygoda, ale kiedy usiądziecie na kanapie we własnym domu, nie będzie już miał znaczenia czas, a i emocje będą ewaluowały - ekscytacja, radość i spokój wezmą górę. Teraz dominuje żal, wiem. Sama jestem sentymentalna, do tego przywiązuję się do miejsc. Jednak własny dom, to jak mówi mój mąż "swój kawałek świata, punkt na mapie".
    Za same powodzenia trzymam kciuki.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko nadzieję, że to będzie przygoda, w której będą dominowały pozytywne wrażenia :) I ten czas budowy, urządzania szybko minie. A przed nami kolejne pakowanie i urządzanie gniazdka na najbliższe miesiące. Podejrzewam, że nie zdążę wszystkiego rozpakować i przyjdzie czas kolejnej przeprowadzki. A będziemy teraz również mieszkać w domku, więc przekonamy się, co przed nami. Obyśmy nie zmienili zdania :) Jakby nie patrzeć blok (mimo wielu minusów) to jednak wygoda.
      Serdeczności

      Usuń
  6. Dotlenienie i czas na lektury to najlepszy sposób na urlop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) Już dawno nie miałam siły albo czasu na książki. A tu mam dwie i kawałek trzecie za sobą .

      Usuń