wtorek, 17 sierpnia 2021

W królewskim grodzie

Jesteśmy w domu. Chłopaki urlopują do końca tygodnia. Ja mam za sobą pierwszy dzień w pracy. Powrót nie był aż tak zły. Jestem zmęczona, ale niosą mnie wspomnienia tych wszystkich pięknych chwil, które przeżyliśmy w ostatnim czasie. Do miasta królów wybieraliśmy się już w zeszłym roku, ale pandemia pokrzyżowała nam plany. Na szczęście w tym roku nic nie stanęło na przeszkodzie i ostatnie dni mogliśmy spędzić w królewskim grodzie. A i po drodze zobaczyliśmy kilka ciekawych miejsc.

Najbardziej obawialiśmy się podróży. Tego nieustannego "daleko jeszcze?", które pada zaraz za pierwszym zakrętem na trasie. Muszę przyznać, że Synek był dzielny. Drogę do Krakowa pokonał bez marudzenia, a z przystankami zajęła nam 12 godzin. Powrotna była trudniejsza. Zmęczenie wszystkim dawało się we znaki. Tata co chwilę musiał informować małego podróżnika ile kilometrów i godzin jeszcze pozostało. Pojawił się grymasy, ale do zniesienia. Sytuację ratowała książka - kolejne przygody grzecznego psa i bajki, a ich liczba (dwie lub trzy) świadczy o tym, że tak źle nie było.

A dlaczego Kraków? Tygrys od dłuższego już czasu interesuje się historią, a nie ma chyba lepszego miejsca do przybliżenia dziecku dziedzictwa historycznego i kulturalnego naszego kraju. Przez osiem dni zwiedzaliśmy muzea i kościoły. Spacerowaliśmy wyłapując detale architektoniczne na fasadach kamienic. Podążaliśmy tropem krakowskich legend oraz miejsc i bohaterów z przeczytanych ostatnio książek. Szukaliśmy śladów związanych z ulubionym bohaterem Tygrysa z przeszłości - Józefem Piłsudskim. A że nie samą historią człowiek żyje, odwiedziliśmy m. in. ZOO i kopalnię soli w Wieliczce. Na jeden dzień wyskoczyliśmy w nasze ukochane Pieniny. Poruszaliśmy się autobusami i tramwajami, co stanowi niewątpliwą atrakcję dla Siedmiolatka. Raczyliśmy się lodami i obiadkami u "Babci Maliny". Tygrys dopominał się o inne miejsca do konsumpcji. Zniechęcił się długim oczekiwaniem w pierwszy dzień naszego pobytu, który przypadł na niedzielę.  Ale po obiedzie w restauracji gdzieś w pobliżu zoo (polecanej na jednym  z blogów, zapłaciliśmy fortunę, a niekoniecznie było smacznie, nie licząc kompotu), chciał już tylko do "Maliny". Dla pierogów z mięsem nawet McDonald nie był konkurencją. Bardzo się cieszyliśmy. "Babcia Malina" nie tylko smacznie karmi, ale dla nas to miejsce sentymentalne. W każdym razie lubimy do "Maliny" wracać (do tej na Sławkowskiej). Zjedliśmy tam naprawdę dużo obiadów (szczególnie podczas studiów podyplomowych) i tylko pierogi z owocami okazały się niewypałem. 

