I tak to już jest... Jak nie jestem systematyczna to przy mojej pamięci, trudno jest odtworzyć ostatnie dni, a raczej tygodnie. Wśród zdjęć w telefonie tylko książki. Te przeczytane i te warte przeczytania. Taka moja uroda :) O lekturach będzie więcej w naszej serii (nazwijmy ją) "przeczytane w...", ale muszę tu koniecznie wspomnieć o dwóch tytułach, na które czekaliśmy.
Pierwszy, długo wypatrywany, naszego ulubionego pisarza Łukasza Wierzbickiego. "Wokół świata na wariata". Druga nowość, to dzieło naszej blogowej znajomej Rivulet z bloga W naszej bajce... Obie w czytaniu, ciągle (co nie zawsze jest takie oczywiste), a to oznacza, że warto do tych książek zajrzeć. Pan Łukasz to pewniak. Świetna historia, humor i kawał świata. A "Niebieski dom" ciepło, normalność i góry w tle. Czegóż chcieć więcej. Może czytania tej książki w drodze na południe Polski. Tak, z pewnością, ale nie w tym roku. Póki co zapuszczam sobie kolejne płyty z serii "W górach jest wszystko, co kocham" i tęsknię. Za to ta krótka wzmianka o górach sprawiła, że przypomniało mi się, co tam się u nas wydarzyło w ostatnim czasie...
Podjęliśmy decyzję co do urlopu. Jakoś nie mogliśmy się zebrać. Tygrysowi od dawna marzyła się Grecja, efekt fascynacji mitologią i antykiem. Ze względu na wymagania okołocovidowe zrezygnowaliśmy z tego wyjazdu. Obraliśmy kierunek południowy, choć nie góry będą celem naszego urlopu. Całkiem niechcący wyszedł nam taki trochę symboliczny wyjazd. Ten sam kierunek obraliśmy osiem lat temu, nie wiedząc, że nasze dziecko już jest. A teraz razem będziemy zwiedzać te rejony. Ale to dopiero latem. Póki co trwa codzienność, dość intensywna i przyznaję, że jesteśmy już nieźle zmęczeni. Na szczęście okoliczności przyrody sprzyjają i cieszą (choć trochę wysiłku z naszej strony, szczególnie Taty Tygrysa, wymagają). Bociany nad naszym niebem. Pąki na drzewach. Nas osobisty bez.. Kolory w skrzynkach. Pierwszy raz mamy kwiaty wiosenne. Co prawda jakieś takie karłowate, ale i tak radują oczy. Nasionka w skrzynkach. Za chwilę zrobi się tłoczniej w folii. A potem wyczekiwane plony. Jeszcze ta zieleń w różnych odcieniach. I jakby bardziej przejrzyste powietrze, obraz ostry prawie jak po wymianie szkieł w okularach na nowe :)
Majówkę mieliśmy domową. Nie nudziliśmy się. Podwórko i okna wzywały. Mimo zmęczenia udało się wyciągnąć rowery i przejechać się do pobliskiego lasu. I mogłabym się rozczulać nad jego dobrodziejstwami, gdyby nie towarzyszące nam emocje. Pierwsza po zimowym uśpieniu przejażdżka, zniechęcenie Siedmiolatka przez trudności w pedałowaniu, brak cierpliwości Mamy i wiadomo... Działo się. Może wszystkich zwierząt nie wypłoszyliśmy. Niestety emocje muszą wyjść. Nasze Dziecko jest typem najbardziej pożądanym przez system szkolny, ale w domu musi odreagować. Ostatnio dość często, co nie sprzyja dobrostanowi naszej rodziny. Życie... Może świeże powietrze, ruch sprawią, ze trochę emocji znajdzie ujście. Oby...
3 maja wzięliśmy udział w lokalnych uroczystościach. Tygrys był dzielny. Przetrwał wszystkie wystąpienia, montaże słowno-muzyczne i wieńce. Rodzice też (ważne to święto, choć w takich mieścinach jak nasza to festiwal lokalnych polityków) i wszyscy zasłużyliśmy na pierwsze w sezonie lody. A przy lodach rozmowa o tym jakie mamy szczęście, że możemy cieszyć się tym dniem, lodami, wolnością. I co warte odnotowania Tygrys skusił się na inny smak niż waniliowy, albo inaczej - po waniliowym pochłonął jeszcze porcję smerfowego.
