czwartek, 10 listopada 2022

Spełnione marzenie

Od kilku tygodni Tygrys odlicza dni w kalendarzu. Do czego? Wiadomo... do urodzin. Tegoroczne świętowanie będzie nieco inne od lat poprzednich. Ze względu na nagromadzenie moich zjazdów w listopadzie nie jesteśmy w stanie przygotować imprezy rodzinnej. Uradziliśmy, że w ramach świętowania Tygrys z torcikiem pojedzie do dziadków białostockich przy okazji odbierając mnie z uczelni (słabe mam połączenia w sobotę), a w niedzielę zaprosimy na kolację dziadków miejscowych oraz Chrzestną z rodziną. Tygrys świadomie zrezygnował z imprezki dla kolegów na rzecz wspólnego wyjazdu do ukochanego Krakowa. W sumie taki prezent dla nas wszystkich, wszak mamy urodziny dzień po dniu, a Tata skorzysta. Ale dziś o najważniejszym prezencie. Wymarzonym, który pojawił się u nas miesiąc przed czasem - 22 października. I okazał się prezentem dla całej rodziny od całej rodziny. Kochani, przedstawiamy Wam...

Pusię, naszego nowego domownika.


Tygrys od dłuższego czasu wspominał, że marzy o króliku. Mieliśmy mieszane uczucia. Synuś jest dzieckiem, które boi się zwierząt. Od początku ma kontakt z psiakiem Cioci. Mimo to, po tylu latach bardzo nie lubi, kiedy są na jednej podłodze. Denerwuje się, przeżywa. Baliśmy się, że podobnie będzie z królikiem. Ale któregoś dnia pomyśleliśmy z Tatą Tygrysa, że może warto spróbować. W mojej głowie pierwsza myśl pojawiła się, jak zobaczyłam nowego domownika na blogu Natalii "W naszej bajce". Dumałam i podzieliłam się pomysłem z Mężem. Akurat jego nie trzeba było dwa razy namawiać. I tak trafiliśmy do sklepu zoologicznego mojej znajomej z młodości, więc byłam spokojna, że poradzi nam dobrze. Podzieliliśmy się swoimi obawami, dostaliśmy konkretne odpowiedzi i w szklanym domku zobaczyliśmy go (jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że to dziewczyna). Króliki były dwa, ale Karolina znała już trochę nasze dziecko i wskazała właśnie na tego konkretnego, jako tego spokojniejszego. Wieczorem pogadaliśmy z Tygrysem (wiecie, obowiązki, odpowiedzialność i takie tam) i decyzja zapadła, a na akwarium w sklepie pojawiła się następnego dnia karteczka zarezerwowany. Nie zdziwicie się, jak dodam, że jak tylko zobaczyliśmy królika, przepadliśmy. Następnego dnia odstawiliśmy Młodego na trening, a sami pojechaliśmy po naszego nowego domownika. Wtedy okazało się, że to dziewczyna.


Tygrys i tak był przeszczęśliwy. Choć trochę Go kosztowało, żeby dać Pusi przestrzeń i czas na oswojenie. Tłumaczyliśmy, że z Nim samym było podobnie, że wszedł w relację z osobami, które cierpliwie czekały, a nie wyrywały nam Go z rąk. Doczytaliśmy w sieci, że taki czas oswajania trwa nawet do pół roku. Chłopiec był nieco zawiedziony, ale nie musiał długo czekać, bo Pusielec nie potrzebował tyle czasu i po kilku dniach nas zaakceptował. Pozwala się głaskać, wręcz się dopomina. A daje znak lekko nas podgryzając. Liże nas. Kica po nas. Tu Tygrys ma jeszcze mały problem. Ze względu na swoją nadwrażliwość intensywniej niż my odczuwa kontakt z króliczymi pazurkami. Ale póki co znaleźliśmy rozwiązanie. Przykrywa się kocykiem i pozwala Pusi biegać po sobie i bardzo to lubi. Jak my wszyscy. Bo cała nasza trójka przepadła. Jesteśmy zakochani w Pusiaku. Lubimy, jak jest z nami w kontakcie. Z uśmiechem patrzymy, jak skacze po kanapie i wywija koziołki. Jest niesamowicie szybka, przebiega wzdłuż ścian z szybkością błyskawicy. Jak tylko sięgamy po książkę, królik jest tuż obok i  próbuje ją pochłaniać, ząbkami rzecz jasna, albo zasiada na otwartych stronach i czytamy razem. Na gitarze też chętnie pogra i "poczyta" chwyty. Musieliśmy trochę przeorganizować domową przestrzeń, żeby za dużo szkód nie było, ale w sumie Pusiak szybko się uczy i już za dużo nie gryzie. Z początku miała problem z podłogą, wszędzie mamy panele i terakotę, ale teraz radzi sobie, choć najfajniej jej się biega i kica po kanapie, ma lepszą przyczepność. Przez pierwsze dni skanowała przestrzeń. Najpierw w pobliżu ścian i klatki, potem zapuszczała się coraz dalej, choć nie wyszła poza prostokąt strefy dziennej, w której stoi klatka. Do kuchni jeszcze się nie zapuściła. Upodobała sobie za to miejscówkę przy jednym z okien. Ma tam poduszkę i potrafi na niej przesiedzieć wieczorem nawet z dwie godziny. Jest też niezłym łasuchem. 

