Od kilku tygodni wyczekiwaliśmy
urlopu i nareszcie jest. Zostajemy w domu, bo wiadomo, że wszystkie moce,
zwłaszcza finansowe przez najbliższe lata,
podporządkowane będą budowie. Ale dalecy jesteśmy od marudzenia. Wyznajemy
zasadę, że to, co dzieje się w naszym życiu, jest konsekwencją naszych wyborów.
Także nie żalimy się na urlop na miejscu, tylko szukamy sposobów, żeby te
wspólne dni były miłe i dla nas i dla Tygrysa.
Odpoczynek rozpoczęliśmy niesamowitym koncertem. Takim,
jak lubimy – kameralnym, z dobrą muzyką, ale i tekstem. Za nami dwie i pół
godziny wrażeń i różnych emocji. Od łzy spływającej ukradkiem po policzku, do
potężnej dawki śmiechu. A wszystko dzięki Robertowi Kasprzyckiemu. Mistrzowi
dźwięku, aranżacji, słowa, humoru. Koncert, a może raczej spotkanie, z tych, co
na długo zapadają w pamięci. Do dziś nie wychodzi mi z głowy piosenka Trzymaj się wiatru kochana… Zaskoczyła
mnie tylko frekwencja na widowni. Spodziewałam się osób w naszym wieku, czyli
około rocznika 1980. Tymczasem średnia wieku była wyższa, tak około 50. Także
jeszcze wszystko przed nami :) Taki czas, tylko dla nas, bez rozmów o
Dziecięciu, bez zamartwiania się o Nie, był nam bardzo potrzebny. Mało tego
zostawiliśmy Potomka na całą noc u Dziadków/Rodziców. Pierwszy raz. Nie było
łatwo, oczywiście dla mnie, bo Tygrys niespecjalnie się przejął. Zrobił nam pa
pa i tyle go widzieliśmy. Wiedzieliśmy, że krzywda Mu się nie dzieje, więc
mogliśmy skupić się na sobie. Tak w 100 %. Pierwszy raz od 17 miesięcy. Późna
godzina koncertu tylko sprzyjała, bo zadzwonić mogłam dopiero rano. Wrażenia artystyczne
poniosły nas na wieczorny spacer ulicami (jeszcze naszego) miasta. A potem
wróciliśmy do domu i nuciliśmy Wystarczy
tylko zamknąć drzwi, wyrzucić zbędny klucz by wreszcie móc się wyspać :) Oczywiście
oko otworzyłam o 6.22, ale z łoża zeszliśmy około 9.00. I powiem szczerze, że
tego ranka tęsknota za Tygrysem jakoś mi minęła. Oczywiście na chwilę, bo z
radością kilka godzin później odebraliśmy Szkraba od Dziadków.
Niedzielę spędziliśmy z drugimi
Dziadkami. I tu szok. Tygrysiątko pierwszy raz od wielu miesięcy nie
histeryzowało na widok Dziadka. Do tej pory nie było mowy o przebywaniu w
jednym pomieszczeniu, ba.. pod jednym niebem. Co prawda na widok bloku, klatki
i mieszkania był ryk, ale chyba Chłopak był bardzo głodny, bo na widok jedzenia
się uspokoił. Dziadek pozwolił zjeść Mu zupę w odosobnieniu, ale drugie zdanie
jedliśmy spokojnie przy jednym stole. A jak Dziadzia przyniósł borówki, to był
już cały Tygrysa. Na spacerze szedł z obojgiem za rękę. Dał buziaka na
pożegnanie. Ten stan nie utrzymał się zbyt długo. W tygodniu co prawda nie
płakał na dzień dobry przy spotkaniu, spacerował za rękę, ale jak złapał focha,
Dziadek musiał się ewakuować.
Kolejną dawkę wzruszeń przyniosło
niedzielne popołudnie i uroczystości diecezjalne ŚDM. Młodzi, radośni, wolni
ludzie z różnych, bardzo odległych zakątków świata, których połączył Chrystus. Patrząc
na nich przywoływałam wspomnienia sprzed lat i mnie tak samo radosną i wolną.
Co prawda nadal taka pozostałam, ale wiadomo, że dorosłe życie niesie ze sobą
trochę trosk i zamartwiania o codzienność. Ale nie dajemy się… Nie doczekaliśmy
koncertu podsumowującego ten czas w diecezji, w którym miała śpiewać
Ciocia/Przyjaciółka, ale obejrzeliśmy prezentację różnych narodów i nawet
Tygrysiątku ta radosna atmosfera się udzieliła. Tańczył u Taty na rękach, bił
brawo. Przy afrykańskich rytmach trudno było nie popląsać. A teraz wzruszamy
się przyjazdem Ojca Świętego. Dziś sporo czasu spędziliśmy przy telewizorze, bo
śledziliśmy pierwsze godziny Franciszka w Polsce. Na szczęście Tygrys zbyt
mocno nie protestował. Oby przez kolejne dni też trzymał fason.