Nocowaliśmy w pobliżu Starego Miasta. Zaraz po wyjściu z hotelu otwierał się cudowny widok na Wawel od strony Wisły. Pod hotelem mieliśmy przystanki, ale do samego Rynku mieliśmy naprawdę blisko. Jedynie tłumy trochę utrudniały nam życie. I jeszcze cykliści (ci na rowerach i hulajnogach), którzy rozwijają znacznę prędkości, nie przejmując się pieszymi. Przyznaję, że były chwile kiedy podniosło się nam ciśnienie. Spacer wzdłuż Wisły czy Plantami nie zawsze był przyjemnością. A wracając do hotelu... Pierwsze noce były niezbyt fajne. Pokój, który dostaliśmy nie był przystosowany do dłuższego pobytu, raczej na noc czy dwie. Ale większy problem stanowiło łóżko pojedyncze wciśnięte pod parapet, w który Tygrys dwie noce walił głową. Na szczęście obsługa stanęła na wysokości zadania i dostaliśmy nowy pokój, w którym w komfortowych warunkach spędziliśmy dalszą część pobytu. Nie wiem czy była to rekompensata, czy z pierwszym tak głupio trafiliśmy. W hotelu czuliśmy się w miarę bezpiecznie, choć goście byli z różnych zakątków świata. Chwaliliśmy (i jak się okazało przedwcześnie) organizację śniadania. Do połowy pobytu salę obsługiwała przesympatyczna pani, która dbała o zachowanie zasad - maseczki i rękawiczki jednorazowe przy bufecie. Później pojawiła się inna obsługa i tak fajnie już nie było. Ludzie chodzili jak chcieli, bo jak powiedziała kobieta z obsługi, według niej to jest zbędne. Ok. Ma prawo do swojego zdania, ale na sali reprezentuje hotel, a nie swoją prywatną osobę. A ja chcę  być bezpieczna. Mało mnie bawi, jak widzę dorosłą osobę, która obmacuje dłońmi bułeczki, aż trafi na tą właściwą. Pomijając to, śniadania mieliśmy tak obfite, że były dni, w których Tata Tygrysa ograniczał się podczas obiadu do rosołku. A ja się cieszę, że Tygrys miał okazję uczyć się, jak zachować się w hotelu. Pamiętam, jak sami już jako dorośli pracujący ludzie, trafiliśmy podczas jakiegoś szkolenia do tego samego hotelu i nie mieliśmy pojęcia, jak obsłużyć pewne sprzęty i zwyczajnie nie skorzystaliśmy. Teraz jestem w takim wieku, że nie krępuję się zapytać, ale wtedy młody człowiek, z prowincji, zakompleksiony. Także podróże kształcą na wielu płaszczyznach.


Zapomniałam wspomnieć o pogodzie. Prognozy nie były zbyt optymistyczne, ale Tata Tygrysa przekonał się już nie raz, że jak jedzie ze mną na urlop, to może być pewien, że aura będzie nam sprzyjać. Tak było też i tym razem. Także sugeruję, żeby za rok planować urlop w tym samym czasie, co Tygrysia rodzina. Ostatnie dwa dni były wręcz za ciepłe do tak intensywnego zwiedzania. 

Zwiedzaniu towarzyszyły nieustanne pytania. Budujące to uczucie, kiedy ciągle jesteś dla dziecka źródłem odpowiedzi na wszystkie pytania. W miarę możliwości staraliśmy ich udzielać. Choć sporo było takich, przy których polegliśmy. Nawet przysłowiowy "wujek google" nam nie pomógł. Bo Chłopaka interesowało wszystko na temat mijających nas ludzi. Np. dokąd jadą współpasażerowie w tramwaju? skąd są goście przy sąsiednim stoliku w hotelu? co się wydarzy za 20 minut? I tak bez końca. 

Żałuję tylko, że nie udało nam się spotkać z dwiema rodzinami, które poznałam tu, przez bloga. Pierwsze spotkanie pokrzyżowała nam niestrawność/wirusówka, która dopadła mnie pierwszej nocy. Wyczerpała mnie zupełnie. A drugie, inne okoliczności. Ale wierzę, że kiedyś to nadrobimy.

Ku pamięci zapiszę jeszcze tytuły książek, które udało mi się przeczytać podczas wyjazdu. Kolejne dwie części sagi o rodzinie Petrycych. Czytałam tym chętniej, że akcja osadzona jest w Krakowie na przestrzeni minionego stulecia. Wiele miejsc ze stron książki, mijaliśmy każdego dnia. A Wilkonia od dawna miałam na swojej czytelniczej liście. Jak weszłam do księgarni i zobaczyłam tą książkę za śmieszne pieniądze, wiedziałam, że trafi do naszej biblioteczki. Tym chętniej po wizycie na wystawie rzeźb autora na Wawelu. Mam chrapkę na więcej. 

