piątek, 17 kwietnia 2020

Wielki Tydzień i Zmartwychwstanie

Trwamy w Oktawie Wielkanocny. Radujemy się ze Zmartwychwstania Pana na przekór temu, co dzieje się wokół. On pokonał śmierć. Zdeptał wszystko, co nas od Niego oddziela. Wystarczy otworzyć serce, uwierzyć, przyjąć Go do tej naszej trudnej codzienności. 

Wielki Tydzień był dla mnie zawsze szczególnym czasem. Pamiętam okres szkoły podstawowej i uczestniczenie w nabożenstwach Triduum Paschalnego na dworze przy okropnym mrozie. Później liceum i studia, całonocne czuwania. Lata małżeństwa i wspólne z jeszcze nie Tatą Tygrysa świętowanie w naszej białostockiej parafii, gdzie naprawdę czuło się ducha wspólnoty. Wreszcie jakże inne świętowanie z Tygrysem, niemożność uczestnictwa w liturgii Triduum Paschalnego. Dopiero rok temu, Trójką braliśmy udział w celebracji. To było niesamowite doświadczenie, choć przerywane nieustannymi pytaniami wtedy 4,5 latka. W tym roku czekaliśmy na ten szczególny w roku liturgicznym czas. Udało nam się wspólnie rozpocząć Wielki Post Eucharystią w Środę Popielcową. Celebrować domową Drogę Krzyżową, a potem jak dla wielu z nas rozpoczął się Wielki Post, jakiego nikt z nas nie mógł się spodziewać. Trudny, ale przeżyty chyba głębiej niż kiedykolwiek. Chyba w całym swoim życiu nie uczestniczyłam w tak wielu nabożenstwach Drogi Krzyżowej. Nie spędziłam tyle czasu nad Słowem, sama i z Tygrysem. Nasz dom, nasza rodzina stała się prawdziwym domowym kościołem. Czekaliśmy na Wielki Tydzień, zastanawiając się, jak to będzie, ale przyjumując z pokorą całą sytuację. Staraliśmy się, jak mogliśmy by dobrze przeżyć dany nam czas. Pewnie mogliśmy jeszcze lepiej, ale jesteśmy tylko ludźmi. Przez cały tydzień, jak i w poprzednie dni, prowadził nas zespół Mocnych w Duchu. Dzień po dniu. Dzięki przygotowaniom w programie, łatwiej nam było przygotować Tygrysa i nas samych na Zmartywchwstanie. Tworzyliśmy dekoracje i symboliczny grób Pański, który towarzyszy nam nadal. 








Powstał kącik duchowości, który pewnie w nieco zmienionej formie, zagości w naszym domu na stałe. 


Bardzo wzruszająca była dla nas Niedziela Palmowa. Z zeszłoroczną palmą (lubię działać plastycznie, ale palma i wszelkie dekoracje np. na koszyczek wywołują we mnie wewnętrszny opór) obchodziliśmy cały dom. Później kolejne emocje przy liturgii Wielkiego Czwartku. Obmycie nóg przez głową rodziny, tą starszą i młodszą, a jakże.



Poranek Wielkiego Piątku ostatnia w tym Wielkim Poście rodzinna Droga Krzyżowa poprzedzona trudnym czasem. Nawałem złych emocji, nerwów, wzajemnych żalów. Jak się dzieje dobro, ktoś próbuje przeszkadzać. W ciągu dnia poczynania w kuchni. I wieczorem celebracja krzyża w naszej domowej rodzinnej świątyni.



Do tego wypieki (w zasadzie jeden, moja ulubiona babka drożdżowa) i malowanie jaj. Pierwszy raz malowaliśmy jajka w łuskach od cebuli. Wyszły piękne. Jakże człowiek docenia takie drobiazgi. Tę myśl Taty Tygrysa, który jeszcze przed pandemią postanowił zbierać łupinki.




I Wielka Sobota. W zasadzie było wszystko, co najważniejsze, tylko inaczej. Błogosławieństwo pokarmu. Wigilia Paschalna, pełna radości i łez wzruszenia. A w ciągu dnia przesadziliśmy domowe kwiaty, bo nie mieściły się w doniczkach. 





Wreszcie noc, podczas której wszystko w naszym życiu może ulec zmianie i niedzielny poranek. Pusty grób. I radość ze Zmartwychwstania. 


Rodzinne świętowanie. Przy skromnym stole, za to bez dolegliwości żołądkowych. Z wdzięcznością za pomidora, który dawno u nas na stole nie gościł. A przede wszystkim za Dziadka Tygrysa, który nie boi się takich sprzętów jak laptop, dzięki czemu mogliśmy wspólnie zasiąść przy świątecznym stole. Nawet mamy zdjęcia ze wspólnego świętowania. Z tego, co czytałam, nie byłam odosobniona w pragnieniach, żeby któreś święta spędzić w domu. Bez ganiania od stołu do stołu. Decydowania, u której mamy w tym roku spotkamy się na śniadanie, a u której w poniedziałek. Dostałam, co chciałam, ale czy było warto? A skoro Wielkanoc to nie mogło zabraknąć bitwy na jajka. 


A Tygrys odegrał świąteczny koncert na tarasie.



I leniwy poniedziałek. Tygrys się trochę zdenerwował, ale pierwszy raz rodzice urządzili sobie popołudniową drzemkę. Z jednym okiem otwartym, bo Chłopak co chwilę coś chciał, wiadomo. Jak zwykle towarzyszyły nam książki i gry. A Mamie jeszcze kocyk, bo wyjątkowo tego dnia nie mogłam się dogrzać.


To był naprawdę dobry i piękny czas. Mimo wszystko. A radość ze Zmartwychwstania pielęgnujemy nadal, o czym w podsumowaniu kolejnego tygodnia. 

10 komentarzy:

  1. Pięknie! Wiesz, w Twoim pisaniu czuje się dobro. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale fantastyczne prace wow jak zawsze pięknie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieliśmy dobrych nauczycieli. Zachęcamy do oberzenia programu.

      Usuń
  3. Pięknie przeżyty czas. Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam wrażenie, że jakoś BARDZIEJ, głębiej i jeszcze bardziej ŚWIADOMIE te Święta przeżyłam.
    A nabożeństwa z Ojcami Remim i Jackiem pełne były wzruszeń. To był niewątpliwie dobry czas :)...pomimo wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry i oby te doświadczenie zostało z nami na dłużej.

      Usuń