Mija rok odkąd jestem w domu i wstyd
się przyznać, ale przez ten czas nie zrobiłam ani jednego ściegu w książeczce,
którą szykowałam, jak się okazało dla naszego Synka. Wieczory przestały być już
tak długie. Poza tym bałam się, że gdzieś zostawię igłę, albo jakieś drobne
elementy. Ale pomyślałam, że może, jak zacznę pokazywać raz jeszcze książeczkę,
to się zmobilizuję i wrócę do tworzenia.
Raz jeszcze, bo część stron pojawiła
się już na poprzednim blogu. Szkoda, żeby tam zostały. Może nasza książka
stanie się dla kogoś inspiracją. Sama, jak zobaczyłam quiet book w sieci to przepadłam.
Zapragnęłam ją zrobić dla naszego Maluszka. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to
będzie Synek i tworzyłam strony, które będą cieszyć zarówno dziewczynkę, jak i
chłopaka. Teraz mogę skupić się na pasjach Tygrysa. A szycie książeczki było
świetnym sposobem na umilenie oczekiwania na telefon.
Kilka postów powtórzy się z
poprzedniego bloga. Z góry przepraszam jego czytelników, ale obiecuję też nowe
strony, których nie zdążyliśmy pokazać na bocianie. I mam nadzieję, że wreszcie
igła pójdzie w ruch i będę mogła pochwalić się zupełnie świeżymi. A… i
pióro/klawiatura Tatatu, bo stronom towarzyszą wierszyki Jego autorstwa.
Kilka słów o samej książeczce.
Quiet book to materiałowa książeczka
wykonana z kolorowych tkanin o różnych fakturach. Na każdej stronie znajdują
się zadania wykorzystujące guziki, wstążeczki, rzepy, napy, czyli wszystko to,
co małe rączki lubią najbardziej.
Skąd nazwa? Podobno wymyślili ją
rodzice, którzy zauważyli, że kiedy dzieci zasiadają do zabawy z QB to w domu
zapanowuje cisza. Trudno mi się z ty zgodzić. Wystarczy posłuchać mojego Męża,
kiedy daję mu kolejne strony do testowania. Uwierzcie mi, słyszę wtedy
przeróżne, wręcz zaskakujące dźwięki i z pewnością nie jest to cisza. W związku
z tym trudno mi sobie wyobrazić, że w przypadku dziecka będzie inaczej. Na
stronach rosyjskich książeczka określana jest jako edukacyjna. Co prawda jest
formą nauki przez zabawę, ale wolałabym inne określenie. To jest zbyt poważne i
od razu narzuca odpowiednie skojarzenia. Może kiedyś jakieś polskie dziecko wymyśli
fajną nazwę.
Swoją przygodę z QB zaczęłam od
szukania pomysłów. Na szczęście w sieci jest mnóstwo pomysłów i inspiracji,
głównie na stronach anglojęzycznych i rosyjskich. Później szukałam materiałów.
Stanęło na tym, że podkład robię z tkaniny w jednolitym kolorze, a pozostałe
elementy z filcu, który ma to do siebie, że jest przyjemny w dotyku, ma bogatą
kolorystykę, grubość, a przede wszystkim się nie „siepie”. Wreszcie zabrałam
się za szycie. Wszystko szyję ręcznie. Pracę utrudnia mi mój perfekcjonizm.
Przecież dla dziecka mało istotne będzie
czy ścieg jest prosty czy nie. Cierpię jak widzę odwrotną stronę, na której
ścieg za igłą, nie wygląda tak ładnie. Na szczęście większość będzie
niewidoczna po zszyciu stron, a widocznymi nie będę się chwalić.
Bez maszyny do szycia tak do końca
nie da rady. Maszynowo Mama łączy mi dwie kolejne strony lamówką. Ręcznie
byłoby to trudne i czasochłonne. Zadanie Mamy to też okładka, na którą
przygotuję jakieś aplikacje. Już teraz mogę dodać na okładkę imię Tygrysa. Swój
udział ma również Mąż. Poza dobieraniem kolorów, robi oczka w kolejnych
stronach za pomocą zestawu kaletniczego. Oczka posłużą do włożenia w nie kółek,
takich jak w segregatorze, do połączenia kolejnych stron. To jeden z pomysłów.
