Szare grudniowe niedzielne popołudnie. Chłopcy na górze grają w Minecrafta. Króliś odpoczywa w kąciku przy oknie. Lampki choinkowe rzucają blask na ścianę. W tle wybrzmiewają moje ulubione "Kolędy świata". Może uda mi się namówić Tatę Tygrysa na rozpalenie kozy. Po trudnych porannych Tygrysich emocjach, cudowny spokój. Idealny by nadrobić zaległości, już ponad roczne. Czy jest to możliwe? Emocji, które nam towarzyszyły oddać się nie da, ale chociaż tak w skrócie, miesiąc po miesiącu, co się wydarzyło. A działo się sporo. Chwil pięknych, ale i trudnych. Na początek końcówka 2023 roku.
Październik, minionego roku (jesteśmy w 2023 roku) rozpoczęliśmy meczem Jagielloni. Tygrys, mimo że Jego kibicowskie serce jest nad Wisłą, przekonał się do lokalnej drużyny, szczególnie po majowym mistrzostwie Polski. W aktualnie trwającym sezonie opuścił tylko pojedyncze mecze. Podziwiam Chłopaków, bo niektóre miały miejsce w środku tygodnia w godzinach naprawdę późnych. Ja byłam tylko na tym październikowym. Dla mnie za głośno, za dużo ludzi, a przede wszystkim za zimno. Miałam więc sporo czasu dla siebie.
Miniony rok to również czas "walki" o dobrostan Tygrysa i naszej rodziny. Wspominałam już chyba o poradni Item w Żywcu, bo w Tata Tygrysa dotarł tam już wcześniej. Jesienią i ja mogłam uczestniczyć w kursach dla rodziców adopcyjnych, które naprawdę dużo nam dały. Nie będzie to na wyrost, jak napiszę, że zmieniły życie naszej rodziny. Choć był to trudny czas. Sporo łez się polało. Jeszcze więcej musieliśmy zmienić w naszym podejściu. Trochę pogrzebać, przeboleć i przebaczyć. Ale po latach obijania się o różnej maści specjalistów, trafiliśmy na kogoś kto po prostu wie.
A że w miejscu nie potrafię wysiedzieć, ruszyliśmy do Lublina. Poszwędaliśmy się po starym mieście, po muzeach. Udało nam się zobaczyć wystawę Łempickiej, ale jeszcze bardziej cieszyłam się z wystawy dla dzieci opartej na jednej z moich ulubionych serii książkowych o uczuciach Tiny Oziewicz. Świetna ekspozycja, oddziałująca na niemal wszystkie zmysły (i dzieci i dorosłych); szkoda, że w mało przyjemnym miejscu.
Listopad to urodziny Tygrysa. Świętowaliśmy podwójnie. W gronie kolegów i rodziny. Dwa torty oczywiście w wydaniu piłkarskim. Dla chłopaków przygotowałam grę. Obawiałam się, że Synek się wkurzy, bo może to obciach, ale okazało się, że Chłopaki dobrze się bawili, wręcz upominali o więcej.
I przyszedł grudzień, ten zawsze wyczekiwany miesiąc w roku. I Adwent przygotowujący nas do Świąt Bożego Narodzenia. Zdarzyło się nawet trochę śniegu. Nie mogło zabraknąć świec, choinki, pierników i kolęd. Piękny czas. Dokładnie taki, jaki przeżywany teraz. Obecny grudzień zostawię na osobny wpis z mocnym postanowieniem systematyczności. Ale zanim to miesiące go poprzedzające.
Pamiętam, że bardzo czekałam na koniec tamtego roku. Jak zawsze z nadzieją, że następny będzie spokojniejszy, wolniejszy, że kalendarz się poluzuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak naiwnie, bo z dniem 1 stycznia nie za dużo się zmieniło, choć chwilę zwolnienia mieliśmy, ale wolelibyśmy, żeby wyglądała inaczej. O tym w następnym wpisie.
Czekam na Twoje wpisy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę pięknego i łaskawego dla Was, Nowego Roku!