Po świętowaniu powrót do codzienności. Swoją drogą, czemu po wolnych dniach człowiek jest jeszcze bardziej zmęczony. Cóż... Wiosna/lato rządzą się innymi prawami. Zaczyna się aktywny czas. Trzeba ogarnąć ogród (choć za dużo metrów nie mamy, sama trawa co chwilę już dopomina się o strzyżenie), a pojechać też gdzieś się chce. Do tego pozalekcyjne aktywności Tygrysa. Dotąd były konie, ale od minionego tygodnia doszły nam treningi (o tym za chwilę). Może uda się wypracować taki system, żeby wszystko pogodzić.
Zadbaliśmy i o inne wypełniacze czasu. Z domu dziadków przyciągnęliśmy ostatni mebel, który chcieliśmy ocalić. Szafę z lustrem. Nie mogę się doczekać, jak stanie w naszej sypialni. Póki co Tata Tygrysa musi poszukać pomysłu na jej odświeżenie. Na szczęście nie jest w złym stanie, czego się spodziewaliśmy, ale wymaga trochę pracy.
Wspomniałam o nowej aktywności Tygrysa. Nie raz pisałam, że aktualną pasją jest piłka. Zaczęła się tuż przed szkołą i trwa. Jesienią Chłopak dopominał się o naukę w jakiejś szkółce, ale to nie był chyba jeszcze ten czas, bo na treningu nie ruszył się od nas. Poza tym, że ma swoje ograniczenia, podejrzewamy, że miał inne wyobrażenie o całej sytuacji. Chciał od razu biegać na boisku, a nie wykonywać ćwiczenia. Obiecaliśmy, że spróbujemy za rok. Okazja nadarzyła się wcześniej. Niektóre szkółki mają treningi na boisku, które widzimy z okna. Tata Tygrysa porozmawiał z trenerem i w któryś z majowych poniedziałków Chłopak stawił się na próbę. Trochę pochwał dostał, ale odstaje od rówieśników. Nie ma podstaw. Chłopaki są o te osiem miesięcy do przodu. Decyzja jest taka, że ruszy jesienią z początkującym zespołem, a póki co pochodzi sobie do wakacji na te treningi. Dla nas nie ma problemu, bo mamy naprawdę blisko. Możemy spokojnie pielić grządki i podglądać Chłopaka na boisku. Przez lornetkę to już zupełnie widać wszystko, jak na dłoni :) Zresztą zerknijcie na zdjęcie... widok na domek z bramki. W tzw. międzyczasie okazało się, że nowej grupy nie będzie. Póki co Tygrys dzielnie chodzi dwa razy w tygodniu na treningi. Trener stwierdził, że jest ambitny i chwali Młodego. Ja z kolei mam poczucie, że przeszkadza na boisku i odstaje. Ale zaufamy fachowcowi, a potem wspólnie coś wymyślimy. Najważniejsze, że Chłopak ma przyjemność z gry, a i my trochę spokojnego czasu na ogarnięcie swoich spraw.
Za nami kolejny wyjazd do Warszawy, przedostatni w tym roku szkolnym. Nie pisałam o wrażeniach na bieżąco, a teraz trudno będzie nadgonić, od lutego chyba. Od września planujemy korzystać z oferty Zamku ponownie, o ile uda się zdobyć bilety. Najgorsze jest to, że te rozchodzą się momentalnie, a potem nie przekłada się to na frekwencję. Ludzie zwyczajnie nie pojawiają się na warsztatach, a tym samy blokują miejsce innym. Mam nadzieję, że uda nam się od września bywać tak, jak i w tym roku szkolnym regularnie. To taka miła odskocznia od codzienności. A poniżej jedna z przepięknych rabatek w zamkowych ogrodach.
