sobota, 4 września 2021

No to w drogę! Tym razem powrotną.

Przyszedł czas, żeby pożegnać się z Krakowem i górami widocznymi na horyzoncie. Przepełniał nas smutek, ale tak, jak pisałam wcześniej, mam poczucie, że wyciągnęliśmy z tych ośmiu dni naprawdę ile się dało. Zobaczyliśmy tyle pięknych, ciekawych miejsc. Dla Tygrysa było to z pewnością niezapomniane spotkanie z historią. A i tak nie wszędzie udało nam się dotrzeć. Żal mi było, że nie dojechaliśmy do Łagiewnik. Niektóre miejsca zapewne z racji na covid były zamknięte. Zdarzyło nam się to w przypadku dwóch czy trzech muzeów, które z dnia na dzień zamknęły się dla zwiedzających, ale na szczęście udało się nam zobaczyć wszystkie z początku naszej listy urlopowej, a nawet dużo więcej. 

Przed nami było prawie 500 kilometrów. Ruszyliśmy po niespiesznym śniadaniu. Tym razem planowaliśmy jechać prosto do domu, zatrzymując się tylko na odpoczynek i posiłek. Ale na trasie było jeszcze jedno miejsce, które za nami "chodziło". Zabrakło nam czasu w drodze do Krakowa, a okazało się, że to muzeum jest otwarte w poniedziałek, co zdarza się niezbyt często. I jak tu nie skorzystać. A jak jeszcze wyczytałam, że jedną z atrakcji jest strzelanie z łuku, to Tygrys był już jak najbardziej za. Niestety postrzelać nie mógł z racji na obostrzenia, ale czekały na nas inne niespodzianki. Choć przyznaję, że nie rozumiem klucza, którym kierowano się przy ich doborze. Spokojnie władze muzeum mogły zostawić to strzelanie. Ale do brzegu, a raczej do szczytu, bo do wspomnianego miejsca musieliśmy przez chwilę wspinać.

Po pokonaniu ścieżki dotarliśmy na Zamek Królewski w Chęcinach. Niesamowite miejsce z pięknymi widokami rozlegającymi się z wież. Na Zamku, który okazał się związany z bliskimi nam Branickimi, przenieśliśmy się w czasie. Klimat średniowiecza przywołują pracownicy muzeum ubrani w rekonstrukcje strojów z epoki. Tygrys w pewnym momencie za symboliczną opłatą (warto mieć przy sobie kilka dwuzłotówek, nam zabrakło i rozmieniając wydaliśmy trochę więcej) zmienił się w króla i zasiadł na tronie. Po chwili już jako rycerz zasiadał na tronie jako rycerz  z mieczem w dłoni. Dla mnie przypadł w udziale fotel czarownicy. Takie to życie matki :) Spacerując po zamku trafiliśmy do skarbca, o który dbają zwiedzający (jak ja nie lubię wrzucania bilonów w różne dziwne miejsca). Spotkaliśmy też więźnia, a raczej szkielet, który z niego pozostał w lochu. Znaleźliśmy się też w sali tortur, ale na szczęście wszystkie członki mamy na miejscu. 






Podsumowując - rewelacja. Do domu Synek wrócił z całym arsenałem. Hełm i miecz z Krakowa, uzupełnił w Chęcinach o topór i tarczę. Strzeż się Podlasie! Rycerz Tygrys przybywa.

3 komentarze:

  1. Gdy wakacje są fajne, to niestety szybko się kończą :) Polska jest piękna i ma tyle wspaniałych miejsc do odkrycia. My też lubimy podróżować po kraju i zwiedzać. Pozdrawiam Was serdecznie. Aldona

    OdpowiedzUsuń
  2. Rycerz Tygrys wygląda na bardzo odważnego! Piękne foty.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamek w Chęcinach chodził mi po głowie ile razy koło niego przejeżdżałam. W końcu ja nie byłam ale syn pojechał w zeszłym roku z dziadkami. Strzelanie z łuku chyba też było niedostępne ale ogólnie bardzo mu się podobało. W czasie tej samej wycieczki obejrzeli też Jaskinię Raj, która też młodemu bardzo się podobała.

    OdpowiedzUsuń