środa, 28 października 2020

Maciupinka. Książki mego dzieciństwa #5

Przed trzema lata popełniłam kilka wpisów z serii "Książki mego dzieciństwa" (ZAPRASZAM). Podzieliłam się tytułami, które zapadły mi w pamięć i które mamy w domowej biblioteczce. Sporo się zachowało, kilka wiedziona sentymentem kupiłam dla Tygrysa. Miałam zamiar dzielić się tymi tytułami tu na blogu kontynuując cykl, ale wiadomo... brak czasu robi swoje. Ostatnio za sprawą książki Barbary Gawryluk "Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów"  chętnie przenoszę się w lata dzieciństwa, a towarzyszy mi w tym Tygrys. Choć muszę się przyznać, że minęło trochę czasu zanim dał się wciągnąć w książeczki z czasów dzieciństwa swoich rodziców i dziadków. Inny język, niezrozumiałe dla obecnego Pięciolatka realia. Mniej krzykliwa i kolorowa szata graficzna. Teraz podczas wieczornego czytania zawsze mamy tytuł 40+ lub około tego. Aktulanie towarzyszy nam Plastuś. 

Z wielką przyjemnością sięgam po książki z metryką równą mojej lub starszą. Wydawało mi się, że zwsze dużo czytałam, ale wielu książek nie pamiętam/nie znam. I w sumie się nie dziwię. Okres powojenny, jakkolwiek trudny w naszej historii, to bogactwo literatury dla dzieci. Nieprzebrane. Różnorodne i piękne. Może mniej barwne, co niejednokrotnie podyktowane było przyczyną niezależną od ilustratorów, ale przez to bardziej subtelne, tajemnicze. Do tego prezentujące różne techniki plastyczne. Chciałabym napisać o wielu książkach sprzed lat. To niemożliwe. Za dużo ich było, a czasu jakby mniej. Ale raz na jakiś czas postaram się podzielić tytułem, który szczególnie mi się spodobał, albo zapadł w pamięć. Mam tylko nadzieję, że od tego wpisu nie miną kolejne trzy lata :)

Sporo ciekawych i pięknych historii przeczytaliśmy z Synkiem w ostatnich miesiącach. Pewnie wybór prawie Sześciolatka byłby inny (obstawiam Cudaczka Wyśmiewaczka), ale mi szczególnie spodobała się książka Jerzego Ficowskiego "Maciupinka". Starsza ode mnie dekadę (pierwsze wydanie miało miejsce w 1969 r.). Niewielkich rozmiarów, ale kryjąca w sobie niezwykłe piękno. W języku i obrazie. 


Przy Alei Róż 40 
żyła sobie w pewym mieście
Maciupinka - mał duszek

Ów mały duszek to biedronka, która postanowiła wyruszyć w świat, a raczej uciec z domu. Postanowiła i tak też uczyniła. Chciała dotrzeć na Dziki Zachód. Po drodze poznaje niezwykłych mieszkańców łąki. Tych przyjaznych dla małych duszków i tych niekoniecznie, stąd przy lekturze towarzyszą nam różne emocje. Przeżywamy chwilę grozy, kiedy biedroneczka umyka przed drapieżną ważką, która chce jej usprawnić podróż przewożąc w sowim brzuchu czy spotyka rzekotkę, która na szczęście woli bardziej wytrawne smaki. Jednak przez większą część podróży nie schodzi nam z twarzy uśmiech. Wszystko za sprawą zabawnych skojarzeń Maciupinki związanych z nazwami spotykanych stworzeń. Pazia królowej biedronka przegania do pałacu, by służył swej królowej. Spotykając pawie oczko myśli, że jest w Krakowie. Ubolewa nad bezbarwnością kapustników bielinków. Z admirałem zamierza wybrać się w rejs, a z żałobnikiem smucić. Z kolei innego motyla o nazwie szachownica, bierze za ogłoszenie. Koniec konców wraca do swojego domku pod różanym dachem dzięki uprzejmości chrząszcza wałkarza i...

obiecuje swej rodzinie,
że już nigdy im nie zginie,
że wśród swoich pozostanie,
by pomagać w domu mamie
i że pozna świat w podróżach,
gdy już będzie całkiem duża". 