Po raz pierwszy uczestniczyliśmy w naszej wsi (i w ogóle) w uroczystości poświęcenia pól. To nowe dla nas doświadczenie. Msza w wiejskiej świetlicy, procesja. I ta specyficzna mentalność. Kobieciny nie wytrzymały i po kolei pytały z którego domu jesteśmy, ale że okazały się całkiem sympatyczne, nie było to uciążliwe. A pola zostały poświęcone solidnie, bo przez całą procesję towarzyszył nam deszcz.
Koniec maja to bez z podwórka dziadków. Dotarliśmy dość późno i już zaczął przekwitać, ale nie wyobrażam sobie maja bez tego pięknego zapachu unoszącego się po domu. Co prawda mamy swoje drzewko, które pięknie pachnie i ciągle się ma dobrze, ale ten dziadkowy przywołuje wiele wspomnień. Sadzony przez dziadka, teraz już zdziczały. I nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze cieszył. Pewnie to kwestia kilku lat i działka pójdzie w obce ręce (o ile spadkobierczynie się dogadają).
Kolejny Dzień Matki za mną. Trudny, bo jak pisałam wcześniej sporo u nas emocji. Te nie są złe, ale sposób ich okazywania już niekoniecznie. Tłumaczymy, rozmawiamy, utulamy, ale momentami tracimy cierpliwość. A emocje nasze i Młodego to już mieszanka wybuchowa. Ale w sumie 26 maja nie był taki zły. Z racji na egzaminy ośmioklasistów miałam wolne, by ogarnąć Tygrysa. Ten miał lepszy moment. Pojechaliśmy na lody, a to cała wyprawa, bo ok. 5 km w jedną stronę. Przy okazji zaliczyliśmy ciacho u Mamy/Babci (to ja, Tygrys dopadł do tv). A najpiękniejsza była trasa w lesie. Te zapachy, dźwięki. Synek był dzielny. Dał radę bez większego marudzenia na swoim małym dwukołowcu.
Zapomniałabym o jeszcze jednym święcie, piłkarskim. Z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka moi Mężczyźni wybrali się na mecz. 13 mają w piątek. Obaj marzyli o takim wypadzie. Czekaliśmy na odpowiedni moment dla Tygrysa. Obawialiśmy się, jak zniesie hałas. Dała radę, choć nie poziom decybeli okazał się najgorszy. Raczej repertuar kibiców. Młody dość mocno przeżywał ten mecz, bo nie za bardzo lubi klub gospodarzy, raczej ten drugi. Martwił się, że nie będzie potrafił stonować swoich reakcji. Obawialiśmy się, że zbyt żywiołowa radość z bramek Legi, może nie spodobać się kibicom Jagi. Dziecka raczej nikt by nie ruszył, ale gorzej z Jego Tatą. Na szczęście Chłopaki wrócili cali i zdrowi, a ja miałam czas na spotkanie z przyjaciółmi, a nawet chwilę w babskim gronie, choć nie do końca, bo w towarzystwie pewnego uroczego Dwulatka.
Wpis, jak sugeruje tytuł, miał być o dniach na przełomie kwietnia i maja. Tymczasem trochę mi zeszło, więc cały maj się załapał. Piękny to miesiąc. Pachnący bzem. Smakujący pierwszymi truskawkami (i pierogami ruskimi Taty Tygrysa :). Zielony i kolorowy jednocześnie. Tylko co roku jakoś tak szybko mija. Do tego pogoda nas nie rozpieszczała. Tym bardziej cieszył każdy ciepły dzień. Posiłek na tarasie. Każda posadzona roślinka przebijająca się przez ziemię i wyciągająca ku słońcu. Za chwilę będziemy cieszyć się pierwszymi plonami i smakami lata. Mam nadzieję, że uda mi się tu jeszcze wskoczyć zanim na dobre się rozgości.
U nas teraz zaczął się okres małego buntu i przedrzeźniania, czego nie cierpię. Staram się spokojnie do tego podchodzić, ale mężowi coraz bardziej żyłka skacze. Synek za to doskonale wyszkolił się w tym kiedy i jak do kogo się zwraca. Normalnie mały spryciula. Przynosi mi kwiatki, do cioci się przytula, babci powie jakieś miłe słówko, hehe, a tatę i dziadka omija szerokim łukiem jak chce broić.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wspaniałego czerwcowego czasu :)
Fajny wiosenny czas za wami a jeszcze fajniejszy wakacyjny przed wami – ja też już nie mogę się doczekać. Nasze wakacyjne plany też ewoluowały i ostatecznie pierwszy raz od dawna (czyli od COVIDA ;-) ) będzie bardzo daleko – już przebieram nóżkami i mam ochotę pakować plecaki żeby stały i czekały na ten dzień.