Strony można po prostu zszywać ze sobą, ale pomysł z kółkami na ten moment
wydaje mi się fajniejszy, bo strony można dowolnie przekładać i dodawać
kolejne.
Kolejne strony naszej książeczki
wypełniają różne zwierzaki. Teraz na pewno pojawią się pojazdy. Na pierwszy
ogień pójdzie koparka. Wykorzystuję gotowe szablony ze stron internetowych,
modyfikuję je albo czerpię z głowy. A pomysłów jest masa. Jedyne ograniczenia –
to czas i zaopatrzenie sklepów. Niby sporo już jest różnych materiałów
kreatywnych, ale okazuje się, że niektóre w naszych sklepach trudno jest
znaleźć.
Zachęcam wszystkie Mamy (i Tatusiów
też) do stworzenia takiej książeczki dla swoich pociech. To naprawdę nic
trudnego, przynajmniej dla osoby, która potrafi przyszyć guzik. Sama trzymałam igłę
w ręce dawno temu, kiedy szyłam ubranka dla lalki Barbie. Muszę przyznać, że
efekt był całkiem niezły, może poza spodniami, których nogawki zszyłam tak, że
jedna wyszła po lewej, a druga po prawej stronie. Ale to jednorazowy wypadek z
początków mojej „krawieckiej” drogi. Oczywiście, moja Mamusia – chomiczek,
trzyma jeszcze te ubranka. Może się kiedyś przydadzą :)
I tak zaczął się dla nas miesiąc rocznic. Okazuje się, że książkę zaczęłam
szykować w lutym dwa lata temu. Ten sam miesiąc, rok później zmienił nasze
życie. Za chwilę świętujemy rocznicę telefonu, pierwszego spotkania i tak długo
oczekiwanych wspólnych chwil w domu. To może czas na stronę z tortem :)
może :) może właśnie czas na stronę z tortem :)
OdpowiedzUsuńHeh.. kiedys też zastanawiałamsię nad zrobieniem takiej ksiażeckzi, ale Baki rosły,... i rosly.. i teraz tojuż bym musiałą się niezłą kreatywnością wykazać, żeby stworzyć coś w sam raz do ich wieku :)
Teraz kończę stronę ze skarpetkami. Później koparka, ale tort też jest zaplanowany.
UsuńGenialna :) kończ ją szybciutko, kończ, choćby z okazji tylu rocznic :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Stopniowo będę się chwaliła kolejnymi stronami. Prędko to nie skończę. Nad jedną stronę, zanim pojawił się Tygrys pracowałam kilkanaście dni. Teraz będzie trudniej. Ale przetestowałam książkę na 3-letniej siostrzenicy i miała świetną zabawę. Także mam jeszcze trochę czasu. Poza tym przez to, że okładka będzie na kółkach, część bezpiecznych stron będzie można dać Tygrysowi, jak tylko z Babcia stworzy okładkę.
UsuńPowodzenia w tworzeniu kolejnych stron - oby Tygrys okazał się dla Ciebie dość łaskawy i pozwolił coś ukończyć od czasu do czasu ;)Czekam niecierpliwie na efekty !
OdpowiedzUsuńPozostają tylko wieczory, choć i te stają się coraz krótsze, bo Tygrys zmienia Swój plan dnia. Ale słowo się rzekło/napisało, więc czas zabrać się do roboty :)
UsuńPiękne są takie książeczki. Kiedyś też się zastanawiałam nad zrobieniem takowej ale ja i maszyna chyba się razem nie lubimy:)
OdpowiedzUsuńElu, maszyna nie jest potrzebna. A podejrzewam, że przy Swoich pięknych pracach nie raz używałaś igły, więc dałabyś radę. Przy Twojej wyobraźni to by było Coś.
UsuńCzekam na końcowy efekt :)
OdpowiedzUsuńTaka książeczka to super pomysl ale trzeba mieć w sobie 'to cos' żeby taka stworzyć.
Buziaki :*
Ja jestem odtwórcza i daję radę. Internet daje gotowe szablony. Wystarczy wydrukować i działać.
UsuńBuźka
Świetne są takie książeczki, ale trzeba mieć dużo zdolności i cierpliwości aby je wykonać
OdpowiedzUsuńCierpliwości na pewno. Przy minimum zdolności i kopalni pomysłów, jaką jest internet można wiele zrobić.
Usuń