Książka o Wilkoniu, to nie jedyna nowość, z którą wróciliśmy do domu. Tygrys ma kilka nowych tytułów i dla nas książka to zawsze dobra pamiątka z podróży. Poza nowościami do biblioteczki, Synek przywiózł niemal cały arsenał. Po powrocie żartował, że Jego pokój to zbrojowania. Racja, zbrojownia i biblioteka w jednym.




Podsumowując... Tygrys okazał się świetnym towarzyszem zwiedzania. Żeby nie było, zdarzyły się trudne chwile, ale często wynikały też z mojego gapiostwa, kiedy zapomniałam o jakiejś przekąsce, a dziecko było zwyczajnie głodne. To nasz pierwszy tak długi wspólny wyjazd, więc dopiero się uczę podróżowania z dzieckiem. Ale bardzo się cieszę z tego wyjazdu. Ze wszystkich miejsc, które zobaczyliśmy. Chwil, które przeżyliśmy. Wiem, że i Mąż i Synek też są zadowoleni. Bardzo trudno było nam pożegnać się z Krakowem. Tygrys w przeddzień wyjazdu powtarzał, że chciałby, żeby był dzień, w którym dopiero co przyjechaliśmy. Cóż... Urlop ma to do siebie, że się kończy i pozostaje nam czekać do kolejnego. Mamy marzenie. Czy się uda? Przekonamy się za rok. Wszystko zależy od sytuacji na świecie. Póki co zapisujemy w sercach wspomnienia. A w kolejnych wpisach podzielę się wszystkim miejscami, które udało nam się zobaczyć. Przynajmniej taki jest plan. Pierwszy był inny - bieżące notatki po każdym dniu, ale zmęczenie mnie pokonywało. Mam nadzieję, że teraz się uda.

12 komentarzy:

  1. Cieszę się że się udało wypocząć. Czekamy na relacje 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mieliście odpowiednią pogodę do zwiedzania.
    Póki nie było pandemii, często jeździliśmy do Krakowa, bo to dość blisko od nas. Ale teraz wybieramy kierunki z parkami, gdzie przy okazji syn może wychodzić swoją energię :)
    Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez cały pobyt mieliśmy piękną pogodę. W ostatnie dni nawet za ciepło było. My mamy jeszcze niedosyt Krakowa. Fajnie, że macie tal blisko.
      Uściski

      Usuń
  3. Kochani
    Zasłużony wypoczynek dla Was, dla Synka kolejna ciekawa przygoda z kolejnym nowym miastem😃
    Pozdrawiam serdecznie😊💛🌼
    Zapraszam na nowy post- link nie wyświetla się u Was, znowu😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna przygoda. Szkoda, że tak krótka.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Cieszę się, że się wyjazd udał :D Czytając takie notki zaczynam bardziej doceniać to,gdzie mieszkam... Bo tak na co dzień, to już mi się Kraków trochę przejadł i tęsknię za morzem, górami... Chyba zawsze się za czymś tęskni :)
    Najważniejsze, że Tygrys zadowolony :D Czekam na relację, ciekawa jestem, co Wam się spodobało najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkacie w piękny miejscu. Sam Kraków to ile atrakcji, a okolica, góry... Ach... Musimy grać w totka. Lubimy też miejsce, w którym żyjemy, ale moglibyśmy przenieść się na południe Polski. Tygrys też wyraził takie życzenie.
      Sporo zobaczyliśmy. Trudno wskazać coś konkretnego, bo każdy dzień przynosił coś nowego, pięknego. Postaram się wszystko opisać.

      Usuń
  5. Super wyjazd. Mam nadzieję, że naladowas akumulatory na przyszły rok. Z niecierpliwością czekam na szczegółowe relacje z waszgo pobytu w grodzie Kraka. Jaki hotel wybraliście do nocowania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akumulatory to raczej wyczerpaliśmy :) Ale i tak nam mało. Może uda się jeszcze wtym roku wrócić. Zwykle korzystamy z sieci Ibis. Tym razem również.

      Usuń
  6. Super, że wyjazd był udany. Ja Kraków kocham i jestem szczęściarą, że mam go na tyle blisko by móc jechać pochodzić po krakowskich uliczkach kiedy tylko mi się umyśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udany i to bardzo. A tej bliskości Krakowa zazdrościmy.

      Usuń