OdpowiedzUsuńNową książkę pana Wierzbickiego muszę „zdobyć” (może jest już w bibliotece?) – ten autor to pewniak dla starszaka. Niebieski dom też mamy ale czeka spokojnie na swoją kolej bo po urodzinach stosik książek całkiem spory a ta nie jest priorytetem mojego dziecka (chociaż mnie paluszki świerzbią bo zapowiada się fajnie). Nie wiem jak dużo zależy tu od autorki ale myślę, że audiobook z tą serią sprawdziłby się u nas idealnie w wakacje. Może taka mała sugestia do wydawcy bo wiem, że autorka czasem u Ciebie bywa ;-) .
8 lat to z jednej strony dość późny wiek na rozpoczynanie przygody z piłką – wielu chłopców zaczyna w wieku 3-4 z drugiej do drużyny mojego syna co jakiś czas przychodzą nowe dzieci, które nigdzie wcześniej nie trenowały i są takie, które po kilku miesiącach treningów całkiem dobrze sobie radzą. Piłka w tym wieku to nie jest wielka filozofia ;-) . Jak macie blisko boisko to może są tam latem jakieś półkolonie piłkarskie?
Za to córka wyraża chęć jeżdżenia na koniku – chyba musimy się wybrać na rekonesans do pobliskiej stadniny.
Miłego czerwca. Oby do wakacji i urlopu – to zawsze jakiś oddech w codziennej bieganinie
Trochę spóźniona, ale jestem i czytam :) Dziękuję za podpowiedź, przekażę wydawcy ;) Pozdrawiam!
UsuńKsiążek nie czytałam, przez Ciebie proponowanych. Ale nic straconego😉📘📖
OdpowiedzUsuńPierogami ruskimi chętnie się poczęstuję😀🥟
Dla Ciebie i bliskich moc serdeczności zostawiam💚🍀🌺🤗🌞
Nie sposób przeczytać wszystkich książek, zwłaszcza, że i inne aktywności wciągają.
UsuńNa ruskie mężowskie zapraszam, najlepsze.
Uściski
No proszę, przeczytałam tą notkę już dawno i zapomniałam napisać – ogromnie się cieszę, że "Niebieski dom" się podoba! Ciekawa jestem, czy jeszcze bardziej Tygrys doceni "Morskie bałwany", wydają mi się bardziej chłopięce i wypełnione drobnymi przygodami :) No ale dzieci były ciut starsze, gdy je pisałam. W ogóle im są starsze, tym kolejne książki mi trochę bardziej zwariowane wychodzą, a z drugiej strony dotykają poważniejszych tematów.
OdpowiedzUsuńAle to zaszczyt, zawitać w Waszym domu w formie książkowej ;D
Ściskam Was mocno! Dobrych wakacji!
Tak sie lenilam z komentarzami (ale to u wszystkich, naprawde!), ze czerwiec dobiega juz konca i rok szkolny minal. Moze wiec wspomnisz juz konkretniej o tych wakacyjnych planach? ;)
OdpowiedzUsuńTym, ze Tygrysek odstaje od kolegow z druzyny, nie przejmuj sie. Wiele dzieci zaczyna uprawiac konkretne sporty bardzo wczesnie, wiec wiadomo, ze beda sobie radzic duzo lepiej. Dzieciaki sa sprawne i szybko nadrabiaja, Tygrys tez nadrobi. Nik w druzynie rekreacyjnej byl jednym z lepszych zawodnikow, a w tej ligowej tez wyglada jakby pierwszy raz gral w pilke. :D Tyle, ze on zawsze mial jeden trening i jeden mecz w tygodniu, a tamci maja dwa treningi (i to dluzsze) i po dwa mecze. Nie ma wiec bata, musza byc sprawniejsi.
Czekam na Wasze wakacyjne opowiesci. :)