Przyznam się, że nie mogłam doczekać się wieczoru, kiedy w naszym stosiku znalazła się "Maciupinka". Rzadko kiedy mam tak estetyczną przyjemność czytając utwór rymowany dla dzieci. To słowo, a do tego jeszcze obraz. Ilustracje autorstwa Józefa Wilkonia po prostu zachwycają. Choć artysta korzystał z różnych technik malarskich (tusz, piórko, akwarela, gwasz, tempera), przywołują na myśl grafiki. Ciekawa jest też podłoże, którego używał Wilkoń. Ekspedientki w sklepie spożywczym odkładały worki po cukrze. I tak papier workowy stał się bazą do pięknych ilustracji. 

Aż mi szkoda, jak patrzę na terminatkę w naszym bibliotecznym egzemplarzu. Ostatnie pieczątki pochodzą z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych, a potem nic. Dopiero nasza w 2020 r. Żal, że tak piękna książka ponad trzydzieści lat stała sobie na półce. Cieszę się, że mogliśmy ją odkurzyć i może tchnąć w nią nowe życie. 

Znacie "Maciupinkę"? A może jakieś inne tytuły zapadły Wam w pamięć? 

Maciupinka
autor: Jerzy Ficowski
ilustracje: Józef Wilkoń
Krajowa Agencja Wydawnicza 1974 r.
RSW "Prasa - Książka - Ruch"

10 komentarzy:

  1. Właśnie wczoraj wieczorem pisałam na jednych z blogów, że uwielbiałam "Zaczarowaną zagrodę". A jeszcze wcześniej mama mi czytała książeczki z serii Poczytaj, mi mamo. Najbardziej lubiłam Chcę mieć przyjaciela (Wawiłow) i udało mi się niedawno ją kupić w starym wydaniu. I oczywiście lubiłam baśnie i legendy z serii ze Skrzatem.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zaczarowana zagroda" chodzi mi po głowie. Na pewno czytałam, ale słabo pamiętam. Dopisuję do listy :) A "Poczytaj mi mamo" to już klasyka, ale Tygrys jakoś nie rwie się do tej serii. Muszę zrobić kolejne podejście.
      Wzajemnie