Póki co pogoda nam dopisuje, aż za
bardzo :) Szlifujemy kolejowe perony w oczekiwaniu na pociągi. Wymyślamy
Tygrysowi atrakcje. Wodne malowanki. Farby. Pieczątki. Wielkie banie (te
sprawiają chyba nam więcej radości). A i tak największym powodzeniem niezmiennie
cieszą się place zabaw (poznajmy coraz to nowe) i zdobywanie kolejnych
(najlepiej coraz wyższych) drabinek/zjeżdżalni. I jeszcze piłka. Staramy się, a
Chłopak sam wynajduje sobie atrakcyjne zajęcia, np. wczoraj spodobało Mu się zbieranie
i zgniatanie mirabelek.
czyli intensywnie i wspólnie to najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńPewnie, jak sie chce, mozna urlop spedzic wspaniale, nawet nie wyjezdzajac z miasta! ;) Bawcie sie dobrze!
OdpowiedzUsuńStaramy się. Póki co jesteśmy zadowoleni.
UsuńNie ważne gdzie ważne, że razem. My kilka razy zastanawialiśmy się nad budową domu, ale właśnie odstraszał nas późniejszy brak finansów na podróże.
OdpowiedzUsuńKorzystamy z wspólnych chwil, których na co dzień (tj. jak jesteśmy w pracy) jest tak mało.
UsuńCo do budowy... Wszystko zależy od sytuacji, pomysłu na życie. Nas męczyły już codzienne podróże do pracy.
Nie ważne są miejsca ważni są ludzie, z którymi spędzamy czas:) My też ostatni tydzień spędziliśmy na obchodach ŚDM w naszym mieście. Piękne wydarzenie i bardzo radośni ludzie wokół!
OdpowiedzUsuńPiękny to czas. Cieszymy się, że właśnie w tym momencie wyszedł nam urlop.
UsuńWiesz, nie zawsze trzeba gdzies wyjechać by spędzić miło czas, ważne, że spędzacie go rodzinnie :)
OdpowiedzUsuńTaki koncert, super sprawa!
Co do dziadka, może Tygrysek się przyzwycził lub dorósł? Ważne, że jest dobrze :)
Jak tylko zobaczyłam informację o koncercie od razu wysłałam Męża po bilety. Byliśmy bardzo zadowoleni. Niezapomniane chwile za nami.
UsuńTe dni mimo, że na miejscu są dość intensywne i wymagają niezłej logistyki, żeby wpasować się w godziny posiłków czy drzemki, ale dajemy radę :)
Oby ten stan z Dziadkiem się utrzymał, choć w przypadku Tygrysa różnie to może być.
o nie.... też się kręce przy śdm, mogliśmy się spotkać
OdpowiedzUsuńzmylil mnie ten koncert:D
UsuńZ przyjemnością byśmy się spotkali, ale mamy do Was kilkaset kilometrów. Korzystaliśmy ze ŚDM w diecezji.
UsuńDobrze Was rozumiem.
OdpowiedzUsuńJa od czterech lat od kiedy rozpoczęliśmy budowę nigdzie daleko nie wyjeżdżaliśmy, ale mam nadzieję, ze za rok to się zmieni. Zbliżamy się już ku końcowi.
Pozdrawiam
To kibicuję Wam z całego serca, żeby wszystko poszło zgodnie z planem i żebyście mogli wreszcie wyjechać. A my będziemy korzystać z uroków okolicy.
UsuńUściski
Dziękuję. ☺Uroki najbliższych okolic też mogą być piękne. My też je odkrywaliśmy. ☺
UsuńJesteście znakomitym przykładem na to, że wcale nie trzeba gdzieś daleko wyjeżdżać, żeby spędzić czas aktywnie, ciekawie i inspirująco. Czasami pędzimy za jakimiś atrakcjami położonymi na drugim końcu świata - a nie dostrzegamy tych, które są tuż obok, w zasięgu ręki. Na szczęście Wam się to niezmiennie udaje :)
OdpowiedzUsuńStaramy się. Nie spodziewałam się, że urlop w domu może być tak męczący i to nie z powodu zasiedzenia. Choć przyszły tydzień będzie nie lada wyzwaniem, bo prognozy nie są zbyt optymistyczne. Zresztą w tej chwili zaczęło lać.
UsuńNie ważne gdzie, ważne ze razem :)
OdpowiedzUsuńJa trochę ubolewam nad brakiem wspólnego czasu wolnego. Mój M teraz ma wolne bo ja na 2 tyg musialam wrócić do pracy wiec on siedzi z Maleńka i razem spędzają ten jego wakacyjny czas :)
Taki czas Córci i Taty jest ważny, choć wiem jak bardzo chciałabyś być z Nimi. U nas póki, co nie było problemu ze wspólnym urlopem, ale gdybyśmy musieli wziąć więcej (a nie będzie na to czasu) wolnych dni, niż te 10, pewnie nie byłoby tak łatwo.
Usuń