Uczymy się życia ze zwierzakiem. Za nami pierwsza wizyta u weterynarza. Pazurki skrócone, dziewczyna odrobaczona. Pani doktor potwierdziła, że to fajny, spokojny królik. Choć po powrocie obraziła się na nas, bo pewnie trochę się przestraszyła, długo nie wychodziła z klatki. Na szczęście jej przeszło. Choć za chwilę znów będzie trudno, bo wyjeżdżamy na cały długi weekend. Dziadkowie będą jedynie dokarmiać i Pusiaka czekają trzy dni w klatce. Przeżywamy tę sytuację, ale wszystko ustaliliśmy zanim królik się pojawił. Mam nadzieję, że nie zafundujemy jej traumy, bo my już chyba mamy.



Kochani posiadacze królików karzełków, wszelkie porady są mile widziane. Życzymy Wam udanego weekendu. My niebawem wrócimy z wrażeniami z wyjazdu do Krakowa. 

8 komentarzy:

  1. Cudownie! Zwierzak to zawsze (pomijając obowiązki) dodatkowy zastrzyk miłości. w temacie pielęgnacji niestety nie pomogę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Tygrys zrobił prezent nie tylko sobie, nam również. Obowiązki nie są kłopotliwe. Tylko musieliśmy trochę przeorganizować przestrzeń, bo to w końcu gryzoń :)

      Usuń
  2. O, nie wiedziałam, że Was zainspirowaliśmy :) Super! Ja królika miałam już wcześniej, w czasach studenckich. Ten nowy ma zupełnie inny charakter, choć jest równie sympatyczny. W ogóle króliki to świetne zwierzątka domowe. Nie przejmujcie się wyjazdem :) Nasz Trufel już zaliczył dwa weekendy u dziadków i wrócił zadowolony. Gryzonie znoszą takie akcje łatwiej niż psy czy koty.
    Bawcie się dobrze w Krakowie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zobaczyłam Trufla, zaczęła we mnie dojrzewać myśl o króliku w naszej rodzinie. Na szczęście wszyscy czuli podobnie. Pusiak jest naprawdę spokojnym zwierzakiem, choć zniszczeń trochę jest :)
      Jesteśmy już po wyjeździe. Przeżywaliśmy tę sytuację, bo trzy dni w klatce to słabo. Dziadek przyjeżdżał tylko, żeby zadbać o jedzenie. Ale królik cały, Dziadek też i nawet specjalnie się nie obraził, zwierzak oczywiście :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Piękny króliczek. U nas jest pies ale dość leciwy i dzieci już się zastanawiają co to będzie jak pies zdechnie. Planują kolejnego a ja od ponad 30 lat mieszkam z jakimś psem i już chyba chciałabym od tego odpocząć… Może więc królik albo jakiś inny mniejszy gryzoń ;-) .
    Super, że wyjazd się udał. Takie prezenty uważam za najlepsze i nie zajmują miejsca w pokoju co ma ogromny plus ;-) . Też je czasem praktykujemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjazd udany. Jesteśmy wielbicielami Krakowa, więc nie mogło być inaczej, choć turystów, jak zawsze za dużo.
      Jak w domu od zawsze był zwierzak, pewnie potem trudno żyć bez. Ja miałam w dzieciństwie chomiki, ale jakieś takie dzikusy. Przez tydzień był pies, ale mama dała nam wybór. Albo pies, albo ona. Wybór był prosty. Mąż kilka dni był posiadaczem psa, który się przybłąkał, ale zaraz przepadł. A dzięki królikowi, po 40 doczekaliśmy się zwierzaka. Także to prezent nie tylko dla nas, my też bardzo się cieszymy.

      Usuń
  4. Slodziak, choc ja jestem raczej "team" pies, ewentualnie kot. ;) Poza tym, tak jak Aaaa, prawie od poczatku wspolnego zycia z M. mamy psa i jestem juz troche zmeczona wiecznym zmartwieniem jak gdzies chcemy wyjechac: "A co z Maya?". A ze im dzieci starsze, tym bardziej nas nosi, to powtarzam, ze kiedy nasza suczka odejdzie na drugi koniec teczy, nie biore zadnego psa az do emerytury. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważaliśmy różne opcje. O psie i kotu również myśleliśmy, ale m. in. ze względu na styl życia, a przede wszystkim usposobienie Tygrysa, padło na królika. Po tych kilku tygodniach wiemy, że to był dobry wybór właśnie dla Młodego.
      A na emeryturze zamierzacie osiąść na stałe? Jakoś mi do Ciebie to nie pasuje? :)

      Usuń