      Usuń
  2. Książki, którą opisujesz nie znam. Z „książek mojego dzieciństwa” pamiętam serię Poczytaj mi mamo. Kilka egzemplarzy ostało się jeszcze w rodzinnych archiwach ale moim dzieciom jakoś nie przypadły do gustu. Nie ta narracja, nie ta stylistyka ilustracji. Synkowi kupiłam kiedyś zbiór opowiadań z serii „Moja książeczka” (taka z kotem w butach) ale właściwie tylko opowiadanie Bahdaja „Pilot i ja” wzbudziło jego zainteresowanie. Z innych książek jak już Ci kiedyś pisałam zaliczyliśmy klapę z Muminkami, Kubuś Puchatek też nie stał się jego wielkim przyjacielem ☹ . Na półkach czeka jeszcze trochę takich „starych” lektur (np. Pinokio albo Klechdy sezamowe ale jakoś nie możemy się za to zabrać). Przegrywają z nowszymi tytułami. Ze „staroci” jedynie Astrid Lindgren jest u niego w cenie 😉 . Mamy nawet mój egzemplarz Pippi. Może kiedyś uda mi się zainteresować go Panem Samochodzikiem, którego uwielbiałam albo obawiam się, że to już nie to pokolenie.
    Z moich książek mam jeszcze rewelacyjne wydanie wierszy Brzechwy z rysunkami Bohdana Butenko – ostatnio wertowany namiętnie przez moje dzieciaki i już się kompletnie rozpada.
    Jak lubisz takie stare książki a do tego „rymowane” to spróbuj poszukać w bibliotece książki „Cudowna broda szacha”. Moim zdaniem bardzo mądre teksty a do tego świetne ilustracje (chociaż raczej nie w guście dzisiejszych dzieci). Nawet jeśli Tygrysowi się nie spodoba to Ty będziesz miała ucztę czytelniczą 😊 .
    Liczę, że może córka przejmie trochę „moich” książek – mam dla niej odłożoną całą Anię z Zielonego Wzgórza, Małą księżniczkę, Alicję w krainie czarów i pewnie jeszcze trochę dziewczyńskich tytułów znajdzie się na strychu u dziadków.
    Lepiej szło nam z bajkami animowanymi – Miś Uszatek, Kot Filemon, Reksio, Bolek & Lolek długo byli ulubieńcami synka. Teraz niestety już przegrywają z Psim Patrolem, Maszą i Tomem & Jerrym. Córka niestety ogląda razem z bratem więc ma już całkiem "dorosły" repertuar w tym zakresie (no może poza Peppą). A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak piszesz... nasze dzieci są przyzwyczajone do innych książek. Innych ilustracji. Kolor wygrywa z delikatnymi rysunkami piórkiem, choć widzę, że Młody się powoli przekonuje. Póki mam jeszcze wpływ na dobór lektur, podsuwam to, co sama uważam za wartościowe. Czasem się sprawdzi, czasem nie. Czasem sama zamówię jakiś chłam, ale jak już jest w domu, nie ma opcji, żeby nie przeczytać, co w sumie nie jest takie złe, bo pozwala wyrobić własne zdanie.
      Kubusia Puchatka Tygrys lubi, choć zna tylko wersję Chotomskiej. Muszę wypożyczyć oryginalne. Lindgren bardzo lubi, poza Karlssonem.
      Do "Szacha" sięgniemy jeśli tylko znajdzie się w bibliotece.
      Co do animacji... Tygrys mało ogląda (20 minut w sobotę), a jak ma już coś wybrać wyboera bajki, o których chłopcy mówią w przedszkolu. Ostatnio Lego Ninjago, ale wolę to niż Avengersów. Ale był czas, kiedy chętnie sięgał po Misia Uszatka. Ostatnio tatę z dziadkiem wzięło na wspomnienia i puścili Wilka i zająca, to Chłopak bardzo się ubawił.

      Usuń
  3. Przypomniało mi się - jest chyba jedna książka, którą udało mi się "zarazić" dzieci (oba) - Koziołek Matołek - lubią oboje. Mamy jeszcze moje egzemplarze :-) .A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja mam swoje egzemplarze, ale Tygrys wystraszył się jakiejś historii puszczanej z winyla i póki co nie chce czytać Koziołka.

      Usuń
  4. Tej książeczki nie znam. Faktycznie piękne ilustracje. Moje dzieci już jednak za duże na takie rymowanki.
    Plastusia poznały i się spodobał:) Zaczęliśmy czytać "Karolcię". Ja z dzieciństwa pamiętam - "Bajarka opowiada". Nawet zachował się mój egzemplarz i przywiozłam go tu do UK:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te ilustracje mogłabym mieć na ścianie.
      Tygrysowi spodobała się pierwsza część "Plastusia", drugą męczymy, bo niby Mu się nie podoba, ale chce wiedzieć, co dalej. "Bajarka" to ulubiona książka Taty Tygrysa z dzieciństwa, mamy ten egzemplarz, ale póki co Tygrysowi nie podszedł. Potrzebuje jeszcze chwili.

      Usuń
  5. Książki z dzieciństwa, ech wspomnień urok i czar📚📖😘 muszę sobie poprzypominać tytuły🤔
    Pozdrawiam najserdeczniej, zdrówka i uśmiechu życząc🍁🍂🌻🌞🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak... Wspomnienie dzieciństwa. Sporo było pięknych książek.
      Pozdrawiamy i my

      Usuń